Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Ja się poważnie zastanawiam czy nie mam czegoś podobnego do zespołu czołowego. Słucham dziś muzy, mam sporą kolekcje muzyki i płyt z czasów jak byłem jeszcze normalny, kochałem wtedy muzykę. Od czasu gdy coś mi się *przełączyło* muzyka już nie brzmi tak samo, nie poznaje swoich ulubionych kawałków jestem jakbym półgłuchy i nie słyszę emocji muzyków a muzyka nie budzą emocji u mnie. Tak samo jest z filmem, ze spotkaniami ze znajomymi.. Płaty czołowe jeśli zostaną uszkodzone - ja miałem takie wrażenie, że coś mi trzasnęło w głowie zakręciło mi się w niej potem przestałem czuć - to te płaty czołowe raczej się same nie naprawią.

 

Mam znajomego, który opowiadał mi o człowieku, który brał 40 lat psychotropy i w głowie coś mu nie wytrzymało, synapsy przestały prawidłowo funkcjonować, gość spędził resztę życia siedząc i wegetując bez żadnej motywacji do życia i jakichkolwiek emocji.

Robiłem sobie rezonans i tk i nic nie wychodzi.. Jedyne badanie, które zostało i mogłoby coś wykazać to rezonans funkcjonalny ale to badanie robi się tylko w naukowych celach i nie można tak po prostu pójść i sprawdzić czy mózg prawidłowo funkcjonuje.

 

Poza tym nie da to raczej odpowiedzi co jest nie tak w głowie, bo równie dobrze ktoś może powiedzieć, że to neuroprzekaźniki nie działają jak powinny i stąd zaburzone funkcje. Nie widać jednak czy doszło do jakiegoś stałego uszkodzenia.

 

Stonka, skoro masz lepsze chwile to może będzie ok, tylko trzeba trochę czasu jeszcze?

 

U mnie stan jest stabilny, od ponad 5 miesięcy nie czuję nic! Zero, wegetuję, mam funkcje intelektualne ok, zero uczuć jakby mi ktoś wyłączył cześć odpowiedzialną za uczucia. 27 lat i tak ma być do końca? Nie wyobrażam sobie tego, to straszne ale nie mogę patrzeć na swoich bliskich mam dość tego jak widzę świat, mam obniżony głos, którym nie umiem moderować żeby coś wyrazić. Jakby ta część mojego mózgu została odcięta - jak w lobotomii albo w chorobach, w których uszkodzony zostaje płat czołowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mimo_, więc morał prosty, nie bierz leków bo będziesz zombie! a raczej bierz z umiarem, wypłuczesz sobie mózg i oszpecisz ciało, po kilkuletnim braniu psychotropów, palce grubieją i paznokcie ogólnie całe ciało się psuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę za późno się połapałem.. nie biorę teraz nic, nie ma żadnej różnicy, czy to może minąć?

 

Jedyny post, który znalazłem w sieci, który dokładnie oddaje to co przeżywam:

www.forumneurologiczne.pl/forum/rt,33,1 ... 6VVC-t1BIE

Może ktoś ma podobnie? Gwałtowny zanik wszystkich uczuć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe czym może być stan umysłu człowieka normalnego emocjonalnie. Mnie się to widzi jako stan jakiejś ciągłej stymulacji no może z pewnymi okresami zastoju. Stymulacja to jakiegoś rodzaju ciągłe pobudzenie takie że chce się kontynuować życie. Stąd motywacja. U mnie np. występuje stan stagnacji i tendencji do gapienia w ścianę całymi dniami a tak mam od zawsze. Jak to jest z waszą nienormalnością ? Czy macie poczucie że ten taniec waszych emocji pobudzający motywację do kontynuacji życia był od urodzenia i jest tylko teraz przesłonięty przez coś np. brak neuroprzekaźników lub czy jest od jakiegoś czasu zniszczony (defekt mózgu), czy go od urodzenia nie było (przyczyna jakaś od urodzenia) ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Człowiek to zbyt złozony system by wszelkie choroby psychiczne sprowadzac do dysfukcji chemicznych posłańców,czasem zmiana priorytetów życiowych daje więcej pożytku aniżeli eksperymentowanie na swoim mózgu różnymi wynalazkami szalonych chemików których intencji nigdy nie poznamy.Niestety dzis lekarzy-pigularzy nie brakuje,gdzie te czasy ze o swoich problemach mozna było mówic bez ogrudek w gronie swoich najblizszych mając duze szanse na to ze zostaną one w tym gronie skutecznie rozwiązane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mam lepszych chwil od 2,5 roku. Leosze cheile byly tylko ns stilnoxie ale on przestal dzialac.

