Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Ja też tak mam. Nie znoszę wręcz siedzieć w dużej grupie. Jedna osoba wystarczy. Nawet gdy teraz jestem w szkole na zaocznej siedzę z koleżanka do której się nie odzywam a połowa klasy gada w te i na zad. Ja się nie odzywam bo nie mam o czym z nimi gadać a czasem wychodzę z klasy i przychodzę w połowie lekcji i siadam gdzieś z dala. A czasem z koleżanką. Ja nawet nie wychodzę na imprezy . Żadko gdzie bywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech ludzie tu piszą że mają problem z rozmową z nieznjomymi.Tak naprawde to macie szczęście.Tego możn się stosunkowo łatwo pozbyć,psychoterapia,a jeśli zaburzenia są głębokie będzie pewnie trzeba chwilę połykać cukierki od psychiatry.

Możecie z tego wyjść to nie jest najgorszy rodzaj samotności.Może być inna samotność.

Ja umiem rozmawiać z ludzmi,raczej się ich nie wstydze,nie boję.Ale z jakiegoś powodu nie umiem tworzyć intymnych związków z ludzmi,nie umiem zawierać przyjaźni,kochać i być kochanym.Nie wiem czemu.Otacza mnie sporo ludzi,gadam z nimi,czasem się smieje ale....

te wszystkie relacje są płytkie,rozchodzimy się i ja zapominam o nich a oni o mnie.

Tojest mój,pewnie nie tylko mój problem.Na nikim mi nie zależy i nikomu nie zależy na mnie.Najgorsze że czuje się bezsilny,nie wiem czy mam wpływ na tą sytuacje,czy jakakolwiek zmiana we mnie jest w stanie zmienic tą sytuacje.Boje się samotności od zawsze i mój kooszmarny sen staje się rzeczywistością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

( Dean )^2, mam podobnie... Nie od zawsze, kiedyś bardzo zależało mi na ludziach. A teraz... chciałabym, ale po prostu tego nie czuję... W jakimś tam sposób przywiązuję się, nawet bardzo łatwo, ale bliskie relacje z kimś są dla mnie niemożliwe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psycholog poradziła mi, żebym każdej napotkanej osobie na starcie dawał +10 punktów. Jest cholernie ciężko, o ile w stosunku do kompletnie obcych nie sprawia mi to dużego problemu, tak w przypadku znajomych-nieznajomych nie mogę nawet wyobrazić sobie tego. Czuję tylko strach i niechęć, gdy widzę część z tych ludzi na uczelni. Zalewa mnie fala gorąca i głos staje w gardle. Kurewsko ciężko jest spojrzeć w oczy, gdy przez lata odwracało się wzrok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech ludzie tu piszą że mają problem z rozmową z nieznjomymi.Tak naprawde to macie szczęście.Tego możn się stosunkowo łatwo pozbyć,psychoterapia,a jeśli zaburzenia są głębokie będzie pewnie trzeba chwilę połykać cukierki od psychiatry.

Możecie z tego wyjść to nie jest najgorszy rodzaj samotności.Może być inna samotność.

Ja umiem rozmawiać z ludzmi,raczej się ich nie wstydze,nie boję.Ale z jakiegoś powodu nie umiem tworzyć intymnych związków z ludzmi,nie umiem zawierać przyjaźni,kochać i być kochanym.Nie wiem czemu.Otacza mnie sporo ludzi,gadam z nimi,czasem się smieje ale....

te wszystkie relacje są płytkie,rozchodzimy się i ja zapominam o nich a oni o mnie.

Tojest mój,pewnie nie tylko mój problem.Na nikim mi nie zależy i nikomu nie zależy na mnie.Najgorsze że czuje się bezsilny,nie wiem czy mam wpływ na tą sytuacje,czy jakakolwiek zmiana we mnie jest w stanie zmienic tą sytuacje.Boje się samotności od zawsze i mój kooszmarny sen staje się rzeczywistością.

