Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Hej! Nie zamartwiaj się tym, co przyniesie przyszlość. Bądz pozytywnie nastawiona, może przyniesie coś dobrego, co da Ci dużo szczęścia? Nie bój się że nie będziesz z kumpelą w klasie- poznasz wielu fajnych ludzi, którzy będą czuli sie na poczatku podobnie jak Ty. Więc sie zaprzyjaźnic mozecie. I pamietaj- Twoja przyszlość zależy od Ciebie-Ty decydujesz o swoim życiu. Więc już dzisiaj zacznij sobie budować szczęśliwą przyszlość :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak wiem ze jestem swoim przyjacielem ale czasami mysli sa tak natarczywe ze trudno je powstrzymac.momentalnie nastepuje przygnebienie, poczucie beznadziei, myslotok, wizualizowanie sytuacji( jak na w moim przypadku w tym cholernym autobusie).nastroje zmieniaja sie jak szalone, mysli szybuja i smutek jakis taki nieopisany nadchodzi...trudne jest zycie ale warto walczyc o siebie tym bardziej ze wiosna idzie i powietrze pachnie juz inaczej.buzka ashley

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Łukasz ja gdybym mogła cofnąć czas gdybym wcześniej znalazła to forum to bym znalazła dobrego psychologa i chodziła na psychoterapię ale nikt mnie nie pokierowałWylądowałam u psychiatry dostałam leki i po sprawie Tylko że świadomość że muszę je brać do końca mnie przeraża Pierwsza sprawa że wiąże się to z kosztami a druga to czuję się niewolnicą leków Czasami mam już tego wszystkiego dość Jak się dobrze czuję to mogłabym góry przenosić a czasami czuję się do niczego Ja ci radzę szukaj dobrego psychologa i gnaj i szukaj do skutku bo nie każdy lekarz jest kompetentny i zna się na rzeczy bużka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze = zanim coś zrobisz to dobrze pomyśl - to podstawa myślenia dla nerwicowców. Masz obawy bo są podstawy do takiego myslenia. Przede wszystkim. Nie rób glupot. Ja wiem ze ludzie z nerwica sa impulsywni. Ja to też mam. Ale masz problem bo postąpiłes pochopnie i nie wiesz jakie sa tego skutki. Myśl jak cos robisz. Ale - gdy to sie juz stało to tylko psychiatra-a on dopiero kieruje do psychologa. No i psychoterapia. Mysle ze jednak najszybciej przyniesie ci ulge , uspokojenie badanie w kierunku HIV itp. Chyba sie nie mylę. Masz problem bo nie znasz skutków swojego lekkomyślnego postępowania. Może moje słowa wydadzą Ci się ostre, ale tak trzeba . Dla twojego zdrowia. Działaj. Badaj sie i zdrowiej. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Chcialbym sie podzielic z Wami moja 9-letnie historia hipochondrii i nerwicy lekowej. Zaczelo sie niewinnie ok. 10 lat temu. Mieszkalem wtedy z rodzicami i bratem. Brat jezdzil do dziewczyny i wracal poznym wieczorem, ostatnim dziennym autobusem. Bardzo sie o niego balem. Codziennie wieczorem czekalem do godziny 23.09, kiedy to autobus zjezdzal na petle i wypatrywalem brata z okna. Kiedy widzialem jego sylwetke wylaniajaca sie zza budynku, ktory przeslanial petle oddychalem z ulga. Gorzej, gdy nie wracal na czas, a wtedy jeszcze nie wszyscy mieli telefony komorkowe. Jednego razu powiedzial rodzicom, ze bedzie pozno a oni mi nie powiedzieli o tym i czekalem na niego do 3 w nocy lazac od okna do okna w panicznym leku, az sie dowiedzialem. Pamietam ten dzien, jak wczoraj. Codziennie wieczorem wyobrazalem sobie, jak ktos w ciemnym tunelu pod torami, przez ktory musial przejsc on, aby dojsc na autobus wbija mu noz. Codziennie to widzialem i plakalem. Moj lek rozrosl sie tak bardzo, ze balem sie o wszystkich bliskich nawet za dnia. Nie chcialem zeby ktokolwiek wychodzil z domu. Wolalem juz wszedzie isc sam, chociaz sam balem sie chodzic po ciemku. Zawsze wtedy mialem mysl, ze jestem sam i nikt mi nie pomoze, a wszyscy ludzie znikneli, bylo ciemno etc... najgorzej bylo, jak nie widzialem w zasiegu wzroku czlowieka. Wtedy bieglem do domu zobaczyc, czy ktos tam jest. To bylo bardzo nierealne dla mnie wtedy: niczym sen, albo raczej koszmar na jawie. Mysle, ze to moze miec korzenie w zachowaniu mojej mamy, kiedy bylem maly i niegrzeczny: wtedy mowila do mnie, ze jak sie nie uspokoje to sobie pojdzie, a ja przysiegalem, ze juz nie bede, plakalem, blagalem. Kiedy wychodzila gdzies, albo wychodzili gdzies z ojcem i bylo ciemno to ja latalem od okna do okna patrzac, czy nie wracaja. Nawet teraz tak mam, chociaz mam juz 22 lata. Boje sie o moich bliskich nawet wtedy, gdy sa w domu, a ja jestem poza nim. Boje sie, ze w razie czego nie bede mogl im pomoc i czuje sie winny, ze nie jestem z nimi.

