Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Ja bralam wenlafaksyne pol roku...mam nadzieje, ze Ty nie bedziesz tak oporny na leki i Ci pomoze

Mnie solian tak aktywizowal ze po 3 dniach go rzucilam...w ogole nie mialam potrzeby snu. juz w maluctkich dawkach 50-100 mg..no i akatyzje wywolywal

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja brałam seroxat prawie 7 lat:( ale to było olewactwo lekarzy. Mam starszne pretnesje, że tak długo mi lekarka zapisywała ten lek, podczas gdy ja jej cały czas mówiłam, że już go nie potrzebuję tylko nie potrafię przejść przez skutki uboczne...ona mi mówiła, że to niemożliwe, a po czasie sama przyznała m rację...i co by mi ktoś nie powiedział, to seroxat był pierwszym czynnikiem który spłycił mi uczuciowość. Pisze o tym nawet prof. Wciórka w podręczniku psychiatrii, że przy długotrwałym zazywaniu ssri możliwe jest spłycenie uczuciowości...a ja twierdzę wręcz, że to pociąga za sobą zmianę osobowości.

No ale ogólnie to chyba można brać leki długo ( JAK TRZEBA) - chrzy na schizofrenię zazwyczaj muszą brać leki całe życie...ale czy Zawiliński musi - to już nie wiem...

 

Byłam na sesji...psycholożka opieprzyła mnie za jeżdzenie po innych lekarzach i rezygancję z fluanksolu. Mówiła, że ma pcjentów, którzy czuli uczucia "za szybą" i dzięki fluanksolowi je odzyskali...ja już nie wiem co robić...ja się tak boję akatyzji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja bez solianu nie zasne. jakbym nie bral w ogole lekow to chodzilbym spac o 5:00 nad ranem i spalbym max 3 godziny i dlatego bylbym wyczerpany. od jutra zaczynam kuracje wellbutrinem. normalnie dzisiaj nie mialem w ogole inicjatywy. patrzylem sie w jeden punkt, ciagnelo mnie strasznie do lozka, zeby tylko legnac sie i nic wiecej nie robic. ale mam nadzieje ze za 10 dni wstane na nogi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dzisiaj byłem na oddziale po kartę wypisową z oddziału i co się okazało ?? Zostałem cudownie uzdrowiony z zaburzeń osobowości :) Na wypisie jest tylko zespół depresyjno - lękowy i zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne, a więc jedną etykietkę mam z głowy. A tak poważnie to na obecnej konfiguracji leków czuję się dość stabilnie, no i oczywiście psychoterapia też ma w tym jakiś swój udział. Dzisiaj odwiedziłem ludzi z grupy i uczestniczyłem w zajęciach artystycznych, chyba po raz ostatni, ale być może będę się tam pojawiać w czwartki od czasu do czasu. W każdym razie polecam ten oddział każdemu kto czuje, że już nie daje rady sam ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam problem. Moja lekarka (Nazwijmy ją "A" już raczej nie miała pomysłu na mnie....uważała, że tylko wenlafaksyna, a wenlafaksynę brałam pół roku i nic to nie dało. Więc poszłam do innego lekarza("B"). On zapisał sulpiryd i obiecał przyjąć na oddział do swojej prywatnej kliniki ( na NFZ). to było przedwczoraj. Wczoraj poszłam na sesję do mojej terapeutki i ona do mnie, że dlaczego nie brałam fluanksolu, który