Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Przez jakieś 9 miesięcy pracowałem w pewnej firmie, do której musiałem dojeżdzać busem. Zawsze jak w nim siedziałem i patrzyłem się na tłum ludzi, smutnych, obojętnych wpatrzonych w szybę, przypominałem sobie o tej samotności.

 

To właśnie dla mnie nie jest najgorsze. Gorzej jeśli obcy ludzie się uśmiechają do Ciebie. W takich sytuacjach przeżywam lęk, że pewnie znajomy, że znajomy znajomego a ja nie kojarzę. Myślę wtedy, że człowiek musi mieć jakiś powód. Wolę tę obojętność. A Ci ludzie niekoniecznie muszą być smutni, samotni. Mogą powstrzymywać radość, mogą myśleć o czymś miłym nie uśmiechając się :) Radość rzuca się w oczy.

 

A co jest złego w tej radości i uśmiechaniu się :) ? Ja tam często uśmiecham się do zupełnie obcych mi osób, czasami można nawet w ten sposób poznać kogoś ciekawego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja lubię samotność, lubię być sama, nigdy nie miałam chłopaka i mieć nie będę, to jest najsmutniejsze z tego wszystkiego, bo sobie myślę, że się nikomu nie podobam, w ogóle nie lubię ludzi i mogłoby ich nie być, nie zamierzam się dla nikogo poświęcać, żyję dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność jest całkiem fajna, gdy się ma jakiś problem, trzeba się tylko użerać ze sobą, a nie dodatkowo z kimś innym, ale to wszystko jest dobre, po najnizej linii oporu.. niestety do czasu kiedy samotność zacznie doskwierać. Ja też lubię pogadać z osobą z którą przyjemnie mi się rozmawia, bardzo sporadycznie to idzie, ale dzięki takiej osobie, mam siłe na chwile chociaż odwrócić się od tej matni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na razie mnożę swoje kontakty na Facebooku, gadam dużo z ludźmi na FB i GG, trochę to pomaga,

pomaga oswoić się ogólnie w rozmowie, zanim spotkam się z kimś w 4 oczy.

 

Szukajcie ciekawych ludzi na tym forum a jest ich pełno, mam kontakt z 10 osobami stąd i

jestem zadowolony z tych relacji. Gadanie tylko na forum to nie to samo jak pisanie ze sobą we dwoje.

Czasem tylko narzekamy, wymieniamy się doświadczeniem, a czasem pojawi się jakiś inny ciekawszy temat do rozmowy

np. jakieś hobby, sport, komputery, muzyka, filmy... Takie niby błache rozmowy serio pomagają, chociażby

oderwać się od własnego umysłu. Polecam działy forum "Poznajmy się" oraz "Miasta".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marcin2013, uwierz mi,że nie warto. Jak w tej piosence: ,,w życiu piękne są tylko chwile", ale dla tych chwil warto żyć. Pisze Ci to niedoszły samobójca. Wiem co piszę.

wspominanie ich boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja juz sie przymierzam do złamania samotnosci, powoli planuje spotkania z 3 osobami.

Mój stan się wyrówniuje, kontuzja mija, mózg się uspokaja i muszę się, przemóc zmusić,

dla odwagi wypije 1 browara i będzie łatwiej.

Niestety samotnośc pożera, a mam na prawdę fajnych znajomych, których w tym

roku zaniedbałem przez swoje opory, lęki, brak sensu i motywacji, ale powoli staję na nogi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja samotność jest inna, przez co bardziej boli. Ludzie dążący do czegoś, poszukujący, pragnący "więcej", mają najgorzej. Samotność jest wtedy naturalną wypadkową.

Ja jestem samotny od jakiś 5 lat, a lat mam 26. Zarabiam dużo, jestem samowystarczalny, co prawda mam kilka kredytów firmowych, ale zawsze sobie z tym jakoś poradzę. Jeszcze dwa lata temu byłem hazardzistą, zdusiłem to, teraz jest abstynentem jeśli chodzi o granie, zero, null. Nie piję alkoholu, nie mam żadnych nałogów. Niby normalne, dobre życie, a jednak... coś jest nie tak. Odkąd rodzice "kazali", się wyprowadzić z domu, posłuchałem i od tamtego momentu żyję sam. Wiecznie 4 puste ściany, praca przy komputerze (zdalna dla klientów z USA). Zostają mi tylko rodzinne obiadki raz na tydzień-dwa i codzienne wyjście do sklepu. Płeć przeciwna? Niestety większość nie ma nic do zaoferowania, moje zainteresowania to nowe technologie, biznes, polityka, samochody. Żadna kobieta nie interesuje się takim czymś. Od czasu do czasu piesze wędrówki po górach, samotne i to wszystko, co mam z życia. Nie mam jak się odezwać do kogokolwiek, bo o czym z kimś takim rozmawiać? O pierdołach w stylu jakiś celebrytów, głupich serialikach czy co? Nieskromnie (przecież to forum dla wariatów, no nie?), uważam się za osobę nieprzeciętnie inteligentną i poziom większości ludzi wydaje mi się dramatycznie niski. Są po prostu nieciekawi lub ja taki jestem dla nich.