 

Innym moim lekiem, ktorego ataki miewam srednio kilka razy w roku to lek o wlasne zdrowie i zycie. Czasami jest to typowa hipochondria, czasami reakcja na faktyczne objawy i dolegliwosci. Zaczelo sie to od bolow glowy w roku 1998. Oczywiscie byl to "rak mozgu". Od tamtego razu dobre 3 razy mialem raka mozgu, 4 razy sleplem, 3 razy gluchlem, raz mialem HIV (chociaz ryzykowny kontakt byl jedynie moja iluzja). Oczywiscie wiekszosc z tych objawow byla wymyslona, badz byla projekcja. Takie nerwice pojawialy sie u mnie od 1 do 3 razy w roku i wykradaly mi z zycia po 2-3 miesiace w roku. Zaczynalo sie to glownie jakims delikatnym bolem lub inna dolegliwoscia, plamka na oku, piskiem w uchu. Wystarczyla jedna mysl. Wystarczylo, ze zwrocilem na to uwage i nastepowal paniczny lek. Balem sie, nie wiedzialem, co sie dzieje. Balem sie, ze cos zlego sie dzieje z moim zdrowiem. Chcialem od tego uciec. Uciec przed choroba, zlem, ktore chcialo zabrac moje zdrowie, zycie, szczescie, wszystko, co dla mnie wazne. Chcialem od tego uciec, ukryc sie gdzies, uciec sie pod obrone domu, rodziny. Z drugiej strony czulem sie bardzo bezbronny, wiedzialem, ze dom/rodzina, nic mi nie pomoze w walce z choroba. Czulem sie samotny i bezbronny. Najgorsze, ze nikt mnie nie rozumial. Czasami szedlem do lekarza. Mowil on, ze wszystko jest OK, albo nie. Jezeli wszystko bylo OK wtedy sie uspokajalem, ale czasem mialem watpliwosci co do negatywnej diagnozy. Z czasem jednak wszystko przechodzilo. Jezeli faktycznie bylo cos zlego ze mna wtedy nastepowala druga faza nerwicy. A faktycznie to depresja. Tak bylo, gdy myslalem, ze slepne. Wmawialem sobie wylewy do siatkowki bla bla bla. Okazalo sie, ze mam astygmatyzm -0,5. Przez 2 miesiace po tym dryfowalem w depresji, alkoholu, otepieniu. Nie moglem sie pogodzic z mysla, ze bede musial z tym zyc. Chcialem od tego uciec. Nie wierzylem, ze to mnie spotkalo, ze nie jestem niesmiertelny, niezniszczalny, ze moja mlodosc mija, ze nie jestem idealny. Po 2 miesiacach pogodzilem sie z tym i praktycznie nie zauwazam mojej wady. W zeszlym roku mialem podobnie, ale ze sluchem. Mianowicie nie chodze wcale na imprezy, koncerty, ale slucham duzo muzyki. Brat zabral mnie na jeden koncert i doznalem urazu akustycznego. Rowniez wtedy dojscie z tym do ladu zajelo mi dobry miesiac. Tez nie chcialem przyjac do wiadomosci, ze cos ze mna jest nie tak. Rowniez otarlem sie o alkohol i depresje. Wydawalo mi sie, ze jestem gluchy, niedoslysze etc. Kiedy sie z tym pogodzilem zapomnialem o tym.