zapisał Roś, że przecież moja poprzednia lekarka A też uważała, że fluanksol :shock: I że ona, psycholozka miała pacjentów na fluanksolu, kórzy czuli uczucia "za szybą" i fluanksol im pomógł. Wyglądało raczej (kolejny raz) jakiby to psycholożka namówiła moją lekarkę A na ten lek. Więc nie zaczełam brać leku od lekarza B (sulpirydu) tylko próbowałam się z powrotem umówić z lekarką A, żeby obgadać co ona w końcu uważa...ale jest na mnie obrażona i wyznazyła mi trmin dopiero za 11 dni...do tego czasu to ja zdechnę bez leku..( a może nie? w koońcu w sumie cąły czas jest podobnie ciężko). A jeszcze sytuację komplikuje fakt, że na 18 czerwca jestem umówiona do prof Rybakowskiego do Poznania - który słynie z biologicznego podejścia, słynie ze specjalizacji w schizofrenii i nawet moja ciotka psychiatra mi kiedyś powiedziała, że jakbym do Niego pojechała, to pewnie stwierdzi mi schizofrfenię, z czym ona się nie zgadza. Co robić? Chpodzić do lekarza A czy B? I czy jechać do Rybakowskiego po wyrok? BO to będie dla mnei wyrok śmierci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znalazłam stare notatki, z których wynikało, że po fluanksolu w 2009 miałam na pewno silny niepokój (oczywiście nie mam pewności czy to było po leku czy od zamartwiania się, że mam schizofrenię prostą, bo wtedy zaczęłam się zamartwiać), a być może akatyzję. Bo było tak, że brąłam fluanksol 3 tygodnie i jak to ja - już się zniechęciłam, że nie działa na uczucia. Choć ja wtedy nie wiedziałam, że żeby ocenić działanie leku, to trzeba go brać nieraz parę miesięcy, a moja lekarka mi tego nie powiedziała, w zasadzie zapisała mi dla świętego spokoju, bo chciałam koniecznie coś na schizofrenię. Jezu, ja naprawdę nie byłam prawidłowo leczona. Ja sama wymyślałam leki, moja lekarka ówczesna chyba nigdy nie słyszała o czymś takim jak zanik uczuć, a zresztą wcześniej też się mną nie przejmowała. Jak można przez 7 lat zapisywać seroxat? Tego jestem pewna, że spłycenie uczuć nastąpiło po seroxacie, bo już to dawno sobie uświadamiałam, ale nie wiedziałam, że SSRI tak działają. Teraz jest to napisane nawet w książce do psychiatrii. W każdym razie brałam ten fluanxol 3 tyg w jakiejś małej dawce, czułam niepokój i na uczucia nie działał, wiec poszłam jeszcze raz do lekarki. Wtedy ona mi zapisała abilify i od razu w ten sam dzień dostałam akatyzji, która utzrymywała się kilka dni mimo akinetonu. I na izbie przyjęć powiedzieli, że to może nie po samym abilify, ale po fluanxolu też. Idę zaraz do lekarza B.Zapisał mi malutkie dawki amitryptyliny na wieczór, podobno takie się daje dzieciom na moczenie nocne (tak powiedział ten lekarz), a ja mam totalnie wysuszone błony śluzowe, trudności w oddawaniu moczu i słabo mi na sercu. A jestem dorosłą babą. Jak to znoszą dzieci? Psychiatria jest straszna. Jezu, jak się dziecko moczy, to trzeba mu więcej miłości okazać, zainteresowania, ewentualnie iść do terapeuty, anie psychotropy od małego. Ja jestem przekonana, że te 40 rodzajów leków uszkodziło mi mózg.