 

Ja mam niestety podobnie. Moje relacje z ludźmi też są bardzo płytkie, powierzchowne. Mam 29 lat i nie mam koleżanek, przyjaciółek, partnera... Było liceum, były studia i niestety nie udało mi się stworzyć jakiś więzi z ludźmi. Na studiach miałam kilka koleżanek, ale gdy studia się skończyły wyjechałam do innego miasta i w zasadzie nie zależało mi na kontynuowaniu znajomości z nimi. Przez jakiś czas miałam kontakt mailowy z najbliższą koleżanką ze studiów, ale po jakimś czasie przestała odpisywać. Teraz jest tak, że jak ja się do niej odezwę, to ona odpowie, ale sama z siebie ze mną się nie kontaktuje. Widocznie jej nie zależy. W liceum też miałam kilka koleżanek, nawet bliższych niż te na studiach, ale jakoś też guzik z tego wyszło. Z jedna z nich czasami się spotykam, bo mieszkamy w tym samym mieście, ale nie często. Ostatnio chciałam się umówić, tłumaczyła, że ma właśnie remont w domu i kiedy indziej. Ale to było parę tygodni temu i się nie odezwała. Ja nie chcę się więc narzucać. Druga koleżanka z liceum, pewnie można byłoby powiedzieć "przyjaciółka", też całymi tygodniami nie odpisuje na moje maile. Niedawno robiłam jeszcze studia podyplomowe, miałam więc kontakt przez dłuższy czas z nową, dużą grupą ludzi i też mi się nie udało. Wszyscy szukali kontaktu ze mną tylko wtedy, gdy potrzebowali jakiejś informacji/pomocy ode mnie (np. na egzaminie). Boli mnie to, gdy widzę, że te osoby, z którymi ja próbuję podtrzymać znajomość, bardzo chętnie kontaktują się z innymi swoimi znajomymi, nie dążą natomiast do żadnego kontaktu ze mną.

 

Nie wiem, czemu się tak dzieje. Co we mnie jest takiego? Boję się, że już tak pozostanie do końca świata... Przykro mi. Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy i było mi lepiej. Teraz, gdy zaczynam to wszystko analizować i gdy zaczynam dostrzegać beznadziejność tej sytuacji, jest mi po prostu żal, że tak wygląda moje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyna,

Też doszedłem do wniosku, że z większością ludzi mam bardzo płytkie kontakty, zupełnie tak, jakbyśmy spotykali się z przyzwyczajenia, nie dla chęci przebywania ze sobą. Zwykle to ja inicjuję spotkania i chyba sam siebie oszukuję, że mi na nich zależy, bo tak naprawdę nie zależy mi na tym, żeby spotkać się z konkretną osobą/osobami, ale, żeby po prostu wyjść lub zaprosić kogoś, bo to da mi jakieś złudne poczucie, że nie jestem sam. Podczas spotkań często boję się spojrzeć w oczy, czuję wręcz namacalną niechęć do mnie. No i ta cholerna niespełniona miłość, jestem chyba o krok od obsesji. Czasami myślę, że od początku byłem skazany na porażkę i niepotrzebnie w związku z tym robiłem sobie nadzieje, a czasem, że szansa była, a zawaliłem sprawę przez negatywne myślenie i wycofaną postawę. Emocjonalnie jestem gimnazjalistą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje relacje z ludźmi też są bardzo płytkie, bo nie potrafię okazywać uczuć. Poza tym mam dziwną niechęć do ludzi i zwyczajnie nie potrafię rozmawiać, rozmowa mnie męczy. Izoluję się, też - jak vintage - stawiam mur między sobą a nimi. Ostatnio byłam na piwie ze swoją grupą ze studiów i przemilczałam praktycznie całe spotkanie. Ale to nie jest tak, że boję się powiedzieć coś głupiego - ja po prostu nie mam kompletnie nic do powiedzenia, pustka w głowie.

Też nie potrafię stworzyć więzi z ludźmi. Są osoby, które znam bardzo długo, a i tak nie ma między nami tego "czegoś".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i jeszcze ten facebook. Tłumaczę sobie, że jest mi potrzebny, bo mogę chcieć kogoś o coś zapytać, lub też ktoś może chcieć czegoś ode mnie, ale tak naprawdę chcę wiedzieć, czy ona też siedzi. Przez cały rok tak było, więcej przegadaliśmy na fejsie niż w realu, wyrobiłem sobie już odruch - jak włączam facebooka, to od razu patrzę, czy jest dostępna, a jeśli tak, to co chwila, nawet teraz zerkam na zakładkę, czy nie napisała, choć wiem, że nie napisze. Kretynizm zupełny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vintage, aimx

 

Może to zabrzmi niewłaściwie i niestosownie, ale dobrze jest wiedzieć, że jacyś inni ludzie doświadczają podobnych problemów. W swoim otoczenie nie znam nikogo takiego jak ja i byłabym skłonna myśleć, że jestem jedyna taka.

