Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

no ja mam i to i to od dwóch lat nieustannie. :( tylko mi na troszkę odpuszczało po biorezonansie. ale nie mam kasy jeszcze i na to, zwłaszcza, że efekt był krótki. :? co ciekawe na wsi mam to w mniejszym nasileniu. im bardziej zanieczyszczone powietrze tym ja mam silniejszą d/d, obojętnie w jakich miejscach bym nie była.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asia, współczuję Ci, że dopadło Cię nieczucie...teraz wiesz jakie to straszne...ale jestem pewna, ze u Ciebie przejściowe...ja niestety mam to juz 2,5 roku odkad to sie zaczelo...najgprszy jest w sumie nie sam brak uczuc, co niemoznosc zaangazowaniq sie w cokolwiek...taka potworna nuda...nuda+uczucie cierpienia+uczucie pustki=pragnienie śmierci u mnie...w ogóle czuję się jakkbym nie żyła...rzeczywistość do mnie nie dociera...każdego dnia budzę się nieszczęśliwa, że zaczyna sie nowy dzień...nie mogę dojść do tego czy w snach mam uczucia...w ogóle jak mi się nasiliło nieczucie to przestałam pamietac swoje sny... tylko w ostatnich dniach udało mi sie przypiomniec o czym sniłam i były to sprawy związane z moim stanem, z leczeniem, ze szpitalem.

Wiecie jak analizuję swój stan, te wielką pustkę i fakty - ze w ciagu 2,5 roku byłam w psychiatrykach 10 razy to gdybym mogła wiecej czuc to bym sie zalamała.

Czekam na rozmowe s pcyhologiem w przyszłym tygodniu...jestem ciekawa jak on odbierze moje problemy... ostatnimi czasy tak mam, ze rnao czuje cierpienie i pustke, a popołudniami nie czuje nic...takie kompletne oderwanie od rzeczywstosci...jak juz pisałam były tu 2 kobiety z podobnym problemem - jedna (notabene lekarka) sie wypisała na żądanie, bo ona chciała elektrowstrząsów, a się jej nie zgodzili, a drugiej robią elektrowstrząsy...ona leży w mmoim pokoju i patrzę na to jak ją przywożą po tych elektrowstrzasach i nie wygląda to fajnie...raz jej głowa pękała z bólu,a dzis miała takie wysokie cisnienie, ze musiała byc podączona pod taki monitor.

Ogólnie oceniam swój stan jako nadajądcy sie jedynie do DPSu...i piszę to szczerze...nie wierzę, żeby ta sertalina zdziałała coś, skoro inne antydepresanty tego nie zrobiły. Mieszkanie samemu z tą bolesną pustką i myslami samobójczymi jest okropne, a u rodziców ciągłe krzyki i zmuszanie mnie przez mamę, żebym cos robiła, bo ona patrzewc nie moze, ze ja nic nie robie...w sumie to rozumiem, bo tez bym tak reagowala na jej miejscu. No i to ciągłe paragnienie samobójstwa...zz nudów doslownie...swiat bez uczuc jest taki nudny...nie wiem ile razy dzis myslalam o samobojstwie...ja mam to caly czas w podswiadomosci, choc przeciez nie chce tego robic....kiedys by mi do głowy nie przyszło, zeby miec mysli samobojcze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, bo masz wrażliwy na zanieczyszczenia organizm. Może też nie przywykłaś do miejskiego hałasu.

to wkurzające jest. :(:evil:

 

Mnie z hałasów miejskich najbardziej wkurza pisk jadącego metra. Zauważyłam, że tylko ja zatykam uszy, jak tak piszczy. Albo krzywię się :mrgreen: A inni jakgdyby nigdy nic, siedzą, czytają, myślą. Nie słyszą tego?? A mój cały układ nerwowy się przy tych piskach burzy. Brr. A potem stukot bramek. Brr. Jestem uczulona na warszawskie metro ;):roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mieszkanie samemu z tą bolesną pustką

 

Czemu? Ja raczej wole być sam, przynajmniej nikt mi nie przeszkadza, jeżeli mówisz o sprzątaniu i gotowaniu to rozumiem.

 

i myslami samobójczmi jest okropne,

 

Mi tam myśli samobójcze nie przeszkadzają, myśl jak każda inna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi tam myśli samobójcze nie przeszkadzają, myśl jak każda inna.

To Ty chyba w takim razie mówisz o myśleniu o samobójstwie, a nie o myślach samobójczych. Bo to co innego. W myślach samobójczych chodzi o to, właśnie, że wiążą się z cierpieniem, którego już się nie da znieść i jest to męczący stan.

