Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Moze jestes teraz w okresie jakiejs depresji? Nie mam pojecia.

Ja sie prawie dzisiaj poplakalem na mszy w kosciele, ale jakos sie powstrzymalem. Znowu nie wiedzialem dlaczego, bo mysli mialem smutne, to fakt, ale czesto takie mysli kraza w mojej glowie, a dzisiaj chcialy znalezc ujscie w postaci lez.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę, że baaaaaaardzpo zobojętnaiałam przez leki SSRI :( Nie wiem czy to da się cofnąć.

Niemniej dziś doszłam do wniosku, że jednak zaangazuję się w terapią...ciut się dziś odblokowałam i przeżywałam jakoś samą siebie...i postanowiłam chocić na terapię...napisałam nawet długiego na 5 str maila psycholożce...ale już teraz wieczorem znów opanowała mnie PUSTKA I PRZEPASC...a było juz lepiej...a teraz znow mysli o samobojstwie i nic nie przezywam...ale na terapie bede chodzic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokladnie. Jesli jest jakies pieklo, to wlasnie to. Nie sadze, ze moze byc cos gorszego w byciu czlowiekem, o ile mozna nas tak nazwac. Nie sadze tez, ze przesadzam. Po prostu jestesmy na dnie czlowieczenstwa.

 

Przypomnialem sobie, co wywolalo we mnie lzy. Bylismy w kosciele, gdzie byli sami starzy ludzie. I pomyslalem, ze 'najlepsze' moje dni juz minely, ze nigdy nie poznalem, jak to jest cieszyc sie mlodoscia i zyc radosnie. Nawet jak sie wylecze, to pozostanie wielka pustka z tego okresu. W koncu osiwieje i umre, nie zaznawszy nawet momentu ulgi. To mnie jakos dobilo strasznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja znów pragnę się zabić...nawet się nie wyspałam przez ten weelbutrin. Przez to musiałam zmarnować dzień urlopu i nie poszłam do pracy...wszystko mnie denerwuje....przed chwią poszlam do sąsiada, który robi remont i mu powiedziałam, że ja nie wytrzymuję tego walenia młotem...większość ludzi spędza przyjemny dzień w pracy, na urlopie, na łonie natury, bawi się z dziećmi, delektuje sie wisoną, a ja sama w pustym mieszkaniu DRĘ się na głos do Boga, że ja już nie mogę...zgqadzam się, że to doświadczenie, którego z niczym nie możmna porówanć... jestem niewyspana przez ten weelbutrin, zmulona, zmęczona, drażliwa, wściekła i czuję wielką rozpacz, bo jestem w środku przekonana, że moja dawna osobowość, moje głębokie przrżyanie, miłość, empatia, radośc - że to juz nigdy nie wróci i że czeka mnie kilkadziesiat lat takiego cierpienia...tak bardzo bym się chciała zabić...nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takim położeniu...myśli samobójcze były mi najzupełniej obce...

Mam ochotę zadzwonić do lekarki, która zapisała mi rispolept i powiedzieć jej jaką mi krzywde zrobiła, że od tamtej pory każdy dzień przeełniony jest cierpieniem i chyba tak zrobię i do niej zadzwonię...

 

-- 26 kwi 2011, 11:59 --

 

Ja już tak długo nie wyrztymam. Ja wołam do Boga na głos, żeby mnie zabrał. To jest totalnie chore życie. To jest obóz koncentracyjny. I mój, i mojej rodziny i mojego chłopaka. Nikt z nas na to nie zasłużył. Ja nie chcę się zabijać, ale nie wytrzymam tak całego życia...nie wytrzymam życia bez uczuć, bez poczucia przyjemności, radości, z ciąglym cierpieniem. Mnie zniszczyy leki...tak uważam...byłam kiedyś wesołą, ciepłą, pełną uczuć, energiczną dziewczyną... ateraz jestem wrakiem...i nic na to nie pomaga...

Wellbutrinu nie będę już jeść...jestem tak pobudzona, że pozabijałbym wszystkich wkoło...

 

-- 26 kwi 2011, 13:05 --

 

Podaję, co mi napisała Badziak, bo może się komuś przyda...

Może przez te wszystkie lata na SSRI masz po prostu zbyt wysoki poziom serotoniny? Jak nie masz nic do stracenia to wypróbuj Coaxil z grupy SSRE. SSRE w odróżnieniu od SSRI nasilają wychwyt zwrotny serotoniny zamiast go hamować. Czyli działają dokładnie odwrotnie.