 

Tydzien temu pod prysznicem cos zaczelo piszczec mi w lewym uchu. Normalnie nie zwracam na to uwagi, ale tego nia chyba bylem jakis oslabiony psychicznie i zaczalem o tym myslec. Wrociwszy do pokoju zdalem sobie sprawe, ze strasznie szumi mi w uszach. Pamietam, ze zawsze mialem jakies tam szumy w cichym pokoju i nigdy nie zwracalem na nie uwagi. Ale to nie przeszkodzilo mi w wywolaniu z tego powodu panicznego leku przed... wlasnie nie wiem przed czym. Przeciez nie ogluchne z dnia na dzien, ale boje sie, ze bede musial zyc z ta wada przez reszte zycia i chce od tego uciec. Ta chec jest bardzo silna, a niemoznosc ucieczki powoduje rezygnacje z zycia, frustracje i depresje. Bylem z tym u lekarza, ale on dal mi tylko prochy antydepresyjne, bo silny stres tylko nasila szumy uszne i on chce, abym sie uspokoil, zanim ewentualnie wysle mnie na badania. Ale ja nie czuje sie spokojniejszy, bo ciagle o tym mysle a im wiecej o tym mysle, tym bardziej sie stresuje i tym bardziej chce uciec, a to wzmacnia jeszcze objawy i stopien ich odczuwania. Nie ma sekundy, zebym o tym nie myslal. Najgorsze jest to, ze mieszkam aktualnie sam, za granica i nie mam do kogo sie zwrocic. Nikt mnie nie rozumie. Kazdy kaze wziac sie w garsc. Ale ja juz nie moge, za dlugo zwlekalem z leczeniem. Nie dam rady w pojedynke. Za miesiac jade do domu na tydzien, ale nie wiem, czy mi to pomoze i nie wiem, czy do tego doczekam, bo rodza mi sie w glowie glupie mysli. Chcialbym cofnac czas o tydzien, zanim to sie zaczelo i nie isc wtedy pod prysznic. Trace juz kontrole i nadzieje. To wszystko jest dla mnie nierealne, mam wrazenie, ze snie jakis straszny koszmar. Placze, kiedy to pisze. Krzycze niemym krzykiem. Czuje, ze przegrywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę mnie to dalej przeraża, ale... W końcu prawdziwa przyjaźń prze3ma wszystko (: Jak już się przyjaźnimy te 9 lat.. to czemu miałybyśmy się nie przyjaźnić za te następne, (...), i następne dziewięć?

 

Miałam trochę głupi sposób patrzenia na tą sprawę, bo nic innego nie potrzebowałam, niż TEJ przyjaźni. Mam tylko ją, chciałabym dalej być jej najelpszą przyjaciółką, ale w głębi to tak naprawdę chciałabym się otworzyć bardziej...

