Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak walczycie z nerwicą lękową? Czy ktoś wyleczył się?


Tygryska

Rekomendowane odpowiedzi

pierdolenie, kiedys mi powiedzial pewien "wspanialy" psycholog- "wez sie w garsc, nie okaleczaj sie, jest tyle innych swietnych rzeczy do zrobienia, nie zamykaj sie w domu, idz na impreze" looool kocham takie rady :), powinny zajac honorowe miejsce w kaciku porad w "pani domu"

 

Zgadzam sie i znam to wszystko.To jest na zasadzie:'niech od tego momentu pan 'mysli tak i tak,a nie tak jak do tej pory'.Niestety wsrod psychologow tez mozna spotkac takich,ktorzy maja nas w dupie i jakos nie specjalnie chce im sie wysilac...:(A niestety takie teksty nie sa w stanie pomoc nam w walce z choroba...

Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ej no oki, to tylko moja sugestia a nie recepta,nie badzcie zli na mnie!Mam pytanie czy jak mialem przez 2 miesiace dosyc mocna nerwice a od pol roku bardzo minimalna to to gow.. bedzie sie jeszcze rozwijalo?Czy to jest szkoldiwe? Ale fakt faktem nie mowcie ze wkrecanie sie nic wam nie pomoze, a jesli sie tak bronicie tymi pyschotropami to przepraszam nie chce nikogo obrazic,ale zastanowcie sie jak czlowiekowi ,,to musi zryc " leb po 20 latach brania tych lekow.... bez zlosci ludzie ;P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć-jestem nowa!!! Cieszę się że znalazłam ,,swoje miejsce,, Choruję 7lat

(nie będę pisać o objawach bo są różne)Chciałabym poruszyć kwestię psychoterapii.Uczestniczę w trzeciej.Najpierw był,,zwykły,, psycholog póżniej licencjonowany psychoterapeuta-lekarz (psych.psychodynamiczna) a teraz uczestniczę w poznawczo-behawioralnej.Efekt jest taki że wciąż jest zle!!!.Czy ktoś może z czystym sumieniem powiedzieć ze się wyleczył tą metodą,jeśli tak to podajcie mi namiary na kogoś, najlepiej z małopolski.Lub może jakieś sanatorium???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj :) Myślę że wyleczysz się wtedy kiedy w pełni zaakceptujesz Siebie taką jaką teraz jesteś . Nie piszesz nic o objawach jakie Cię męczą ,piszesz tylko że jest ... zle. Długo już chorujesz więc sama wiesz dlaczego to się dzieje. Terapie nie pomagają bo możliwe że nie mogą dotrzec do Ciebie. Napisz coś więcej jeśli chcesz o swojej chorobie :) czy wiesz dlaczego ją masz ? co jest jej przyczyną? Dlaczego po terapiach nie możesz zmienić swojego nastawienia do Siebie i świata . Wspiera Cię ktoś w chorobie ? czy walczysz z nią Sama ? Ja długo cierpiałam nie mogłam zrozumieć dlaczego nic mi nie pomaga .Myślałam że biorąc leki załatwi to moją nerwice raz na zawsze .Zrozumiałam tzn. wbito mi to do głowy że takie myślenie jest mylne z nerwicą trzeba samemu walczyć. Najbardziej bałam sie że cos mi się stanie ,że te ciągłe zawroty głowy wykończą mnie . Częste bóle serca w końcu doprowadzą do zawału ,lęk ze niedługo zwariuje też nie był przyjemny ,bo byle inne odczucia juz budziły we mnie czarne myśli. Teraz widzę że przez te wszystkie lata żyłam lepiej ze strachem niż z własną rodziną. Bardzo byłam zapatrzona w swoje odczucia niż potrzeby innych ludzi. Dużo pomogło mi poznanie takich osób z tymi samymi problemami ,to był mój napęd do walki o w miarę normalne funkcjonowanie w życiu. Zobaczyłam że inni potrafią sobie radzić że przestali bać się objawów,zaakceptowali Siebie i widzą też innych. Życie jest ciężkie i trudne ,ale zalezy tylko od nas jak je przeżyjemy. Szkoda czasu na złe wspomnienia ,na wypominaniu sobie czegoś co można było zrobić a się nie zrobiło,na zastanawianiu się co będzie w przyszłości ,wydaje mi się że lepiej brać życie jakie jest i cieszyć się każdą chwilą. Ja pozbyłam się lęków tylko mam jeszcze problem z samodzielnym wychodzeniem z domu ,ale np wczoraj aż .... trzy razy wychodziłam sama z domu .Niedaleko ale dla mnie to i tak jest wielki postęp ,przez wiele lat niewychodzenia z domu wcale. Otworzyłam się na innych ludzi już nie jestem zamknieta :) nie tylko w domu :) pierwsza wyciągam rekę do ludzi ... najwyżej ktoś mi ( chciałam coś napisać ale chyba nie wypada :) ) podziękuje ,że nie potrzebuje mojej pomocy. Robie to co lubie i w tym siebie odnalazłam , czego i Tobie życzę :) Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj

