Skocz do zawartości
Nerwica.com

legero

Użytkownik
  • Postów

    190
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia legero

  1. hej, widze sporo nowych osob na forum, ja ostatnio udzielalam sie dwa lata temu, kiedy zaczynalam swoja terapie. Trwa ona juz dwa lata. 2x w tygodniu po godzinie. Zaczynalam od 30 minut na nfz. i moze to zabrzmi dosc infantylnie ale nosze sie z zamiarem napisania o mojej terapii ksiazki, jednakze raz wene mam raz nie mam, wiec idzie to jak krew z nosa a wlasciwie dopiero sie zaczelo. czy mozecie zerknac czy jest sens kontynuowac? moze faktycznie nie mam talentu i ciezko bedzie cos z tego wykrzesac, bede wdzieczna za uwagi, nawet te nieprzychylne :) ( z gory przepraszam za bledy, bo wklielam to od razu bez poprawek, zeby nie przyszla mysl, ze to bez sensu i nie pisac w ogole nic tutaj) :) czwartek listopad 2014 - jak Pani zamierza to zrobić? Niech mnie Pani oświeci - skutecznie - czyli jak? - czy to ma jakieś znaczenie? Ważne żeby skutecznie Jej wzrok wpatrzony we mnie, wnikliwie bada czy aby na pewno zamierzam to zrobic. W koncu 100% pewności nie można mieć, że pacjent tego nie zrobi. - podetnę sobie żyły, wzdłuż - zanim Pani to zrobi, niech poczyta na Internecie o skutecznych sposobach a potem się za to zabiera - gdybym pocieła się w poprzek to może byłoby to mało skuteczne ale wzdłuż? OK, wstrzyknę sobie powietrze do zyly. Poprawiła się na krześle spoglądając bardziej uważnie a jednak… zaskoczenie - to już bardziej skuteczne Patrząc prosto w oczy długo jak nigdy przedtem, wzajemnie się badamy. Zależy jej na mnie czy nie? Prowokacja? A może rzeczywiście ma mnie już dosyć. Dwa lata w terapii, ponad rok testowania granic do granic możliwości. Miesiące wyciszenia, znów testowanie. Tym razem mocniejsze, silniejsze, boleśniejsze. Jestem zmęczona, terapią, panią P, stałymi godzinami, rytuałem przed i po, sobą. Kim jestem? .......... Wyszedł pacjent, weszłam, usiadłam, rozglądam się. Mały pokój, dwa okna, biurko, dwa krzesła, leżanka, szafa. Gabinet lekarski. - co panią do mnie sprowadza - panie doktorze, nie wiem co się dzieje, wszystko mnie męczy, drażni, wkurwiam się na męża, nic mnie nie cieszy, dom, dzieci, nie mogę pracować Nie wiem co powiedzieć… zalezy mi na L4, zeby moc jeszcze nie wracac do pracy, musze cos posciemniac - przepisze pani lek, proszę tylko uważać bo ma skutki uboczne ale wyciszy panią, uspokoi O super, kolejny lek do zaćpania. Zatracenia się w sobie, odpłynięcia. Unieważnienia wszystkiego, jak tramal, którego nie brałam od lat. - ale wydaje mi się, że najlepsza będzie dla pani terapia – kontynuował – mamy tu panią terapeutkę, która przyjmuje w czwartki. Opowie pani na czym polega terapia, jeśli pania zakwalifikuje to rekomendowałbym uczęszczanie na terapie. Poki co ten lek pani pomoze, widzimy się za trzy tygodnie. - za trzy tygodnie wyjeżdżam - to jak pani wroci. Do widzenia Recepty nie wykupilam, leku nie wzielam. Wiecej do niego nie poszlam. - chciałabym zarejestrowac się do pani psycholog na czwartek - najbliższy termin za 2 tygodnie o 15:00 - ok, proszę zapisac Czwartek sierpień 2012 Ten sam pokoj, te same krzesla, sciany, biurko i lezanka. Po co ja tu przyszlam, co ja będę