musze to z siebie wyrzucic....
to nie tak ze ejstem zdesperowana nastolatka ktora ma problem "nikt mnie nie kocha, kto mnie przytuli". To nie to...
od jakiegos czasu brak mi wiary w to ze jest dobrze, ze zycie ma jakikolwiek sens, wszytsko jest dla mnie trudne, jestem w totalnej rozsypce, ne radze sobie ze soba, wciaz płacze, jestem nie spokojna... czasem wpadam w moja własna paranoje, moja histerie... ne mam pojecia co sie ze mna dzieje, potrzebuje pomocy....
Nie wiem gdzie i do kogo sie z tym zwracac ne wiem czy to depresja czy poprostu moj wyimaginowany problem...
prosze o rade, pomoc.
ps. jesli chodzi o partnera, mam go i bardzo go kocham ale przez moje problemy obawiam sie ze moge go stracic, wszytsko co sie ze mna dzieje odbija sie na nim, a ja nawte tego ne kontroluje bo cos mi sie uroiło w głowie. ne wiem co sie dzieje naparwde ...
czekam na odp...