Umieram

Biore juz odpowiednik 40-50mg relanium.

a Rodzice tylko mi dokuczają. Jak wczoraj napisałam do kumpla ze sie zabijam, to mama zrobila zfere ze ja tam napisalam, ze sie zabijam, bo ona sie mna nie zajmuje...nic takiego nie napisalam! mysli ksobne? moi rodzice sa bardziej zaburzeni ode mnie. A ja nie chce zyc.

Jutro czekam na odpowiedz lekarki w spr szpitalaa we wtorek nmam spotkanie z neurologiem swiatowej klasy...jesli oni czegos nie wymysla to nie recze ze siebie...wyjade gdzies w Polsce.

Dzis zjazdlam juz 1mg clonazepamu( nie dziala w ogole) i 3 stilnoxy ( dzialaja slabo ale tlumia rozpacza). Ja wiem ze moj stan by sie porpawi choc troche, nie cierpielabym tak bardzo gdybym miala milosc w domu...a tego nigdynnie bylo...tzn nie okazywalo sie...zreszta i tak nie mam po co zyc, juz nigdy nie bede taka jak kiedys, czula, wrazliwa, kochajaca, pracowita - ta choroba to wszystko zgasiła jak pozar.Jestem czlowiekiem bez duszy. Wiec po co mam zyc. Ja nie chce zyc. I wiem ze na tym podlym swiecie nie znajdzie sie ani jedna osoba ktora by sie przejela moim losem. Wiec zdechne od tych bzd ...boli to, ze 4 lata temu bylam szanownaym inzynierem z szansa na doktorat, ze mialam mieszkanie, prawie narzeczionego, wybrane imiona dla naszych dzieci...ze co niedziele pokonywalam 50-70m km rowerem...a teraz nie wychidze z pokju...i nawt nie wiem co mi jest...lekarka ta na ktorej oddzial ide powiedziala, ze tak gleboka anhedonia to jej sie tylko z uszkodzeniami mozgu kojarzy.ii i ze ludzi w takim stanie to ona widziala w wieku starszym a nie w wieku 31 lat... w domu tylko mi dogaduja..po co ja mam zyc...zyje tylko z musu bo sie boje piekla...nic mnie tu nie trzyma...i wiem ze nikt sie nie znajdzie kti by sie moim stanem zainteresowal...co najwyzej dostanej jakies glupie nierealne rady - umyjn samochod ) dobre sobie, z samochodu musialam zrezygnowac lata temu), przejsc sie na spacer - po co? zeby czuc tylko cierpienier i pustke zamiast pieknej wiosny idt.Mam nadzieje, ze Bog mnie wuslucha i zesle jakiegos raka albo cos i bede mogla umrzec szybciej,.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale jakos sobie radzisz...a ja nie wychodze z pokoju...ja jestem zdana na łaske moich rodzicow w 100%. I nawet nie wiem co to za choroba...bo zadna depresja nie trwa tak długo i tak dziwnie...a schiizofrenie prostą moi rodzice wysmiewają, a lekarze tej jej nie stwierdzili...