jej mowic? Co mi to da? Usiadlam naprzeciw niej. Farbowanej blondynki o nieokreślonym odcieniu, wiek około 40. Zerknęla na liste odkreślając mnie na niej. Spojrzała na mnie badawczo, z lekkim zaciekawieniem zmieszanym z rutyną. - dzien dobry, co pania do mnie sprowadza Kurwa i co ja mam powiedzieć? Po co tu przyszlam? Psychiatra kazał, w koncu zalezy mi na zwolnieniu lekarskim, historie musze zbudowac, ze się staram ale do pracy dalej się nie nadaje. - psychiatra mnie przyslal Spojrzała pytająco, czekajac Az rozwine wypowiedz - mam problem, bo wszystko mnie meczy, nie cieszy, nie mam checi zyc. Mam dosc opieki nad dziecmi. - była pani wczesniej u psychologa? - tak raz, na studiach, kiedy mialam mysli samobójcze, na jedej wizycie się skończyło. - z jakiego powodu te mysli miala pani? I co teraz? Tak na pierwszej wizycie wszystko powiedziec? Nieszczesliwa milosc, uzależnienie od lekow, wykorzystywanie seksualne w dzieciństwie, problemowa matka, ojciec, który się nie interesuje, samookaleczenia. Tego nie da się powiedziec w 30 minut. Koszmarne 30 minut/ Kto to kurwa wymyślił? Żeby terapie prowadzic w 30 minut, maszynka nfzetowska. 30 minut minelo, nastepny proszę. Nie ma szans, nie powiem. - zdiagnozowałam u siebie borderline, Pol roku temu. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, bez komentarza - dobrze, to zadam pani teraz kilka pytan, może pani na nie odpowiedziec? - ok. Przesluchanie się zaczęło, wiek: 30; mezatka: tak; dzieci: tak. Warunki mieszkaniowe, wykształcenie, zawod wykonywany, obecne zajecie, wiek matki, ojca, historia dzieciństwa, historia małżeństwa, historia zycia. Jakby nie można było wypełnić kwestionariusza przed. Zmarnowane 20 minut. Wysłuchała mojej historii, wpisując ważniejsze informacje do kartoteki. A ja opowiadalam, ze lzami w oczach bo w koncu nie wytrzymalam. Rozplakalam się, z bezradności, bezsilności. - czy jest na koniec cos co chciałaby pani dodac a o co nie zapytalam? - co mi jest? - na podstawie jednej wizyty trudno okreslic, na to potrzeba kilku spotkan. Na ta chwile mogę stwierdzic, ze ma pani ptsd, zaburzone relacje z matka, ojcem, ogolne trudnosci przystosowacze. Ani slowa o borderline. - tak jak mówiłam, terapia to proces trwajacy do kilkudziesięciu sesji. Raz w tygodniu po 30 minut. Może Pani umowic się w rejestracji, jest okres wakacyjny, ludziom się we wakacje polepsza, nie będzie problemow z rejestracja. Jeżeli pacjent umowi się i nie przyjdzie dwa razy, wypada z kolejki i musi czekac Az zwolni się miejsce. Czy jest cos o co chciałaby pani zapytac? - nie Pukanie do drzwi, kolejna pacjentka zaglada ale cofa się ujrzawszy mnie w gabinecie. - na dzisiaj kończymy. Wyszlam. Może to nie taki zly pomysl, uporac się z demonami w 30 minut raz w tygodniu… - chciałam się zapisac na kilka spotkan z pania psycholog - a pani pierwszy raz? - wlasnie bylam pierwszy raz, pani powiedziala, ze mam się zarejestrowac - ok., mogę pania zarejestrowac do konca pazdziernika, bo na listopad pani psycholog nie podala jeszcze grafiku. Najblizszy w czwartek 13 wrzesnia Kurcze, dlugo, to prawie miesiąc. No trudno niech będzie. Kolejne czwartki o godzinie 15:30, żeby m zdążył wrócić z pracy i zajac się dziecmi.