mysle ze nie dajesz sobie szansy na wyleczenie...terapia nie wystarcza gdy nie ma w tobie woli walki i checi wyzdrowienia. Ja leczylam sie w szpitalu dziennym i mi terapia pomogla, bo zaakceptowalam ludzi chodzacych ze mna (byla to terpia grupowa) i wierzylam ze pomozemy sobie nawazejm. ale conajwazniejsze informacej ktorych sie dowiedzialam nie zapominam tylko wcielam w zycie.

byc moze nie spodoba ci sie to , co napisze ale mysloe ze podswiadomie chcesz byc chora bo to sytuacja dla ciebie znajoma, wiesz jak w niej sie zachowac i chociaz jest ci w niej zle to jest to komfortowa sytuacja , bo do tej pory na pewno wwyksztalcilas jakies formy obronne, chroba to tez wymowka zeby nie starac sie zyc normalnie, mozna wtedy stac z boku i patrzec ze zycie plynie ale gdzies bez ciebie bo ty jestes chora nie mozesz podazac razem zz nim....

przemysl to sobie , bo tak naprawde odpoweidz dlaczego terapie ci nie pomogaja

buziaki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evamadeline20, dziękuję, otworzyłyście mi oczy, dzięki Wam widzę, że problem tkwi we mnie, że na nic tułanie się po gabinetach psychoterapeutycznych. Najpierw muszę zmienić nastawienie do siebie i świata i w końcu przestać się bać. I przestać traktować moją nerwicę jak przyjaciółkę, tą złą, która z jednej strony mnie niszczy, ale z drugiej strony jest najwierniejsza i przecież tak dobrze ją znam.....

 

[ Dodano: Pią Sie 11, 2006 10:23 am ]

