Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a szkoła/studia


anyway

Rekomendowane odpowiedzi

 

Dziś mam psychologa, niebawem psychiatrę. Jednak ta kobieta trochę mnie traktuje jakbym była dziwna, nie ma profesjonalnego podejścia do sprawy. Myślę nad jej zmianą.

Rodzice mnie nie rozumieją. Mama wciąż powtarza "Tobie nie jest potrzebny psycholog" a tata dodaje "tylko porządne lanie"

Sami widzicie jaką mam sytuację. Nie mogę podejść do mamy i powiedzieć: hej mamo, mam problem. Od miesiąca nie chodzę do szkoły, piszę sobie sama usprawiedliwienia, bo się boję.

Dostanę tylko za to szlaban i lanie.

 

emme_4, tak mój syn od roku prawie chodzi na wizyty do psychiatry,bierze leki antydepresyjno-lękowe, był raz na wizycie u psychoterapeutki ale podobnie do Twojej była nieprofesjonalna i więcej pójśc nie chciał.

 

Dobrze by było gdybys jak najszybciej zmieniła psychoterapeutkę i odwiedziła dobrego psychiatre, dobrze dobrane leki pomagają "ogarnąć" strach i lęki. Nie wiem co radzic w temacie porozumienia z rodzicami :? , nie rozumiem ludzi którzy "nie widzą" że ich dziecko ma problem :bezradny:

Co do zmiany szkoły to lepiej abys to dobrze,na spokojnie przemyślała..moze podczas świąt? Wydaje Ci sie ze w nowej szkole "dostaniesz" nową szansę, ze będzie łatwiej i lepiej ...ale to nie prawda...wiem coś o tym,zmiana szkoły nigdy nie przynosi oczekiwanych rezultatów ,bo to nie szkołę trzeba zmienić tylko TY powinaś zmienić swoje nastawienie do szkoły,powinnaś dowiedziec sie (na psychoterapii ) co powoduje ze tak sie stresujesz,jak sobie z tym radzić itp.

 

-- 15 gru 2011, 19:56 --

 

Sorrow,tak masz racje ,brak światła jest tu bardzo kluczowy ...Zauważyłam ze w domach gdzie sa małe okna i oszczędza sie na oświetleniu ludzie są smutniejsi ...Zauważyłam równiez ze w zimie ,gdy swieci ostre słońce ,mimo krótkich dni, nastrój jest zdecydowanie lepszy niz w listopadzie np;zresztą listopad to "najgorszy" od względem nastroju miesiąc :evil: Tak wiec zapalajmy światła i doświetlajmy sie spacerując w wolne dni.

btw, w kazdy weckend wyciągam syna na przerózne wycieczki ,aby pobyc na dworze, wtedy ma ciut lepszy nastrój 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj jak to czytam , to nie dobrze mi się robi, jakbym czytał o sobie:((

 

Mimo brania antydepresantu w zwiększonej dawce nadal nie mam na nic ochoty, musiałem wziąć urlop dziekański żeby mieć czas i pogodzić wszystko jako tako:( jedyne co sprawi mi przyjemność to praca w jednej z firm ale to tylko w weekendy.

 

Rano nie mogę wstać, coś okropnego. A jutro muszę wstać bardzo wcześnie:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do zmiany szkoły to lepiej abys to dobrze,na spokojnie przemyślała..moze podczas świąt? Wydaje Ci sie ze w nowej szkole "dostaniesz" nową szansę, ze będzie łatwiej i lepiej ...ale to nie prawda...wiem coś o tym,zmiana szkoły nigdy nie przynosi oczekiwanych rezultatów ,bo to nie szkołę trzeba zmienić tylko TY powinaś zmienić swoje nastawienie do szkoły,powinnaś dowiedziec sie (na psychoterapii ) co powoduje ze tak sie stresujesz,jak sobie z tym radzić itp.

 

Przemyślałam to dokładnie. Mój problem ciągnie się już od 3 miesięcy... Niestety. Moja szkoła należy do jednych z najlepszych w Poznaniu; wysoki poziom, wyścig szczurów, piętno gorzej uczącej się osoby... Wielu jej uczniów chodzi do psychologów, psychoterapeutów, psychiatrów. Jednak niewielu z nich decyduje się na zmianę szkoły... Mimo że to tutaj wszystko się zaczęło. Ja czuję tak paniczny strach na myśl że mam tam spędzić jeszcze jedną chwilę... Nawet nie wiem czy mam siłę iść na wigilię klasową. Jestem przerażona tą wizją, mimo iż rozumie mnie np. wychowawca. Ale reszta nauczycieli - niestety nie.