Ja potrzebuję jakiegoś lekarza, który zna się na biologii...terapię też będe kontynuować, bo mam fajną terapeutkę, ale trochę licze na dr Rosia...potem jeszcze jestem zapisana do prof Rybakowskiego...teraz zjadłam ( za zgodą cioci psychiatry 2 mg clonazepamu i ciut mi lepiej...przynajmenij odkładam decyzję o samobójstwie..

kiedyś rok temu gdy dostałam zastrzyk z clonazepamu, jakos się odblokowałam i rzeczywistość stała się taka intwnsywna...zacżełam czuć, że ptaki śpiewają, że kwiaty pachną...więc teraz też pójde do psycholożki na pieszo i może trochę poczuję związki z reczywistością... ale docelowo nie widze dla siebie ratnku...

wellbutrin odstawiam...powoduje mega pobudzenie i jakieś koszmarne podniecenie seksualne, czysto fizyczne, bez jakichkolwiek uczuć...to nie o to chodziło...mi chodzi o uczucia..

 

-- 26 kwi 2011, 13:07 --

 

Tak naprawdę myślę, że my bez uczuć oszukujemy się chodząc po lekarzach...nic już pewnie nas nie uratuje...ja myślę, że mi te emocje spłyciły leki...do zera

 

-- 26 kwi 2011, 13:11 --

 

W dodatku jestem w kłotni z Panem Bogiem...mam Mu za złe, że dopuszcza do tak długotrwalego, strasznego cierpienia...co innego jak cierpienie trwa ileś tam, a potem jest wyzwolenie, odetchnięcie z ulgą - takie cierpienie można przekuć na cos dobrego, np. pomagać potem innym...można wzbudzić w sobie uczucia wyższe i je ofiarować za kogoś, co daje pewnego rodzaju radość...a w moim przypadku to prawie niemożliwe...ja mam dość tego cierpienia, ja nie chcę nikogo tym cierpieniem zbawiać, nawet jak je za kogoś ofiaruję, to nie czuję żadnej radości, bo przecież nic nie czuję... to jest cierpienie, w którym jest tylko mrok... mam żadl do Pana BOga...

 

-- 26 kwi 2011, 13:14 --

 

Co innego jak takie cierpienie spotyka jakiegoś wielkiego Świętego, który widzi Jezusa lub Maryję. który doświadczył stanu ekstaz - potem ma on siłe do znoszenia tego cierpienia...ale my szaraczki...ja kiedyś się zapowiadałam na świętą i bardzo pragnęłam być wielką świetą, a konkretnei patronką ludzi samotnych i opusczonych i chorych psychicznie...nadal bym tego chciała...tylko teraz jestem bliżej zabica się i wiecznego potępienia...a poza tym w ostatnich latach bardzo zrezygnowałam ze swoich ideałó i zrobiłam wiele rzeczy złych, głupich...nawet nie celowo, ale choroba powodowała te pryzpadkowe działania...

 

-- 26 kwi 2011, 13:17 --

 

Dokladnie. Jesli jest jakies pieklo, to wlasnie to

Teztak sobie wyobrażam piekło...totalne odgrodzenie od Boga, który jest najdoskalszą miłosścią od, radości, od piekna...byc moze my przechodzimy terz czyściec na ziemii - nie wiem czy to mozliwe

ale do piekła nie chciałabym iść...gdy w Fatimie Maryja pokazała dzieciom piekło, to błagały one, żeby mi więcej tego nie pokazywała, nie mogli na to patrzeć jak cierpią dusze...i to mnie wstrzymuje przed samobobójstwem...powiem Wam tak...po 2 mg clopnazepamu jest dużo lepiej...odczuwa się jakaś nikła przyjemnosć

 

-- 26 kwi 2011, 14:50 --

 

Wklejam jeszcze coś, co przez lata ( gdy jeszcze czułam)- było wyrazem mojego serca. Jeśli ktoś jest niewierzący, to niech spojrzy na to jako na dzieło literackie...ile w tym prawdy życiowej...niestety życie niektórych ludzi wygląda właśnie tak...

 

PSALM 88

 

Modlitwa z głębi rozpaczy

 

Panie mój Boże,

za dnia wołam,

nocą się żale przed Tobą.

Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa,

nakłoń ucha na moje wołanie!