Eva,madeline20 sorry, wcześniej nie wstawiłam przecinka ;) i teraz jesteście siostrami syjamskimi..... Bardzo gorąco Was pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich i bardzo dziękuje tym którzy zechcieli odpisać.Może napiszę krótko o objawach -szczerze mówiąc nie lubię o tym mówić,po tych wszystkich latach gadania o tym.Moja choroba zaczęła się ,,w ławce szkolnej,,Zaczęłam się czuć dziwnie ,,pobudzona,, serce mi waliło,słabo mi się robiło,część zajęć spędzałam w kiblu.Na szczęście przychodziło uspokojenie.Zyłam tak 2 lata(uczęszczałam w tym czasie do psychologa).Niestety wizyty nie zapobiegły- atakowi lękowemu- to właśnie po nim straciłam nadzieję.Pierwszy nastąpił w 2002 i od tego czasu moje życie to ciągły lęk przed lękiem.Oczywiście wpadłam w agorafobię-i to był już koniec mojej nadziei na to że psychoterapia pomaga.(ta na którą chodziłam)Nie będę pisać o tym jak się czułam- napiszę tak, był taki okres że budząc się rano -płakałam że się obudziłam! Potem było kilka nieudanych prób leczenia Cital, Seronil-mało nie umarłam biorąc te leki.Obecnie jestem na Coaxilu-9m-cy nie miałam ataku lękowego-ale czuję się nienajlepiej,sama nie wychodzę(bo się boję napadu gdy będę sama)Odczuwam jakieś pobudzenia -zrywa mnie i gonię jak... Lekarz do którego teraz chodzę namawia mnie do przełamywania lęku przed wychodzeniem ale jak się bałam tak się boje nadal.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aldara.35, moja choroba zatakowała mnie też w czasach szkolnych, a ściślej w szkole średniej. Zaczęło się od strasznego zawrotu głowy, a potem pojawiły się objawy podobne do Twoich plus jeszcze uczucie nierealności otoczenia i izolowanie się od przyjaciół i znajomych, coś jakby zapadanie się w sobie. Cały czas myślałam o tym jak i dlaczego tak się czuję. Dziś wcale nie jest lepiej, ciągle pojawiają się nowe "zmory". Moja wyobraźnia pracuje w tempie szalonym, a obrazki jakie mi podsuwa są przerażające. Ciągła wizja śmierci, lęk, że coś okropnego (bliżej nieokreślonego) musi się wydarzyć. Walczę z tym, zaczęłam wychodzić z domu, wyznaczam sobie coraz dłuższe trasy. A dzięki temu FORUM zrozumiałam, że nie tylko ja tak mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć , a może lekarz powinien zmienić leki. Ja od marca biore seroxat i bardzo dobrze sie po nim czuje.Przez bardzo długi czas tez nie wychodziłam z domu, balam sie sama jeżdzić autobusem.Teraz wszystko sie u mnie zmieniło.W dużej mierze przezwyciężyłam leki , z niektórymi jeszcze walcze ,ale żyje już samodzielnie.Pozdrawiam :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aldaro ja od 5 lat żyję bez leków ,bo przez prawie 15 lat byłam stale "zamulona" . Łykałam wszystko co mi zapisywali i nic żadnej poprawy. Przez wiele lat nie wychodziłam z domu ,bo za drzwiami miałam mur postawiony przez moją nerwicę.Prozby,grozby męża na nic się zdały bardzo chciałam wyjść z choroby ,ale nie mogłam. Cały czas ta zaraza mnie trzymała. Miałam psa ... który czasami zostawał pod moją wyłączną opieką ,to był