Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ayahuasca18

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Ayahuasca18

  1. Ajj... A jednak musze sie wyzalic... No i koniec ferii... Powiem szczerze, ze nie wypoczalem zbyt mocno. Praktycznie to wcale >. Wydawalo mi sie, ze zwalczylem bezsennosc... A jednak sie mylilem. Na dodatek pojawily sie koszmary zwiazane. ze szkola :0... 3 noce pod rzad snil mi sie jakis problem w szkole... No coz... Ogolnie, to fatalne samopoczucie... W ferie odkrylem zas sposob na lekka poprawe samopoczucia. Szczerze mowiac to bardziej skuteczne niz moj antydepresant... Otoz chodzi mi o... ...papryczke chilli (lol)... Heh kapsaicydyna naprawia od tygodnia moje samopoczucie... Ok... A wracajac do uzalania sie, to niestety jutro kolejne zaleglosci w szkole... :'( Nie wiem, jak dam rade tam pojsc... Napewno nie pojde jutro (tzn. dzis ), bo nie moge spac... Za godzine rodzice wstana... A ja? Dobrze by bylo, jakbym jakos zasnal do tej godziny... Ojj... Ciezko, ciezko... Mam juz wszystkiego dosc... Przez ta ciagle fatalne stany emocjonalne ciagnie mnie do zlego... Mam odczucie, ze zwykle zycie to nie moja bajka...Boje sie w cos wplatac (Yakuza?? Zarty, zartami, ale naprawde nudzi mi sie to monotonne zycie i ta walka z depresja). Kiedys przynajmniej moje zycie bylo bardzo ciekawe... Podroze itd... A teraz???? Teraz totalna monotonia i czekanie na wakacje, bo wtedy (dopiero) jade chociaz na wyscig F1... Lecz czekanie na wakacje nie satysfakcjonuje mnie do konca w tym roku szkolnym... Az sie boje... Ah... Nie moge juz sie doczekac kolejnej wizyty u mojego psychiaty... Niestety, jeszcze tydzien ... PS: Sorry za ewentualne bledy w tekscie i za brak polskich znakow, ale pisze z hiszpansko jezycznego, zacinajcego sie cholernie smartphona. x(
  2. Nie no, oczywiście, że tego do końca nie wiem, ale akurat nie trafiłem na zbyt ciekawą klasę i nie są to ludzie zbyt wrażliwi. Jest tylko kilka osób, które ze mną rozmawiały na te tematy. Mój "były" klasowy kolega i kilka bardziej wrażliwych dziewczyn. Ale reszta??? Lepiej nie gadać... Nie są to osoby zwyczajnie cieszące się życiem, tylko ignoranci i cwaniaczki... To akurat widać, bo już kilka niezbyt miłych sytuacji zdarzyło się w mojej klasie. Nawet wychowawczyni już ma dość... U takich ludzi ciężko stwierdzić akurat depresje... Ale nie mam zamiaru nic spekulować i zaprzeczać. Bo nie znam ich zbyt osobiście. :) Mi chodzi o to, żeby po prostu ktoś w tej klasie mnie zrozumiał... Wydawało mi się, że z jednym mam dobry kontakt i było ok. Ale do czasu... To kolega, który raczej był optymistą i przestał się ze mną zadawać, gdyż nie miałem już z nim o czym gadać... Miał dość tego, że ciągle chodzę zniesmaczony i smutny... Na początku się z nim śmiałem itd... Ale sami wiecie, jak ciężko zachować stały śmiech i optymizm przy depresji... Wystarczy jedna rzecz w szkole i już ciężko mi cokolwiek powiedzieć i chce mi się płakać. A zdesperowani niestety na niektórych źle działają... Ja akurat staram się zrozumieć wszystkich i dlatego ok, nie zamierzam już ich dalej oceniać... Eh... Może masz rację... Może zbyt surowo oceniam. Ale już zdarzały się takie sytuacje u nas w klasie, że... Ajj... Szkoda gadać. Staram się do nich nie porównywać, ale jestem dokładnie w takiej samej sytuacji, jak kilku takich, co broją i wgl. nie chodzą do szkoły, bo jak sami mówili "im się nie chce". Nieklasyfikacje, zagrożenia... Przez to, że jestem w FATALNYM stanie psychicznym... Kończąc temat, to do ludzi z klasy tak naprawdę nic nie mam poza kilkoma drobiazgami typu obgadywanie. To przecież nie oni są przyczyną mojego stanu. Przy moich problemach ze sobą akurat koledzy to drobiazg... To nie główny powód, żeby się tak przejmować. Głównie, to nie wiem co zrobić, żeby czuć się dobrze w jakiejkolwiek szkole. Myślałem nad nauczaniem indywidualnym i nawet razem z tatą zacząłem to załatwiać, lecz jakoś się tego boje...