 

Kiedyś psychiatra mi tłumaczył, albo gdzieś czytałam, że jest w psychiatrii takie kontinuum - zaczyna się chyba od zaabsorbowaniem tematyką śmierci, potem są obsesje z tym związane, gdzieś tam w między czasie pojawiają się myśli "jakby to było, gdyby mnie nie było", potem są natrętne myśli samobójcze, których człowiek nie chce (ego-dystoniczne), ale są, potem są myśli, które człowiek czuje, że sam produkuje "tak mi źle, że chcę umrzeć", a potem coraz bardziej agresywne wobec siebie "chcę siebie zabić", dalej już są plany i na końcu akt. I podobnie jest z omamami słuchowymi w psychozie, gdzieś na początku się pojawiają głosy zmarłej matki "Córeczko, chodź do mnie", a na drugim krańcu polecenie "Zabij się!".

 

U mnie tak się zaczynało - po pierwszym psychiatryku miałam w wypisie m.in. obsesje egzystencjalnie zw. m.in. z tematyką śmierci. W drugim psychiatryku mówiłam "chciałabym zasnąć i się nie obudzić". W trzecim już miałam w wypisie "natrętnie pojawiające się myśli "s"", no a w ostatnim już "myśli samobójcze z tendencją do realizacji". I te ostatnie, zapewniam Cię, to nie są myśli jak każde inne. Wiążą się ze stanami przekraczającymi granice wytrzymałości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie :bezradny: właśnie dobrze to jęłas Naranjo - wiążą się ze stanami przekraczającymi granice whytrzymałosci...u mnie ten stan jest permanentnie od 1,5 roku....dzien w dzien...nawet tu w poznaniu lekarka i pielegniarki strasznie mi współczują...

do tego się martwię moimi funkcjami poznawczymi - nie mogę czytać, o bez emocji nie potrafię się wciagnąć, to już mam :zonk: d dawna taki problem, choc udalo mi sie kilka książek przeczytac...ale teraz probowalam obejrzec film i jak uposledzona - nie bylam w stanie sledzic akcji, wciagnac sie w to, mysli mi uciekaly w strone mojego wewnetrznego stan

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś psychiatra mi tłumaczył, albo gdzieś czytałam, że jest w psychiatrii takie kontinuum - zaczyna się chyba od zaabsorbowaniem tematyką śmierci, potem są obsesje z tym związane, gdzieś tam w między czasie pojawiają się myśli "jakby to było, gdyby mnie nie było", potem są natrętne myśli samobójcze, których człowiek nie chce (ego-dystoniczne), ale są, potem są myśli, które człowiek czuje, że sam produkuje "tak mi źle, że chcę umrzeć", a potem coraz bardziej agresywne wobec siebie "chcę siebie zabić", dalej już są plany i na końcu akt. I podobnie jest z omamami słuchowymi w psychozie, gdzieś na początku się pojawiają głosy zmarłej matki "Córeczko, chodź do mnie", a na drugim krańcu polecenie "Zabij się!".

 

To nie wiem czy gdzieś bym w ogóle pasował do takiej skali, nie jestem zaabsorbowany tematyką śmierci bo jestem materialistą, i nie śadze żeby nawet jak było życie po śmieci to żeby moje postępowanie mogła mieć na nie wpływ, a nawet jak ma to nie widze żadnego racjonalnego powodu żeby założyć że postępowanie w sposób x pomorze mi po śmierci a w sposób y sprawi, że po śmierci będzie lepiej.

 

"jakby to było, gdyby mnie nie było",

 

Znaczy gdzie, na zmieni? Byłoby podobnie, też nie ma nad czym dywagować poza tym jak to mogą odebrać bliscy ale wiele wiedzy tu też nie ma.

 

"potem są natrętne myśli samobójcze, których człowiek nie chce (ego-dystoniczne)"

 

To nie ma się wpływu na to, jak się ocenia myśli? Może czasem trudno jest oceniać w sposób jaki jest dla nas lepszy, ale nie trudno mówić o całkowitym braku kontroli. Ja mam myśli samobójcze które mi są obojętne.

 

które człowiek czuje, że sam produkuje "tak mi źle, że chcę umrzeć",

 

Ja to raczej odczuwam jako preferencje, ale czasem sam inicjuje myśli o samobójstwie.