  2. nie mam doświadczenia pracy w monoparadygmatycznych nurtach. Sama chcę zostać terapeutą integratywnym, bo uważam, że na miks zaburzeń najlepiej pomoże właśnie miks nurtów. Gdybym miała jedno zaburzenie to pewnie mogłabym się zastanawia, który nurt będzie właściwszy. mysle, ze chodzi jej o zbudowanie wiekszego poczucia bezpieczenstwa i stabilnosci. jak sama powiedziała: ja tu zawszę będę, w pani godzinach będę czekać. Najbardziej czego border oczekuje od innych, zwłaszcza najbliższych osób, to tego, że zawsze będą, niezależnie od podjętych naszych decyzji, działań, będą stabilni i nie uciekną. I ona myślę, że chce mi właśnie to pokazać. Wytrzymała ze mną sporo, nie ważne jak ją zwyzywałam, jak się skandalicznie zachowywałam, zawsze na następnej sesji ma jednakowe nastawienie: życzliwe i spokojne. Jak sama powiedziała: mamy przecież umowę, że to co pani mówi na sesji podczas acting outow nie biorę na poważnie. wręcz przeciwnie, daję sobie prawo do niezdecydowania i to generuje problem taki jaki jest. Bo ja bym chciała, zeby bylo całkowitem, absolutne i "do końca" a nie jest to możliwe. niestety zaakceptowac tego stanu nie umiem, ciagle majac nadzieje, ze to sie zmieni... tak właśnie czuję i dlatego chcę przerwy tylko nie wiem czy to jest właściwe wyjście... i między innymi o taką opinie mi chodziło. daje trochę do myślenia nad tą sytuacją :) dziękuję. tak rozmawiałam, ja tak czuje, że nie jest to tak jak powinno być. nie umiem porozmawiać z nią otwarcie o sobie. zmiana terapeutki nie wchodzi w grę, bo z inną bedzie tak samo a stracę tylko czas i pieniądze. bardzo sie boje tej przerwy, nie musze jej robic ale tez w gruncie rzeczy nie chce ale tez nie wiem jak inaczej sobie poradzic z tym oporem jaki teraz mam.
  3. Czesc, mam pewien problem i chcialabym od was opinii na ten temat. Chodze na terapie integratywna 2x w tygodniu po 1 godzinie przez prawie 1,5 roku. Terapia nie posuwa sie tak jak powinna sie posuwac, ciezko mi rozmawiac na wiele trudnych spraw i postanowilam zrobic sobie przerwe, albo pojdzie to w jedna albo w druga strone. Przerwa mialaby trwac miesiac-dwa. Moja terapeutka generalnie na to przystala pod warunkiem, ze nie bede jej informowac o tym, ze juz wracam tylko mam przyjsc w swoich godzinach w dowolnym momencie, kiedy poczuje, ze chce juz wrocic. Tak samo jest z odejsciem na przerwe, tez mam jej nie mowic tylko zwyczajnie nie przyjsc. Jednakze bardzo sie boje tej przerwy a wynika to z tego, ze bardzo przywiazalam sie do mojej T. Niestety chec zmniejszenia z nia dystantu, chociazby przejsciem na Ty co jest niemozliwe, powoduje, ze ja zaczynam sie dusic w tej relacji. Jak myslicie, dobrze zrobie robiac ta przerwe czy jednak musze to przetrwac? Czy ktos z was mial tak dluga rpzerwe w terapii albo w ogole mial przerwe i jak to wplynelo na dalszy proces leczenia? Podzielcie sie prosze swoimi opiniami.
  4. to chyba kwestia czasu :) Ja swoją niedawno wyzwałam od kur..ew i powiedziałam wprost spier...aj. Ale to zdarzyło się raz podczas trwania już 1,5 roku ( 2x w tygodniu) terapii. Znacznie częściej zarzucam jej pazerność na pieniądze i to, że ma mnie w dupie. Ja mam podobne jazdy jak Rachel ale tez uwazam, ze jest z lekka przerysowana ta ksiazka. Niestety jej relacje rodzinne i podejscie do wlasnych dzieci juz takie nie jest. Przynajmniej w moim odczuciu. Całe szczęście, że moja terapeutka jest mądrą kobietą i nie bierze sobie takich rzeczy do serca i na poważnie... A co do ksiazki... moim zdaniem terapeuta nie odgrywal roli ojca, tu dzialalo przeniesienie Rachel na niego, jej pragnien, deficytow w relacji z jej biologicznym ojcem.