wilk . Zdarzało się że musiałam sama z nim wyjść bo psina miał potrzeby :) Mieszkałam wtedy w gęsto zabudowanej dzielnicy,często znajomi od psiaków śmiali się że mnie znów pies wyprowadził na spacer :) bo on zawsze mnie ciągnął za sobą. Tak czy chciałam czy nie musiałam wyjść. Teraz nie mam już go ,ale codziennie staram się wyjść koło domu. Powiem Ci że czuje się niepewnie ,ale wiem że muszę ,wiem że nic mi się nie stanie. Próbuj kochana chociaz wyjść koło domu bliziutko :) Ja czasami mam tę przyjemność że mąż wywozi mnie z miasta do lasu lub nad jezioro ,wtedy tam biegam sobie bez lęków. Uwielbiam zbierać grzyby już czekam kiedy pojadę do lasu :) wiesz ja już przestałam się bać :) ale nadal jestem "ograniczona" bo do dużego sklepu nie wejdę bo daleko tam jest do drzwi, w kościele nie wystoje bo za długo trzeba stać w jednym miejscu , komunikacja miejska też odpada bo nie zatrzymają się kiedy ja będę chciała wysiadać :) . Ale powiem Ci jestem szczęśliwa że sama tyle osiągnełam , że pozbyłam się tych strasznych lęków i strachów. Dawniej nawet jak byłam sama w domu nie poszłam się kąpać ,czekałam aż ktoś będzie w domu ,bo w razie czego.... teraz nie mam już tego problemu. Bałam się ludzi którzy do mnie przychodzili ,myślałam że przy nich zwariuję lub zrobię coś głupiego,bałam się zostać sama nawet z koleżanką którą znam od dziecka :) We mnie coś się zmieniło już miałam dość wszystkiego było mi już obojętnie czy coś się stanie czy może będzie cud ... że wszystkie objawy miną. Pomogło mi to że poznałam inne osoby ,bo wsparcie "współtowarzyszy niedoli" jest najlepszym lekiem . Wszystkich dookoła możesz nabrać na to że dziś się zle czujesz ,że nie masz siły do walki ... ale taki uparty "współtowarzysz" nie da Ci wytchnienia ,nie uwierzy w te bajki . Jak słyszysz od kogoś kto to samo przechodzi ... no stara dawaj do przodu na pewno potrafisz :) to człowiek dostaje siły i chce pokazać że jednak można. Nie mysl o tym że Ci się tyle razy nie udało ,za którymś razem może będzie lepiej. :) pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękje wszystkim za zainteresowanie się moją skromną osobą.Droga Evo jeśli możesz odpowiedz czy sama doszłaś do tego punktu w którym jesteś,czy drogą psychoterapii??Obecny lekarz (psych.behawioralna)stwierdził że dość się już w,,wyterapeutyzowałam,,i na niewiele się to zdało! że trzeba spróbować inaczej-czyli nie skupiać się na przyczynie (która być może nigdy nie zostanie odnaleziona) a zająć się przezwycięzaniem bieżących problemów.Na moje uporczywe chęci szukania powodu choroby zapytał,,no i co z tego że będzie Pani wiedzieć z jakiej przyczyny to się zaczęło skoro nadal będzie żle,, ,,a w ogóle to przyczyn może być więcej niż jedna i nigdy możemy do nich nie dotrzeć,,To tak jak z alkoholem co z tego że po latach picia dojdziemy jaki był powód pierwszego kieliszka!!!!!Zaczęłam się zastanawiać i doszłam do wniosku że mą rację!!Teraz też czasem wiem dlaczego żle się czuję ale nie wiem jak wykorzystać tą wiedzę by poczuć się lepiej???

