Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Keji, no ja np. w wieku 9 lat nie wiedziałam, że mamy nie zmienię i że ona w ogóle się nie zmieni. Albo że 99% ludzi będzie mnie nie lubić i obrabiać mi dupę tylko dlatego, że odstaję od ich wyobrażeń, a jeśli nie chcę się czuć podle 24/7 to powinnam przeczesać dobrze ten pozostały 1%. Może nie należałam do tych mądrzejszych. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uh trochę nowych postów doszło. Co bym mogła dodać hmm ja w wieku lat 8 wiedziała już że świat mi się nie podoba, ludzie nie przestrzegają zasad o których sami potrafią pięknie mówić,i że nigdy nie będę miała męża i dzieci :)

Może trochę wbije się w temat: ostatnio psychiatra zdobyła się na wspaniałą radę: wie Pani, zachowania można zmieniać, niech Pani spróbuje zrobić coś dla siebie i zobaczyć jak się z tym poczuje i co się zmieni.

Wewnętrznie umarłam kolejny już raz.

Oświeciła mnie kobieta z dyplomami, nie ma co. Naprawdę ktokolwiek może myśleć że nie próbowałam poradzić sobie z sobą sama? Że potrzebuję jakiś konkretniejszych wytycznych bo nie mam pojęcia w jaki inny sposób mogę zmodyfikować w sobie cokolwiek, na dłużej niż na dzień lub kilka?

 

Na co jeszcze zwróciłam uwagę to że wspominałaś o bliskich osobach.

Mam dwie przyjaciółki. Zostały się w tym całym bagnie one. Dwie wieloletnie znajomości. Jedna nawet od kołyski.

Problem w tym, że nawet w tych relacjach zaczynam czuć się coraz gorzej.

Ciągnie mnie do ludzi. Chętnie rozmawiam z ludźmi w kolejkach itd. ale coś ewidentnie blokuje mnie w bliższych relacjach. Mam wręcz rzeczywistą potrzebę uciec od danego człowieka lub ludzi jak najdalej. I zdarzało mi się kilka razy faktycznie wybiec, pobiec, dosłownie uciec gdzieś przed siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może trochę wbije się w temat: ostatnio psychiatra zdobyła się na wspaniałą radę: wie Pani, zachowania można zmieniać, niech Pani spróbuje zrobić coś dla siebie i zobaczyć jak się z tym poczuje i co się zmieni.

Wewnętrznie umarłam kolejny już raz.

Oświeciła mnie kobieta z dyplomami, nie ma co. Naprawdę ktokolwiek może myśleć że nie próbowałam poradzić sobie z sobą sama? Że potrzebuję jakiś konkretniejszych wytycznych bo nie mam pojęcia w jaki inny sposób mogę zmodyfikować w sobie cokolwiek, na dłużej niż na dzień lub kilka?

W sensie jak to, nie rozumiem...

Jakiś sposób, który pozwoli od ręki zmienić zachowanie..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz ale dopowiadasz sobie co chcesz. Nie było mowy o trybie, szybkości itd.

W moim życiu powtarzają się nagminnie schematy z którymi próbuję walczyć za każdym razem na nowo i za każdym razem w inny sposób a i tak trafiam finalnie w jeden znajomy mi punkt.

Nie po to szukam pomocy by usłyszeć że mam próbować pomóc sobie sama. I uprzedzam, nie chodzi mi o to że nie mam nic dać od siebie ale potrzebuję jakiejś konkretniejszej wskazówki.

Jeśli chodziło Ci natomiast o ostatnie słowa to miałam na myśli coś w rodzaju stałości i nie powracania do byłch złych nawyków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Synsa, nic sobie nie dopowiadam, bo pytam, a nie stwierdzam, prawda?

 

Wiesz, mam taką przyjaciółkę, bordera. Znałam ją ze 2 lata i dopiero przypadkiem dosłownie w rozmowie padło hasło, że ona ma borderline. Szczęka mi opadła - ja po dwóch związkach i dwóch przyjaźniach z borderami, wszystko wieloletnie relacje, po paru latach na psychologii, przez 2 lata znajomości nie poznałam, że ktoś ma bordera...! Ano nie poznałam, bo po niej nie widać, a nie widać częściowo dlatego, że spędziła lata na terapii i uporządkowała swoje życie, ale głównie dlatego, że po prostu z tym stale raz za razem walczy.