 

Więc sam nie wiem czy ja się kwalifikuje przed skalą czy poza nią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytac to ja juz tez nie moge, ale to raczej z tego powodu, ze nie mam zadnej ksiazki, ktora by mnie zainteresowala, zreszta watpie, ze jakas bylaby w stanie to zrobic. Natomiast filmy moglbym ogladac caly dzien. To bardzo fajna sprawa, bo wylacza mnie troche, odcina od rzeczywistosci, a z drugiej strony nie mam poczucia, ze marnuje czas. :P Ostatnio ogladalem bardzo fajny film, ktory polecam innym, chyba zdobyl jakies nagrody w Cannes 2009 - Dogtooth albo inaczej Kieł, jakiegos greckiego rezysera. Bliski chyba wielu z wam, bo tematem jest rodzina. Wlasciwie film jest o niczym, mozna powiedziec, ze to taki pseudodokument, bo nie ma wyraznej linii fabularnej, ale jest o tyle ciekawy, ze zmusza do myslenia. Maz z zona wychowuja trojke dzieci w swojej posiadlosci, duzym domu otoczonym wysokim murem. Dzieci nigdy nie byly poza granica dzialki... No, wiecej nie bede opowiadal, zeby nie psuc filmu, ale ciekawy.

 

Naranja, nie chce wyjsc na takiego wielkiego pana czepialskiego, ale odnaleźć się piszę, a nie odnaleść. Zwracam Ci uwage tylko z tego powodu, ze Cie szanuje. Twoje posty sa takie fajne i lubie je czytac, ale jak widze takiego bubla, to psuje nastroj madrosci. :D

Kiedy dokladnie wybierasz sie do Kobierzyna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja, nie chce wyjsc na takiego wielkiego pana czepialskiego, ale odnaleźć się piszę

Nie, spoko, ja się nie obrażam :smile: Na swoje usprawiedliwienie powiem, że wiem, że "odnaleźć" to poprawna forma. Ale po prostu jestem już tak zmęczona, że zupełnie nie zastanawiam się nad tym, co i jak piszę (jak prawie zawsze, zresztą) i mam to trochę gdzieś :(

P.s. A Ty za to robisz literówki! To wkurzające ;)

 

jak widze takiego bubla, to psuje nastroj madrosci. :D

 

Zdołowałeś mnie tym "nastrojem mądrości". Jej, jak ja siebie czasem nie lubię :-|

 

Kiedy dokladnie wybierasz sie do Kobierzyna?

W poniedziałek :cry: Nie chcę tam iść :cry: Nie wiem, czy to objaw oporu przed terapią, zrezygnowania, mojej wizji tego oddziału (negatywnej), lęku, że znowu kolejni psychiatrzy (chcący dobrze) mi zaszkodzą. Boję się kopania. Ja tak pragnę bliskości, empatii, zyskania jakiegoś pozytywnego stosunku do siebie... A jak ktoś mi pokazuje, co jest we mnie złe i ocenia to popadam w silne samooskarżenia, nienawiść do siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytac to ja juz tez nie moge, ale to raczej z tego powodu, ze nie mam zadnej ksiazki, ktora by mnie zainteresowala, zreszta watpie, ze jakas bylaby w stanie to zrobic. Natomiast filmy moglbym ogladac caly dzien.

 

Ja mam rzadko ochotę, jedyne co ostatnio oglądałem to gra o tron.

 

Z dokumentów:

http://www.youtube.com/watch?v=UneYciGf84I&feature=related

 

I inne z tej serii, ale to wszystko co oglądałem przez okres przynajmniej pół roczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie też filmy często pomagają, pozwalają na wyciszenie myśli.

 

Teraz napadł mnie smutek i lęk + nagłe uczucie beznadziei. Wiedziałam, że bez tego się nie obędę... w końcu do mnie zawitały wakacje. Z drugiej strony, bardzo uciekam przed takimi stanami, wolałabym nie powtarzać schematu. Zwróciłam uwagę na to, że najcięższym z moich objawów nerwicowych jest zapętlająca się myśl o odrzuceniu przez środowisko rówieśnicze, lęk przed tym odrzuceniem, a raczej przed porzuceniem, brakiem uwagi, brakiem czasu. To mnie zawsze najbardziej boli. Istnieje jednak możliwość, że ta myśl to swego rodzaju natręctwo, bo pojawiła się w zintensyfikowanej formie dzisiaj po krótkiej kłótni z mamą. Możliwe, że nie dopuszczając do siebie pewnych uczuć w stosunku do mamy, uruchamiam tę jedną myśl, jak pies Pawłowa... bo kiedy jeszcze mieszkałyśmy z tatą i miałam rzeczywiście duże problemy z zaadaptowaniem się w klasie i w szkole, po każdej rodzinnej awanturze potrzebowałam natychmiastowego okazania akceptacji przez którąś z życzliwych mi koleżanek (których było niewiele... ale były).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po każdej rodzinnej awanturze potrzebowałam natychmiastowego okazania akceptacji przez którąś z życzliwych mi koleżanek (których było niewiele... ale były).