  3. Jeśli chodzi o mnie, to dla relaksu słucham muzyki Indiańskiej, Liquid DnB... :) Zaś dla motywacji, zastrzyku energii słucham Rammsteina, dużo Rocka(Foo Fighters, The Horrors, NeonIndian) i coś w stylu Goa PsyTrance .
  4. Ehh... Jak pisałem gdzieś w innych postach, zmiana szkoły, to dla mnie jeszcze większy koszmar po moich przeżyciach... Zmieniałem szkoły już wiele razy w życiu, bo uczyłem się też w Meksyku i w Anglii... Najdłuższą "passę" w Polsce miałem właśnie w podstawówce. Niestety doświadczenia ze zmianami szkół odcisnęły swoje piętno... Nie wiem, czy dałbym radę znów zmienić szkołę... W której niby będzie lepiej! Niestety stałem się również strasznie wyobcowany... Nie umiem zawierać nowych znajomości... Ludzie czasem myślą, że jestem na nich wkurzony, ale jak mam się sztucznie cieszyć przy depresji! Wtedy czuje się nieswojo. Naprawdę nie wiem, jak sobie pomóc...
  5. A ja już nie mam pojęcia, co zrobić... Przez dwa tygodnie nie było mnie w mojej "extra-szkółce"... Same zaległości, pewnie kilka zagrożeń, nieklasyfikacji i po mimo dosyć dobrego (jak na mnie) dzisiejszego samopoczucia wciąż się zadręczam, jak dam radę tam iść po feriach... Nie jest dobrze... A może nawet fatalne. No cóż... Zupełnie nie mam pojęcia, co zrobić, aby ci "biurokratyczni" nauczyciele(bo w tych latach ciężko znaleźć nauczyciela z pasją) zrozumieli, czym są problemy natury psychicznej, czyli depresje, nerwice. Nie widzą innego pojęcia od choroby fizycznej... Co tu począć... Dla czego ja mam odpowiadać za swój brak chęci do życia, za to, że ciągle się trzęsę i nie mogę się zupełnie skupić, czuje mętlik w głowie... Nie chce nie zdać!! Zależy mi na szkole, ale mój indywidualizm, a za razem depresja nie dają mi szansy na pozytywne wyniki. Jak patrzę na niektórych, którzy mają wszystko gdzieś, wagarują, marnują swój potencjał z wyboru, ćpają pod szkołą, lub piją alkohol, żeby narobić sensacji, to aż mi się chce płakać, jak oni się marnują na siłę. Ale gdy przez te rzeczy nie zdają do następnej klasy, to rozumiem! Bo to ich wybór poprzez zachowanie! Ale czemu ludzie z depresją muszą być w tej samej sytuacji... Rodzice znają mój potencjał, bliscy znajomi również... A w szkole?? Ci w szkole myślą sobie o mnie: "Nie chce mu się uczyć! Trudno, jego przyszłość" lub "To jakiś głupek". A gdyby tak się zagłębić we wszystko i starać się zrozumieć tego człowieka? Niestety... Zbyt trudne. I teraz głównie myślę o moich "pseudo-kolegach" klasowych, ponieważ wielokrotnie, gdy dostałem kilka jedynek w ciągu jednego dnia, patrzyli się na mnie z żalem, czy śmiechem... I gdy jeszcze widzą jak siedzę na korytarzu i rozmyślam smutny o tym, co dalej, tylko potrafią wyzwać od "Emo", lub pośmiać się, czy totalnie zignorować "intruza"... Nie wiem... Szkoła mnie przerasta... Atmosfera, ten nieład... Boję się matury za dwa lata... I to jeszcze z matmą . Tak chciałbym wrócić do tego dawnego "ja" za czasów podstawówki... Może