Ja nie mam nikogo...zeby choiaz pogadac o tym co mnei boli...o tej baznadzei..o tym, ze nie chce zyc, o tym jak piekny byl moj swiat 4 latab temu a teraz leze na kupie gnoju

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio dużo skupiłem się na studiowaniu osobowości unikającej. Wiele ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że ktos z tym zaburzeniem musi być przelękniony z olbrzymim pragnieniem bliskosci, kipiący od emocji. Okazuje się, że u jednych to z.o może przybrać taką postać, ale u innych to zaburzenie może przyjąć niemalże identyczną formę do os. schizoidalnej. O ile pierwotnie osoba taka jest wrażliwa, to w konsekwencji wytworzenia silnych zaburzeń osoba taka przejawia całe spektrum objawów negatywnych schizofrenii. Z automatu może nieswiadomie i bezwiednie korzystać z mechanizmów, które pierwotnie miały obniżać poziom lęku, a teraz są już stałym elementem prewencji. Może dochodzić do skrajnej dewaluacji rzeczywistości, odbieraniu życiu jakiejkolwiek wartości, wyzbycia się pragnień, przeniesienia się mentalnie w swiat totalnej pustki i beznamiętności. Pojawić się moze wszystko co dotyczy schizoidów czy osób ze schizofrenią, tyle że nie ma u osób unikających aż takiego ekscentryzmu. Oczywiscie problemy rzucić się mogą na sferę poznawczą, mysli mogą być urywane, mysli zanikają, często gubi się wątek, są straszne problemy z koncentracją, zatraca się wspomnienia, w ogóle ma się duże problemy z pamięcią. Mowa może być powolna, nieskładna, często może dochodzić do alogii. Gdy jest się mocno zaburzoną jednostką unikającą, to nie da rady czasem tego odróżnić od os. schizoidalnej, a nawet schizofrenii. Jedynie po historii tworzenia się zaburzeń można odkryć, że te problemy wzięły się z lęku przed ludźmi , przed kompromitacją, albo przykrymi doswiadczeniami w związku z kontaktami z ludźmi i że nie było to cos co się wzięło z nikąd. Jednostkom unikającym przy tym wszystkim towarzyszy swiadomosć tego w jak fatalnej sytuacji się znajdują, mocno z tego powodu cierpią, mają często mocno nasilone mysli s. Schizoid czy schizofrenik nie ma zazwyczaj aż takiego poczucia problemu i jego poziom cierpienia nie jest aż tak ogromny, bo przy ponad przeciętnym wglądzie jednostka unikająca całą frustrację i cierpienie przeżywa w sobie mało komu o nim oznajmiając. Jednostki unikające są w grupie ryzyka jesli chodzi o popełnienie samobójstwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stonka, też kiepsko sobie radze lub raczej nie radze...siedze w domu, nigdzie nie mam ochoty wychodzić, codziennie mam lęki, depresja to już wiadomo, żyć mi sie poprostu odechciewa w takim stanie, moja mama tez mnie nie rozumie, jestem zdana na siebie w tym wszystkim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NO to B ARDZO ciekawe co napisales Korat... a co bys napisal o mnie? Niestety nie podam Ci diagnzy, bo mam ich 20, w kazdym razie u mnie bylo tak, ze bylam niezmiernie emocjonalna, nad wyraz eampatyczna, potrafiłam się wzruszyc byle czym, lubilam pomagac komu moglam, kochalam dzieci i chcialam miec duza rodzine... potem jeden zdemoralizowany chłopakstosował woebc mnie grozby karalne i ja siegnełam po seroxat...jak wiadomo brałam go długo...w miedzyczaie 2 zwiazki.. był to okres studiów wiec chyba nic nadzywczajnego...z tym ze tego drugioego chłopaka kochalam 3 lata zanim sie zeszlimsy, potem szybko sie skonczylo, b on mnie nie akceptowal, a ja juz mialam rozne zaburzenia depresyjno-lękowe, w domu ciagle awantury, bylam klebkiem nerwow juz od dobrych 10 lat...potem ten seroxat tak zaczal po dluzszym stosowaniu na mnie dzialac i ja sie jeszcze zaczelam brac wzor z mojej ciotki starej panny, ze w sumie poza seksem to po co kobiecie facet...ale tego W kochałam jeszcze 3 lata po zerwaniu...a sentyment mam do dzis, bo jest on wspaniałym człowiekiem, swietym za zycia...potem sie nie mogłam z nikim zwiazac, bo W tak wysoko postawił poprzeczke ze ja nie chciałam nikogo kogo nie pokochałabym i podziwiałabym tak bardzo...w koncu w 2008 roku poznałam M...było cuodwnie, ale ja juz wtedy zauwazyłam (choc sie tym nie martwilam) ze moje emocje sa splycone w stosunku do tego co czulam kiedys np do W...ale bylo cudonie..i bardzo namietnie, choc z racji swiatopogladu bez seksu...byly uczucia, przywiazanie, czulam, ze Go kocham. Nie moglam sie doczekac az mi wuzna milosc. Potem sie wyprowadzilam z domu pod wplywem awantury. Ja chcialam wszystko po kolei, tak tradycyjnie, najpierw wyzananie milosci, poterm zareczyny, potem narzeczenstwo i slub i dzieci...takie mialam marzenia...ale sie balam sama mieszkac, a durny psycholog mnie urobil, zebysmy zamieszkali razem z M...to wszystko zaburzylo...nagle zaczelismy zyc jak malzenstwo i to bez seksu...szybko poczulam nude i pustke...lekarka zmienila mi lek na citalopram, a ten pozbawil mnie pociagu seksualnego - takiego psychicznego i szybko odczulam, ze odczuwam uczucia za szyba...lekarka zmienila lek na fevarin po ktorym wpadlam w ciezka deprejse...w tym czasie M wyznal mi milosc - cos na co czekalam tyle miesiecy...a ja poczulam ze czuje tylko pustke...potem dalej tracilam uczucia, wloczylam sie po szpitalach, postepowala anhedonia az w koncu nie czuje nic i marze o smierci...