O, widzisz, może to jest jeden z tych powodów, dla których mnie trzepnęło bardziej niż Ciebie? (tj. kiedyś o tym rozmawiałyśmy - że też miałaś nienajlepsze dzieciństwo, ale jednak jesteś szczęśliwa i nie czujesz potrzeby terapii). Miałaś jakieś koleżanki, które Cię akceptowały - to była jakaś przeciwwaga dla tego, co się działo w domu. To BARDZO DUŻO. A ja przez całą podstawówkę nie dość, że nie miałam ani jednej bliskiej koleżanki czy przyjaciółki, to wszędzie (szkoła, szkoła muzyczna, kolonie, podwórko) dzieciaki się nade mną znęcały, wyśmiewały, byłam odrzucana, bardzo. Rodzeństwa też nie miałam. Byłam totalnie bezradna i osamotniona w tym, co się działo w moim domu i poza nim. Nie miałam dosłownie nikogo, komu mogłam się pożalić, jak jest w domu - i na odwrót - jak jest w szkole. Ani się czymś innym, wesołym z jakąś koleżanką zająć. Byłam wyśmiewana czy to przez mamę czy to przez rówieśników. Jedynymi istotami, które mnie nie wyśmiewały za młodu były moje zwierzęta. Może dlatego jestem wegetarianką?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, rozumiem. :( Wiesz, ja w tych najgorszych momentach w życiu miałam "jakieś" koleżanki... ale cały czas myślałam, że kolegują się ze mną z litości, stawiałam się niżej od nich, obsesyjnie czekałam na sms-y od nich, wiadomości na gadu. To też nie było za fajne. Reszta klasy (jak w gimnazjum, tak w liceum) też mnie wyśmiewała. :roll: Dopiero na studiach poczułam, że żyję.

 

PS W liceum złośliwi koledzy nadali mi ksywkę "Przepraszam, że żyję", bo cały czas chodziłam smutna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, rozumiem. :( Wiesz, ja w tych najgorszych momentach w życiu miałam "jakieś" koleżanki...

 

Ja pierwszy raz zaczęłam mieć koleżanki w liceum. Ale cała podstawówka to był koszmar - samotność i wyśmiewanie. W domu wybuchy złości i agresji mamy - w szkole wyśmiewanie i samotność na przerwach. A po zwykłej szkole - szkoła muzyczna i wyśmiewania ciąg dalszy, nie wytrzymałam tego i rzuciłam granie. Poza tym długi czas myślałam, że jestem dzieckiem z probówki, bo niby skąd miałam się wziąć, jak nie było ojca - nigdzie, nawet na fotografiach? I miałam z tego powodu poczucie gorszości, inności, wstydziłam się :cry: Ale zarazem potrzebowałam mieć jakąś teorię na temat tego, skąd się wzięłam na świecie - ta wydała mi się najbardziej prawdopodobna, gdy przeczytałam jakiś artykuł... Może też i na tym ta różnica polega - że ja nie miałam ojca, nikt mi tego nie tłumaczył i przez to większe zamieszanie w tożsamości? Nie wiem...

 

ale cały czas myślałam, że kolegują się ze mną z litości

 

:cry: Dlaczego tak myślałaś?

 

PS W liceum złośliwi koledzy nadali mi ksywkę "Przepraszam, że żyję"

Ze mnie matka się w ten sposób wyśmiewała - że przepraszam, że żyję, że taka ofiara ze mnie. I śmiałą się, że rówieśnicy się ze mnie wyśmiewają, a ja sobie tak daję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, dlaczego rówieśnicy sie z Ciebie wyśmiewali??????!!!!!!!!!!!!!

Co jest złego w dziecku z "próbówki"?!! Jestem powalona tym stwierdzenie gdyż mnóstwo żyje dzieci poczętych w ten sposób i gdyby nie IVF nie byłoby ich na świecie a ich rodzice być może nie mieliby potomstwa.