 

-- 10 cze 2011, 14:57 --

 

Byłam u lekarza B. Powiedział, że to co ja wymieniam - brak uczuć, poczucie pustki, poczucie bycia za szybą, odizolowania od świata itd. itp. to są typowe objawy schizofrenii opisane już 100 lat temu - włącznie z uczuciem bycia za szybą - już wówczas o tym pisano. Z tym, że u mnie to uczucie bycia za szybą utrzymywało się jakiś rok, a potem wszystko całkowicie zanikło. On nadal twierdzi, że nie jest możliwe, żeby tak mi zaszkodził rispolept. Choć z drugiej strony powiedział, że jeśli nie mam schizofrenii - a on ma nadzieję, że jednak nie mam ( za chwilę o tym) to te leki mogłyby mi zaszkodzić - czyli jednak mogą zaszkodzić leki.A powiedział, że mimo wymianionych objawów on u mnie nie wyczuwa schizofrenii, bo ja pokazuję emocje i że z zewnątrz to wygląda jak panika. Bo to naprawdę tak z zewnątrz wygląda - więc nawet poniekąd usprawiedliwiam Kraków, za ich głupią diagnozę i za sugerowanie mi, że wymyślam. Bo na pierwszy rzut oka po mnie nie widać choroby. Dziś był w pracy mój kolega i powiedział, że chyba świetnie się czuję, bo wyglądam wspaniale!! (a moje myślenie co chwilę dotyczyło skończenia ze sobą i tego, żeby on jak najszybciej sobie poszedł). W ogóle ostatnio się często łapię na tym, że się zastanawiam czy jakbym się zabiła wskutek choroby psychicznej - cokolwiek to jest - czy Bóg by to usprawiedliwił. No ale wracając do tego lekarza, to powiedział jeszcze, że jest coś takiego jak Praceox Gefuhl (http://pl.wikipedia.org/wiki/Praecox-Gef%C3%BChl) i że u mnie tego nie ma. Jejjjjjciu...dosłownie to samo słyszałam od 10 innych lekarzy z moją ciocią na czele i właściwie większość o tym mówiła, z wyjątkiem tych nielicznych, którzy akurat widzieli u mnie schizofrenię i dowodzili odwrotnie. Ten lekarz powiedział, że nie dziwi się mojemu zamieszaniu, bo mam właściwie 2 skrajne diagnozy, których leczenie jest sprzeczne ze sobą. Co ciekawe on powiedział (podobnie jak dr Roś), że zaburzeń osobowości to on u mnie też nie widzi. Że to co po mnie widać - to objawy nerwicowe i depresyjne. Nie wiem dlaczego po mnie widać cos zupełnie przeciwnego niż to co czuję w środku. Bo w środku i na codzień reaguję totalnie apatycznie. Natomiast przy lekarzach wychodzi ze mnie jakaś panika - i oni to widzą i za każdym razem mówią "no jaki brak uczuć u pani". W każdym razie miałam wrażenie, że ten lekarz też niedowierza w mój brak przeżywania. Co najgorsze powiedział, że nie wie co by mi miało przywrócić emocje. Powiedział oczywiście, że to wg niego niemożliwe, żebym tak się czuła do końca życia, ale każdy tak pociesza, a tymczasem lata lecą i jest coraz gorzej albo tak samo. Powiedział, ze wg Niego szkoda pieniędzy na psychoterapię, że jak 7 miesięcy nic nie dało, to już raczej nie pomoże...dodał jeszcze, że rozgrzebywanie dzieciństwa itd. mogłoby tylko zaszkodzić...ja mam wrażenie, że mi już zaszkodziło...w każdym razie ogólnie rysuje się u mnie brak nadziei..aha co do leków to powiedział, że nie jest za fluanxolem, bo mogłabym zareagować niepokojem i akatyzją i nie sądzi, żeby to mi przywróciło uczucia, natomiast jeśli on się myli i mam schizofrenię - to fluanxol jest za słaby.

Tak więc są juz 3 opinie lekarzy o tym leku:

dr Roś - 12 mg fluaxolu przywróci uczucia mimo, że nie mam schizofrenii

dr A - do 3 mg fluanxolu zadziała przeciwdepresyjnie i pomoże na uczucia

dr B - fluanxol na depresję nie pomoże, może zaostrzyć niepokój, na uczucia też nie pomoże, a jeśli mam schizofrenię to jest za słaby żeby cokolwiek pomóc.

Psychiatria po prostu...

Powiedział, że te leki które mam (sulpiryd 100mg)+amitrptylina+zomiren na sen+bromergon na prolaktynę to kosmetyka i może trochę to ureguluje mój stan, ale na pewno nie przywróci uczuć...i on nie wie co by mi miało przywrócić uczucia. Do tego on dużą wagę przykładał do bromergonu, że ustabilizowanie gospodarki hormonalnej pomaga też na stan psychiczny...a za poprzednim razem powiedział, że bromergon to agonista dopaminy, więc ewentualnie to może jakoś podziałać na uczucia...jakieś doświadczenia w tym względzie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dzisiaj byłem na oddziale po kartę wypisową z oddziału i co się okazało ?? Zostałem cudownie uzdrowiony z zaburzeń osobowości :) Na wypisie jest tylko zespół depresyjno - lękowy i zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne, a więc jedną etykietkę mam z głowy. A tak poważnie to na obecnej konfiguracji leków czuję się dość stabilnie, no i oczywiście psychoterapia też ma w tym jakiś swój udział. Dzisiaj odwiedziłem ludzi z grupy i uczestniczyłem w zajęciach artystycznych, chyba po raz ostatni, ale być może będę się tam pojawiać w czwartki od czasu do czasu. W każdym razie polecam ten oddział każdemu kto czuje, że już nie daje rady sam ze sobą.