Poza tym przez jedną nauczycielkę cała moja depresja i fobia szkolna się zaczęły. Gdy tylko pomyślę że miałabym ją jeszcze raz zobaczyć...

Nie wiem, co zrobię, jeśli rodzice mnie zmuszą do chodzenia do szkoły przez te następne kilka dni. Jeśli w ogóle odkryją że nie chodzę. Ucieknę, a jeżeli ktoś mnie będzie pilnował... Nie wiem, ale po głowie chodzą mi same czarne myśli... :why:

Nienawidzę tej szkoły. Ona zniszczyła prawdziwą mnie - wesołą i miłą dziewczynę, a w to miejsce postawiła dziewczynę z depresją i nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem na studiach i gl moj problem to odnalezienie sie w grupie, nie mam z tymi ludzmi o czym gadac. siedze sama, bo wszyscy sie sparowali, a ja nie mam z kim. jest mi tam ciezko. zostalam przez nich odrzucona, chodzenie tam to koszmar. no a nauka-srednio, jak nasila sie depresja, to jest zle, jak idzie w norme to lepiej, no i zle jak sa leki i niepokoj, boje sie autobusem tam jechac lub isc przez miasto. chwilowo opanowane, ale bywalo ciezko. najgorsze sa dla mnie tlumaczenia-jestem na filologii. ciezko mi sie skupic nad tekstami i przekladac. srednio 1-2 str zajmuja mi ok 4h. no a teraz mam projekt na 20str i nie umiem go zrobic. przeraza mnie ilosc, zle mi sie mysli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja głupia poszlam do dziekanatu i powiedziałam ,ze zawaliłam semestr bo mam depresje nie wiem czemu to powiedziałam ale po co miałam kłamać?Może byłam zbyt szczera i że chcę powtarzać rok juz po raz drugi.Pani wydawała się wydawać miła i powiedziała ,że ok ,że to choroba jak każda .Niestety jak poszłam nastepnym razem to usłyszałam :,,miała pani taki zapał a teraz co rok w plecy no no '' co miałam jej powiedzieć że ostatnie 2 miesiące nie miałam siły się podnieść i tak naprawdę narazie mam wszystko gdzieś.Dziekan podobnie obydwoje stali nade mna i marudzili jak to znów narozrabiałam i że to już ostatni raz mogę się odwołać .Mało sie tam nie popłakałam.Pani jeszcze dodała no ja to juz się zajmuję ludzmi z ostatniego roku a tu ja jeszcze ich nachodzę z powtarzaniem roku :-| .Tak ostatnimi czasy patrzę tylko jak inni coś osiągają a ja walczę ,żeby tylko się nie poddac :oops::oops::oops::oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie się jakimś cudem udało nie zawalić studiów a było mi okropnie ciężko, nie byłam w stanie się uczyć, dojechać na zajęcia (wstanie z łóżka było prawdziwym wyczynem, jak myłam zęby to myślałam że umrę), miałam poprawki egzaminów, ale teraz zrobiłam sobie rok przerwy na jednym kierunku, aby się jakoś ogarnąć. Tak trochę mi żal, bo miałam początkowe dobre oceny a później taka porażka ciągnąca się prawie dwa lata. Teraz kiedy się leczę mam nadzieję że będzie lepiej, że mnie ten koszmar już nie spotka. Z niecierpliwością czekam na rozpoczęcie nowego roku akademickiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co miałam jej powiedzieć że ostatnie 2 miesiące nie miałam siły się podnieść

 

Właśnie tak i zapytać czy doświadczyli kiedyś poczucia totalnej niemocy. Jeżeli nie, to jeszcze wszystko przed nimi.

 

-- 13 sty 2012, 20:23 --

 

Stosunek władz szkół/uczelnie do depresji i tym podobnych problemów jest dość ignorancki i uwłaczający. Te ich oczekiwania że nam zaraz przejdzie...

 

Ludziom wydaje się, że to przeziębienie albo stan zapalny: weźmiesz odpowiednie leki i wyzdrowiejesz. Głupota.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do mnie dotarło dziś, że mam 2 poprawki na studiach (studiuję germanistykę). Choć bym nawet uczyła się fonetyki i gramatyki ja nie wierzę w to, że to zaliczę. Siedząc na uczelni mam jeszcze gorszego doła niż jak w domu.