 

Wczoraj mnie naszło ...często piszecie o tzw. zaniku uczuć, emocji itp . i wiecie co ,ja potrafię tak "zrobić",odciąć sie od emocji ...robię to nawet często.To bardzo proste,jak dla mnie, pojawia sie w momencie mega zdenerwowania,stresu ...mój mózg niejako "wyłącza sie " ,nie przyjmuje tych złych informacji i bodżców ,aby nie cierpieć. Mało tego , mam wtedy wrazenie ze oglądam to zdarzenie jak film,jakbym stała z boku i przygladała sie tej całej sytuacji .Takie wyłączenie trwa do momentu aż bodżce zmniejszą sie lub ja/mój mózg zakceptuje tą nową sytuację ,na tyle aby ją "znieść".Myślę że taki proces nie jest niczym złym, ba ,jest często wybawieniem, bo w innym przypadku nie jeden człowiek by "zwariował" lub zszedł np. na zawał serca.

 

brak uczuć, u Ciebie tez zadziałał podobny mechanizm, tylko że nie nastąpiło ponowne "właczenie odczuwania", może nie nastąpiło weliminowanie złych bodżców albo ...Ty,Twoja dusza/mózg nie zaakceptowały nadal trudnej/nowej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I miałam z tego powodu poczucie gorszości, inności, wstydziłam się :cry: Ale zarazem potrzebowałam mieć jakąś teorię na temat tego, skąd się wzięłam na świecie

 

też czasem gdybałam kim był ON, nawet jak byłam bardzo mała to pojawiła mi się taka teoria, że może wujek (brat mamy!!!) jest moim ojcem, na szczęście nikomu o tym nie mówiłam

dzieci w szkole się ze mnie nie śmiały z tego powodu, ale pamiętam sytuacje, gdy pytano dlaczego moja mama/siostra/bracia mają inaczej na nazwisko (mama wyszła za mąż gdy miałam 4 latka), albo gdy pytali czy moj tata i tata mojej kuzynki są braćmi (chodziłyśmy do jednej klasy podst. i gimn. i miałyśmy tak samo na naziwsko).. kiedyś nawet nauczycielka mówiła, ze to nie mozliwe ze moja mama i tata kuzynki są rodznectwem, ze chyba nasi ojcowie, a ja nie.. i tłumacze ze jest tak i koniec kropka.

Albo gdy pytali o imię ojca, jak wpisywali w jakichś papierach, a ja kiedyś nie znałam nawet Jego imienia.. i podawałam imię ojczyma, chociaż czułam się z tym dziwnie.. zawsze taka fala gorąca uderzała we mnie i czułam kłucie w sercu..

 

Nie miałam nigdy do mamy żalu o to, że nie mam ojca.. miałam tylko żal, że mi nic o nim nie mówiła, a ja wstydziłam się (sic!) pytać..

Mama kiedyś mnie przeprosiła za to, że nie miałam ojca, że byłam przez Nią nastawiona na przykrości, powiedziała, że nigdy się nei wstydziła gdy była ze mną w ciąży, że była dumna, a dzien w ktorym się urodziłam i położyli mnie Jej na piersi był najsczęśliwszym dniem w Jej życiu.

To była jedyna taka rozmowa w całym moim życiu.. Brat przyszedł ze szkoły i nam przerwał..

A teraz już nigdy jej nie dokoncze.

 

ja potrafię tak "zrobić",odciąć sie od emocji ...robię to nawet często.To bardzo proste,jak dla mnie, pojawia sie w momencie mega zdenerwowania,stresu ...mój mózg niejako "wyłącza sie " ,nie przyjmuje tych złych informacji i bodżców ,aby nie cierpieć.

 

ja dzięki temu zniosłam jakoś śmierć mamy (chociaż nadal się nie pogodziłam). 3 godziny po tej wiadomości byłam już u księdza i w zakładzie pogrzebowym. Wybierałam urnę, kwiaty, napis na wiązance. Ustałam gdzie jest, odbierałam akt zgonu, ..itp. Wujek mówił, że jest pod wrażeniem jaka jestem dojrzala i silna. Paradoks niezły..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, moja mama była cały czas murem po mojej stronie, ale ja i tak nie dawałam sobie rady.

 

Myślałam w liceum, że koleżanki kolegują się ze mną z litości, cały czas za wszystko przepraszałam, kuliłam się, miałam wrażenie, że wszyscy mnie obgadują. Cieszy mnie fakt, że te koleżanki, które miałam w liceum, stały się z czasem moimi przyjaciółkami, a ja przestałam je podejrzewać, że są wobec mnie nieszczere. Szkoła nie pomagała mi w takich "paranoidalnych" stanach, raczej dokopywała, w liceum szydzili ze mnie też nauczyciele (raz usłyszałam od matematyczki, że wyglądam, jakby mnie dżdżownica przejechała)... zdarzyło mi się, że z wycieńczenia zasnęłam oparta o plecak na korytarzu. W pierwszej klasie liceum byłam zwolniona z wf-u, bo nabawiłam się astmy oskrzelowej na tle nerwowym i dusiłam się do wymiotów. Moje liceum było "elitarne", 100% zdanych matur, zero kocenia, a i tak panował tam zimny wychów, z nauką też przez stany depresyjne nie mogłam dać sobie rady, ale na szczęście, nie byłam nigdy zagrożona z żadnego przedmiotu.