Powiedz mi Korat, jak bys odebral taką historię? BO mi brakuje jakiegos klucza...czy mi ten citalop0ram zaszkodzil...czy to juz wczesniej sie rozwijalo, bo tak naprawde juz od czasu jak ten pierwszy chlopak mnie zastraszal to mialam PTSD i funkcjonowalam dystymicznie...

I skąd Ty bierzasz Korat te teksty? Bo one duzo rozswietlają...z jakiejs ksiazki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stonka psychologow to sie w ogole nie slucham, bo gadaniem zdrowia nigdy nie naprawisz. to prawda, ze gdy chcesz pozbyc sie emocji albo je bardziej splaszczyc albo zafundowac sobie depresje to trzeba brac SSRI, SNRI. mnie sie wydaje, ze mamy uszkodzony nie tyle mozg co receptory w mozgu z grupy receptorow dopaminergicznych. albo mamy zablokowane te receptory. wiem, ze czesc mozgu odpowiedzialna za emocje dalej pracuje, bo wiem, ze czasami mi cos idzie lub nie idzie, ale ta czesc mozgu nie jest w kontakcie z czescia swiadoma czyli mna. i tyle. mozg zlozony jest z czesci, a czesci powinny sie synchronizowac. a tu lipa. tablety glownie antydepresanty wygasily resztki moich emocji. mialem splycone emocje w wyniku choroby, nie wiem jakiej, po prostu emocje splycily sie. polazlem do lekarza rodzinnego, ten poslal mnie do psychiatry. dostalem trittico cr na sen, bo problemy byly ze snem i zmeczeniem. trittico nie pomoglo, dostalem velafax. sikalem sperma wymieszana z moczem, zrenice mialem wielkie jakbym cos jaral, wiec sie wkurzylem i poszedlem na diagnoze do szpitala psychiatrycznego. siedzialem 3 tygodnie, dostalem na sen hydroksyzyne co nie pomagalo ni cholery i pernazinum. a ze bylo to juz w trakcie roku akademickiego to chcialem czegos co mi pomoze. i w ten sposob dostalem stimuloton, poszedlem do lekarki za tydzien ta mi dala luxete czyli to samo co stimulotn czyli sertraline i w ten sposob uwalilem emocje i zafundowalem sobie ciezka depresje z myslami samobojczymi czyli gorzej juz byc nie moglo, bo zwalily mi sie lęki zwiazane z zawaleniem studiow. nie ma nic gorszego niz nacisk ze strony rodzicow na nauke gdy ma sie depresje, lęki. jak masz depresje to lecz depresje, a nie martw sie nauka. co mi z inz skoro nie mam emocji i nie potrafie znalezc sie w spoleczenstwie, nie mam chęci.