  5. najprosciej.... powiedziec jej o tym na nastepnym spotkaniu :) ale wiem, ze w praktyce jezyk w gardle ugrzeznie :) po pierwsze... jesli terapeuta stwierdzi, ze nie jest wystarczajaco dobry na twoje problemy to ci o tym powie, nie powinien ( o ile faktycznie jest profesjonalistka) bawic sie z toba w kotka i myszke i ciagnac bezsensownie terapii. po drugie, zaden problem nie jest na tyle błahy zeby go zostawic. Skoro wybralas sie do terapeuty, to problemy, ktore masz przerastaja w tej chwili twoje mozliwosci. Przede wszystkim pamietaj, ze terapeuta ich za ciebie nie rozwiaze, nie poda ci gotowego rozwiazania. Bedziesz musiala i tak sobie sama z nimi poradzic, znalezc sama rozwiazanie. Rola terapeuty jest pomoc ci odnalezc sie w gaszczu roznych mysli i odnalezc te najlepsze i najwlasciwsze potrzebne do rozwiazania problemu. Nikt za ciebie tej roboty nie wykona a juz na pewno nie terapeuta. TO co opisujesz prawdopodobnie bylo tylko stwierdzeniem oczywistych faktow, ktorych ty, z racji niskiego poczucia wlasnej wartosci, nie zauwazasz... :) Terapeuta nigdy cie nie skrytykuje, nie ma do tego prawa, nie oceni twojego zachowania. To neutralna osoba, ktora powinna byc wsparciem w twojej ciezkiej pracy nad soba :)
  6. na razie nie bedzie niczego ciagnela, bo pierwsze 2-4 sesje sa tylko zebraniem wywiadu, okresleniem przez terapeute co ci jest i podjecie decyzji co dalej. jak juz to przejdizesz i zacznie sie terapia to zazwyczaj jest tak, ze terapeuta idzie za tym co mowisz, czasem zatrzyma cie na jakims aspekcie czy temacie i bedzie to z toba drozyc czyli ciagnac za jezyk dopytywac. A jak cie dowartosciowala? co konkretnie powiedziala? Czy moze to tylko twoje subiektywne odczucia a ona nic takiego nie mowila wprost, ze jest pani super, dobrze pani robi itp td... czegos takiego psychoterapeuta nie powinien mowic. no chyba,ze poszlas do zwyklego psychologa na trening interpersonalny to wtedy co innego.
  7. ale to co jest w tobie do zmiany moga ci powiedziec najblizsi bo oni widza jaka jestes, co robisz nie tak, jak ich ranisz. to oni powinni ci zwrocic uwage na kluczowe aspekty. terapeuta pracuje tylko na tym co mu powiesz. jak sie zapyta to co wg pani robi zle? to co powiesz? pewnie jak typowy border: nie wiem, pewnie nic, to oni robia cos nie tak. border nigdy w sobie nie zobaczy winy to inni sie zmieniaja, to inni prowokuja, to inni wydobywaja z nas te emocje. my musimy sie poprostu dostosowac do zmiennych warunkow. tyle ze to nie oni sie zmieniaja ale my jestesmy niestabilni i hustamy sie na emocjonalnej hustawce.
  8. wspaniała diagnoza bordera... ciekawe... ja dwa lata temu zdiagnozowałam się sama, cały rok minął zanim udałam się do psychoterapeuty, który juz po drugiej czy trzeciej wizycie potwierdzil diagnoze jednoznacznie.. i tak sobie myslalam, wrecz dumna bylam z siebie... o wreszcie kims jestem, mozna mnie zaszufladkowac w stabilne ramy niestabilnosci. zaczela sie terapia i caly rok, ( dalej to trwa) dociera do mnie czym to przeklenstwo tak naprawde jest. zaczynam widziec ponad. przestaje powoli koncentrowac sie na tym co jest wewnatrz a zaczynam spogladac na zewnatrz, gdzie widac otoczke tego bordera, skorupe, to co widza inni - zdrowsi, inaczej zaburzeni wreszcie zdrowi ludzie. w ciagu ostatnich dni dotarlo do mnie, ze poki nie zobacze calosci tego z zewnatrz, jako obserwator, nie bede umiala sie zmierzyc z tym co jest wewnatrz. wczoraj bylam na sesji, kolejnej. po poniedzialkowej akcji, ktora opisalam, poszlam z dusza na ramieniu, czy ona tam bedzie? w jakim nastroju? czy mnie wyrzuci calkiem z terapii, czy.... tych czy bylo tysiace... rozwialy sie po pierwszym jej zdaniu: mamy przeciez umowe, ze to co zostaje wypowiedziane tu w afekcie nie jest brane na powaznie. dla mnie koncem terapii byloby dzisiejsze pani nie przyjscie. a pani tu jest. jej stabilnosc w tym calym chaosie jest mozna powiedziec, swego rodzaju trampolina, ktora pozwala mi podskoczyc i zobaczyc ta moja skorupe od zewnatrz. mam nadzieje, ze bede mogla skakac coraz wyzej i zostawiac w gorze coraz dluzej. tak tak... ejstem na etapie lekkiej idealizacji, nadzieii na poprawe... tak tak i jestem swiadoma, ze wieczorem moge znow byc na drugim biegunie w glebokiej depresji.
