Skocz do zawartości
Nerwica.com

dziewczyna

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dziewczyna

  1. dziewczyna

    Samotność

    vintage, aimx Może to zabrzmi niewłaściwie i niestosownie, ale dobrze jest wiedzieć, że jacyś inni ludzie doświadczają podobnych problemów. W swoim otoczenie nie znam nikogo takiego jak ja i byłabym skłonna myśleć, że jestem jedyna taka. aimx Ja też nie za bardzo jestem rozmowna tzn. są sytuacje lub ludzie, z którymi chętnie rozmawiam i mi to wychodzi, ale z tego, co kojarzę zawsze są to rozmowy w cztery oczy. Wtedy czuję się pewnie i mówię bez obaw. Ale gdy jest jakaś grupa ludzi (nawet takich osób, z którymi w pojedynkę czułabym się bardzo dobrze), to już nie potrafię się odezwać. Nieraz miałam tak, że przesiedziałam w towarzystwie nie odzywając się prawie w ogóle np. na spotkaniu rodzinnym, czy spotkaniu z kolegami z pracy. I wcale nie było tak, że towarzystwo mi nie odpowiadało, czy coś w tym rodzaju. Nie, ja po prostu nie miałam nic do powiedzenia. Kompletnie nic! Dziwne to, bo jestem osobą o wielu zainteresowaniach i ogólnie rzecz biorąc miałabym co powiedzieć. Nieraz zdarzało się, że ludzie zachęcali mnie, żebym coś powiedziała, a ja mimo to nic nie byłam w stanie z siebie wykrzesać. Raz nawet na spotkaniu firmowym, gdy mijała kolejna godzina, a ja się nie odzywałam, przełożona powiedziała mi "Jak się nudzisz, możesz już iść". Nic nie odpowiedziałam, bo i co miałam odpowiedzieć. Było mi przykro i nadal tą przykrość czuję. Na studiach z najlepszą koleżanką gadałyśmy bez przerwy, ale gdy tylko pojawiało się więcej osób, traciłam zainteresowanie rozmową. Często rozmowa tez mnie męczy. Nieraz zdarzyło mi się, że np. w pociągu ktoś mnie zagadywał. Szukałam wtedy sposobów, żeby rozmowę zakończyć. I udawało mi się to... Nie wiem dlaczego tak się działo. Też czuję niechęć do ludzi. Denerwują mnie, wkurzają, uważam, że są źli, że mnie z jakiś powodów odrzucają, nie lubią... Gdzieś w którymś z wątków przeczytałam, że ktoś myśli w trudnych chwilach o samobójstwie i że ta myśl jest krzepiąca. Niesamowite, bo ja robię tak samo i też myśl o samobójstwie, o tym, że w najgorszym wypadku jest jeszcze takie rozwiązanie, dodaje mi siły. Czuję wtedy, że sytuacja nie jest tak kompletnie beznadziejna, że jest rozwiązanie ostateczne co prawda, ale jest. Zresztą od lat myślę sobie, mam nadzieję na to, że nie będę żyła długo. Nieraz myślę też sobie, że "kto nie zaznał goryczy na ziemi, ten nie zazna słodyczy w niebie" (czy jak to tam dokładnie było....)
  2. dziewczyna