 

z tego co ja widze, to moja lekarka przepisuje mi leki na chybil trafil. w ogole nie wie na jakie receptory dany lek dziala - a to jest kluczowe, bo skoro ktos dostaje depresji od SSRI, SNRI tzn. ze nie moze tez brac neuroleptykow, ktore dzialaja tez na serotonine. ale ona ma to gdzies. wiec z tego co ja widze, to musze sie pogodzic z tym, ze od 6 lat nigdzie nie zajechalem z leczeniem i nie zajade. moge sobie jedynie testowac leki wg opinii ludzi, ktorzy brali dany lek. a tak to walic to co mowia lekarze, bo nigdy nie brali lekow wiec nawet nie wiedza co takie leki moga robic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

-- 03 maja 2012, 19:10 --

 

Co sie dzieje z Magicem? Logikiem? Natretkiem? Guzikiem? co ze starą wiarą? wyzdrowieliscie?

 

Zastanawiam się Ola, dlaczego zdecydowałaś się zmienić swoją tożsamość tutaj na foum, zmieniając swój nic z brak uczuć na Stonka ??

Jeżeli chodzi o mnie to ja pogodziłem się ze swoim stanem, który jest dość stabilny. Nie mam ostrych zjazdów depresyjnych, ale nie wiedzieć czemu to przypisać. Łykam leki, które mam w podpisie, ale towarzyszy mi wrażenie, że jakym ich nie przyjmował to czułbym się podobbnie. Myślę, że za kilka miesięcy będę próbował schodzić całkowicie z leków, w końcy łykam je nieprzerwanie od 2 lat, oczywiście chodzi mi o ten ostatni okres, bo różne tabletki z przerwami łykam od 12 lat. Ja się po prostu pogodziłem ze swoją osobowością, bo wiem, że inna nie będzie i ani tabletki, ani psychoterapia tego nie zmienią. A co do lekarzy, to po prostu nie mam zaufania do ich wiedzy merytorycznej i mam do nich identyczny stosunek co logik. Po prostu oni robią karierę i bija kasę często zapominając, że to pacjent i jego problemy zdrowotne są istota ich zawodu. oni w nas nie siedzą, nie przyjmują leków, więc nie wiedzą, co czuje chory człowiek. Nie angażują się w leczenie, przez co często źle diagnozują dane zaburzenie oraz przepisują tabletki podpierając się często znikomą wiedzą na temat ich działania. Jak więc mieć do nich zaufanie ?? Ja się dziwię Stonka, że tak usilnie próbujesz znaleźć wśród wielkich sław i autorytetów medycyny cudotwórcy, który odmieni twój los. Jeżeli na objawy, które obecnie masz nie ma leku, to żaden autorytet nie będzie w stanie Ci pomóc, a jedynie powie Ci, że w laboratoriach naukowcy pracują nad jakimś tam nowym lekiem, który rzekomo może Ci pomóc i skasuje od Ciebie 200 zł za konsultacje. Co u Was, jak żyjecie ? Pacujecie, staracie się o rentę ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lekarze nie mają pojęcia o działaniu leków, obserwują co się dzieje z pacjentami i mają wiedzę teoretyczną na jaki tam receptor działa dana substancja, co nie znaczy, że wiedzą co się dzieje z pacjentem, który stale przyjmuje te lekarstwa (a zwłaszcza jeśli chodzi długotrwałe konsekwencje stosowania leków). Gdy po rozpoczęciu kuracji SRRI mówiłem po kilku dniach, że nie czuję zupełnie emocji i uczuć, słyszałem, że to efekt pożądany, bo zostały wyciszone lęki i myśli negatywne. OK. Ale ten efekt miał ustąpić po pewnym czasie, a ja zostałem po prostu zamieniony w warzywo. Poza tym nie pojmuje jak można tak bezkrytycznie ładować jednej lek potem drugi, aż się uda dobrać odpowiedni rodzaj, po drodze można pacjenta delikatnie mówiąc trochę uszkodzić.