A obie baby u których mam poprawki są wredne. Dadzą za mało czasu na napisanie sprawdzianu a ja jestem taką osobą, że długo myśli i więcej czasu potrzebuje. Albo jak ja chcę coś powiedzieć i zaczynam to przerywa mi się wypowiedż.

Chcę zrezygnować z germanistyki ale rodzice się na to nie zgadzają. A ja nie widzę się w roli tłumacza i nie chcę nawet pracować w takiej pracy.

Mam ciągle doła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja już nie mam pojęcia, co zrobić... Przez dwa tygodnie nie było mnie w mojej "extra-szkółce"... Same zaległości, pewnie kilka zagrożeń, nieklasyfikacji i po mimo dosyć dobrego (jak na mnie) dzisiejszego samopoczucia wciąż się zadręczam, jak dam radę tam iść po feriach... :why::why: Nie jest dobrze... A może nawet fatalne. :( No cóż... Zupełnie nie mam pojęcia, co zrobić, aby ci "biurokratyczni" nauczyciele(bo w tych latach ciężko znaleźć nauczyciela z pasją) zrozumieli, czym są problemy natury psychicznej, czyli depresje, nerwice. Nie widzą innego pojęcia od choroby fizycznej... Co tu począć... :bezradny: Dla czego ja mam odpowiadać za swój brak chęci do życia, za to, że ciągle się trzęsę i nie mogę się zupełnie skupić, czuje mętlik w głowie... Nie chce nie zdać!! Zależy mi na szkole, ale mój indywidualizm, a za razem depresja nie dają mi szansy na pozytywne wyniki. Jak patrzę na niektórych, którzy mają wszystko gdzieś, wagarują, marnują swój potencjał z wyboru, ćpają pod szkołą, lub piją alkohol, żeby narobić sensacji, to aż mi się chce płakać, jak oni się marnują na siłę. Ale gdy przez te rzeczy nie zdają do następnej klasy, to rozumiem! Bo to ich wybór poprzez zachowanie! Ale czemu ludzie z depresją muszą być w tej samej sytuacji... Rodzice znają mój potencjał, bliscy znajomi również... A w szkole?? Ci w szkole myślą sobie o mnie: "Nie chce mu się uczyć! Trudno, jego przyszłość" lub "To jakiś głupek". A gdyby tak się zagłębić we wszystko i starać się zrozumieć tego człowieka? Niestety... Zbyt trudne. I teraz głównie myślę o moich "pseudo-kolegach" klasowych, ponieważ wielokrotnie, gdy dostałem kilka jedynek w ciągu jednego dnia, patrzyli się na mnie z żalem, czy śmiechem... I gdy jeszcze widzą jak siedzę na korytarzu i rozmyślam smutny o tym, co dalej, tylko potrafią wyzwać od "Emo", lub pośmiać się, czy totalnie zignorować "intruza"... :x Nie wiem... Szkoła mnie przerasta... Atmosfera, ten nieład... Boję się matury za dwa lata... I to jeszcze z matmą :hide: . Tak chciałbym wrócić do tego dawnego "ja" za czasów podstawówki... Może zbyt duża ze mnie była "gwiazda klasowa" lub "pajac", lecz i nauczycieli miałem bardzo dobrych, zżytych z całą klasą i super kolegów, którzy mają kontakt ze mną do dziś. Nie uczyłem się może wtedy znakomicie, ale przez to, że mi się po prostu szczerze nie chciało. Lecz gdy mi się "zachciało", wtedy potrafiłem bez ogromnego wysiłku zrobić coś lepiej od innych w klasie, wziąłem udział w kilku konkursach... Teraz czuje się okropnie... Czuje się najgorszym wyrzutkiem społeczeństwa na tej planecie...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie myślałeś o zmianie szkoły i zaczęciu od nowa? Może polepszy Ci się do tego czasu.