zbyt duża ze mnie była "gwiazda klasowa" lub "pajac", lecz i nauczycieli miałem bardzo dobrych, zżytych z całą klasą i super kolegów, którzy mają kontakt ze mną do dziś. Nie uczyłem się może wtedy znakomicie, ale przez to, że mi się po prostu szczerze nie chciało. Lecz gdy mi się "zachciało", wtedy potrafiłem bez ogromnego wysiłku zrobić coś lepiej od innych w klasie, wziąłem udział w kilku konkursach... Teraz czuje się okropnie... Czuje się najgorszym wyrzutkiem społeczeństwa na tej planecie...
  6. Witam Was. Nie jest miło widzieć, że tak wiele osób ma ze sobą takie problemy, ale dobrze wiedzieć, że nie jest się sam, ponieważ przebywając w moim domu, lub po wiecznych problemach w szkole można odnieść takie wrażenie. Moje problemy zaczynały się już w gimnazjum. Wtedy akurat głównym moim koszmarem była matematyka... Ok, jakoś to przebrnąłem z myślą o lepszym początku w Liceum. Wtedy jeszcze nie myślałem, że dotknęła mnie depresja, wtedy tylko ciągle sobie wmawiałem różne rzeczy, że do niczego się nie nadaję, że mam po prostu "pecha", traciłem zupełnie wiarę w siebie, przez co problemy były, jakie były. Może jest jedna rzecz z roku 2010, która przyczyniła się do moich problemów z psychiką (beznadziejne zakochanie), lecz dość szybko o tym zapomniałem i się z tego bardzo cieszę, ale dla bardzo wrażliwych ludzi, jakiś tam mało widoczny uraz zostaje. Wrzesień 2011. Początek Liceum i jak do końca miesiąca wszystko dobrze wyglądało. Moja klasa wydawała się być bardzo fajna, wszyscy się ze sobą od razu zaprzyjaźnili. Ja zadowolony wróciłem do domu po rozpoczęciu roku szkolnego i myślałem, że wszystko będzie w porządku. We wrześniu jakoś dawałem radę zdobywać dobre oceny (nawet nie mogłem w to uwierzyć, że aż tak dobre oceny dostaje akurat w LO ), nawet wpadła jedna "5" z mojego odwiecznego wroga - matmy (lol)... W październiku zaczęły się znów poważne problemy ze mną. Zacząłem być ciągle zmęczony, trzęsę się ciągle i za nic w świecie nie mogę usiedzieć w miejscu i się skoncentrować. Zaczęły mi wpadać "jedyneczki" a ja znów zacząłem tracić wiarę w siebie i traciłem chęć do życia. To pojawiło się tak nagle! Zaczęły się buntownicze reakcje obwiniające o wszystko system edukacji i program... Potem zaczęły się ataki płaczu i poważne myśli samobójcze. Potem moi rodzice niestety "zbankrutowali". Wielki interes upadł, a ja jak zwykle znalazłem sobie kolejny powód do załamania i nerwów. Nie wiedziałem, co teraz będzie... Jak będzie z utrzymaniem wielkiego domu, jak będzie w kwestii inwestycji w moje plany na przyszłość (moją pasją są wyścigi samochodowe i moje początki to karting). Później zaczęły się wręcz ogromne ataki agresji w stosunku do rodziców i siostry. Byłem w stanie bardzo skrzywdzić moimi słowami, nad czym nie mogłem zapanować, a później cały dzień żałowałem tego i jak zwykle poczucie winy... Rozwaliłem nawet w nerwach szafę (tak wiem, straszne, ale zamierzam być szczery i