Lekarze w ogóle chyba nie wiedzą w jaki sposób mogą działać leki np. neuroleptyki czy antydepresanty w dłuższej perspektywie. Mój lekarz prowadzący na oddziale szpitala, w którym byłem, opowiedział mi historię o tym jak pani ordynator przez pomyłkę zażyła kiedyś rano, zamiast witamin do śniadania, jakieś neuroleptyki, które miała w swojej domowej apteczce. Pani doktor, zaliczyła po tym niezły odlot, a lekarz stwierdził, że oni rozumieją jakie efekty mogą wywoływać neuroleptyki. Ale chyba nie wiedzą jakie skutki są po kilku miesiącach/latach terapii (ale chyba widzą to - na niektórych przypadkach). Poza tym niektórym te leki po prostu nie pomagają. I nie wszystko można leczyć lekami.. pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mimo w 100% się z tobą zgadzam. Oni mają tylko wiedzę teoretyczną. a my jesteśmy ''króliczkami doświadczalnymi''.

O.k. są osoby które pomagają im takie leki. Może akurat trafili w lek. Ale każdy ma inny organizm i trudno jest przewidzieć reakcję wiec czasem trudno jest o jakąś ''ostrożność''.

Mnie one znieczuliły. Tak sam tytuł posta ''nic nie czuje''. Emocje zostały wyciszone.

Trochę mi o to chodziło, ale nikt mnie nie przestrzegał. I np. po takim Sulpirydzie miałam mlekotok, i okres mi zanikł na 2 mies.

cóż ''było minęło''. Puki co teraz nic nie przyjmuję. Nie jest dobrze ani tez nie jest źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WITAM

 

to ja magic tylko konto se zablokowałem i musze odblokować a nie moge bo obrazka nie widze i napisze do amina z tego konta i zobaczymy co będzie...

 

JA NIE WYZDORWIAŁEM nawiazując do tego pytania z poprzednich postów i prosze takich pytań nie zadawać bo z tego sie nie zdrowieje tym bardziej że w młodym wieku zachorowaliśmy ja w okresie dojrzewania już objawy a więc wiadomo jak jest...

 

obecnie biore bioxetin i depakine chrono ale jest jak jest cudów nie ma na terapie nei uczęszczam nei wierze w nią i boje sie siebie analizować znowu itp

 

stonka natrętek korat i inni niewiem co napisać szczerze mówiąc tzn natrętek fajnei ze pracujesz i jesteś pogodzony z losem ale pracujesz chwała ci...

 

stonka żal mi cie jojdosz jak jojdałaś i nic z tego nei wynika rozumiem cie współczuje ale nic nei moge na to poradzić ani w sumie pomóc bo jak?

 

mnie rodzina trzyma przy życiu ale mało daje od siebie jak jest gorzej jak jest lepiej to jakoś idzie ale szarpane życie mnie nie bawi ale jakoś trzeba żyć TA NICOSĆ wykończy każdego tutaj...

 