 

O gimnazjum i podstawówce nie wspominam, tam spędziłam 9 lat z jedną klasą, gdzie większość uczniów przezywała mnie "ciota", bo byłam słaba fizycznie.

 

No cóż... po maturze (którą zdałam miernie i nie dostałam się na dzienne studia), po nieudanym wyjeździe wakacyjnym tego właśnie lata, gdzie zdradziła mnie najlepsza przyjaciółka (która była przy mnie przez 10 lat, od dziecka), zostawiła mnie, potem usłyszałam od niej, że nie może żyć moim życiem, facet, który mi się podobał, mnie olał, młodsza kumpela mnie wyśmiała... nabawiłam się ostrej depresji ze stanami psychotycznymi i ciągle próbowałam się wieszać. Mój tato "radośnie" dołączył do mnie i uznał, że on też się powiesi, a moja mama jako ten "nędzny tchórz" będzie dalej żyła... Jako moment przełomowy w moim życiu wspominam jak napisałam pożegnalny list do mamy, w nocy weszłam na krzesło, zawiązałam pętlę wokół szyi i powiesiłam na haku w kuchni, już miałam zeskoczyć... a tu nagle jakby jakieś jasnowidzenie... pomyślałam, że jak się powieszę, nigdy nie dożyję... tych wszystkich pięknych chwil i nie poznam tych wspaniałych ludzi...

 

... których znam teraz. Na studiach najpierw wieczorowych, obecnie dwa kierunki dzienne (jeden już kończę) rozwinęłam skrzydła... A na tych wieczorowych na początku też nie było fajnie, bo przyszłam w takim stanie, że ludzie nie wiedzieli, co jest ze mną nie-tak. Ale tam okazano mi ciepło... i pomału się otworzyłam. Teraz jestem szczęśliwa. I jestem wdzięczna losowi ze tę chwilę jasnowidzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki temu zniosłam jakoś śmierć mamy (chociaż nadal się nie pogodziłam). 3 godziny po tej wiadomości byłam już u księdza i w zakładzie pogrzebowym. Wybierałam urnę, kwiaty, napis na wiązance. Ustałam gdzie jest, odbierałam akt zgonu, ..itp. Wujek mówił, że jest pod wrażeniem jaka jestem dojrzala i silna. Paradoks niezły..

No paradoks...wiem o tym, byłam na identyfikacji zwłok..taty :-| , 2 dni temu minęło 10 lat a dla mnie jak jeden dzień ...echhh, pamiętam każdy szczegół z tamtego dnia a jednak "byłam obok" :shock:

Bardzo Ci współczuję, śmierci mamy,dawno to było?

 

Tego "smiechu" z powodu innego nazwiska nie kumam , załosne dla mnie takie dzieciaki :twisted:

 

Neuw-Tenuis- w szoku jestem ,jak czytam ze śmiali sie bo "byłam słaba fizycznie "...no debile :pirate: i cieszę sie ze jednak "odbiłas" sie od dna :brawo: ,echhh,zapomnij tamtych beznadziejnych ludzi :<img src=:'>

 

btw. ze mnie sie śmiali w podstawówce z powodu mikrego wzrostu , w technikum juz nie,byłam lubiana i miałam powodzenie u chłopaków :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, dlaczego rówieśnicy sie z Ciebie wyśmiewali??????!!!!!!!!!!!!!

Mogę powyliczać...

- że byłam kujonem i prymusem (byłam, do pewnego czasu), arogancka, zawsze wiedząca najlepiej (w podstawówce); poprzez bycie naj kupowałam "miłość" matki i babci; za to dzieciaki mnie nienawidziły, byłam odrzucona

- że sepleniłam

- że miałam tiki nerwowe

- że przez trzy pierwsze lata babcia mnie odprowadzała do szkoły (innych nie);

- że mam nadopiekuńczą babcię, która na mnie chucha i dmucha i woła na obiad, kolację (dzieciaki naśladowały moją babcię)

- za nazwisko (które teraz jako dorosła oceniam ok)

- że się garbiłam (a garbiłam się bo byłam wysoka i za to się wyśmiewali, więc się garbiłam)

- że kiepsko grałam w kosza i siatkę, taka "łajza" (za to potem sobie odbiłam w lekkoatletyce)

- byłam... dziwna... ponieważ nie potrafiłam kompletnie nawiązywać kontaktów z dziećmi, np. wpraszałam się na urodziny ( :roll: ), bo nie umiałam inaczej... czasem dziwne rzeczy mówiłam albo koloryzowałam - bo inaczej nie miałabym o czym opowiadać; byłam "inna", jakoś tak z komunikacją miałam problemy, próbowałam się porozumiewać "na intelekt"..

