Skocz do zawartości
Nerwica.com

eddie

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eddie

  1. eddie

    Witam po latach

    Dawno mnie tu nie było więc ściskam wszystkich cieplutko. W moim życiu dużo się działo i dzieje ale nerwica wciąż jest; niestety. Mam cichą nadzieję, że będę tu częściej jak czas na to pozwoli.
  2. powiem szzerze ze jestem bardzo zaskoczona tym że chwalicie działane tego leku. Ja po trzech tygodniach brania go dostałam laktacji!! Pozdrawiam serdecznie.
  3. Przez półtora roku brałam regularnie mocloxil. Powiem szczerze działał cuda. Bardzo szybko postawił mnie na nogi i o lęku pozostało tylko niemiłe wspomnienie. Ale niestety nadszedł dzień kiedy wszystko wróciło. Póżniej dowiedziałam się że ten lek działa gwałtownie lecz nie na stałe. Podobno organizm się do niego przyzwyczaja i nawet wieksze dawki tego leku nie pomagają. Czy ktoś z Was brał ten lek? Chciałabym brać go znowu ale nie wiem czy jest sens. PS. nie biorę go już ponad pół roku. [/b]
  4. Witam was Moi Kochani. Dla mnie od jakiegoś czasu nerwica to "mały pikuś" w porównaniu di innych tragedii. Półtora roku temu zmarł mąż mojej kuzynki miał 36 lat. Miał wylew. Osierocił czwórkę dzieci i piąte w drodze. Moja kuzynka chciała popełnić samobójstwo. Jej i moja babci namawiała ją do usunięcia ciąży ale dziewczyna (całe szcząście się nie uległa) ma cudowną córeczkę. Walczy o byt i szczęście swojej rodziny. Może dla niektórych to nic specjalnego ale dwa miesiące temu dowiedziałam się że moja mama ma nowotwór szyjki macicy. Najgorsze że trzecie stadium nie operacyjne. Teraz jest w domu po pięcu chemiach i 25 naświetlaniach, nie mówiąc o trzech cezach których moja mama prawdopodobnie nie zapomni do końca życia. Teraz stara się o ręte, bo pracodawca nie przedłóżył jej umowy o pracę. Moja choroba to nic wielkiego w porównaniu z walką tych dwóch ukochanych kobiet. Dlatego cieszę się każdą chwilą kiedy nie mam ataków. żreszta zawsze w takich ćhwilach mówię do siebie " że jestem głupia" poddajęsię bez walki. Nerwica to nie jestem "ja" tylko "ona" która chce zawładnąć moim życiem. Więc mówię jej "na razie", zaciskam zęby, pocę się itp. i prę do przodu. Ja zaczynałam swoją przygodę z wychodzeniem z domu na klatkę schodową. eraz staram się chodzić na zakupy ijak mam atak to mówię do siebie "cicho, dasz sobie radę". Siedem na dzisięć wracam do domu ale to i tak jest dla mnie sukces. Więc walczcie z tym i bardzo Was proszę nie stawajcie się ofiarami. Przeć do przodu za wszelką cenę a będzie dobrze. Ja jestem optymistką i zawsze myślę ze jutro będzie lepiej. Pozdrawiam serdecznie. [/url]
  5. Mój związek wygląda trochę inaczej. Kiedy zachorowałam i podjęłam leczenie mój chłopak bardzo się zaangarzował żeby mi pomóc. Może aż za bardzo. Traktował mnie jak dziecko które cały czas potrzebuje opieki. Powiem szczerze że w pewny momencie zaczełam to wykorzystywać. Kiedy miałam nawet niezłe dni i mogliśmy wyjść na spacer mówiłam że źle się czuję. Nie nalegał i zostawaliśmy w domu bo wiedziałam że on to rozumie. Po pewnym czasie zaczęło mi to bardzo przeszkadzać. Może nie "przeszkadzać" ale czułam się jakbym ukradła mu życie. Przestał się spotykać ze znajomymi i czły swój wolny czas spędzał ze mną. Teraz jest inaczej sama wypycham go z domu i widzę że jest szczęśliwy.Wiem że bardzo mnie kocha, ale nie chcę żeby aż tak się dla mnie poświęcał. Powiem szczerze że jak mam dobry dzień to sama z nim wychodzę tylko muszę mieć pewność, że jak będę miała atak to bez słowa wrócimy do domu. Jak na razie mnie nie zawiódł. Teraz nie chcę żeby moja chroba była najważniejsza dla mnie to na razie jest mały "defekt" który trzeba naprawić. pozdrawiam serdecznie [/b][/url]