Wiecie to tak jak w anegdocie ,,objawy nie minęły -ale teraz wiem skąd się wzięły,, [/i][/url]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie moja lekarka powtarza że zadne leki, żadne terapie nie pomoga jeżeli my sami sobie nie będziemy chcieli pomóc. Samo mówienie że chcemy wyjść nie wystarczy.Z Nerwica trzeba brać sie za bary i walczyć z nia. Ja na nerwice choruje ponad 20 lat.Przechodziłam w przychodni rejonowej przez lekarzy internistów.Było badania , wyniki dobre to cos na uspokojenie .Niedawno życie dało mi takiego kopa że nie mogłam sie po tym pozbierać.Odważyłam sie i poszłam do specjalisty.Powiem jedno gdybym wiedziała to wszystko co wiem teraz nie straciłabym tych 20 lat i radości za tym zwiazanych. Jesteś młoda wchodzisz dopiero w życie nie licz na to ze w takim stanie uda Ci sie samej z tego wyjść. Wiem że sa osoby które wychodza z tego ziołami, aleone walcza bezpośrednio z nerwica.Nie można byc biernym.Zastanów sie nad tym, bo to jest Twoje życie i jak je wykorzystasz zależy od Ciebie. Pamiętaj ze nikt nie kaze Ci od razu iść do supermarkietu.Zacznij od najbliższej ulicy, a potem dalej i dalej.Musiszwierzyć w to co robisz.Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem wam szczerze że w mojej chorobie pomaga mi mój pies. Dostałam ją trzy lata temu od mojego kochanego Wojtusia na dzień dziecka. Przez to chciał mnie zmusić do wychodzenia z domu. I to mu się udało. Moja sunia to najwspanialsze stworzenie. Jest to dog niemiecki i jeżeli chodzi o charaktreystykę to tego "stworzenia" to sprawdziła się w 100 %. wychodzi tylko ze mną;jak źle się czuję to od razu to po niej widać. Spi ze mną ito bardzo mnie uspokaja. Przytula się, liże po rękach chcę się bawić jak tylko zobaczy że mam atak. Zawsze zapominam o swoich problemach. Tylko ona się wtedy liczy. jak muszę iść z nią do weterynarza to mój strach maleje do mikroskopijnych rozmiarów bo w tym momencie ona jest najważniejsza. A to nie jedyne zwierzę którę mam w domu. Nawet patyczaki pomagają, bo masz świadomość że jesteś za kogoś odpowiedzialny. A wiem co mówię. [/url]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczera prawda. Ja mam w domu dwa koty, które wprawdzie nie zmuszają mnie do wychodzenia, ale baaardzo uspokajają. Niedługo wyprowadzam się z domu, z męzem, bardzo się tego boję. na początku będziemy mieć szczurka, a w przyszłości kota. Też jestem zdania, że posiadanie zwierzęcia bardzo nam, nerwicowcom, jest potrzebne i pomaga:-) Pozdrawiam, również pieska:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również się zgadzam z tym że zwierzak pomaga zapomnieć o nerwicy. Chyba dlatego tak jest że takie zwierzę jest bardzo oddane swojemu opiekunowi, a my potrzebujemy mieć kogoś kto nie mówi nam niemiłych słów ,do kogo można zawsze się przytulić ,kto nie zrzędzi na nas :) Pozwala zapomnieć o naszych problemach bo potrzeby w takim momencie zwierzaka są warzniejsze niż nasze ataki . Miałam takiego przyjaciela 13 lat,to z nim pierwszy raz po długim przebywaniu w domu wyszłam . Bałam się bo mój pies czuł że ja się boję i starał się mnie przed innymi bronić,jak ktoś dochodził blisko mnie ... to czasami ledwo go mogłam utrzymać. On czuł moje emocje ,chociaż nie próbował mnie sobie podporzadkować ,bo tylko ja mogłam mu wyjąć z pyska kość :) innym by nigdy na to nie pozwolił. Wszystkim polecam kto ma warunki żeby przygarnął jakieś stworzonko ,bo to naprawdę jest coś wspaniałego mieć takiego wiernego ...przyjaciela :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie stuprocentowo-kiedy bylam w ciazy w 5 miesiacu przy nerwicy nie jest latwo na Mikolaja poprosilam mojego meza zeby mi kupil psa-po dlugich namowach zgodzil sie i przywiozl mi do domku 7 tygodniowego szczeniaczka rasy Golden Retriver od tamtej pory w naszym domku jakos sie zrobilo weselej a ja poczulam sie bezpieczniej kiedy czuje potrzebe moge go przytulic poglaskac i sie z nim pobawic.Zwierzeta naprawde posiadaja magiczna moc-nie wyobrazam sobie teraz byc bez tego psiaka.Buzka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aldaro ja po prostu miałam już dość swoich objawów .Było mi już wszystko jedno czy umrę na ulicy czy w domu ,czy na czworaka będę wchodziła na trzecie piętro bo tak kręciło mi się w głowie . Żyłam jak w letargu bo widziałam tylko siebie ,myślałam że tylko ja jestem na całym świecie jedyną nieszczęśliwą. Przyznam się użalałam się nad sobą ,i nie rozumiałam dlaczego inni każą mi się wziąść za siebie skoro ja jestem tak ciężko chora. Predzej gdzieś pisałam że nawet we snach pamiętałam że nie mogę wyjść z domu bo jestem chora. tak jak wcześniej pisałam miałam psa z którym musiałam czasami wyjść (siła wyższa) Do tego kilka książek i kilka poznanych osób z nerwicą to była moja psychoterapia . Przesałam rozpamiętywać o nienawiści jaką czułam do osób które sprawiły mi ból,wybaczyłam im i nie wracam w przeszłość. Nauczyłam się odmawiać ludziom którzy mnie wykozystywali ,a ja przez to cierpiałam. Wiesz ja po prostu się zmieniłam :) inaczej widzę wiele rzeczy i już nie przejmuję sie tyloma sprawami. Wyluzowałam się ,sprawiam sobie przyjemności ,upominam się o to czego potrzebuję . To wszystko pomogło mi bo wiem jak to jest ciężko i jaką ma się w sobie niemoc na cokolwiek ,ale to nic nie da tylko życie ucieka i szkoda czasu. To nic sie z nami fizycznie nie dzieje podobno tak twierdza uczeni :) albo brakuje nam hormonu ,albo mamy uszkodzone jakieś ciałko migdałowate czy cos takiego w muzgu. A skoro nerwica to jest tylko to to przeciez nie można marnowac przez to czasu . Ja idę małymi krokami ,ale wiem że dojdę w ten sposób tam gdzie będę chciała :) Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×