Gdyby np. ona gdzieś wyjechała, a ja miałabym też jeszcze grono innych przyjaciół to i tak byłabym nieszczęśliwa do końca życia.

Boże, jednak jako nerwicowiec jestem strrasznie lojalna i wierrrna.

Przyjaciółki.. Będziemy nimi na zawsze i nic tego nie zmieni. :mrgreen:

 

~ . . . Dziękuję Wam! . :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szumy mam od dawien dawna. Pamietam, ze zawsze jak siedzialem w cichym pokoju, albo zatykalem uszy to jakis tam szum slyszalem. Przy innej okazji bylem u laryngologa i jednak mam jakies tam niewielkie uszkodzenie sluchu, ale nigdy nie kojarzylem tego z szumem, bo mam go od "zawsze" i nigdy tak na prawde nie zwracalem na niego uwagi. Dopiero ostatnio zwrocilem nie niego uwage i to on lezy u podstaw mojej najnowszej nerwicy. Mieszkam od 2 miesiecy w prawie idealnie cichym pokoju i dopiero tydzien temu wlaczyl mi sie pisk w obu uszach? Nie wierze w to. Albo cos mam z uszami, albo byc moze od mieszkania w tej ciszy obnizyl mi sie prog slyszalnosci, albo od nerwicy wyostrzyly mi sie zmysly a szumy sie nasilily. Tak sie nakrecilem, ze dopiero teraz mam jazde. Caly leb mi jakby szumi, nie tylko uszy i przy zasypianiu czasem slusze puls w jednym z uszu. Jestem tym tak zaabsorbowany, ze o niczym innym nie mysle. Niech to szlag!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum!mam nadzieję, że tu znajdziesz choć trochę ukojenia...szczególnie teraz jak jesteś za granicą i nie masz za dużo osób, które mogłyby cię wspierać.

Jeśli cię to pocieszy, to powiem ci, że podobnie chodziłam od lekarza do lekarza z masą różnych dolegliwości i strasznie się zlościłam, kiedy twierdzili, że jestem zdrowa. Ale gorsze od złości było to, że czułam się samotna i nikt mnie nie rozumiał i nie wspierał. W pewnym momencie mialam taki stan, że stwierdzilam, że jeśli sama sobie nie pomogę, i będę tylko leżała i drżała ze strachu, to równie dobrze od razu mogę sobie usypać grób :roll: Postanowilam coś z tym zrobić i jestem w trakcie robienia.... ;)

Chciałabym ci powiedzieć, że nie jesteś sam ze swoją chorobą i że nerwica, to nie koniec świata, nie umrzesz na nią, tylko nie radzę jej lekceważyć.

Mnie sporo pomogło dowiadywanie się różnych rzeczy na temat tej choroby, dlategą radziłabym poczytać trochę, by ją zrozumieć i nauczyć radzić sobie z nią. Można nauczyć się żyć z nerwicą! A jak nauczysz się z nią żyć, to łatwiej ci będzie ją pokonać.

I jeśli tylko będziesz miał możliwość, to zgłoś się do psychologa i rozpocznij leczenie.

Kiedyś wstydziłam się tego, że jestem chora i muszę chodzic do psychologa. Teraz w ogóle się z tym nie kryję. To żaden wstyd.

Życzę powodzenia i pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy czujecie to samo!? Nie ma dnia żeby mnie coś nie bolało, doświadczenie i pogląd na wiele rzeczy za sprawą choroby tez stały się takie poważne, sztywne, dojrzałe. A gdzie ta beztroska młodość, o której mówili nasi rodzice (może, dlatego tak trudno jest im nas zrozumieć)!? Co z piosenką dwudziestolatki!? Gdzie ten wigor? Chęć życia!? Szaleństwo!? Co ja będę pamiętała kiedyś z młodości skoro ja wcale nie czuję się teraz młodo? Przecież my tracimy (podobno) najlepsze lata swojego życia, ale czy można je w naszym przypadku nazwać najlepszymi!?