Bo dusza moja jest nasycona nieszczęściami,

a życie moje zbliża się do Szeolu.

 

Zaliczają mnie do tych, co schodzą do grobu,

stałem się podobny do męża bezsilnego.

Moje posłanie jest między zmarłymi,

tak jak zabitych, którzy leżą w grobie,

o których już nie pamiętasz,

którzy wypadli z Twojej ręki.

Umieściłeś mię w dole głębokim,

w ciemnościach, w przepaści,

Ciąży nade mną Twoje oburzenie.

Sprawiłeś, że wszystkie twe fale mnie dosięgły.

Oddaliłeś ode mnie moich znajomych,

uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,

jestem zamknięty, bez wyjścia.

Moje oko słabnie od nieszczęścia,

codziennie wołam do Ciebie, Panie,

do Ciebie ręce wyciągam.

 

Czy dla cieniów czynisz cuda?

Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić?

Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce,

a w Szeolu o Twojej wierności?

Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,

a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia?

 

Ja zaś, o Panie, wołam do Ciebie

i rano modlitwa moja niech do Ciebie dotrze.

Czemu odrzucasz mię, Panie,

ukrywasz oblicze swoje przede mną?

Ja jestem biedny i od dzieciństwa na progu śmierci,

dźwigałem grozę Twoją o mdlałem.

Nade mną przyszły Twe gniewy

i zgubiły mnie Twoje groźby.

Otaczają mnie nieustannie jak woda;

okrążają mnie wszystkie naraz.

Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy:

domownikami moimi stały się ciemności.

 

-- 26 kwi 2011, 20:28 --

 

Po wellbutrinie byłam totalnie podmionowana. Za zgodą cioci( lekarza) zjazdłam 2mg clonazepamu i zrobiło mi się w końcu miło. byłam u psycholożki i było miło. Potem przyjechał chłopak i było nawet trochę seksualnie;) w końcu...ciekawe czy to zasługa clonazepamu...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po wellbutrinie byłam totalnie podmionowana. Za zgodą cioci( lekarza) zjazdłam 2mg clonazepamu i zrobiło mi się w końcu miło. byłam u psycholożki i było miło. Potem przyjechał chłopak i było nawet trochę seksualnie;) w końcu...ciekawe czy to zasługa clonazepamu...

A jak myślisz? Że to tylko zasługa leku? A może terapia trochę zadziałała?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raczej clonazepamu...bo już na terapię pojechałam w dość dobrym stanie, a nie sądzę, żeby jedna rozmowa mogła mnie zmienić, ale gdy czułam się miło i dobrze, to lepsza była jakoś tego spotkania z terapeutką...

Dziś niestety jest już znów strasznie - nie psychicznie, tylko fizycznie głównie....nie mogłam spać po weelbutrinie, wzięłam 10 mh olanzapiny i jeszcze piaty już tego dnia clonzepam....ciocia jest przerażona, bo mówi, że clonazepam jest najgprszy jeśli chodzi o uzależnianie...wsiedzę więc w pracy zmulona, niewyspana, wszystko mnie denerwuje, denerwuje mnie to, że nie mam woli i zjadam w nocy tony pokarmu i jestem gruba...to jest równia pochyła, nie wiem jak z tego wybranąć.

 

-- 27 kwi 2011, 10:09 --

 

Wooow, co to jest? Tez to chce!

Uht - a to odnośnie czego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tego clonazepamu. Przeczytalem, ze to jest lek przeciwpadaczkowy. To ciekawe, ze w naszym przypadku najlepiej dzialaja leki na padaczke. Ten sam uklad w mozgu musimy miec uszkodzony.

 

Kurde, ja dzisiaj wstalem w strasznie beznadziejnym stanie. Wszystko, co robie to sa dzialania chwilowe, na chwile sie lepiej poczuje, ale widze, ze w perspektywie czasu w ogole mnie to nie zmienia. Nie chce mi sie nigdzie wychodzic, chcialbym sobie polezec i poplakac, ale nie moge.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Clonazepam to lek uspokająjący. Nic nie słyszałam, żeby był na padaczkę. Przy tym podkreślam, że clonazepam i lorafen to są najbardziej uzależniające leki. Spróbuj może akinetonu lub pridinolu - one dawniej na mnie działay tak - ze odradzały się jakieś emocje, chciało mi się słuchać muzyki, śpiewać, dzwoniłam do ludzi...niestety jego działanie nikło po 2,5 h...niekórzy lekarze mi mówili, że akineton też jest uzależniający, ale to nie jest pewne...