 

Zastanawiam się po prostu, czy liczysz się z taką ewentualnością. Że nie ma żadnego konkretnego sposobu, konkretnej wskazówki, po prostu trzeba cierpliwie i konsekwentnie wprowadzać coś w życie. Raz za razem. Nie wychodzi, trudno, próbować jeszcze raz i jeszcze aż wyjdzie.

 

Ja rozumiem, ze chcesz nad sobą pracować i wspaniale, ale czytając Twoje posty odnoszę wrażenie, że szukasz sposobu, scenariusza, opcji, która zaskoczy od razu, a takiej może nie być, może potrzeba próbować raz za razem tego samego sposobu aż się z nim oswoisz i zacznie wtedy działać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi raczej o jakieś punkty do zaliczenia, tak bym to nazwała :) Jakieś małe cele do których mogłabym dążyć i się z nimi oswajać.

Modlę się wręcz o terapię bo nadchodzi czas że będę musiała znaleźć pracę nie na chwilę a na stałe a to jest u mnie jeden z problemów - rezygnuje ze wszystkiego bez konkretnej przyczyny.

Jestem rozdrażniona, to fakt, czekam z nadzieją na spotkanie z psycho bo wciąż nie mam diagnozy. I nie ważne czy będzie to border, niedojrzałość, schizofrenia.

Właściwie to chyba zależy mi na tym by ktoś niezwiązany ze mną emocjonalnie określił co jest we mnie do zmiany, bo jestem skołowana, bez znaczenia na intencje zawsze wychodzi źle. I chyba właśnie o to mi cały czas chodzi.

Żebym wiedziała z czym konkretnie mam walczyć a niekoniecznie nawet jak.

Dziękuję bardzo za rozmowę więc, doszłam do jakiegoś wniosku, nie nowego co prawa, ale istotnego i zakopanego w główce. Tak, chodzi mi o wskazanie bezstronne błędów jakie robię a niekoniecznie je widzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale to co jest w tobie do zmiany moga ci powiedziec najblizsi bo oni widza jaka jestes, co robisz nie tak, jak ich ranisz. to oni powinni ci zwrocic uwage na kluczowe aspekty. terapeuta pracuje tylko na tym co mu powiesz. jak sie zapyta to co wg pani robi zle? to co powiesz? pewnie jak typowy border: nie wiem, pewnie nic, to oni robia cos nie tak. border nigdy w sobie nie zobaczy winy to inni sie zmieniaja, to inni prowokuja, to inni wydobywaja z nas te emocje. my musimy sie poprostu dostosowac do zmiennych warunkow. tyle ze to nie oni sie zmieniaja ale my jestesmy niestabilni i hustamy sie na emocjonalnej hustawce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

border nigdy w sobie nie zobaczy winy to inni sie zmieniaja, to inni prowokuja, to inni wydobywaja z nas te emocje. my musimy sie poprostu dostosowac do zmiennych warunkow. tyle ze to nie oni sie zmieniaja ale my jestesmy niestabilni i hustamy sie na emocjonalnej hustawce.

 

Coś w tym jest, ale z drugiej strony nie robiłabym z borderów upośledzonych dzieci, wielu ma świadomość tego, że wiele to ich "zasługa", tylko nie zawsze chce o tym myśleć, bo to z kolei powoduje, jak to bywa z ekstremistycznym podejściem do życia, stuprocentowe poczucie winy za wszystko. Natomiast jest także tryb introwertyczny i ekstrawertyczny. Ja mam przyzwyczajenie do zrzucania wszystkiego na własną niekompetencje, głupotę i powalenie, ale niekoniecznie zawsze chcę się do tego przyznawać. A z drugiej strony to też nie jest tak, że wszystkiemu jesteśmy winni my, tylko najgorsze jest właśnie wypośrodkowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Synsa, a nie zdążyłaś zauważyć, że cele choćby i najmniejsze muszą poniekąd wypływać z Ciebie?, z Twojego poczucia braków, deficytów?

 

Poważnie skłonna jesteś uznać pewniki Twoich dążeń wystosowane przez kogokolwiek z zewnątrz, choćby i terapeutę? - pytam, ponieważ znam typy osób, które ślepo zawierzają "aksjomatom" autorytetów życiowych czy tam przygodnych, znam też i sama należę do tych, którzy jakiegokolwiek nakierunkowania i jakichkolwiek przedstawień sytuacji, emocji (w znaczeniu tłumaczenia) potrzebują by wiedzieć, co zanegować, na co splunąć i iść w przeciwnym kierunku udając tworzenie swojej autonomii (kurde, chyba coraz częściej udaje mi się nie buntować).