pozdrawiam piszcie na pw jakby co!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To wszystko jest bardzo dołujące co piszecie. A u mnie - szok. Znajomi widząc moja agonię załatwili mi wizytę u światowej sławy neurologa. I okazało się, że ja mam padaczkę (prawdopodobnie wywołaną przez leki) i poza tym ciężkie schorzenie neurologiczne i stąd moje nieodcuzwanie uczuc i anheodnia i cierpienie. A leki p/depresyjne tylko pogarszały mój stan. Nie chce mi się więcej pisać. Dodam tylko, że "specjaliści" z Krakowa zrobili mi eeg - wyszły te same zmiany i napisali i PODPISALI się, że to nie padaczka i leczyć nei trzeba. No tak - bo oni mają swojego "bożka" -terapię psychoanalityczną. Tylko ja jakoś nie wiedziałam, żeby kogoś tym wyleczyli. A mi zarzucali, że udaję...a tymczasem ja ciężką przypadłość mam...wiecie co mi się ciśnie na usta...i bardzo możliwe, ze to wszystko po psychotropach jest - tak powiedział ten neurolog. Chyba się do antypsychiatrii zapiszę... czy nie powinno byc specjalnego czyśca dla psychiatrów i psychologów? Ilu ludziom zniszczuli oni zycie sami budując za nasze pieniądze 5-ty dom i objeżdzając świat dookoła...szkoda słów. Jakby ktoś chciał namiary na tego neurologa to mogę dać - obawiam się, że on juz dłgo pracowac nie będzie...aha...i powiedział, że w całej swojej karierze widział tylko 2 tak straszliwie źle leczone przypadki jak mój...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stonka czyli co? to ze nie odczuwam emocji, uczuc to wina zaburzen neurologicznych, defektu neurologicznego? ile kosztuje badanie u neurologa, zeby sie dowiedziec co mi jest? ile ty zaplacilas za takie badanie i co poradzil ci robic ten lekarz, na co dal ci recepte?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie co z tego że coś wykrył tylko jak w tym pomóc???

 

znów mi sie nasuwa słynne badanie SPECT mózgu i dr Amen w USA ciekawe czy to ludziom pomaga w poznaniu przyczyn swoich objawów tak jak to ładnie jest napisane...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wczoraj super pozytywne pobudzenie, motywacja. dzisiaj po 12:00 dętka. moze pojde do neurologa jak sugeruje Stonka, ale na pewno nie na prywatna wizyte. mam to gdzies. juz tyle kasy wydalem na leczenie, ze po prostu szkoda mi pieniedzy walic na kazda wizyte, ktora jak wiadomo moze nic nie dac wiec szukam najlepszego lekarza w swoim wojewodztwie i jade tam gdzie przyjmuje na nfz. i tyle. a czy w ogole pojade, kiedy pojade to sie okaze.

 

-- 09 maja 2012, 13:37 --

 

sie dowiedzialem, ze ten neurolog co ja chce do niego isc to na nfz zapisy sa na sierpien.

 

Stonka najpierw napisz co ci powiedzial ten super neurolog, jak to leczyc, czym to leczyc i czy da sie odzyskac emocje albo przynajmniej motywacje do dzialania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To podam ogólnie

Ten neurolog ma kontakty na całym świecie, więc może i i by spect załatwił..nie wiem

Pracuje w Bydgoszczy w Szpitalu Wojskowym na ul. Powstanców Warszawy, ale tam dostać to się chyba nie da rady, bo On na emeryturze i tylko wyjątkowe przypadki przyjmuje...no ale próbujcie

Normalnie przyjmuje na ul. Dworcwej w Sanitasie, tuż koło Dworca Głownego. Telefon w necie. Terminy kilkumiesieczne, ale jak sie pani powie, ze tragiczny przypadek, to jak sie cos zwolni to oni przyjmą. Mi tak się udało. Trzeba przyniesc pełną dokumentację, eeg świezec (napisac na jakich lekach było robione, na lekach p/padackzowych i clonazepamie raczeni nie ma sensu), jakies rezonans jak jest i napisac krótko swoją historię choroby i dokładnie wy[pisac objawy - więc nie tylko, że brak uczuć, ale np. płaczliwość, wrogość, lęki, napięcie, natręctwa no to co tam macie. Ten Profesor ma też ogromną wiedzę psychiatryczną i ponadto w tym samym budynku wspólpracuje z psycghiatrą.

Ja sama jestem pełna onaw bo marzyłam o tym moklobemiedzie a tymczasem chyba nie...noe zobacvzymy. Jakby ktoś miał jeszcze jakies pytania to piszcie. Koszt pierwszej wizyty 250 zl, nast. 200 zł.