 

 

Miło czytać takie stwierdzenia.

A jak się czujesz?

Lepiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tekst gościa chorego na schizofrenię:

"Moja codziennosc od bardzo dawna, codziennie, dzien w dzien to samo. Nie czuje nic, nie chce nic robic, nie moge kochac, denerwuje mnie jak ktos mi uczucia okazuje, brak uczuc odbija sie na cale moje zycie. Czasem telefon dzwoni to nawet nie ide odbierac, bo po co. Tak samo jak Ty stracilem hobby, nie mam zadnego teraz, leze w lozku caly dzien i noc prawie bez spania z laptopem na brzuchu. Probuje pobudzic uczucia, robie wszystko, nawet wyobrazam sobie jak matka, ojciec umieraja, ich pogrzeb i nic, obojetne mi to. Zawalilem nauke kompletnie, brak motywacji, osiagniecia czegos, ta ku* nicosc jest okropna, nienawidze jej ! Tego nie da sie opisac, tak trudno jest zyc z tym wszystkim, nie wiem co ze soba robic czasem, ta bezradnosc, kazdemu kto czuje sie jak ja i Ty wspolczuje, bo przez to nawet zycie jest bez celu, bez sensu, o samobojstwie mysle mozna powiedziec co pare godzin a dwa razy probowalem w praktyce, mysle bez przerwy o wszystkim, ja juz tak nie chce dluzej..to zawala cale moje zycie, wiem o tym, ale mimo wszystko ta zasrana nicosc czuje.."

Odnaujdujecie się w tym? BO ja prawie całkowicie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę, chociasz ja o tym nie myślę cały czas bo po co. A spodziewanie się, że zacznę coś czuć jak będę myśleć o tym że moja rodzina umiera ma dla mnie tyle sensu, co oglądanie kamieni żeby wywołać jakieś emocjonalne reakcje więc nie myślę o niczym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dzisiaj byłem na oddziale po kartę wypisową z oddziału i co się okazało ?? Zostałem cudownie uzdrowiony z zaburzeń osobowości :) Na wypisie jest tylko zespół depresyjno - lękowy i zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne, a więc jedną etykietkę mam z głowy. A tak poważnie to na obecnej konfiguracji leków czuję się dość stabilnie, no i oczywiście psychoterapia też ma w tym jakiś swój udział. Dzisiaj odwiedziłem ludzi z grupy i uczestniczyłem w zajęciach artystycznych, chyba po raz ostatni, ale być może będę się tam pojawiać w czwartki od czasu do czasu. W każdym razie polecam ten oddział każdemu kto czuje, że już nie daje rady sam ze sobą.

 

Gratuluję ;) A mogę zapytać jakie konkretnie miałeś zaburzenie i czy w wypadku "cudownego uzdrowienia" określili Twoją osobowość? Pytam bo szczerze mówiąc sam mam z tym problem a na tym forum odnajduję wiele sprzecznych informacji w stosunku do innych tego typu stron...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie bardzo odnajduje. To mnie idealnie opisuje. No coz, jak ktos w koncu stwierdzi u mnie schizofrenie, to wtedy bede sie zastanawial nad samobojstwem na powaznie. :) Z dnia na dzien czuje sie taki bezplciowy, nawet wspomnienia zycia starego juz bledna. Jak ktos chce byc takim warzywem cale zycie, to prosze bardzo, ale ja sie nie bede meczyl, bo i po co?

 