  9. na smsy nie odpisuje, taka ma zasade, raczej je kasuje bez czytania no chyba, ze zaczynaja sie od slow, nie bedzie mnie i odpisuje tylko na te dotyczace spoznien etc. telefon.... nie mam odwagi. sklonna jestem isc, wyslalam jej tez smsa dzisiaj, zeby na jutro przygotowala kontrakt, bo chce go renegocjowac. masz racje i jestem tego swiadoma, ze patologiczny model zachowan w stosunku do terapeutki przeniose na inna, wiec nie ma sensu zaczynac wszystkiego na nowo, no chyba, ze ta mi jutro powie: dosc. a moze ja rzeczywiscie nie nadaje sie do terapii? moze stawiam zbyt duzy wewnetrzny opor? i jestem beznadziejnym przypadkiem?
  10. nie powiedziała nic innego, tylko do widzenia, nie zatrzymała mnie, nie pytałam dlaczego. na wcześniejszych sesjach z jej strony nie było tekstów odnośnie kończenia terapii a jedynie odnosnie braku motywacji z mojej strony, ze jest ona zerowa i ze usilnie probuje sprawic, zeby to ona powiedziala "koniec". nie wiem czy to byla proba sprawdzenia mojej motywacji czy cos innego. tydzien wczesniej skolei powiedziala, ze jestem mistrzynia w niszczeniu relacji, zwlaszcza tej naszej bo zdewaluowalam ja bardzo, podwazajac jej kompetencje, doswiadczenie, mowiac, ze sobie ze mna nie radzi, ze nie jest wstanie mi pomoc i nie ma doswiadczenia z borderami takiego jak mowila. potem ja czesciowo za to przeprosilam ale bez wiekszego przekonania. w czwartek powiedzialam jej na jakich zasadach chce byc w terapii, ze nie porusze na razie tematow waznych a poboczne i gadalysmy o dupie maryny. w poniedzialek wydazylo sie to co napisalam wyzej. a to co sie ze mna teraz dzieje to jakas masakra. po sesji w poniedzialek bylam wsciekla, wczoraj zaczelam analizowac i dochodzic do wniosku co tak na prawde sie dzieje ze mna w terapii. jestem w niej od roku i przez caly ten okres probuje przesunac granice jakie ustala, walcze z nia o cos czego nawet nazwac nie potrafie i uchwycic, probuje byc panem i wladca tej terapii, dewaluuje ja co jakis czas i co jakis czas idealizuje. irytuje ja i ta irytacje da sie wyczuc, pozwala mi ja wyczuc. caly ten czas chodzi w tej relacji mi o nia a nie o siebie, nigdy nie bylam ja tam wazna tylko ona z tym co ona mysli, czuje i mowi o mnie. a to przeciez bezsensu jest. najgorsze jest to, ze ja teraz owszem widze to ale nie jestem na tyle przekonana, zeby to zmienic... zmiana terapeuty nie wchodzi w gre bo z druga byloby to samo. a dzisiaj czuje sie jeszcze gorzej, bo wstalam z uczuciem, ktore mi towarzyszylo prawie rok temu, kiedy to rowniez wyszlam wsciekla od niej i co zadecydowalo, ze przeszlam z sesji 30minutowych NFZetowskich na 60minutowe prywatne dwa razy w tygodniu. czuje, ze ta terapia jest mi potrzebna ale... i tu pojawia sie ale nieopisane, niezrozumiane. to ale przeszkadza mi byc pelni w tej terapii, relacji. ona sama twierdzi, ze przywiazanie jakie mam do niej jest rowniez z jej strony. zaangazowala sie emocjonalnie w nasza relacje i nasze rozstanie rowniez nie pozostanie bez echa u niej. powiedziala mi to miesiac temu, kiedy to po powrocie z jej urlopu powiedzialam, ze te 2 tygodnie pokazalo, ze bardzo sie przywiazalam do niej pomimo moich akcji. i nie wiem w ktora strone to pojdzie, albo to zrozumiem i zaakceptuje albo zniszcze. jak sie okazalo jednak zniszczylam. jest to osoba ktora dopuscilam najblizej siebie. nawet moj M nie jest tak blisko. nawet nie wiem czy jest sens isc jutro, czy ona tam bedzie, czy da mi kolejna szanse, czy bedzie dalej chciala, czy mnie nauczy cos ta sytuacja i zaczne byc w terapii tak jak powinnam byc?