 

Ehh... Jak pisałem gdzieś w innych postach, zmiana szkoły, to dla mnie jeszcze większy koszmar po moich przeżyciach... Zmieniałem szkoły już wiele razy w życiu, bo uczyłem się też w Meksyku i w Anglii... Najdłuższą "passę" w Polsce miałem właśnie w podstawówce. Niestety doświadczenia ze zmianami szkół odcisnęły swoje piętno... Nie wiem, czy dałbym radę znów zmienić szkołę... W której niby będzie lepiej! Niestety stałem się również strasznie wyobcowany... Nie umiem zawierać nowych znajomości... Ludzie czasem myślą, że jestem na nich wkurzony, ale jak mam się sztucznie cieszyć przy depresji! Wtedy czuje się nieswojo. Naprawdę nie wiem, jak sobie pomóc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja już nie mam pojęcia, co zrobić... Przez dwa tygodnie nie było mnie w mojej "extra-szkółce"... Same zaległości, pewnie kilka zagrożeń, nieklasyfikacji i po mimo dosyć dobrego (jak na mnie) dzisiejszego samopoczucia wciąż się zadręczam, jak dam radę tam iść po feriach... :why::why: Nie jest dobrze... A może nawet fatalne. :( No cóż... Zupełnie nie mam pojęcia, co zrobić, aby ci "biurokratyczni" nauczyciele(bo w tych latach ciężko znaleźć nauczyciela z pasją) zrozumieli, czym są problemy natury psychicznej, czyli depresje, nerwice. Nie widzą innego pojęcia od choroby fizycznej... Co tu począć... :bezradny: Dla czego ja mam odpowiadać za swój brak chęci do życia, za to, że ciągle się trzęsę i nie mogę się zupełnie skupić, czuje mętlik w głowie... Nie chce nie zdać!! Zależy mi na szkole, ale mój indywidualizm, a za razem depresja nie dają mi szansy na pozytywne wyniki. Jak patrzę na niektórych, którzy mają wszystko gdzieś, wagarują, marnują swój potencjał z wyboru, ćpają pod szkołą, lub piją alkohol, żeby narobić sensacji, to aż mi się chce płakać, jak oni się marnują na siłę. Ale gdy przez te rzeczy nie zdają do następnej klasy, to rozumiem! Bo to ich wybór poprzez zachowanie! Ale czemu ludzie z depresją muszą być w tej samej sytuacji...

A skąd wiesz, że oni nie mają depresji albo podobnych zaburzeń? Często jest tak, że ktoś od lat choruje na depresję czy nerwicę a otoczenie nic nawet nie zauważa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak patrzę na niektórych, którzy mają wszystko gdzieś, wagarują, marnują swój potencjał z wyboru, ćpają pod szkołą, lub piją alkohol, żeby narobić sensacji, to aż mi się chce płakać, jak oni się marnują na siłę. Ale gdy przez te rzeczy nie zdają do następnej klasy, to rozumiem! Bo to ich wybór poprzez zachowanie!

Bardzo surowo ich oceniasz. Ja zachowywałam się jak oni, u mnie to było odpowiedzią na to, jak bardzo się stresowałam szkołą. Może odpuść im i przestań się do nich porównywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A skąd wiesz, że oni nie mają depresji albo podobnych zaburzeń? Często jest tak, że ktoś od lat choruje na depresję czy nerwicę a otoczenie nic nawet nie zauważa.

Nie no, oczywiście, że tego do końca nie wiem, ale akurat nie trafiłem na zbyt ciekawą klasę i nie są to ludzie zbyt wrażliwi. Jest tylko kilka osób, które ze mną rozmawiały na te tematy. Mój "były" klasowy kolega i kilka bardziej wrażliwych dziewczyn. Ale reszta??? Lepiej nie gadać... Nie są to osoby zwyczajnie cieszące się życiem, tylko ignoranci i cwaniaczki... To akurat widać, bo już kilka niezbyt miłych sytuacji zdarzyło się w mojej klasie. Nawet wychowawczyni już ma dość... U takich ludzi ciężko stwierdzić akurat depresje... :P Ale nie mam zamiaru nic spekulować i zaprzeczać. Bo nie znam ich zbyt osobiście. :) Mi chodzi o to, żeby po prostu ktoś w tej klasie mnie zrozumiał... Wydawało mi się, że z jednym mam dobry kontakt i było ok. Ale do czasu... To kolega, który raczej był optymistą i przestał się ze mną zadawać, gdyż nie miałem już z nim o czym gadać... Miał dość tego, że ciągle chodzę zniesmaczony i smutny... Na początku się z nim śmiałem itd... Ale sami wiecie, jak ciężko zachować stały śmiech i optymizm przy depresji... Wystarczy jedna rzecz w szkole i już ciężko mi cokolwiek powiedzieć i chce mi się płakać. A zdesperowani niestety na niektórych źle działają... Ja akurat staram się zrozumieć wszystkich i dlatego ok, nie zamierzam już ich dalej oceniać...

 

 

 

Bardzo surowo ich oceniasz. Ja zachowywałam się jak oni, u mnie to było odpowiedzią na to, jak bardzo się stresowałam szkołą. Może odpuść im i przestań się do nich porównywać.