A ja się czuję zmęczona, podminowana, załamana, pusta, niewyspana, zmulona, gruba i znów myślę o samobójstwie

 

-- 27 kwi 2011, 12:41 --

 

A Ty Monika49 - to też cierpisz na jakieś zaburzenia? Czy występujesz tu w roli terapeuty?

 

-- 27 kwi 2011, 12:42 --

 

Przepraszam - chodziło mi o Monikę1974

 

-- 27 kwi 2011, 21:03 --

 

U mnie porażka. Ja naprawdę marzę w sumie o śmierci....gdy się do tegom przyznałam rodzinie i chłopakowi, to uznali, że to naprawdę psychiczne...a co ma mnie tu trzymać na ziemii, jak nie mam grama radości, jak nie czuję więzi z ludźmi...żyję, bo muszę...i chyba z coraz mniejszą nadzieją na poprawę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A Ty Monika49 - to też cierpisz na jakieś zaburzenia? Czy występujesz tu w roli terapeuty?

 

Tak, lękowo-depresyjne, taką diagnozę miałam w październiku 2009 r. Ale to była diagnoza psychiatryczna. Natomiast terapeutka, do której trafiłam też w październiku 2009 r. do dnia dzisiejszego nie mówi w związku z czym chodzę na terapię. Mam na myśli to,że nie mówi o konkretnym zaburzeniu. Podejrzewałam u siebie z początku zaburzenia osobowości. A,że mam też skłonności do hipochondrii więc z początku myślałam,że mam z.o.

brak uczuć, ja już przerobiłam w sobie kwestię diagnozy. Chcę chodzić na terapię w dalszym ciągu, ponieważ mam taką potrzebę. Na dzień dzisiejszy diagnoza nie jest mi do niczego potrzebna. Wymagam terapii.

Jeśli przeszkadza Tobie fakt,że czasem odnoszę się do Twoich postów...przykro mi ,ale nic na to nie poradzę.

To jest forum i każdy może przeczytać, to co napiszesz. To,że czasem coś napiszę, nie wynika to z faktu,że pełnię rolę terapeuty. Czasem odnoszę wrażenie,że nie przyjmujesz do siebie nawet konstruktywnej uwagi. Tak, jakbyś miała wyłączność na ten wątek.

Nie należę raczej do osób, które lubią się wymądrzać.

No, ale widocznie to Ty masz trudności z przyjmowaniem zdania innych, np. mojego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli przeszkadza Tobie fakt,że czasem odnoszę się do Twoich postów...przykro mi ,ale nic na to nie poradzę.

To jest forum i każdy może przeczytać, to co napiszesz. To,że czasem coś napiszę, nie wynika to z faktu,że pełnię rolę terapeuty. Czasem odnoszę wrażenie,że nie przyjmujesz do siebie nawet konstruktywnej uwagi. Tak, jakbyś miała wyłączność na ten wątek.

Nie należę raczej do osób, które lubią się wymądrzać.

No, ale widocznie to Ty masz trudności z przyjmowaniem zdania innych, np. mojego.

:why: olaboga

I tak to jest jak się nie rozmawia twarzą w twarz tylko internetowo...kurka, nie miałam nic z tych rzeczy na myśli, mam pozytywny stosunek do Ciebie!

 

-- 27 kwi 2011, 21:51 --

 

A Ty Monika49 - to też cierpisz na jakieś zaburzenia? Czy występujesz tu w roli terapeuty?

Pytałam z ciekawości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A Ty Monika49 - to też cierpisz na jakieś zaburzenia? Czy występujesz tu w roli terapeuty?

Swego czasu też się nad tym zastanawiałam i również nie w negatywnym sensie. Bardziej chodzi o stylizację języka. Tzn. parafrazowanie, częste wspominanie o terapii, dużo pytań z głębszym dnem (sięgających relacji rodzic-dziecko, doświadczeń z przeszłości), wyszukiwanie ukrytych mechanizmów obronnych, mechanizmów działania, nacisk na emocje, potrzeby i pragnienia etc. W mojej opinii pasowałabyś na psychoterapeutkę. :)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja przez Ciebie, Moniko tez wpadlem w taki tryb analizy i zastanawiam sie wlasnie, czemu odebralas pytanie braku uczuc jako atak na siebie. Kiedy ja je przeczytalem od razu wiedzialem, ze pyta z ciekawosci.