    Samotność

    Ja mam niestety podobnie. Moje relacje z ludźmi też są bardzo płytkie, powierzchowne. Mam 29 lat i nie mam koleżanek, przyjaciółek, partnera... Było liceum, były studia i niestety nie udało mi się stworzyć jakiś więzi z ludźmi. Na studiach miałam kilka koleżanek, ale gdy studia się skończyły wyjechałam do innego miasta i w zasadzie nie zależało mi na kontynuowaniu znajomości z nimi. Przez jakiś czas miałam kontakt mailowy z najbliższą koleżanką ze studiów, ale po jakimś czasie przestała odpisywać. Teraz jest tak, że jak ja się do niej odezwę, to ona odpowie, ale sama z siebie ze mną się nie kontaktuje. Widocznie jej nie zależy. W liceum też miałam kilka koleżanek, nawet bliższych niż te na studiach, ale jakoś też guzik z tego wyszło. Z jedna z nich czasami się spotykam, bo mieszkamy w tym samym mieście, ale nie często. Ostatnio chciałam się umówić, tłumaczyła, że ma właśnie remont w domu i kiedy indziej. Ale to było parę tygodni temu i się nie odezwała. Ja nie chcę się więc narzucać. Druga koleżanka z liceum, pewnie można byłoby powiedzieć "przyjaciółka", też całymi tygodniami nie odpisuje na moje maile. Niedawno robiłam jeszcze studia podyplomowe, miałam więc kontakt przez dłuższy czas z nową, dużą grupą ludzi i też mi się nie udało. Wszyscy szukali kontaktu ze mną tylko wtedy, gdy potrzebowali jakiejś informacji/pomocy ode mnie (np. na egzaminie). Boli mnie to, gdy widzę, że te osoby, z którymi ja próbuję podtrzymać znajomość, bardzo chętnie kontaktują się z innymi swoimi znajomymi, nie dążą natomiast do żadnego kontaktu ze mną. Nie wiem, czemu się tak dzieje. Co we mnie jest takiego? Boję się, że już tak pozostanie do końca świata... Przykro mi. Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy i było mi lepiej. Teraz, gdy zaczynam to wszystko analizować i gdy zaczynam dostrzegać beznadziejność tej sytuacji, jest mi po prostu żal, że tak wygląda moje życie.
  3. dzięki wszystkim za Wasze słowa agusiaww - szukałam juz na portalach randkowych, ale jakoś przestaję w to wierzyć. Poznałam kilka osób, ale w większości kończyło się na kontakcie mailowym. Z dwoma osobami spotykałam się jakiś czas. Niestety byli to ludzie zupełnie nie dla mnie. Aż tak bardzo zdesperowana nie jestem, aby być z kimkolwek, byleby tylko nie być sama. W miarę jak czas leci, widzę, że coraz mniej osób w interesujacym mnie przedziale wiekowym jest na portalach. Nie wiem, co miałoby wydarzyć sie takiego, żebym znalazła kogoś takiego naprawdę dla mnie... rehak14 - ja swego czasu też obiecałam sobie, ze nie zbuduję sobie życia takiego jak moja mama, że będę wolna i niezależna i nikt nie będzie mi mówił, co i jak mam robić, że nie uzależnię sie od kogolwiek. I tak się stało - jestem niezależna. To jest plus tej sytuacji. ala1983 - u mnie jakoś tak się działo, ze mimo wszystko miałam siłę, w szkole zawsze dobrze mi szło i z tego chyba ja czerpałam. Życzę Ci nadziei i wiary...
  4. dziewczyna

