Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

To znaczy może sprostuję. Kontakt z mamą jest mieszanką sprzeczności. Przymus bycia idealną i grzeczną córeczką, z miłością i nienawiścią za brak możliwości decydowania o sobie, za brak możliwości odmowy, a jednocześnie kompletny chłod emocjonalny i w sumie brak jakichkolwiek rozmów głębszych niż rozmowa o pogodzie lub pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie rzecz biorąc, to zdaję sobie sprawę, że jeśli znajduję na swojej drodze kogoś, kto nie zmiesza mnie z błotem, to bardzo łatwo go idealizuję i wręcz szaleję na jego/jej punkcie. W sumie nie ma się czemu dziwić, skoro tyle lat było się praktycznie samemu. Gorzej, jeśli to zaczyna być na tyle silne, że aż uciążliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A no właśnie, tylko sęk w tym, że większość osób potrafi rozgraniczyć uczucia do terapeuty i zdrowy rozsądek, dla nich nie będzie koniec świata przy zakończeniu terapii.

Nie wiem czy trochę teraz nas nie szufladkuję, no ale jak tu inaczej o tym pisać, skoro tak właśnie jest...

Dlatego trzeba dużo cierpliwości, samozaparcia, chęci do zmiany i naprawdę wykwalifikowanego terapeutę równie cierpliwego i b.empatycznego, z którym będzie można te wszystkie mechanizmy przepracować...

już chyba sama nie wierzę w to, co piszę ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No, ale jak tu rozgarniczyć te uczucia, skoro okazuje się, że terapeuta staje się jedyną osobą, która jest dla nas dobra, cierpliwa, wyrozumiała? W teorii to ja jestem zajebista, wiem, że idealizuję terapeutkę, wiem, że patrzę na Nią wg schematu czarne-białe (ma wszystkie dobre cechy, żadnych złych), wiem, że boją się zakończenia terapii, bo to będzie jakby mnie porzuciła, wiem, że zapełniam Nią to chroniczne uczucie pustki, które mnie dręczy, wiem, że tylko z Nią mogę bezpiecznie i otwarcie porozmawiać o autoagresji i w ogóle o wszystkim... Ale co z tego, że to wszystko wiem, skoro żadnej z tych rzeczy nie czuję i liczy się tylko to, że Ona jest i że mi pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

izzie, heh... Najlepszym wyjściem wydaje się przepracowanie tego, rozmowa na ten temat, ale ja wiem, że to tak łatwo nie odpuści, a wstyd mi zacząć o tym mówić i potem dajmy na to męczyć to samo ciągle i wciąż na kazdej kolejnej sesji. Myślę sobie, żeby może później się tym zająć, kiedy będę bardziej normalna. Z drugiej jednak strony czy to nie jest swego rodzaju wymówka, ucieczka przed trudnym tematem? No i pytanie czy w ogóle kiedykolwiek będę bardziej normalna niż teraz? Czy bordera da się ugłaskać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc, myślę, że to może być ucieczka, boisz się poruszać ten temat...

Napiszę Ci jeszcze raz z własnego doświadczenia, żałuję, że tak późno powiedziałam o tym wszystkim terapeutce. Przyjęła to jako coś normalnego. Jeżeli Ty nie będziesz chciała później o tym rozmawiać to T. nie będzie poruszać tego tematu..

Ja wstydziłam się tego uczucia jak cholera, a okazało się, że nie było tak źle. Nie wiem jak terapia potoczyłaby się później..W każdym razie teraz mam cudowną terapeutkę i nie raz jej o tym wspominam, że boję się uczucia do niej, powtórki "z rozrywki" sprzed 2óch lat...

Naprawdę dobrze jest o tym rozmawiać.

 

Możesz czekać na lepszy, odpowiedniejszy moment, ale czy takowy w terapii istnieje ...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możesz czekać na lepszy, odpowiedniejszy moment, ale czy takowy w terapii istnieje ...?

 

 

Zdecydowanie nie, Ja bym powiedziała, chcoiaż by po to by mieć to już z głowy.

 

 

abstrakcyjna to nasze odczuwanie miłości jest podobne nie my :)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili7, chodziło mi o to, że nie ma tzw. lepszego momentu w terapii i żeby po prostu o tym powiedzieć teraz-już.

 

Oglądałam w nocy film "Now is good", ryczałam jak bóbr o kolejny raz jestem na siebie wściekła, że marnuję sobie życie, każdy dzień przelatuje mi przez palce.... Trzeba się wziąć za siebie i działać... taaa :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To znaczy może sprostuję. Kontakt z mamą jest mieszanką sprzeczności. Przymus bycia idealną i grzeczną córeczką, z miłością i nienawiścią za brak możliwości decydowania o sobie, za brak możliwości odmowy, a jednocześnie kompletny chłod emocjonalny i w sumie brak jakichkolwiek rozmów głębszych niż rozmowa o pogodzie lub pracy.

Dlaczego okłamujesz siebie i matkę?