 

aimx

 

Ja też nie za bardzo jestem rozmowna tzn. są sytuacje lub ludzie, z którymi chętnie rozmawiam i mi to wychodzi, ale z tego, co kojarzę zawsze są to rozmowy w cztery oczy. Wtedy czuję się pewnie i mówię bez obaw. Ale gdy jest jakaś grupa ludzi (nawet takich osób, z którymi w pojedynkę czułabym się bardzo dobrze), to już nie potrafię się odezwać. Nieraz miałam tak, że przesiedziałam w towarzystwie nie odzywając się prawie w ogóle np. na spotkaniu rodzinnym, czy spotkaniu z kolegami z pracy. I wcale nie było tak, że towarzystwo mi nie odpowiadało, czy coś w tym rodzaju. Nie, ja po prostu nie miałam nic do powiedzenia. Kompletnie nic! Dziwne to, bo jestem osobą o wielu zainteresowaniach i ogólnie rzecz biorąc miałabym co powiedzieć. Nieraz zdarzało się, że ludzie zachęcali mnie, żebym coś powiedziała, a ja mimo to nic nie byłam w stanie z siebie wykrzesać. Raz nawet na spotkaniu firmowym, gdy mijała kolejna godzina, a ja się nie odzywałam, przełożona powiedziała mi "Jak się nudzisz, możesz już iść". Nic nie odpowiedziałam, bo i co miałam odpowiedzieć. Było mi przykro i nadal tą przykrość czuję. Na studiach z najlepszą koleżanką gadałyśmy bez przerwy, ale gdy tylko pojawiało się więcej osób, traciłam zainteresowanie rozmową.

 

Często rozmowa tez mnie męczy. Nieraz zdarzyło mi się, że np. w pociągu ktoś mnie zagadywał. Szukałam wtedy sposobów, żeby rozmowę zakończyć. I udawało mi się to... Nie wiem dlaczego tak się działo.

 

Też czuję niechęć do ludzi. Denerwują mnie, wkurzają, uważam, że są źli, że mnie z jakiś powodów odrzucają, nie lubią...

 

Gdzieś w którymś z wątków przeczytałam, że ktoś myśli w trudnych chwilach o samobójstwie i że ta myśl jest krzepiąca. Niesamowite, bo ja robię tak samo i też myśl o samobójstwie, o tym, że w najgorszym wypadku jest jeszcze takie rozwiązanie, dodaje mi siły. Czuję wtedy, że sytuacja nie jest tak kompletnie beznadziejna, że jest rozwiązanie ostateczne co prawda, ale jest. Zresztą od lat myślę sobie, mam nadzieję na to, że nie będę żyła długo.

 

Nieraz myślę też sobie, że "kto nie zaznał goryczy na ziemi, ten nie zazna słodyczy w niebie" (czy jak to tam dokładnie było....)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mam takie pytanie,udało się komuś w przeciągu tych 41 stron,zrobić cokolwiek żeby wyjść z tej samotności.Ja próbuje od jakiegoś czasu,ale powoli kończą mi się pomysły i siły.Przez interent udało mi sie poznać kilka osób.W tym jedną naprawde fajną dziewczynę.Ale to wszystko,nie potrafie w życiu realnym,poza internetowym poznać jakichś ludzi,zbudować coś.Nie wiem co mam robić;/Właściwie nawet psycholog chyba nie wie jak mi pomóc,nikt nie wie,a ja nie chce tak dalej żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i jeszcze ten facebook. Tłumaczę sobie, że jest mi potrzebny, bo mogę chcieć kogoś o coś zapytać, lub też ktoś może chcieć czegoś ode mnie, ale tak naprawdę chcę wiedzieć, czy ona też siedzi. Przez cały rok tak było, więcej przegadaliśmy na fejsie niż w realu, wyrobiłem sobie już odruch - jak włączam facebooka, to od razu patrzę, czy jest dostępna, a jeśli tak, to co chwila, nawet teraz zerkam na zakładkę, czy nie napisała, choć wiem, że nie napisze. Kretynizm zupełny.

 

Witam dokładnie to samo, wchodzisz tylko z myślą żeby zobaczyć czy Ona jest, a może jakiś nowy link dodała, może ta piosenka będzie miała nawiązanie do naszego związku. A może dała smutną minkę bo tęskni. To jest chore i strasznie ciężko się od tego uwolnić. A jak już była to tylko miałem nadzieję, że zaraz napisze bo może nie zauważyła że wszedłem. Wiesz co zrobiłem? Stwierdziłem że kto chce mieć ze mną kontakt ten ma. A ja nie będę się męczył. Jeszcze pomyśl jak zobaczysz, że jakiś kolega dał jej ot tak ":*" dostałem padaki takiej, że myślałem że wyrzuce monitor przez okno. Napisałem Jej wiadomość zmieniłem hasło, którego nie jestem w stanie odtworzyć i dałem je zaufanej osobie i poprosiłem żeby nie dawała mi przynajmniej do połowy stycznia.