Dzisiaj dowiedzialem sie, ze kolege mojego kuzyna przejechal tramwaj. Podobno meczyl sie przez 12 minut, z odcieta reka lezal przygnieciony tramwajem. Zmarl w karetce. W ogole mnie to nie poruszylo. Tylko przez chwile mi mysl blysnela, ze kuzyn sie musial chujowo czuc, ale to wszystko. Bardziej sie przejmuje tym, ze sie strasznie obzarlem i teraz mi niedobrze. :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974 powiem Ci, że czuję się nie tyle lepiej co tak jak już wspomniałem bardziej stabilnie. To co mogłem to przepracowałm na psychoterapii, a to co nadal mi przeszkadza i czego nie lubię jak mnie nachodzi zwaliłem już na karb swojej osobowości niekoniecznie zaburzonej, choć skoro nadal u mnie występują te nieprzyjemne stany to być może jest w jakimś tam stopniu zaburzona ? Sam nie wiem, ale niestety głównego czynnika przeszkadzającego mi w codziennym funkcjonowaniu niestety nie wyeliminowałem w czasie pobytu na oddziale. Chodzi mi o to, że z jakiś bliżej nieznanych mi powodów, ja mam problemy z aktywnym słuchaniem ludzi, wygląda to tak jakby mi mózg nie kodował informacji docierających do moich uszów i potem ciężko mi się odnieść do tego co ktoś powiedział i wtedy zaczynam się koncentrować na swoim wnętrzu co oczywiście jeszcze bardziej zaburza słyszenie osób z otoczenia i następuje dodatnie sprzężenie zwrotne nasilające ten przykry objaw i przestaje całkowicie rozumieć co ktoś do mnie mówi i właśnie w takich sytuacjach uciekałem zwykle z takiej zagrażającej mi w moim mniemaniu sytuacji. Logiczne jest, że żeby unikać tych nieprzyjemnych stanów trzebabyło ograniczyć kontakt z ludźmi do minimum, co do tej pory często stawało się moim udziałem, ale ak na dłuższą metę się nie da. No więc tak jak wspomniałem część rzeczy jak na przykład problem z przeżywaniem złości "przerobiłem" na terapii, ale to co opisałem wyżej towarzyszy mi od najmłodszych lat życia, więc nie mam podstaw sądzić, że mnie opuści pewnego pięknego dnia i zacząłem się oswajać z myślą, że taka jest konstrukcja mojej osobowości i to raczej się nie zmieni do końca mych dni.

Gregg1991 miałem rok temu na oddziale zdiagnozowane zaburzenia osobowości mieszane, a więc nie sprecyzowali mi dokładnie typu tego zaburzenia. A teraz po prostu napisałem, że zostałem z nich cudownie uleczony, bo lekarz nie wpisał mi zaburzeń osobowości na karcie wypisowej z oddziału ani nie określił mi osobowości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ranek był straszny...pragnełam się zabic...chodziłam do 14 w pizamie...ale potem mi się poprawiło...pisze o tym w watku "zaburzenia osobowosci"...zastanawiam sie czy to nie kwestia bromergonu, który jest agonistą dopaminy...ktoś wie czy on moze porpawiac nastroj?

 

-- 11 cze 2011, 21:29 --

 

Ha! Sprawdziłam w farmindexie - bromergon ma działanie przeciwdeprsyjne! Czyli teoria z agonistami dopaminy wydaje się niegłupia. Zreztą lekarz B powiedział, że może mi się porpawić stan psychiczny po tym leku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a mnie sie dzisiaj poprawilo i to ZNACZNIE. dlaczego? moze dlatego ze wyplukal sie coaxil i wellbutrin. ludzie ja normalnie dzisiaj pod wieczor odzylem. normalnie nie wierze. powiem tak. koncze z mieszaniem w lekach. solian 400mg na wieczor i wszystko. do tego w razie potrzeby be power albo guaranax i koniec. i powiem wam ze w lekach sam mieszam, bo lekarze sie boja i chca wszystko bezpiecznie. a ja uwazam ze trzeba probowac bo na ludzi podobno solian dziala pobudzajaco. ja po nim spie. ale jak wezme to od razu rosnie mi dopamina. a dopamina jest dla mnie zbawieniem. na serio chcialbym sie zakochac, ale z ta choroba to nawet dziweczyny nie moge miec, bo nie chce nikogo obciazac. a poza tym szybko by mnie zostawila. kurde jak sie patrze na dziewczyny to czuje ze chcialbym miec druga polowke. ale za malo dopaminy dlatego nie moge sobie na to pozwolic. bo nie kochalbym jej wystarczajaco. tu nie chodzi o wlasne ego czy narcyzm. po prostu moj mozg nie dziala jak nalezy i nie jest w stanie wytworzyc emocji. wiecie sami to z doswiadczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi o to, że z jakiś bliżej nieznanych mi powodów, ja mam problemy z aktywnym słuchaniem ludzi, wygląda to tak jakby mi mózg nie kodował informacji docierających do moich uszów i potem ciężko mi się odnieść do tego co ktoś powiedział i wtedy zaczynam się koncentrować na swoim wnętrzu co oczywiście jeszcze bardziej zaburza słyszenie osób z otoczenia i następuje dodatnie sprzężenie zwrotne nasilające ten przykry objaw i przestaje całkowicie rozumieć co ktoś do mnie mówi i właśnie w takich sytuacjach uciekałem zwykle z takiej zagrażającej mi w moim mniemaniu sytuacji.