    Moje dziwne życie

    - w pracy mi źle i w domu mi źle: w pracy chociaż daję z siebie więcej niż ktokolwiek w moim biurze, to i tak guzik z tego, stale za mało, stale szukanie dziury w całym, mam dość; a w domu tata mówi (mama już nie żyje), że muszę tam pracować, bo "nigdzie indziej na mnie z pracą nikt nie czeka". Od kilku dni z tata prawie nie rozmawiamy, bo nie chcę z nim rozmawiać. Moja fryzura mu sie nie podoba ("inne dziewczyny to takie fajne fryzury mają"), czapka tez mi do kurtki jego zdaniem nie pasuje, to że biorę tabletki antykonceypcyjne też mu się nie podoba, bo przecież nie mam chłopaka, więc po co je biorę. Chciałabym żeby mnie zostawił i pojechał do siebie do domu. A on nie wyjeżdza, siedzi już któryś dzień i mam dość. A dziś mam urlop i nie chce mi się w tym moim domu siedzieć. - cytaty z mojego taty z kłótni z mamą jak jeszcze żyła - "jak cię pierdolnę, to sie rozmarzesz na ścianie", "złapię za grdykę i ....", "sprobuj ...., to kości połamię" - on gwałcił moją mamę i ja o tym wiedziałam i to słyszałam; płakałam wtedy bardzo; powiedziałam babci, ale nie mogła nic zrobić, powiedziała tylko "to skurwysyn" i tyle; chciałam, żeby zdechł (nie żeby umarł, tylko żeby zdechł) - mama musiała mu kwitować odbiór wszelkich pieniędzy jakie dawał jej na życie, na liście były nawet jogurty które mi kupił; mama nie pracowała i nie miała swoich pieniędzy - a nie pracowała, bo jej nigdy nie pozwolił, od babci wiem, że wielkie awantury robił jak byłam mała, a mama chciała iść do pracy (potem nie raz mi wspominał, że wszystko zawdzięczam jemu, bo mama nic by mi nie mogła zapewnić) - kiedyś wracam do domu, a mama płacze, a na podłodze pełno szkieł - wpadł w szał i potłukł wszystko co stało na szafce - albo innym razem wpadł w szał i zaczął wyrzucać rzeczy z przedpokoju przez balkon na podwórko; sasiedzi patrzyli - albo innym razem wyrzucił moja mamę z mieszkania babci (swojej matki); jego rodzina wtedy przyniosła nam talerz z ciastami, żebyśmy z mamą nie były poszkodowane, że nie możemy uczestniczyc w rodzinnym spotkaniu u babci (tata oczywiście uczestniczył po tym jak wypchnął mamę) - albo nie pozwalał mamie korzystać z mojego komputera, bo to nie jej komputer; jak mieliśmy jechać na zakupy, żeby kupić dla mnie suknię na studniówkę, powiedział, że mama nie pojedzie, bo to jej samochód nie jest - groził, że mamę zostawi bez środków do życia, że wyjedzie za granicę i będzie pracował na czarno, że nikt go tam nie znajdzie, że nawet alimentów nie będzie jak od niego uzyskać - z dzieciństwa (tego bardzo małego dzieciństwa, jeszcze nie chodziłam do szkoły) pamiętam jak mamę pobił; stanęłam wtedy między nim a mamą w drzwiach , rozłożyłam ręce i krzyczałam, żeby się wynosił - z lat późniejszych też pamiętam jeden raz jak prawie mamę pobił; widziałam to i zaczęłam krzyczeć tak głośno jak sie tylko da, krzyczałam i zdawało mi sie, że krzyczę wciaż za cicho - miałam wtedy jakieś 17-18 lat; do dziś pamiętam tą scenę, jego gesty, wzrok dziki i mój przerażliwy strach - kiedyś podczas awantury mama próbowała uciec tylnym wyjściem z domu; złapał ją za rękę i powiedział, że nigdzie nie pójdzie; pamietam jak wtedy wbiłaj mu paznokcie w palce i też krzyczyłam, żeby cały świat naokoło i sąsiedzi słyszeli, mama nie wyszła wtedy z domu, a ojciec za jakiś czas zablokował zapałką zamek, tak, żeby nie można było z niego korzystać; sama widziałam jak majstrował wtedy przy zamku, ale klękał i przysięgał, że to nie on, a na pewno sąsiedzi (których nienawidził) - jak oglądałyśmy z mamą telewizję, było mu za głośno; jak innym razem przyciszałyśmy telewizor, było mu za cicho - awantury zawsze były przy okazji wszystkich świąt, nieraz spięcia i obrażone miny był ynawet w wigilie - jak przychodziła do nas moja babcia (mama mamy), to demonstarcyjnie wychodził do drugiego pokoju (zreszta jak przychodziła jego rodzina, to też wychodził, bo ich nienawidzi i patrzeć na nich nie może - przestali przychodzić) -skłócił nas z cała rodziną, więc z nikim nie mamy większych kontaktów: wszystcy z rodziny, czy sąsiedzi to suki; stale mówi, że ich nienawidzi, że maja go za głupiego itp; - tata generalnie nie pił, awanturował się na trzeźwo - i w 2007 roku mama zrobiła go w konia - umarła na raka, a on męczy się ze wszystkimi chorobami świata, których lekarze nie są w stanie wyleczyć - poza tym były jeszcze inne rzeczy w moim życiu bardzo bolesne, teraz pisząc to myślę, że chyba ksiażkę dałabym radę napisać o moim dziwnym życiu (pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się, że to wszystko jest normalne, bo innego życia nie znałam) ja mam teraz 29 lat; skończyłam studia pracuję; nie mam nikogo bliskiego, tylko tatę; dużo zawdzięczam tacie pod względem finansowym; bardzo rzadko widuję sie z kimkolwiek, bo bliższe koleżanki mieszkaja daleko i z nimi w zasadzie tylko mailuje; nigdy nie byłam zakochana, moje znajomości były powierzchowne; przykro mi jak widzę w niedzielę ludzi RAZEM, a ja sama; od około 2 lat stałam się nerwowa i wybuchowa, wszystko mnie drażni, nawet zupełne drobiazgi, chodziłam do psychiatry, ale uznał, że raczej potrzebny mi psycholog; zwlekałam; do psychologa poszłam dopiero po tym jak wiosna po kłótni z tatą wyładowałam swoja złość na sobie - może trudno w to uwierzyć, ale się pobiłam - pięściami; wiem o tym tylko ja, psycholog i lekarze, do których wtedy poszłam.... czasami bardzo nienawidzę siebie i całego świata
×