 

Nikt Ci nie powie, z czym masz walczyć i o co. Inaczej - powiedzieć może każdy, ale ile w tym będzie Ciebie? - a pffff....

 

-- 08 wrz 2013, 00:21 --

 

(...) border nigdy w sobie nie zobaczy winy to inni sie zmieniaja, to inni prowokuja, to inni wydobywaja z nas te emocje. my musimy sie poprostu dostosowac do zmiennych warunkow. tyle ze to nie oni sie zmieniaja ale my jestesmy niestabilni i hustamy sie na emocjonalnej hustawce.

 

Niekoniecznie.

Po długim okresie acting outu i obwiniania innych, samej byciu krystaliczną nadeszła pora intensywnego, kilku-już-letniego in'u i bycia winną. Odpowiadam za zło wszelakie i gotowa jestem przyjąć na siebie przewinienia wszelakie.

W jakim celu?, to już inna bajka.

Ano, najczęściej po to, by ocalić - we własnej głowie - dobrą wizję dobrych obiektów. Nawet, jeśli niekoniecznie, w rzeczywistości, dobre są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Atalia, potrzebuję autorytetu, tego jestem pewna.

Nikt Ci nie powie, z czym masz walczyć i o co. Inaczej - powiedzieć może każdy, ale ile w tym będzie Ciebie? - a pffff....

Mnie we mnie aktualnie jest niewiele więc nie mam zupełnie nic do stracenia :)

Mogę się mylić ale zawsze wydawało mi się że od tego jest terapia żeby dojść do jakiś wniosków WSPÓLNIE z terapeutą.

Ja się nawet mogę dopasować tu i tam do jakiegoś obrazu nowej mnie. Ale na trochę, na chwilę. W końcu to co uzbierałam w sobie niespodziewanie wybucha.

 

Nie powiecie mi chyba że poszliście na terapie wiedząc dokładnie z czym macie problem i jak możecie go rozwiązać :D Czy tak było?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm... ok, mnie Synsa przekonała, uważam, że ma 100% racji.

Też bym była cała zagubiona i zdrowo poirytowana, gdybym chodziła na terapię X czasu i nie tylko nie miała wytyczonych celów do zmiany, ale właściwie nawet nie wiedziała, co mi jest :/

 

Synsa, a może po prostu wprost podnieść tę kwestię w rozmowie z terapeutką..?

 

Coś w tym jest, ale z drugiej strony nie robiłabym z borderów upośledzonych dzieci, wielu ma świadomość tego, że wiele to ich "zasługa", tylko nie zawsze chce o tym myśleć, bo to z kolei powoduje, jak to bywa z ekstremistycznym podejściem do życia, stuprocentowe poczucie winy za wszystko.

No dobrze, tylko jak i tak świadomość winy od siebie odpychają, to de facto nic to nie daje i równie dobrze mogliby tego nie wiedzieć. ;-) Wychodzi przecież na to samo. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupełnie szczerze życzę Ci więc, abyś znalazła autorytet dla siebie przy okazji pamiętając, że nie zawsze pierwszy terapeuta, do którego udasz się, nim będzie (zakładam, że piszemy ciągle w materii terapeutycznej).

 

Mogę się mylić ale zawsze wydawało mi się że od tego jest terapia żeby dojść do jakiś wniosków WSPÓLNIE z terapeutą.

 

To prawda. Wspólnie oznacza wkład obu podmiotów i zaręczam, że za wkład Twój nie zostanie poczytane same Twoje przyjście :)

 

Ja się nawet mogę dopasować tu i tam do jakiegoś obrazu nowej mnie. Ale na trochę, na chwilę. W końcu to co uzbierałam w sobie niespodziewanie wybucha.

 

Tyle, że nie rzecz w tym, cobyś się dostosowywała. Raczej chodzi o to, abyś zaprzestała.

Terapeuta nie nada Ci ram.

 

Nie powiecie mi chyba że poszliście na terapie wiedząc dokładnie z czym macie problem i jak możecie go rozwiązać :D Czy tak było?

 

Przez x terapii przebrnęłam chodząc bez jakiegokolwiek własnego wkładu, ponieważ nie ja, a inni uważali, że mam problemy i powinnam.

Kończyło się więc tak, a nie inaczej.

W ostatnią terapię, w której jestem do dziś od przeszło 2. lat weszłam już mając jakiś tam obraz tego, co mi przeszkadza, co, wg mnie jest toksyczne i do zmiany etc.