Raczej nie warte czasu, ale tak wspominam tylko, bo zdziwilem sie mocno, ze tak zareagowalas na jej posta.

Tez uwazam, ze bylabys niezla terapeutka, a na pewno dobra konsultantka internetowa, czy kims takim. Jakis taki spokoj od Ciebie bije i chce Ci sie zaufac.

 

Gdzie sa inni ludzie z tego watku? Korat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co Z Shadowmere - Hanią? Czy ktoś ma z Nią kontakt? Chyba się nie zabiła naprawdę? Ja jestem tego bliska...Wczoraj się przyznałam chłopakowi i rodzicom, że ja naprawdę MARZĘ o śmierci...uznali, że to całkowicie nienormalne...ale po co mam żyć, jak nie doświadczam NIC pozytywnego?;( Boję się, że to w końcu zrobię...przychodzę do pustego mieszkania, nic mnie nie interesuje, siadam i czekam na śmierć...i tak codzień w sumie

 

-- 28 kwi 2011, 10:08 --

 

Lekarka nie chce mnie przyjąć na wizytę...w dodatku przesunęła ja z 4 maja do 9 maja...poza tym wyczuwam, że ma mnie serdecznie dość...a ile ja mam tak wytrzymać z uczuciem cierpienia i pustki, gdy kilkadziesiąt razy dziennie myślę, żeby się zabić, bo czuję się taka nieszczęśliwa. rozpaczliwie szukam pomocy, ale to chyba niemożliwe...wszyscy po kolei mają mnie dosyć...każdy się tłumaczy, "nie mogę się Tobą zajmować, bo mam PRACĘ, a praca jest najważniejsza"... Jezu, ja kiedyś taka nie byłam...byłam pełna zapału, nie wiedziałam jak można mieć myśli samobójcze...a teraz mam je już 1,5 roku...przez to, że nie mam uczuć...że nie mogę czuć miłosci ani do kogoś ani od kogoś...że nie mogę czuć radości...przyjadę z pracy i położę się na łózku i będę tak lezec do nocy...tak spędzam czas...czekając na śmierc...modlę się o śmierć...ale ciągle jeszcze boję się popełnić samobójstwo...przypuszczam, że im więcej myślę o samobójstwie, im więcej o nim marzę, tym bardziej się w tym utwierdzam...ale ja już nie mogę...nic mnie nie interesuje, nie cieszy...nie pociąga...do tego ciągle jestem niewyspana i zmęczona fizycznie...moi rodzice też są wykończeni, chociaż nie zawsze mają dla mnie zrozumienia...

Wytrzytmałam tak półtora roku...ale nie wyobrażam sobie, żeby wytrzymać tak kilkadziesiąt lat...czy ktoś może mi coś poradzić? Jezu, ja byłam tak dobrze rokującą dziewczyną...świetnie się uczyłam, wszyscy myśleli, że osiagnę sukces...że będę szczęśliwa...nigdy, nigdy nie podejrzewałabym siebie o myśli samobójcze...nie umiem wrócić do tamtej siebie, bo mam depersonalizację i nie mam nawet poczucia siebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć, doskonale Cię rozumiem, mi też już brak sił, by się łudzić, że będzie lepiej. Widzę swoją przyszłość w czarnych kolorach, nie dam rady żyć bez pomocy z zewnątrz,zawsze już będę na czyjejś łasce, jeżeli tylko zdecyduję się tak trwać. Ale musimy najpierw wszystkiego spróbować- to jesteśmy winne sobie i naszym bliskim.

U mnie jak widać ciąg dalszy regresu, w dodatku zwiększyła mi się derealizacja...jestem na wykończeniu..Właśnie zaczęłam zwiększać dawkę solianu według wytycznych dr Rosia, może jest jakaś szansa na polepszenie...Bo jak nie, to chyba czeka mnie oddział na Sobieskiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuc doradzać to Ci tutaj każdy może, tylko co to da ?

 

musisz sama zrozumieć w jakiej jesteś sytuacji i zacząć coś zmieniać w swoim życiu. Bo inaczej Twój stan będzie się pogarszał. To jest tak że albo idziesz ku lepszemu zdrowiu (życiu) albo niestety nasz stan się pogarsza. I najgorsze jest to że to się może pogarszać w nieskończoność. Wiem coś o tym bo sam przez to przechodzę i albo ruszę tyłek i zacznę żyć albo będę wegetował z pogarszającymi się objawami.