 

Czy ktoś czuje się podobnie czy tylko ja tak mam!?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki za Twoje slowa. Ciezko mi sam sie za to zabrac. Moze podswiadomie wcale nie chce? Na pewno jestem typem, ktory lubi sie uzalac nad soba. Moze chce, zeby ktos sie mna zajal? Ale gdzie tu logika i rozsadek? Swiadomie nigdy nie pchalbym sie w to szambo, jakim jest nerwica. Nawet najgorszemu wrogowi nie zycze tego uczucia, ze boje sie zyc, boje sie byc we wlasnym ciele, chce byc gdzies indziej, gdzies, gdzie jest bezpicznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje sie identycznie. Nic dodac nic ujac. Czuje sie ciezko, fizycznie jestem malo sprawny, psychicznie wyprany, mam wrazenie, ze najlepsze lata mam juz za soba. W dodatku najlepsze lata spedzilem w nieleczonej nerwicy. Zal mi tych lat. Bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie cię rozumiem, tyle w nas neurotykach sprzeczności :roll: Chcemy wreszcie żyć normalnie, wziąść się za siebie, być niezależnym, samodzielnym, radzic sobie z problemami, a jednocześnie to najchętniej schowalibyśmy się do mysiej dziury i żeby nas tam tylko ktos głaskał, pocieszał, wszystko za nas robił i w ogóle oddychał za nas :shock: Ale co by to było za życie :?::? Wegetowanie nie życie.

Też mi się nie chce pracować nad sobą Splot, ale pomyśl sobie, że to jest szansaaaaaaaa, szansa na wyjście z gów.......a :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie mam to samo wydaje mi się że najlepsze lata mam już za sobą (i też były z nie leczona nerwicą) ale ile ich w sumie było 3, te imprezy, wolność, szaleństwo, a przede wszystkim nieświadomość choroby, ile ja bym dała żeby czuć się tak jak wtedy!?

 

O tak i właśnie w tych słowach zachowuje się i myślę jak staruszka, a ja przecież mam 20 lat nawet jeszcze 19 i szaleństwo jeszcze przede mną! Tylko jakoś w to nie mogę uwierzyć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a mnie zal tego, ze jak bylam zdrowa to nieszanowalam tego, i zaluje ze moje dzieci maja taką gglupią mame co ciagle biega po lekarzach, i ciagle sie zle czuje i zaluje ze moj mąz ma taką zone ozięblą nieczulą i bez przerwy marudzącą ze cos ją boli, zasluzyl na lepsza.........stukla mi trzydziestka, moglabym jeszcze pocieszyc sie zyciem , a tak? nic tylko nerwica, nerwica nerwica.............

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam wrazenie, ze najlepsze lata mam juz za soba

:lol: Mam to samo............Tak się mówi, że dzieciństwo i młodość to najlepszy okres w życiu...........gów...prawda!! przynajmniej jeśli masz nerwicę :mrgreen:

Ale wiecie co? powiedziałam to kiedyś mojemu psychologowi i on mi odpowiedział tak fajnie, że zrobiło mi się lepiej. Powiedział, że dzieciństwo i młodość to wbrew powszechnym mitom bardzo trudne etapy w życiu, człowiek się kształtuje i poznaje wiele rzeczy, jego świdomość powoli się poszerza........Powiedział, że dla mnie najlepszym okresem może być jak będę mieć 30 lat, 46, albo 58 i że to nie ma reguły i że można być szczęśliwym nawet jeśli wystartowało się trochę...... ;) niefortunnie.

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej badania w kierunku hiv robilem juz 2 razy i byly negatywne.od tamtej pory nie mialem ryzykownych kontaktow jako ze jestem w stalym zwiazkui nie zazywam nic dozylnie.dlatego tez przeraza mnie to urojenie o ktorym pisalem, bezpodstawne zupelnie.z jednej strony o tym wiem, z drugiej wlasnie ta obawa irracjonalna i przerazajaca wylacza mnie z zycia i przyprawia o smutek.raz lepiej raz gorzej.coz za zycie hehe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to pardon.Widac Cie nie zrozumiałam.