- w szkole muzycznej za tiki i natręctwa, od których trudno mi się było powstrzymywać

- w liceum za "kłamstwa" (a tak naprawdę ja miałam wtedy trudności z odróżnianiem fikcji od rzeczywistości... nie wiedziałam, co pochodzi z mojego świata w głowie, a co z realnego...) :-|

- potem od chłopaków, że jestem płaska jak deska (a dziewczyny miały już biust)

- że mieszkam z babcią i dziadkiem

- raz (od starszych koleżanek), że mam okres (!)

 

Co jest złego w dziecku z "próbówki"?!! Jestem powalona tym stwierdzenie gdyż mnóstwo żyje dzieci poczętych w ten sposób

 

Wyobraź sobie, że masz 11-12 lat, wokół Ciebie większość dzieci ma oboje rodziców, a jak nie ma to dlatego, że mu umarło (jednej koleżance z klasy tak się zdarzyło). Więc czujesz, że Twoja rodzina jest inna, dziwna, nie taka, jaka powinna być. Jak ktoś Cię pyta z dzieciaków o Twojego ojca to nie wiesz, co powiedzieć. Bo mama mi tego nie wytłumaczyła! Czułam się przez to gorsza, że nie mam normalnej rodziny. W końcu zaczęło mnie dziwić parę spraw - że matka nigdy o ojcu nie opowiada, że jego nazwisko w akcie urodzenia jest zmyślone, że nawet ani jednej fotografii jego matka nie ma. No i stwierdziłam, że zostałam zrobiona w jakiejś chemicznej probówce (jako dziecko dokładnie nie wiedziałam, na czym to polega), no i zaczęłam siebie uważać za nie-człowieka, za kogoś spreparowanego. Jako dziecko czułam się z tym paskudnie, jak ktoś gorszej kategorii. Inni mieli tatusiów, mamy, zdjęcia rodziców ze ślubu, a ja się wzięłam znikąd, z jakiejś pieprzonej próbówki, z jakichś chemicznych substancji (tj. to sobie wyobrażałam) - byłam wtedy zrozpaczona i przerażona. Oczywiście matce nie mówiłam, bo po co miałam sobie dokładać wyśmianie?? Poza tym czułam, że to byłoby dziwne, gdybym "wyskoczyła" z tematem ojca, o którym myślę, że go tak naprawdę nie było. Tak, myślałam, że jestem jakimś rodzajem eksperymentu i rodzina trzyma to w tajemnicy i dlatego nie ma żadnych śladów ojca ani historii o nim. Tzn. jakieś tam historie były, kilka razy, że "twój tatuś"(ironicznie) to... szkoda gadać". No i taki mam obraz facetów...

 

-- 09 lip 2011, 19:43 --

 

To była jedyna taka rozmowa w całym moim życiu.. Brat przyszedł ze szkoły i nam przerwał..

A teraz już nigdy jej nie dokoncze.

:cry:

A wiesz cokolwiek o ojcu? Kim był/jest?

 

Wujek mówił, że jest pod wrażeniem jaka jestem dojrzala i silna.

Stereotyp jest taki, że silna osoba to taka, która się nie emocjonuje, która potrafi zachować zimną krew, którą nic nie porusza. A przecież odcięcie od emocji jest oznaką słabości - bo to jest ucieczka przed tym, co zbyt trudne, przytłaczające, czego człowiek nie potrafił znieść. Dla mnie człowiek silny to taki, który jest w stanie przeżywać różne rzeczy, który nie boi się wyrażać swoich uczuć przy innych, nie boi się wyśmiania, zranienia, oceny, posądzenia o mięczactwo - to jest siła - gotowośc do przeżywania. A człowiek chłodny-niewzruszony to silny nie jest, tylko po prostu odcięty od za trudnych emocji :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, dlaczego rówieśnicy sie z Ciebie wyśmiewali??????!!!!!!!!!!!!!

Mogę powyliczać...