Relecje między wami to nie tylko inicjatywa matki ale i córki.

Dlaczego idealizujesz nauczycielke ,terapeutkę a nie masz zaufania i odrobiny miłości do matki?

Kiedyś pisałaś że studiujesz,w innym momencie pisałaś że terapię masz prywatną.Wnioskuję z tego ze to między innymi matka pomaga ci finansowo żeby wyciągnąć Cię z tego bagna.Czy była z tobą tylko wtedy jak byłaś grzeczną dziewczynką ,czy jest z tobą jak potrzebujesz pomocy??

Przez skórę czuję jak biegała do ciebie do szpitala?Jak płakała a moze jeszcze płacze bo nie wie jak ci pomóc.

Otwórz się ,pomóż jej też przez to wszystko przejść RAZEM.

DECYDUJ SAMA O SWOIM ŻYCIU,PODEJMUJ DECYZJE ALE POWIEDZ JEJ O TYM.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stasia60, zgadzam sie z Toba. To dzieki mamie mam mozliwosc chodzenia na terapie. I teraz jest przy mnie i stara sie pomoc. Niestety nasz kontakt nadal nie jest zbyt dobry. Nie zwalam winy tylko na mame bo to ja calkowicie sie zamknelam ale chyba nie bez przyczyny. Nie potrafimy z soba rozmawiac, ani ja, ani mama. Piszac ze kontakt z mama jest o kant tylka potluc nie mialam na mysli ze to tylko Jej wina. Moja takze. I wiem o tym. Ale jak pisalam, to jedna wielka mieszanka sprzecznosci. Kiedys nie bylo za fajnie, mam o to zal, bo chyba dlatego zadomowil sie miedzy nami taki chlod, ale nie chce o tym mowic, bo mi to raczej nie pomoze, a mamie bedzie przykro. Zreszta to nie o to chodzi zebym teraz wypominala co bylo zle, bo nikt nie jest doskonaly. Teraz dopiero probujemy naprawic te relacje, ale to musi potrwac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stasia60, nie rozumiem dlaczego zakładasz, że jak ktoś pomaga dziecku finansowo, to z automatu jest dobrym kochającym rodzicem, co płacze i myśli tylko o tym, jak pomóc.

A może ona też nigdy nie była kochana przez rodziców ,męża,dzieci.

Może nawet żyła w dzieciństwie w niedostatku i teraz nie umiejąc okazać miłości stara się kochając szczerze i mocno zabezpieczyć byt dzieciom.

Chce żeby mieli łatwiejszy start życiowy.Nie zdaje sobie sprawy że to jednak nie jest najważniejsze.

Dzieci też mogą nauczyć dzieci kochać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stasia60,

 

A może ona też nigdy nie była kochana przez rodziców ,męża,dzieci.

Przez rodziców i męża to się mogę zgodzić, ale przez dzieci już nie bardzo. Praktycznie każde małe dziecko kocha rodzica bezwarunkowo. Kocha, czy jest przytulane, czy bite, czy rodzic pije i wyzywa czy nie. Dopiero potem, kiedy już się zorientuje, że w odpowiedzi na swoją miłość nie czuje miłości rodzica, może przestać kochać.

 

I racja, może ktoś miał trudne i przykre dzieciństwo, może przez to priorytety mu się poprzestawiały i próbuje "kochać" dziecko pieniędzmi, no ale to nadal są poprzestawiane priorytety i nieumiejętność kochania. I ciężko wymagać od dziecka, żeby ono to zrozumiało i stwierdziło "no to ok, rozumiem, już nic mi nie brakuje", bo nawet jeśli zrozumie, to i tak będzie cierpieć przez brak emocjonalnego ciepła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy każdy border ma taką samą historię ? :)

U mnie z nauczycielką skończyło się źle, ponieważ ona po prostu po kilku latach tego nie udźwignęła i po prostu mnie zostawiła...

 

hehe, i ja mam cos takiego za soba. Nauczycielka podstawowki i potem kolejna w liceum. Z ta z podstawowki nie mam kontaktu odkad poszlam na studia ( juz 12 lat) a z druga widuje sie 1 na 2-3 lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stasia60, ja to wszystko rozumiem. I tak naprawdę ja bardzo kocham moją mamę i jestem Jej ogromnie wdzięczna za to, że jest. Wspiera mnie na ile potrafi i dzięki Niej mam możliwość chodzenia na terapię, co wyciągnęło mnie z najgorszego doła. To wszystko Jej zasługa.

A co do tego jak było, to w sumie nie mamy wina. Bardziej moja i moich chorych zapędów bycia idealną. A przecież idealna córka nie może się skarżyć ani narzekać. Takie przynajmniej miałam mniemanie. Dlatego byłam cicho, żeby tylko nie sprawiać kłopotu. A do mamy nie mam żalu, bo robiła co mogła, żeby zapewnić nam byt.

Teraz obie jesteśmy bardziej świadome i staramy się naprawić naszą relację. I mam nadzieję, że nam się to uda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×