Jesli jest tak że jestes pewny że nic ci nie zagraża to tylko wypada poszukac dobrego psychiatry i psychologa.Mysle że psycholog pomógłby Ci znaleźć źródło tych urojeń? Ale to musi być naprawde dobry lekarz i psycholog. Popytaj w przychodni - rejestratorki orientuja sie kto jest dobry. Ja juz zmieniałam lekarza kilka razy i teraz czekam na wizyte do nowego psychiatry. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam jedno pytanie: jak to jest, ze wieczorem bierze mnie na taki optymizm (jest dobrze, masz po co zyc, wszystko sie ulozy itd.). Ide spac z usmiechem na ustach i z nadzieja na nowy dzien, natomiast wstaje w panicznym leku, nogi i rece mi sie trzesa, poce sie, nie mam sily chodzic, jestem jakby sparalizowany. Jak w takiej sytuacji mam byc optymista? Dlaczego tak sie dzieje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupełnie jakbym mówiła o sobie-puźny popołudnem (wieczorem) mnie ropiera wszystko jest ok. a rano budzę się "zdołowana" nic mi się nie chce itd. Teraz czytając nasze forum coraz bardziej utwierdzam się w przekonaiu że to co mnie dręczy to zaburzenia depresyjne albo depresa (jak kto woli)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam jedno pytanie: jak to jest, ze wieczorem bierze mnie na taki optymizm (jest dobrze, masz po co zyc, wszystko sie ulozy itd.). Ide spac z usmiechem na ustach i z nadzieja na nowy dzien, natomiast wstaje w panicznym leku, nogi i rece mi sie trzesa, poce sie, nie mam sily chodzic, jestem jakby sparalizowany. Jak w takiej sytuacji mam byc optymista? Dlaczego tak sie dzieje?

 

Jeżeli rano i w ciągu dnia zle się czujesz a wieczorem dobrze to może to być subdepresja.

 

*

DEPRESJE ATYPOWE (poronne, maskowane, subdepresje)

 

W stanach tych poszczególne objawy i cechy depresji wykazują małe nasilenie, niektóre nie występują. Miejsce depresji zajmują inne objawy lub jedna grupa objawów określana jako "ekwiwalent depresji" lub "depresja maskowana". Objawy są często jedynymi dolegliwościami jakie zgłasza chory. Depresja bywa najczęściej maskowana przez:

 

- bezsenność

- nadmierna senność

- bóle (p.w. głowy, neuralgia nerwu trójdzielnego)

- zaburzenia lękowe (lęk przewlekły, napadowy)

- natręctwa

- jadłowstręt

- okresowe nadużywanie alkoholu, leków

- zespół dławicy piersiowej

- zaburzenia motoryki przewodu pokarmowego, stany spastyczne

dróg żółciowych - zespół "niespokojnych nóg"

- świąd skóry

 

rgds

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kazdy wie ze wiek 16-25 lat jest najwspanialszym okresem w naszym, zyciu i nie powinnismy go tracic, tak naprawde moze jeszcze nie wiem zbyt duzo na temat nerwicy, ale mysle ze powinniscie, nie spedzac całych dni w domu, czy pracy, raz w tygodniu wychodzic, na siłownie, czy pobiegac, (zeby trzymac forme, ale i nie tylko ) wyjsc, gdzies z przyjaciołmi, zeby nie myslec o tym... Ja kiedys miałem inny przypadek, a mianowicie nie mogłem zyc, bez komputera ( poprostu wpadlem w nałóg), ale koledzy i przyjaciele, zaczeli wyciągac mnie z domu, wszedzie chodzilismy i nie myslałem o moim nałogu i po całych wakacjach odzwyczaiłem sie, i siedze teraz tylko kilka godzin, zeby poczytac fora, to co trzeba i do szkoly, jesli cos potrzebne...