 

-- 09 maja 2012, 15:31 --

 

Aco do leczenia, to dzisiaj ide na kolejne eeg, a w poneidzialek zaordynuje mi leki, bedzie mnie leczyl razem z psycghiatrą...co do szans w 100% na wyzdrowienie to nie chciał się wypowiedziec, powiedzial, ze widzial tylko 2 tak zle leczone przypadki... a moja deprersja prawdopoeobnie nie jest zaburzeniem psychicznym, tyljko wynika z tej choroby neurologicznej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to ciekawe co piszesz spytaj mu sie o tym spect mózgu czy słyszał a moze ktos stosuje w celach psychiatrii w polsce

ty już od dawna pisałaś że coś z eeg ci nie wyszło dobrze mi badania takie dobrze wychodzą więc raczej nic nowego by nie było...

jest nadzieja dla ciebie i dobrze tym bardziej w tym samym miejscu zamieszkania uważam że neurologia łączona z psychiatrią to najefektywniejsza forma pomocy tym bardziej dla przypadków szczególnych, takich jak my :<img src=:'>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja niestety ale chyba tego nie zniosę już, żyję w mega męczarniach od pół roku, jakimś cudem pracuję jeszcze ale mam dość coraz bardziej, nie wierzę że cokolwiek mi może pomóc, z jednej strony to też przez osobowość, która raczej nie ułatwia mi życia (i tego nie zmienie, choć chciałbym), ale oprócz tego wiem, że jestem chory z powodu jakichś zniszczeń, które nastąpiły w mojej głowie. Czuję to bardzo wyraźnie, to nie jest osłabienie motywacji tylko zanik zupełny niektórych zdolności, w tym do odczuwania czegokolwiek, radości, smutku, satysfakcji, więzi, nawet zwykłej jakiejś melancholii.. Zwariuje w końcu od tego. budzę się zmęczony, z podkrążonymi oczami i cały czas tylko się z tym siłuję, żeby mnie zupełnie nie zmiotło..

O znajomych przestałem dbać, w końcu będę sam, co innego może czekać kogoś z taką dysfunkcją?? Teraz jeszcze mam pracę, finansowo ok, ale co będzie za kilka lat? Rozsądek mi mówi, że to co mnie spotkało jest nieodwracalne, czy można żyć z tym dłużej? Mam już dość, kończą mi się siły.

 

-- 11 maja 2012, 12:32 --

 

Mam do ludzi na forum pytanie dotyczące odbioru świata zewnętrznego - Czy macie tak, że przestaliście zauważać uczucia ludzi? Filmy, które znaliście sprzed choroby są jakby inne i zmienione, bo nie dostrzegacie 'tego czegoś' u ludzi, właśnie ich emocji i uczuć? Dla mnie uczucia zniknęły nie tylko ze mnie ale z całego świata zewnętrznego, nikt ich ma! Oglądam sceny z filmów, które oglądałem kiedyś i widzę, że aktorzy tylko w nich rozmawiają, uśmiechają się lub nie, ale nie widzę wielu detali które zauważa normalny człowiek. Wszystko jest nudne i bez emocji. W piosenkach są 'puste momenty', które kiedyś budziły emocje. Niby utwór taki sam, ta sama melodia, ale nie ma już tego czegoś. Wasza rodzina - czy widzicie tych ludzi tak samo jak kiedyś? Czy słyszycie jak zmienił się Wasz głos? Czy każda rozmowa z ludźmi jest dla Was trudem bo jest ponura i nie można się z tego wyrwać bo to jest głęboko w Was i nie zależy od Waszego nastawienia?

Moja zmiana jest tak wyraźna, że jestem pewien że ma podłoże organiczne a nie psychologiczne lub wynikające z depresji. Zresztą wiem jak się czułem, gdy miałem depresje i mogę powiedzieć, że to coś innego. Ciekawe czy kiedyś naukowcy opiszą taki stan, gdy człowiek traci zdolność widzenia tego wycinka świata, w którym ludzie przeżywają, a zamiast tego nie doznają już niczego? Taki wykres linia prosta, stała, niezmiennie nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×