 

W zasadzie odkąd miałam styczność z psychiatrami, psychologami/ terapeutami każde (!!!) zawsze powtarzało mi, że by zacząć świadomie terapię, z własnej potrzeby, należy wykazać się minimum świadomości własnych problemów.

Naturalnie, możesz uznać, że Twoim wypaczeniem jest, przykładowo, - zachowanie z kategorii x, co nie znaczy, że za dwie sesje czy pięć nadal będziesz postrzegała x za dominujący farfoł. Problemy będą ewoluować wraz z Tobą :)

 

Nie czytałam całego-całego wątku, ale skoro przecież zamierzasz wybrać się na terapię oznacza to tyle, że komfortowo, różowo i z jednorożcami nie jest, no nie? - a to preludium do zastanowień "co", "jak" itd., itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Tak się zastanawiam czy jeśli rozpoczęłabym terapię to miałabym powiedzieć "prawdopodobnie mam borderline". Piszę prawdopodobnie, bo mój były psycholog, który mnie olał nie zdążył mnie do końca zdiagnozować. Jednakże brał to pod uwagę, a i sama jestem dość świadoma tego co mi dolega. Mam właściwie wszystkie objawy bordera i stwierdzam to na podstawie paru lat. Czy może lepiej przemilczeć ten fakt i zobaczyć co sam mi stwierdzi nowy terapeuta? Wybaczcie, że się nagle wtrącam, ale tak mnie to zastanawia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

borderline, to nie jest kilka stanow wyczytanych z wikipedii,potrzeba naprawde sprawdzic pacjenta w wielu sytuacjach i na podstawie szczegolowych opisow rozpoznac i wychwycic jego stany. zreszta po mnie moje skoki widac nawet podczas 20 minutowej roz\mowy z lekarzem.robilas jakies testy u psychiatry/psychologa? odsylala Cie gdzies dalej?

masz jeszcze szanse ogarnac to wszystko, osobowosc ksztaltuje sie do 21/24 roku zycia, bez sensu przypinac sobie latke, ktora bedzie ci doskwierac do konca zycia.

moze powiedz o swoich podejrzeniach, ale nie traktowalabym ich jako pewnik. to naturalne, ze szukasz jakiegos medycznego potwierdzenia, ze to co sie z toba dzieje mozna umiescic w jakichs ramach, zebys moze poczula ulge, ale nie ma nic fajnego w byciu zdiagnozowanym jako border, uwierz mi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Ophelia, Zdaję sobie z tego sprawę, że bordera nie diagnozuje się ot tak. Nie przyczepiam sobie łatki. Uwierz, że wolałabym tego nie mieć. Podejrzewam to u siebie na podstawie obserwacji ostatnich około 6 lat.

Ja też mam takie skoki nastroju. Rzadko czuję się stabilnie. Wolałabym być w ciągłym dołku niż mieć tak zmienne stany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja może nie wolałabym być w ciągłym dołku, jednak jeśli jednego dnia mam super nastrój, a następnego czuję się jak śmieć i jak przez mgłę przypominam sobie jak to było dnia poprzedniego, czuję się jak na życiowym roaller coasterze. Kiedy wróciłam z Chorwacji, powiedziałam sobie, że chcę być szczęśliwa, ale nie skakać pod sufit ze szczęścia - po prostu, że chcę się czuć bezpiecznie, wiedzieć, że zawsze mogę liczyć sama na siebie i że mogę też liczyć na małe grono najbliższych osób. Jednakże, od czasu powrotu nie mogę złapać z powrotem kierownicy w ręce, są dni, kiedy wydaje mi się, że już ją złapałam, że ten wyjazd mnie wzmocnił i że mój stosunek do świata stał się również doroślejszy i mądrzejszy. Ale później zdarzają się drobne sytuacje, które się nawarstwiają jedna na drugą i następuje erupcja uśpionego wulkanu w postaci siedzenia o 5 rano w łóżku bez zmrużenia oka i czucia jak łzy mi ciekną po obu policzkach. Szczerze? Mam tego dość. Chciałabym normalnie żyć, normalnie, znaczy stabilnie... a nie w czarnej dziurze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

U mnie nastroje zmieniają się nawet w ciągu dnia i to skrajnie. Potrafię się czuć cudownie, by zaraz odczuwać niewytłumaczalny smutek. Do tego nie jestem pewna tego co mówię, robię w danej chwili, bo potem mi się to zmienia. I nie mogę uwierzyć, że tak wcześniej mówiłam, robiłam... Wszystko w moim życiu i w mojej osobie jest skrajne, zmienne. Gubię zbyt często siebie. A zmienne nastroje i wiele innych rzeczy mnie wykańcza.