 

z wami moze byc podobnie, myslicie tylko o nerwicy, i to was trzyma, musicie powiedziec sobie, w niektórych momentach NIE i cos z sobą zrobic, nawet jesli to trudne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestes sam. Ja tez mialem takie urojenie z HIV w zeszlym roku. Pamietam wszystko dokladnie. Szczegolow nie opisze, bo szkoda bitow na te bzdury, ale fakt faktem, ze wykluczylo mnie to z zycia na dobry miesiac, az w koncu sie pozbieralem. Wiem, ze Tobie to nie pomoze, bo w tym stanie zadne racjonalne tlumaczenie nie trafia do swiadomosci. Wiedz tylko, ze to niebawem minie. Trzymaj sie cieplo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama ne wiem co mi jest, napsiałam juz w dziale depresja...

 

pisze bo juz dłuzej tak nie moge...

 

ciezko mi z tym wszytskim, ciezko mi z sama soba... to jest uciażliwe, ne tylko dla mnie.

 

Jestem w ciągłym stresie. Moze to paranoja, moze jakas histeria... ale dosyc dziwnie reaguje na wiele sparw. Jestem bardzo wrazliwa na to co sie dzieje/ co sie do mnie mowi... powoli nie panuje nad soba i swoim zachowaniem. budze sie z lekiem ze cos jest ne tak. Z małych wyimaginowanych problemow rodza sie wielkie, ktore sama stwarzam. ne mam pojecia jak to sie dzieje i kiedy. Nad niczym ne panuje, zaczynam sie poddawac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż depresja jest chyba w pewien sposób powiazana z nerwicą, i jeśli przykre stany, dolegliwości, przeżycia trwają zbyt długo (a wiele osób na tym forum choruje już parę lat), to wtedy nie trudno o depresję taką objawiającą się w prost albo maskowaną, o której pisał Slad. No i pojawia się zmienność nastrojow (raz euforia i optymizm, raz łzy i eznadzieja), dolegliwości się nakładają, nawarstwiają itp. :roll: Jak być optymistą? nie mam pojęcia :shock: nigdy nie bylam optymistką. Myślę, że jeśli trudno na to patrzeć z optymizmem, to moż warto spróbować chociaż patrzeć z nadzieją, ale nie taką bezmyślną, że np. samo kiedyś minie albo jak teraz czego nie zrobię, to mi się nie pogorszy albo że będę skupiać się na wszystkich objawach, żeby w porę rozpoznać kolejną wyimaginowaną chorobę.... :shock:

Mam na myśli, mimo wszystko, nadzieję na to, że jeśli wytrzymam i zmobilizuję swoje siły i będę walczyć, to kiedyś się wyleczę. ;)

pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie, najgorsze, że teraz mnie trzyma szkoła i matura w domu. I nie bardzo w tej sytuacji mogę gdzieś wyjść, bo brak mi czasu. Zdarzyło mi się pójść do kolegi na piwo, albo na trening, ale to bardzo bardzo sporadyczne. Czuję, że spi*******em sobie kilka lat, ale nie uważam, że to były najlepsze lata, bo myślę, że równie dobre są przede mną. Tak trzeba na to patrzeć. W sumie - jeśli człowiek będzie dbał o siebie, o swoje życie, o bliskich i z wzajemnością, czerpał z życia to co ważne, może mieć najlepsze lata przed sobą aż po kres życia. Bo najważniejsze, by być szczęśliwym i zadowolonym ze swojego życia. Ważne - jak żyć, aby tak było? Odpowiedzi na to nie znam, ale z czasem myślę, że każdy z nas się przekona, jaka jest odpowiedź na to pytanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×