 

Ooo! Jak to ladnie ujales, natretek. To jest dokladnie to, co ja mam.

 

zawilinski, smiac mi sie czasem chce, ale w pozytywnym sensie, jak czytam te Twoje posty. Sa takie dziwne. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się też na początku posty Zawilińskiego wydawłay dziwne, ale im bliżej GO poznaję tym bardziej Go lubie i tym większe widze podobieństwo...

wydaje mi się tylko, ze ja najbardziej burzliwie z Was wszystkich przechodzę tę chorobę....ciągle czuję wielkie cierpienie, ostatnio lęk, niepokój, rozpacz. Jeszcze w tyogodniu jak w jestem w pracy i jakoś (ale słabiutko) sobie radzę, to jest w miarę, ale jak przychodzi wekened i NIC mnie nie interesuje to czuję - CZUJĘ, to akurat czuję, taką przeogromną pustkę, której nie może żadne zajęcie ani spotkanie z kims zapelnić, bo ta pustka jest we mnie, jest generowana przez moja głowę...więc budze się w sobotę i nic mi się nie chce, nie wiem co robić, bo wszystko mi sie wydaje przykre, nieciekawe, obojętne, wszystko dosłownie...nie zostało mi żadne hobby, zresztą ja poza turystyką i czytaniem ksiązek nie mialam nigdy innego hobby, a teraz te 2 rzeczy też na mnie nie działają...w każdym razie jak przychodzi weekend to jest dla mnie horror, bo nie wiem co mam robić, więc moje proagnienie samobójstwa jeszcze wzrasta i wysyłam dzisiątki smsów do rodziny, znajomych albo znajomych psychologów, lekarzy pisząc, że chcę się zabić, że nie mogę wytrzymać, bo naprawdę nie mogę...przez co oni widza tylko to co powierzchowne i wmawiają mi, ze ja mam nadamiar emocji ( ale to jest tylko lęk, rozpacz, cierpienie, nikt nie widział o mnie zadowolenia, radosci, miłosci itd.) dlatego widzą ze mnie bordera albo histerię i w ogole nie widzą tego co jest na codzień - totalnej pustki, wielkie pustki - ja tę pustkę CZUJĘ całą sobą, totalny bezstan i apatia...stan w którym człowiek jest wyłącozny ze świata, nic go nie interesuje, nic nie sprawia przyjemnosci, nie działają na niego bodżce ze świata zewnętrznego ( ja np.prawie przestałam odczuwać zapachy)...jadę z moimi rodzicami do prof. Ryabkowskiego w nast. sobotę i kurczę jestem prawie pewna, że ten to już na pewno stwierdzi mi schiozofrenię prostą, zresztą ja gdzieś w głębi duszy też myślę, ze ze względu na ten brak uczuć, zainteresowań, apatię, bezstan - to właśnie mam, ale taka diagnoza załamnie mnie zupełnie i moje rozpacz, lęk, że będę jeszcze bardziej cierpieć, że się zmienię w totalne warzywo - mogą stać się nie do zniesienia, a przecież zabić się nie mogę...nie wiem czy naprawdę mam tę schizofrenię prostą czy się nakręcam czy jedno i drugie i przez to mó stan jest tak tragiczny...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wydaje mi się tylko, ze ja najbardziej burzliwie z Was wszystkich przechodzę tę chorobę....ciągle czuję wielkie cierpienie, ostatnio lęk, niepokój, rozpacz. Jeszcze w tyogodniu jak w jestem w pracy i jakoś (ale słabiutko) sobie radzę, to jest w miarę, ale jak przychodzi wekened i NIC mnie nie interesuje to czuję - CZUJĘ, to akurat czuję, taką przeogromną pustkę, której nie może żadne zajęcie ani spotkanie z kims zapelnić, bo ta pustka jest we mnie, jest generowana przez moja głowę...