Ja też chciałabym żyć normalnie, a nie taki totalny chaos. Nie oczekuję cudu, a normalności, stabilności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, jeśli potrzebujesz diagnozy, przydałaby ci się wizyta u psychiatry - lekarze mają inne podejście od terapeutów; generalnie przy nasileniu objawów i tak prędzej czy później otrzesz się o szpital (choćby oddział dzienny); BPD to nie są wahania nastrojów (nawet ekstremalne), tylko "ja" po wybuchu bomby atomowej

 

nie ma sensu mówienie "prawdopodobnie mam bordera" i sugerowanie się opisami z sieci - jeśli będziesz mówiła lekarzowi nie jak jest tylko jak ci się wydaje, to bardzo utrudnisz sobie leczenie

 

nawiasem mówiąc z psychoterapeutami bywa różnie, w zależności od szkoły - niektórzy proponują diagnozę szybko, niektórzy po długim czasie, niektórzy w ogóle

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, rozumiem Twoją chęć zyskania diagnozy aż za dobrze. Jednakże - zarówno moja terapeutka, jak i psychiatra twierdzą, że do 25-go roku życia osobowość się kształtuje i z tego powodu nie powinno się 'twardych diagnoz" stawiać. Może mają rację, choć frustrujący jest brak wiedzy dotyczącej tego "co mi jest, cholera". Z drugiej strony myślę, że być może diagnozy to jeden wielki bullshit.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

barsinister, Chciałam zacząć od terapeuty. Nie chcę brać leków, póki nie będzie to bardzo konieczne.

 

Może mi się wydawać, że mam bordera, ale od specjalisty oczekuję stwierdzenia czy tak jest czy nie. Nie stwierdzam sobie tego na 100%. Jeśli chodzi o inne rzeczy to wiadomo, że nie mówiłabym, że mi się coś wydaję tylko to co jest pewne.

 

moyraa, No właśnie ja mam problem z tym. Nie wiem dlaczego chciałabym wiedzieć konkretnie co mi jest. Mam problem też z innymi rzeczami. I wszystko jest takie zagmatwane. Niby nie chcę, żeby żadna łatka do mnie przyległa, ale jakoś potrzebuję wiedzieć.

 

Ja się borykam z wieloma rzeczami od lat, ale dopiero niedawno zaczęłam dopuszczać do swojej świadomości pewne rzeczy. Wcześniej to wszystko wypierałam, chowałam "na później", bo tak mi było łatwiej. Dalej nie potrafię zmierzyć się i walczyć ze swoimi problemami, ale dopuściłam do siebie myśl, że jest coś nie tak, że nie mogę kolejnych lat oszukiwać siebie. Po prostu któregoś dnia miałam dość, tak jakby za dużo tego wszystkiego było we mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, tylko jak i tak świadomość winy od siebie odpychają, to de facto nic to nie daje i równie dobrze mogliby tego nie wiedzieć. ;-) Wychodzi przecież na to samo. :)

 

Przy pewnym stopniu introwertyzmu i tak nie odepchniesz tego na długi czas, więc prędzej czy później to i tak do ciebie dojdzie.

 

Dobra, a jak zapatrujecie się na studiowanie oraz wykonywanie zawodu związanego z psychologią przy posiadaniu zaburzonej osobowości? Dopuszczacie taką opcję, o ile dana osoba "panuje nad tym", czy nie? Ja, jako że psychologia to jedyne, w czym w zasadzie mam jakąś tam wiedzę i co mnie interesuje, planuję ją studiować z rozszerzeniem na sądową mieszaną z zajęciami z klinicznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra, a jak zapatrujecie się na studiowanie oraz wykonywanie zawodu związanego z psychologią przy posiadaniu zaburzonej osobowości? Dopuszczacie taką opcję, o ile dana osoba "panuje nad tym", czy nie? Ja, jako że psychologia to jedyne, w czym w zasadzie mam jakąś tam wiedzę i co mnie interesuje, planuję ją studiować z rozszerzeniem na sądową mieszaną z zajęciami z klinicznej.

Ta moja wyżej wspomniana przyjaciółka, o której nie wiedziałam, że ma bordera, kończy właśnie psychologię. Myślę, że mogłoby to być problematyczne, gdybyś koniecznie chciała być psychoterapeutką, ale w psychologii sądowej czy klinicznej jako takiej nie powinno przeszkadzać, zakładając, że właśnie będziesz nad borderem panować. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×