 

Od dawna siedzi mi w głowie dość głupie powiedzenie, "sam się urodziłem, sam żyję, sam umrę". Żyję w 80 tysięcznym miasteczku, sennym, sypialnia dla robotników i emerytów, które pustoszeje z dnia na dzień zresztą. Nie wychowałem się tutaj, a przenieśliśmy się z rodziną po skończonym liceum. Efekt, brak znajomych, kogokolwiek. Później studia, nie było czasu na nic, bo techniczne. Czasem tylko impreza z jakimiś przypadkowymi osobami. Następnie, trzeba się usamodzielnić i tak "usamodzielniam" się od 5 lat, siedząc przed komputerem, pracując lub czytając o świecie polityki.

 

Dzisiaj, czytając kolejną polityczną książkę, o neoliberalizmie vs konserwatyzmie, w pewnym momencie poczułem się jak niepotrzebny nikomu odpad, odłożyłem książkę i jedyne co zobaczyłem to ściana 10 cm od twarzy. Najgorsza jest ta świadomość, że nikt o mnie nie pamięta, nikt nie myśli i nie przejmuje się moim losem (może po za rodzicami, ale oni postąpili dobrze ograniczając kontakt, więc ich nie winię). Zresztą czuję się tak zawsze i budzi się tylko nienawiść do świata, tej rzeczywistości i chęć udowodnienia wszystkim, że jeszcze będę lepszy i to ja będę górą. Tak się ta pułapka napędza, więcej pieniędzy, więcej samotności > więcej pracy nad sobą, zdobywania wiedzy, robienia "czegoś" i wracamy do punktu wyjścia. Im bardziej jestem "ponad", tym bardziej biję głową w mur. Czasem zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby być prostym człowiekiem, "Sebixem" po zawodówce i posiadać multum znajomych czy przyjaciół. Prosta praca, proste życie, proste potrzeby. Tylko pytanie, po co wtedy żyć, skoro się nic nie osiągnie? Bez wyzwań w monotonii? Tyle, że grupowej.

 

Nie wiem jak znaleźć lekarstwo na ten problem, psychologa nie potrzebuję, tylko jakiegoś przewartościowania poglądów na rzeczywistość.

Wyprowadzka do dużego miasta?

-tracę kontakty z rodziną, ostatnim co mnie wiąże z jakimkolwiek społeczeństwem

-możliwość nawiązania innych, LEPSZYCH kontaktów, tylko czy będę w stanie?

 

Najważniejsze, że nie chcę być samotnym, ale mieć kogoś z kim można dzielić "niekończącą się ścieżkę", samodoskonalenia, zdobywania wiedzy, pozycji czy majątku. Bo jeśli są gdzieś ludzie lepsi od nas, to czemu ich nie ścigać, nawet do końca życia? Chcę mieć choćby jednego przyjaciela, towarzyszkę czy dzieci. Problem w tym, że większość tych ludzi nic sobą nie reprezentuje według mnie. Brak ambicji, jakiejkolwiek inicjatywy, chęci działania, rozwoju. Takie jest 90% naszego społeczeństwa.

 

Tak bardzo, potrzebna jest osoba, która zrozumie i choćby w milczeniu, po prostu będzie obok, a tak to za przeproszeniem "dupa" ;)

 

Póki co zagryzam wargi ze słowami "marche ou creve" na ustach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ideaxp, Nie masz Ty za dużych oczekiwań wobec ludzi?stąd nikt Ci nie pasuje?zanim się wyprowadziłeś od rodziców Twoje życie towarzyskie jak wygladało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę już edytować, więc dopiszę, że nie jest to osobowość narcystyczna. Mam empatię i nie jestem o nic i nikogo zazdrosny, reszta się zgadza^^

 

Coś mam wątpliwości, czy to nie osobowość narcystyczna :twisted: Zresztą rzadko kiedy ma się jedno zaburzenie osobowości i cześć ;) Diagnozowanie się we własnym zakresie jest o kant rzyci potłuc.

Piszesz, że nie potrzebujesz psychologa, a dla mnie brzmi to trochę jak próba udowodnienia samemu sobie, że musisz trzymać pion, nie wolno Ci pozwolić sobie na słabość. A prośba o pomoc, jest przejawem słabości.

Trudno jest przewartościować życie bez drugiej osoby. Nie myślałeś o terapii? Ona nie służy temu, żeby zrównać Cię z poziomem gleby i tych 90% społeczeństwa, o których pisałeś. Być może dobry terapeuta pomógłby Ci nauczyć się cieszyć pierdołami i nie patrzeć na siebie na tle innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ideaxp, Bardzo osobisty jest Twój post, co więcej... pokazałeś co myślisz o reszcie społeczeństwa...

Siebie ukazałeś jako ponadprzeciętnego faceta w prawie każdym calu. Myślisz o sobie w ten sposób.

Myślę, że umiesz patrzeć tylko w głąb siebie, po jakimś czasie dodałeś post, w którym napisałeś o empatii, że nie jesteś narcyzem. Wybacz, ale obiektywizm w przypadku samego siebie nie istnieje. Ludzie są różni. Ty zakwalifikowałeś prawie każdego człowieka do ludzi z najniższej półki. Skąd wiesz, że ludzie ci nie reprezentują wysokiego poziomu? Skąd wiesz, że zachowania, które u nich obserwujesz są zachowaniami, w które oni brną by właśnie się zrestartować, podczas gdy Ty patrzysz na ścianę?

Myślę, że izolujesz się w jakiś sposób od społeczeństwa tłumacząc, że za wysokie progi na ich nogi... bez urazy ;)

Psychoterapia się kłania...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×