  6. Nie wiem czy to coś pomoże ale ja zawsze włączałam sobie płyte ulubionego zespołu (bardzo głośno) i mślałam sobie o czymś śmiesznym. Może to głupie ale mi pomagało. Czasami biegałam po domu jak i śpiewałam na cały głos. Pomyśl sobie w takiej chwili o najgłupszej rzeczy jaką zrobiłaś. To zawsze pomaga. ps. lodówka nigdy cię nie zaskoczy.
  7. Powiem wam szczerze że w mojej chorobie pomaga mi mój pies. Dostałam ją trzy lata temu od mojego kochanego Wojtusia na dzień dziecka. Przez to chciał mnie zmusić do wychodzenia z domu. I to mu się udało. Moja sunia to najwspanialsze stworzenie. Jest to dog niemiecki i jeżeli chodzi o charaktreystykę to tego "stworzenia" to sprawdziła się w 100 %. wychodzi tylko ze mną;jak źle się czuję to od razu to po niej widać. Spi ze mną ito bardzo mnie uspokaja. Przytula się, liże po rękach chcę się bawić jak tylko zobaczy że mam atak. Zawsze zapominam o swoich problemach. Tylko ona się wtedy liczy. jak muszę iść z nią do weterynarza to mój strach maleje do mikroskopijnych rozmiarów bo w tym momencie ona jest najważniejsza. A to nie jedyne zwierzę którę mam w domu. Nawet patyczaki pomagają, bo masz świadomość że jesteś za kogoś odpowiedzialny. A wiem co mówię. [/url]
  8. cześć tu eddie. To nie tak że mam siłę śmiać się z siebie. chodzi o to żeby się nie załamywać. większość moich znajomych nie widzi mojej choroby. w końcu nie mam złamanej nogi itp. fizycznie czegoś nie widzą i to jest problem. Nie mają pojęcia że to siedzi w głowie itylko ty to przeżywasz. Ale tak naprawdę mam to gdzieś. Oni mają inne problemy które dla mnie są mało istotne np. co zrobić jutro na obiad. Plusem naszej choroby jest to że potrafimy zrozumieć innych i to mnie cieszy. Może dlatego mam tylu przyjaciół. Więc głowa do góry, może to co nas spotkało ma jakiś cel a może to tylko przypadek. Ja myślę że to pierwsze. Dajcie znać co o tym myślicie.
  9. Jestem tutaj nowa więc parę słów o sobie: mam 28 lat, mieszkam w Piotrkowie Trybunalskim. Mam przy sobie kochanego mężczyznę który od początku mojej choroby jest ze mną (trwa to już prawie pięć lat). W trakcie tych pięciu lat miałam rok - że tak powiem - uleczenia. teraz od kilku miesięcy chodzę znowu do psychiatry. I tak jak każdy jestem pełna nadziei, że teraz będzie dobrze. Zawsze tak myślę jak zmieniam lekarza a była ich masa. Pierwszy kontakt miałam z neurologiem który stwierdził u mnie depresję. to dopiero było coś. wypróbował na mnie chyba wszystkie leki na depresję jaki znał m.in. bioxetin, sulpiryd(po tym miałam laktację), i najlepszy specyfik efectin po tym odechciało mi się żyć. Od tego momentu przestałam do niego chodzić. Póżniej było 2 psychologów, 4 psychiatrów, w między czasie byli zielarze i tak teraz jest psychiatra który zajmuje się psychoterapią. powiem szczerze; jestem osobą pozytywnie patrzącą na życie , radosną czasami śmieszną, lubię nabijać się z siebie i mojej choroby ale tylko wtedy kiedy nie muszę wychodzić z domu. Wtedy jest tragedia biegunka, wymioty, zimne poty, kołatanie serca i uporczywa myśl że jak tylko wyjdę to coś mi się stanie. Cieszę się że mogę się komuś wygadać. ściskam mocno. Pamiętajcie jutro będzie lepiej.
  10. eddie

    witam serdecznie

    Witam serdecznie. Jestem tu pierwszy raz i tak naprawdę nie wiem od czego mam zacząć. Na nerwicę choruję od ponad pięciu lat z "roczną przerwą" kiedy myślałam że mam to już za sobą. Od pół roku znowu chodzę do psychiatry i jestem nastawiona optymistycznie że tym razem się wyleczę.
×