  11. wczoraj mialam ostatnia terapie ( trwajaca rok) a wlasciwie to nawet terapia nie mozna bylo nazwac. przez caly rok otwierala drzwi i zapraszala mnie do srodka a wczoraj tego nie zrobila, 15 minut siedzialam na korytarzu az weszlam sama, ona nawet nie ruszyla sie z nad swoich papierow. zaplacilam jej za ta godzine i powiedzialam, ze ostatnie 15 minut to byla ostatnia nasza terapia, dowidzenia, bylo milo. i wyszlam. odpowiedziala tylko dowidzenia. przez ostatnie dwie sesje uwazala, ze moja motywacja do terapi jest rowna zeru, ze nie spelniam podstawowego warunku do bycia w terapi czyli nie wykazuje cierpienia i nie chce rozmawiac na tematy wazne a poboczne. wczoraj wieczorem wyslalam jej smsa, ktorego pewnie swoim zwyczajem nie odczytala a odrazu skasowala o tresci: "myslalam, ze z wiekszym szacunkiem pozbywa sie pani niechcianych pacjentow. powodzenia na egzaminie certyfikujacym". czuje sie jak wrak czlowieka dzisiaj. i nie iwem czy isc w czwartek i zakonczyc to po ludzku z nalezytym szacunkiem do niej i do siebie czy dac juz sobie spokoj?
  12. hehe, i ja mam cos takiego za soba. Nauczycielka podstawowki i potem kolejna w liceum. Z ta z podstawowki nie mam kontaktu odkad poszlam na studia ( juz 12 lat) a z druga widuje sie 1 na 2-3 lata.
  13. ogolnie to nic. nie chce przyjac mego zaproszenie do tego, zeby to ona wybierala tematy do rozmowy. bije od niej profesjonalizm az na kilometr. jak juz sie sama w sobie przelamie i zaczynam sesje to zazwyczaj rozmawiamy o dupie maryny i ciezko mi jest poruszac wazne tematy. wczoraj mialam fajna sesje, bo udalo mi sie zwerbalizowac strukture mojego ja i niemoznosci wejscia glebiej w emocje. ona zdaje sie to rozumiec, a skoro ona to rozumie, mysle, ze w koncu uda jej sie mnie przelamac. ostatnie 2 sesje mam i tak lajtowe, w naczeniu takim, ze sama nie pozwalam wejsc glebiej, bo ona od poniedzialku idzie na urlop i nie bedzie jej przez 2 tygodnie. a ja przez 2 tygodnie musze jakos funkcjonowac. nie wiem jak to bedzie po jej powrocie. czy w koncu przekrocze ten jeden punkt i zaczne analizowac to co jest glebiej, pod powierzchnia.
  14. A ja mam do was pytanie ( mam zdiagnozowanego bordera, w terapii od prawie roku 2x w tygodniu). Czy wchodząc na terapie, siadajac na fotel macie taki schemat lub podobny do tego?: terapeuta: co u pani slychac? pacjent: nic terapeuta: to o czym chce pani dzisiaj rozmawiac? pacjent. nie wiem. chyba o niczym. itd... itp... mecze sie juz z tym ale jakos przemoc sie nie moge. caly czas oczekuje od swojej terapeutki, ze to ona zacznie, ona wybierze temat na biezaca sesje itp. w ogole to mnie strasznie wkurza. wczoraj po raz pierwszy odkad zaczelam terapie poczulam taki przyplyw zlosci do niej po wyjsciu, ze autentycznie chcialam jej zrobic fizyczna krzywde. w ogole po roku prawie terapii ciezko mi sie otworzyc, rozmawiac. wprawdzie zrelacjonowalam jej wszystko co mnie w zyciu spotkalo ale zeby zaglebic sie glebiej, przepracowac emocje to juz jest wrecz niemozliwe. nie moge sie skupic na sobie tylko najchetniej slupilabym sie na niej, wypytujac ja o szczegoly z zycia prywatnego ( i tak wiem wiecej niz powinnam - niekoniecznie od niej). jak sobie z tym poradzic?
  15. No właśnie, mogłam. Mogłam powiedzieć o tym rodzicom, jego matce, komukolwiek. Wiem, ze bylam zbyt mala, zeby mowic o winie ale teraz czuje sie winna temu ze nie zareagowalam
×