- że byłam kujonem i prymusem (byłam, do pewnego czasu), arogancka, zawsze wiedząca najlepiej (w podstawówce); poprzez bycie naj kupowałam "miłość" matki i babci; za to dzieciaki mnie nienawidziły, byłam odrzucona

- że sepleniłam

- że miałam tiki nerwowe

Znam to. Prawda jest taka, że dzieci są często okrutne. Ale mnie ludzie z podstawówki wykształcili kompleksy. Rodzice mnie nigdy nie krytykowali. Przez to np., że dzieciaki na każdym kroku podkreślały to, że nie jestem atrakcyjna, nie umiem się teraz otworzyć na mężczyzn i jak się komuś podobam, to nie jestem w stanie w to uwierzyć. :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, moja mama była cały czas murem po mojej stronie

No, to mamy kolejną różnicę w naszym dzieciństwie. Moja mama wyśmiewała mnie chyba jeszcze bardziej niż rówieśnicy. Albo ignorowała. Albo straszyła. Zawstydzała. Itd.

 

najlepsza przyjaciółka (która była przy mnie przez 10 lat, od dziecka), zostawiła mnie, potem usłyszałam od niej, że nie może żyć moim życiem, facet, który mi się podobał, mnie olał, młodsza kumpela mnie wyśmiała... nabawiłam się ostrej depresji ze stanami psychotycznymi

To wtedy Ci się zaczęło? Bo wiesz, co? U mnie właśnie też przy podobnym zbiegu wydarzeń wyzwoliły się najgorsze objawy, też stany psychotyczne - paranoidalne. Czułam się (i byłam) odrzucona przez sporo ważnych dla mnie osób. To się zbiegło w tym samym czasie. Tyle, że ja wtedy nie wiązałam wybuchu choroby z tym, dopiero teraz to widzę.

 

 

Mój tato "radośnie" dołączył do mnie i uznał, że on też się powiesi, a moja mama jako ten "nędzny tchórz" będzie dalej żyła...

Cooo??? Ojciec tak na serio czy to z ironią było?

 

-- 09 lip 2011, 20:00 --

 

Przez to np., że dzieciaki na każdym kroku podkreślały to, że nie jestem atrakcyjna, nie umiem się teraz otworzyć na mężczyzn

Hmm. Ja w podstawówce miałam masę kompleksów i uważałam się za ohydne brzydactwo. Miałam głębokie doły z powodu tego, że czułam się brzydalem. Nienawidziłam patrzeć w lustro. Teraz często słyszę od ludzi, że jestem "śliczna, ładna, atrakcyjna", bla bla. (A w innej wersji "E! Dupa! Gdzie biegniesz", "Ale lala, ulala"). Smuci mnie to.. :( Naprawdę :cry:

 

-- 09 lip 2011, 20:13 --

 

btw. ze mnie sie śmiali w podstawówce z powodu mikrego wzrostu

U mnie z wysokiego! Ha :D I tak źle, i tak niedobrze. Najlepiej było być takim, jak większość. Ja niestety odstawałam na wszystkie możliwe sposoby. No, prawie na wszystkie.

 

Ale i ja nie byłam święta - tzn. zachowań może nie przejawiałam chamskich, ale np. jedna dziewczyna z klasy była innej wiary, tzn. chyba prawosławna i z tego powodu dla mnie dziwaczna, inna. bo nie chodziła na religię. :shock: Dla innych dzieciaków też. Byłam wobec niej zdystansowana, nastawiona na anty. Szkoda mi jej jak teraz sobie pomyślę...

 

Zastanawia mnie to, na ile za okrucieństwo dzieci odpowiedzialni są ich rodzice. Bo przecież jakby od małego uczyli tolerancji, empatii, to skąd dziecko czerpałoby lęk i wrogość dla inności? A może to jednak jest jakiś biologiczny mechanizm? Tak, jak na zasadzie najsłabszych osobników w przyrodzie - są odrzucane. Hmm, ciekawe. Z drugiej strony dzieci często przenoszą złość z rodziców na inne dzieciaki. Wyżywają się. Mechanizm obronny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój tato "radośnie" dołączył do mnie i uznał, że on też się powiesi, a moja mama jako ten "nędzny tchórz" będzie dalej żyła...

Cooo??? Ojciec tak na serio czy to z ironią było?

Na serio. Mój ojciec to chodzący kłębek histerii i zero autorefleksji. :mrgreen:

 

-- 09 lip 2011, 19:20 --

 

Teraz często słyszę od ludzi, że jestem "śliczna, ładna, atrakcyjna", bla bla. (A w innej wersji "E! Dupa! Gdzie biegniesz", "Ale lala, ulala"). Smuci mnie to.. :( Naprawdę :cry:

Smuci Cię to, że się podobasz płci przeciwnej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×