Heh aż dziwne że ktoś może przez to samo przechodzić co wydaje Ci się totalnie nielogicznym i debilnym działaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amstelek, jesteś w związku z dziewczyną, o której piszesz? Ja do tej o której piszę, zbierałem się ponad rok, bawiłem się w kotka i myszkę, nie dlatego, że nie byłem pewien swoich uczuć, ale dlatego, że nie umiem ich wyrazić. Wiedziałem, że to nie może tak wyglądać, że to jest powalone, że cały czas gadamy na fejsie a w realu nabieram wody w usta i strzelam gafy. Ile okazji zawaliłem, idealnych dla każdego, kto nie jest ułomem emocjonalnym, nie zliczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vintage nie już nie, niestety...wybacz dopiero później się skapnąłem jak zacząłem grzebać w dalszych postach, że to była miłość która nie doszła do skutku..

To przykre o czym piszesz, rzeczywiście, ale nie możesz się chyba obarczać cały czas o to, że właśnie na tym etapie swojego życia nie umiałeś czegoś pokazać. Odpowiedz sobie szczerze, czy teraz jakby się sytuacja powtórzyła czy byłbyś w stanie to zmienić i postąpić inaczej?Albo raczej zrobić cokolwiek.

Ja jestem na etapie, gdzie ciągle myśle, ciągle wspominam, wydaje się to dla mnie takie świeże. Zrobiłbym wszystko żeby coś naprawić, coś zmienić. Wydaje mi się że to mogła być Ta jedyna. Ale spotykam się z obojętnością. Nawet ja muszę każdą rozmowe ciągnąć, z pytaniem co u Ciebie, co w domu i rodzeństwa. To boli. Gdy ktoś był dla Ciebie wszystkim. Teraz potrafi się tak odciąć. Nawet propozycje spotkania, zobaczenia są olewane. Już sam nie wiem czy byłbym w stanie się teraz spotkać bez emocji i bez żalu, że taka teraz jest. Staram się wmawiać, że co ma być to będzie. Może właśnie czeka na mnie ktoś lepszy, ktoś z kim będę w pełni szczęśliwy i wtedy dam z siebie wszystko. Ale teraz taka pustka przytłacza, nie ma się do kogo przytulić, komu pozwierzać, a kumple wogóle nie rozumieją jak można za kimś tak tęsknić. Nawet szkoda komukolwiek to opowiadać.

 

//sorry za off bo to temat o samotności a ja o związku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też ciągle wspominam i myślę. Gdybym mógł po obecnych doświadczeniach jakoś wrócić do którejś z sytuacji z tą dziewczyną, nie zawahałbym się. Problem polega na tym, że moje tempo zmniejszania dystansu jest dużo wolniejsze niż większości ludzi i obawiam się, że w przypadku kolejnej osoby mogę popełnić podobne, jeśli nie te same błędy. W wynajdowaniu sobie przeszkód osiągnąłem mistrzostwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktoś zapytał, czy robimy coś w kierunku wychodzenia z samotności.

 

Im bardziej próbuję z niej wyjść, tym bardziej się w niej pogrążam. Jestem tak spragniony uczuć, akceptacji że nawet poświęciłbym się, aby pojechać na drugi koniec Polski w poszukiwaniu człowieka przez wielkie C.

 

Moje apele na tym i na innych forach (m.in. chęć zaproszenia kogoś samotnego na Wigilię) spotkały się z zerowym odzewem, a podobno jest tyle samotnych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam obsesję, nie mogę przestać o niej myśleć, co robi, czy jest z nim. Prawie cały dzień spędziłem w pokoju, jestem żałosny. Nie mogę sobie wybaczyć, wracam myślami do sytuacji nawet sprzed półtora roku. Jestem w kompletnej apatii, chyba po to, żeby nie czuć bólu. Kurna, najgorsze, że nic nie zrobiłem, ona nawet nie wie, nigdy nie wiedziała, jak jest ważna. Nawet ja nie wiedziałem, oszukiwałem się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rownież czuję się bardzo samotnie.

I chociaż mam wsparcie kochających rodziców to brak przyjaciół, a w szczególności chłopaka mnie dobija.

Czuje się okropnie, mam wrażenie,że nic dobrego mnie już nie spotka, czuje się jak nieudacznik. Im dłużej żyje, tym to życie wydaje mi się coraz gorsze.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×