Eh... Może masz rację... Może zbyt surowo oceniam. Ale już zdarzały się takie sytuacje u nas w klasie, że... Ajj... Szkoda gadać. Staram się do nich nie porównywać, ale jestem dokładnie w takiej samej sytuacji, jak kilku takich, co broją i wgl. nie chodzą do szkoły, bo jak sami mówili "im się nie chce". Nieklasyfikacje, zagrożenia... Przez to, że jestem w FATALNYM stanie psychicznym... :( Kończąc temat, to do ludzi z klasy tak naprawdę nic nie mam poza kilkoma drobiazgami typu obgadywanie. To przecież nie oni są przyczyną mojego stanu. Przy moich problemach ze sobą akurat koledzy to drobiazg... To nie główny powód, żeby się tak przejmować. Głównie, to nie wiem co zrobić, żeby czuć się dobrze w jakiejkolwiek szkole. Myślałem nad nauczaniem indywidualnym i nawet razem z tatą zacząłem to załatwiać, lecz jakoś się tego boje... :shock::shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nic mnie tak nie wykańcza jak studia. a zdrugiej strony to jedyne co mam, w sumie. po pierwszym roku totalnie nie wyrabiałam, ryczałam non stop przez ponad miesiąc, zawaliłam pół sesji, ale że nigdy nie miałam planu B, a strach przed tym, że jeśli rzucę to wszystko w cholerę, to już w ogóle nie będę miała co ze sobą zrobić, plus wyrzuty sumienia, podjęte wcześniej zobowiązania, wszystko kazało mi wziąc warunki i cisnąć dalej. w sumie od tamtego czasu jednak się czasem zastanawiam, że może lepiej było się poddać, gdy była okazja. bo teraz każda chwila zwątpienia, każdy moment gdy zawalam, pojawia się strach co będzie jak nie zaliczę, co jak mnie wyrzucą, bo przecież straciłam tu już ponad 2 lata, rodzice wydali na mnie tyle pieniędzy, na pewno wszystkich bym zawiodła, ale nie potrafię tworzyć innych scenariuszy niż czarne. za tydzień mam ostatnią sesję, a potem ostatni semestr i licencjat i koniec. a jeszcze się bujam z zaliczeniami. i znow, mam taki przedmiot że się uczę i uczę i uczę i zawalam, już nie mam sił, już tym serdecznie rzygam, no i okej, zbiorę się może i zakuję, ale co jak mnie uwalą. jak mnie uwalą na ostatniej sesji to już koniec. nie ma warunku, musiałabym powtarzać rok. wszyscy których znam poszliby dalej, a ja zostałabym w miejscu, sama. heh, na pierwszym roku ktoś mi powiedział "mogło być gorzej - mogłaś się poddać". czasem tak mi się zdaje, że życie i studia dają mi co chwila kopa w dupę i sprawdzają, czy to już jest ten moment, w którym faktycznie się poddam, czy jeszcze zbiorę się w sobie i postaram się odwrócić te czarne scenariusze, które widzę. przestałam mówić rodzinie że nie mam sił albo że nie daję rady, bo zawsze słyszałam "no tak, no tak, ale MUSISZ dać radę, MUSISZ się nauczyć, MUSISZ zaliczyć". to jeszcze bardziej dołujące. nic tak jak studia nie wyzwala u mnie tylu myśli samobójczych i autodestrukcyjnych. no chyba, że akurat dobrze mi idzie, wtedy jest ok. ale jak zaczynam zawalać, to się robi lawina i już przechlapane. albo po okresie kilku czy nawet kilkunastu dni super motywacji i zapieprzania i kucia przychodzi totalna apatia, siedzę i gapię się w tekst i nie mogę się zebrać, by go przeczytać, a co dopiero wkuć...

dobra, koniec biadolenia. pozdrawiam studentów z zespołem napięcia przedsesjowego, sesjowego, posesjowego i w sumie każdego obecnego na studiach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ani w jednej szkole ani w drugiej nie wiedzą o mnie praktycznie nic. Zachowuje się normalnie, rozmawiam z ludźmi. Ale nikt nie wie, jaka jestem naprawdę. Czy byłabym w stanie komukolwiek z tych osób o tym powiedzieć? Nie wiem.

A co do nauki, to bywa różnie. Raz mam taką motywacje, że mogłabym się uczyć non stop, a następnym razem nawet nie mam siły otworzyć książki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×