 

Z tego co piszesz to chodzisz na terapię: i co Ci mówi terapeutka, jak ona widzi Twoją sytuację?

 

możesz zrobić taki mały eksperyment: jak przychodzisz z pracy to mówisz że leżysz i czekasz na śmierć. A zastanów się co byś chciała robić w tym czasie jak byś była zdrowa. Napewno coś takiego jest bo masz objawy - teraz już nie czucia i inne ale kiedyś na pewno miałaś smutek lub lęk. I jak sobie przypomnisz albo coś postanowisz to zrób jakiś mały kroczek w tym kierunku. I od razu zobaczysz że Twoje samopoczucie się odrobinkę polepszy. A to jest znak że jakiś wpływ na uczucia masz a chyba o to Ci chodzi.

Jak już doczytałaś dotąd to podzielę się jeszcze jedną rzeczą która mi pomogła.

Ja miałem podobnie jak Ty że leżałem i tylko rozpaczałem że nie mam stanu świadomości jak kiedyś( mózgu bez objawów- każdy to nazywa jak chce). I cały czas myślałem i czułem lęk że moje zdrowie psychiczne nie wróci do normy. I tak myślałem przez 5 lat aż w końcu doszedłem do objawów nie do zniesienia i po prostu zacząłem żyć życiem takim jakie jest tzn. z tymi objawami z tym wszystkim. I okazało się że mogę żyć, że mogę podejmować jakieś wyzwania, coś zrobić dla siebie.Że potrafię coś zapamiętać, załatwić.Malutkimi krokami trzeba iść naprzód. Jest to ciężka droga, niektórzy mówią że bardzo ciężka, ale trzeba nią iść no chyba że chcemy żeby nasze objawy przejeły nad naszym życiem kontrolę i doprowadziły nas do nieprzyjemnych stanów.

 

życzę powodzenia i napisz jaki efekt tego eksperymentu - jeżeli go wykonasz oczywiście :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję kochani

Rad - ja właśnie tak żyję ..." jak gdyby"...jak gdybym coś lubiła, w coś wierzyła, czegoś pragnęła...ale to jest nie do zniesienia na dłuższą metę...

co do szpitala - odkąd się to zaczęło - byłam w 8 szpitalach...jedyną poprawę funkcjonowania zanotowałam po F10 na Sobieskiego...dlatego jeśli myślisz Topielica o szpitalu, to polecam tylko ten. Moja lekarka raczej się już moim przypadkiem znudziła. Wbrew temu co obiecała, że jakby się coś działo, to mogę dzwonić - nie odbiera telefonu, a jak dziś zdesperowana zadzwoniłam do niej do kliniki, to powiedziała, "że jeśli naprawdę jest tak źle ( cały czas jest to poddawane w wątpliwość na zasadzie, że niby mam zaburzenia osobowości i histeryzuję) to mam przyjść na izbę przyjęć i zawiozą mnie do szpitala rejonowego w Świeciu... a tam nikt by nie chciał być...tam jest koszmar, słyszałam to z wielu stron...ten szpital jest ponoć nadal na poziomie najgorszych szpitali sprzed kilkudziesięciu lat...moja koleżanka tam była i opowiadała koszmary...tam człowiek traktowany jest jak przedmiot - za dużo narzekasz, że się źle czujesz, to zastrzyk w dupę i śpisz...co jakiś czas dochodzi tam to przypadków śmierci...więc nie dziwcie się, że nie chcę tam iść... do Torunia też nie chcę, bo w Toruniu mi dali klozapinę, którą się daje tylko w CIĘŻKIEJ schizofrenii i klozapina wywołała mi napadowość eeg...ponadto było mi po niej słabo, raz nawet musiałam opgotowie do domu wezwać... a w klinice gdzie pracuje moja lekarka nie mam co szukać, bo oni tam mieli do mnie podejście na zasadzie " to ta histeryczka z zaburzeniami osobowości" - bo w brak uczuć i cierpienie nie uwierzyli. Poza tym jak pójdę znów do szpitala, to wylecę z pracy i codzień, codzień będę musiała znosić utyskiwania moich rodziców i potworne złośliwości siostry...tak na zdrowy rozum, to naprawdę zostaje zabić się...