 

A jednak jest mniejsza jak jesteś w pracy, jak możesz się zająć pracą żeby o niej nie myśleć i jest wtedy lepiej to widać, że nie jest to konieczny stan u ciebie. Może spróbuj medytacji bo tylko się nakręcasz ciągle oceniając swoją pustkę, jak przestaniesz ją oceniać to potrzeba myślenia o niej minie.

 

więc budze się w sobotę i nic mi się nie chce, nie wiem co robić, bo wszystko mi sie wydaje przykre, nieciekawe, obojętne, wszystko dosłownie...nie zostało mi żadne hobby, zresztą ja poza turystyką i czytaniem ksiązek nie mialam nigdy innego hobby, a teraz te 2 rzeczy też na mnie nie działają...w każdym razie jak przychodzi weekend to jest dla mnie horror, bo nie wiem co mam robić,

 

Więc nic nie rób jak to jest naturalny stan dla ciebie to powinien być lepszy nisz praca, inaczej chciałabyś pracować.

 

Jak mam być niczym to niech tak będzie to nie jest mój wybór czym ja jestem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi jest lepiej jak jestem w pracy, zabijam uczucie pustki...bo musze robic to co muszę...a w domu nic mnie nie intersuje, więc pustka sie staje nie do znieseinia...wczoraj po tragicznym przedpoludniu popoludnie bylo nawet udane, naet przez chwile cos czulam słuchając jednej piosenki, a w kazdym razie nie czulam cierpienia i pustki... zasypialam z uczuciem zadowolenia...dzisiejszy poranek znośny, za to w miarę uplywu czasu nastrój ( jeśli to coś to jest nastrój bo ja tak jakby nei czuję nastroju, ale raz czuję sie lepiej raz gorzej, więc może to nastrój) coraz gorszy, ale juz sie umówiłam zmoją mamą i byłym facetem na wycieczkę...szłam z uczuciem cierpienia i anhedonii, ale myslałam, że po dłuższej trasie mi się poprawi, bo czasami mi sie po wysilku fizycznym poprawia...ale nie...właczyło się uczucie totalnej pustki, absolitnego braku smaku w buzi, jak wracaliśmy to już sie tylko "modliłam" żeby jak najszybciej zajechać i wziąć stilnoź, który wywoóuje uczcie zadowolenia i pójść spać...jak przyjechaliśmy do mocih rodziców to uczucie "cierpienia" było tak wielkie jak chyba nigdy od paru tygodni czy miesięcy... tylko ja tego nie czuję w sercu, nie jest to uczucie emocjonalne, raczej czuję to " w skroniach", przez co mój tata nabrał wątpliwości czy mi coś neurologicznie nie jest, ale ja jestem pewna, że to psychika i neuroprzekążniki jak już. W każdym razie było to uczucie cierpienia tak wielkiego, że człowiek pragnie się natychmiast zabić, umrzeć, cokolwiek, byle tego nie czuć. Oczywiście nie miałam cierpliwości słuchać, co moi biedni rodzice do mnie mówią, nawet nie miałam siły by pomyśleć, co wziąć do jedzenia , spakowała mnie mama... po jakiejś pół godzinie to uczucie się mniejszyło do zwykłych rozmiarów...

A w ogóle to się okazało, że moja mama czyta nab bieżąco nasz wątek:/ Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale Ona przez te wszystkie miesiące chyba myślała, że Wam też zdiagnozoano zaburzenia osobowości i że to jest dowód na to, że w zaburzeniach osobowości występuje brak uczuć...

Jestem wykończona psychicznie, nic nie pomaga, wygląda nba to, że tak będę musiała spędzić resztę życia...moja mama na to mówi, że się nakręcam, ale smutna prawda jest taka, że fakty na to wskazują...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

badzik mi sie podoba twoja diagnoza i ja podpialbym sie pod nia. dlaczego? bo ona do mnie jak najbardziej pasuje. dlaczego? bo boi d.upa jestem od dziecka. derpresje zaliczylem i od dziecka sie izoluje od ludzi, a to wszystko dlatego, ze mam skopana chemie w mozgu. ale co moja to wina? musza byc jakies anomalie i tymi anomaliami w przyrodzie jestesmy my.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×