wszystko dokładnie opisać, bo w końcu to część mojego problemu ze sobą). Niedawno pojawiła się również bezsenność, co widać nawet po godzinie, o której "natchnęło" mnie napisać do Was. Od kilku tygodni planowałem nawet zaprzestać edukacji, bo nie mam pojęcia jak sobie z tym wszystkim poradzić. W klasie stosunki koleżeńskie są teraz "równe 0" i na dodatek byłem wielokrotnie tematem do nędznych plotek szkolno-klasowych. Zostałem wielokrotnie nazwany gejem lub emo, na co mam dowody. Niestety takie "cholery" chodzą po świecie i przy tobie są sztucznie uśmiechnięci a jak tylko Cię nie ma, to od razu obgadują. Już zaczął się drugi semestr, ja mam peeełno zaległości, mnóstwo nieobecności i nie mam pojęcia, co zrobić. Te wszystkie stany blokują mi całe życie, a zależy mi na studiach (w co wątpią moi "wspaniali" rodzice > ). Myślałem o Japonistyce. Wiem, że nie dam rady w tej szkole i boje się kolejnych dwóch lat... A matura... No właśnie! I to jeszcze z matmą... Studia chyba nie dojdą do skutku... A szkoda, że przez głupie problemy ze strony psychicznej mogą zepsuć plany.... Uwielbiam się uczyć języków, lubię bardzo poznawać świat (geografia)... A tu nagle? Zupełny brak chęci do życia i myśli o rzuceniu szkoły! No cóż... Przepraszam, że się tak rozpisałem, ale z moimi rodzicami (szczególnie teraz) nie da rady rozmawiać... Jakoś udało mi się ich namówić na wizytę u psychiatry i pierwszą odbyłem w Piątek. Przepisał mi coś, co może jakoś zapobiegnie takim stanom emocjonalnym, lecz cały pierwszy semestr w szkole jest jednym słowem "spaprany"... Nawet jak leki zaczną mi pomagać, to i tak nie poprawie wszystkiego, szczególnie ścisłych przedmiotów i boje się dalszych lat w fatalnej atmosferze w tej szkole. O zmianie szkoły nie chcę myśleć, bo może być gorzej... Kiedyś też się o tym przekonałem, po powrocie z zagranicy. Nie chcę być posądzony o Off topic () więc teraz o nauczaniu indywidualnym... Właśnie pojawiła mi się taka myśl. Po wspólnej analizie mój tata uważa, że nie jest to zbyt zły pomysł, zaś mama uważa to za "kretyński" pomysł. Lecz to, to akurat tylko kwestia dogadania się, a to raczej nie będzie zbyt trudne. Tylko czy takie nauczanie w mojej szkole wypali ... Heh. Nie wiem tego... Nie wiem również, czy to dobry pomysł, lecz chyba jedyny, żeby pierwszy okres w przyjmowaniu leków przeciwdepresyjnych wypalił bez stresów o atmosferę i chyba to jedyna opcja ze względu na moje problemy z przejściem do kolejnej klasy. Nie wyobrażam sobie, żeby nie zdać. To by tak pogłębiło moją depresję, że aż boje się myśleć, co by się działo... Wojna ! Nie wiem tylko jak takie nauczanie można by było załatwić. Jakie są procedury? W końcu byłem u psychiatry i w lutym kolejna wizyta. Jakiego potrzeba zaświadczenia, żeby o to nauczanie się starać? I czy już nie jest za późno?? Bo chyba już jest. Jak tak, to nie wiem, co zrobić... Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że ktoś tam odpowie :).
×