Strasznie, strasznie mnie zmartwiłaś Topielico, że u Ciebie też tak słabo...nie wiem dlaczego spotkało nas coś tak strasznego... z obiektywnego punktu widzenia to- nie chcę Was martwić - ale jesteśmy tzw. psycholami. Tak to wygląda z zewnątrz. Bo nic się złego nie dzieje, nikt nam nie umarł, a my czujemy cierpienie, anhedonię, leżymy całymi dniami, nic nie robimy, jesteśmy apatyczni podczas gdy przeciętni ludzie pracują przynajmniej na jedną zmianę, wychowują dzieci, uprawiają seks, hodują roślinki na działce, udzielają się w jakichś stowarzyszeniach, wyjeżdżają na wycieczki...a my nic nie robimy prawie i ciągle, ciągle mówimy o braku uczuć - tak to wygląda z zewnątrz.

Topielico - jaki stosunek do tego mają Twoi rodzice? Otaczają Cię czułą opieką? Czy raczej tak jak moi mówią, że widocznie mam pisane tak cierpieć, ale robić i zarabiać muszę? (ja chcę się zabić...naprawdę chcę umrzeć, nie mogę już)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a myślalaś o tym żeby sobie załatwić jakąś rentę i mieć spokój finansowy do końca życia ?

 

Twoja lekarka to kto : psychiatra, terapeutka ?

 

a pro po tego nic nie robienia i pustki. Jest tylko jedno wyjście. Trzeba na siłę się wyrywać z tego. U mnie ta pustka (derealizacja)jest tak przyjemna jak narkotyk. Wpadam w nią siedząc w domu i nic nie robiąc lub czytając to forum :) . Wiem też że za tą pustką kryją się ciężkie uczucia których nie chce do siebie dopuścić. Na 99% jestem przekonany że Ty też tak masz, ale łatwiej nam myśleć o objawach niż o emocjach i problemach . Ja też ich prawie nie czuję ale teraz coraz bardziej ich szukam i coraz bardziej pracuje nad sobą bo już nie ma żartów. Albo chce coś z tego życia mieć albo nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć?

I co myślisz o SSRE, będziesz próbować?

 

Kurczę, naprawdę wydaje mi się, że skoro straciłaś uczucia po SSRI to SSRE, które działają dokładnie odwrotnie, mogą pomóc. Nie odmawiaj sobie prawa do życia, póki nie wypróbowałaś wszystkich możliwości. Napisz co myślisz o tej mojej teorii z Coaxilem.

A tu trochę info:

Coaxil to antydepresyjny lek należący do grupy SSRE. Jest to lek zupełnie niekonwencjonalny, działa przeciwnie do leków z grupy SSRI, tzn. zamiast zmniejszać wychwyt zwrotny serotoniny, Coaxil jeszcze go powiększa. Lek podwyższa także poziom dopaminy. Działanie leku często opisywane jest, jako lekka stymulacja. Coaxil używany jest najczęściej trzy razy dziennie. Do ewentualnych skutków ubocznych leku należą zaparcia, uczucie suchości w ustach, oraz bezsenność. Oprócz stosowania leku przy leczeniu depresji Coaxil także znajduje zastosowanie przy leczeniu nerwic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja przez Ciebie, Moniko tez wpadlem w taki tryb analizy i zastanawiam sie wlasnie, czemu odebralas pytanie braku uczuc jako atak na siebie. Kiedy ja je przeczytalem od razu wiedzialem, ze pyta z ciekawosci.

Raczej nie warte czasu, ale tak wspominam tylko, bo zdziwilem sie mocno, ze tak zareagowalas na jej posta.

Tez uwazam, ze bylabys niezla terapeutka, a na pewno dobra konsultantka internetowa, czy kims takim. Jakis taki spokoj od Ciebie bije i chce Ci sie zaufac.

 

Gdzie sa inni ludzie z tego watku? Korat?

Mam problem z tym, żeby przyjmować pochwały. Odwracam kota ogonem i odbieram to jako krytykę. Krytyki też nie umiem przyjąć.

I prawdę powiedziawszy nie wiem co z tym zrobić.

Krytyczna matka , obojętny, nieudolny wychowawczo ojciec-myślę ,że w tych relacjach znajduje się sedno problemu.

 

Dziękuję uht za miłe słowa. :oops:

 

No właśnie, gdzie Korat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×