Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Acha, ja po lekach też miałam spokój na kilka lat. Dlatego tak się na tym upieram. Bo wiem, że można z leków wyjść i czuć się bez nich dobrze. Niestety, później w moim życiu następowały okrutne i ciężkie momenty, które sprawiały, że na nowo upadałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to ja mam zupełnie odwrotnie - super dzieciństwo, genialna, wspierająca rodzina w której wszyscy trzymają się razem. Nie mam żadnych powodów by być "zaburzoną".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej kobitki!

U mnie w miarę ok, nie narzekam.

 

Proszę Was dziewczyny, nie żałujcie tak tych swoich facetów! Też miałam takie schizy... oooo, jaki to mój facet biedny, jak ona ze mną wytrzyma, powinien mieć "normalną", itd.

BZDURA!!! JESTEŚMY normalne! Tak jak koleżanka wyżej napisała, każdy ma jakieś odchyły.

Mnie mąż kiedyś powiedział mądre słowa, że to nie on jest biedny ze mną, tylko ja przez tą fobię. A on czuje się bezradny, bo mi pomóc nie umie i tyle. Nie jemy na mieście, fakt, ale dla Niego to plus, jemy zdrowo, gotujemy... On też ma brzuszek wrażliwy, więc ma z tego same profity. Nie piję alkoholu, co z tego? On też przystopował i się z tego cieszy, bo nie musi zdychać na 2. dzień na kacu, sam stwierdził, że z takich popijaw wyrósł.

Też Go pytam czasem, czy nie będę wymiotować iiii...? Co w tym takiego? Jeden chce, żeby mu mówić 100x dziennie "kocham", a drugi chce usłyszeć obietnicę "nierzyganiową". ;) Mój ma lepszy dżez, bo przy moim OCD, na wieczór, codziennie liczymy buziaki na dobranoc. Może być 1, 3, 5, 7 lub 12. Ale najlepiej 7. :lol: Czasem sobie żartuje ze mnie, że jak będę niegrzeczna, to mnie pocałuje 8 razy i dopiero będzie. :twisted:

Mam swoje rytuały, głównie wieczorne i jakoś żyjemy. Nie kłócimy się, jesteśmy szczęśliwi.

Nie zdradzam, szanuję Go, pomagam jak umiem, słucham, rozmawiam, kocham. Jestem dobrą żoną! To moja mama wmawiała mi, że jestem taka, sraka i owaka.

A guzik prawda!

 

"Dzięki" nerwicy wiele rzeczy w swoim życiu pojęłam, zrozumiałam, spokorniałam, nauczyłam się że prócz ciągłych pretensji do świata, muszę też sobie stawiać poprzeczki i je przeskakiwać. Nauczyłam się też samodzielności ale to bardziej przez pracę.

Oduzależniłam się od facetów i ogólnie od innych ludzi, a miałam tendencje do bycia "bluszczykiem". Teraz nie... Na myśl o rozstaniu, no cóż. Bolało by okrutnie, depresja na pewno by wróciła ale przeżyła bym! Jestem silna i niezależna! Jestem partnerem dla męża, nie kulą u nogi!

Jestem oryginalna! Nie gorsza!

 

Nikt Go wołami do ślubu nie zaciągał. Sam wybrał, chciał, wiedział o fobii, nerwicy. Nie zmuszałam Go. Jak wybrał, to widocznie kocha za to jaka jestem. Fobia w tym wszystkim to jakiś malutki ułamek mnie.

Wasi faceci tacy idealni? Tacy bez skazy? Anioły chodzące? Prooooszę Was! ;)

 

P.S. Mój były też wiedział o mojej fobii, też pomagał, wspierał. Rozpad związku nie rozwalił się z powodu moich zaburzeń. Emetofobia nie miała tu NIC, absolutnie NIC do rzeczy!

 

Głowy do góry dziewczyny! Na serio! To dla nas jest mega uciążliwe i męczące. Druga strona może być sfrustrowana ale tym, że nie umie nam pomóc , a nie tym, że jesteśmy "upośledzone" i naznaczone niedojebaniem mózgowym.

 

:great::great::great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przejmujecie się... i tak facet z nerwicą ma gorzej. Ze swoją dziewczyną żyjemy już jak współlokatorzy nie para. Na mnie spoczywa utrzymanie rodziny, zapewnianie jej rozrywek, i urozmaicanie życia. A co jeśli nie daje rady? Bo gdzie nie wyjdę mdli mnie i boje się że zwymiotuję. Wsparcia nie mam, nawet jak próbowałem o tym rozmawiać ze swoją dziewczyną to ona zlewała to. Już nawet nie chce mi się z nikim o tym gadać, bo facet ma się trzymać przecież i nie pozwalać sobie na słabości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka! Dawno mnie tu nie było! Hm a więc u mnie lepiej, dużo lepiej. Przypomina mi się jak kilka miesięcy temu leżałam plackiem w łóżku i bałam się ruszyć żeby nie zwymiotować, nudności miałam non stop z przerwami na sen. Teraz też czasami jest mi niedobrze ale zdarza się to dzięki Bogu rzadko i trwa chwile! Ważyłam 53kg w najgorszym momencie, a teraz ważę 61kg!! :D Dupa mi urosła i cieszę się z tego jak dziecko! Dalej biorę Mirtagen i wydaje mi się, że to dzięki niemu stanęłam na nogi.

 

Michal8282, wydaje mi się, że nie można określić czy facet ma gorzej czy nie, bo po prostu życie z nerwicą jest do dupy i to dla obu płci. Od chłopaka też kompletnie nie miałam wsparcia. Kiedy miałam ataki i sie trzęsłam ze strachu, gardło miałam zaciśnięte i myślałam, że zaraz stanie się najgorsze a słyszałam tylko " idź sie zerzygaj i będzie Ci lepiej" albo " pierdo*nij łbem w ściane to może sie wreszcie wyleczysz" więc generalnie rewelacja! Teraz planuję się przeprowadzić do większego miasta, podjąć studia zaoczne i zacząć życie od nowa. Może taka zmiana otoczenia dobrze mi zrobi :)

 

Pozdrawiam wszystkich! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282, ja biorę 15mg i biorę ją już od hmm 4 miesięcy? a Ty długo ją bierzesz czy dopiero zaczynasz? I powiem Ci, że na początku też było bez rewelacji, bo chodziłam ospała, dosłownie zwalała mnie ta tabletka z nóg no i miałam wilczy apetyt. Od jakiegoś miesiąca może troszeczke dłużej widzę poprawę w samopoczuciu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

 

U mnie trochę lepiej.

 

Wciąż jest mi niedobrze, zwłaszcza po posiłkach, ale wiecie co? gdy zaczynam myśleć''O nie, znowu się zaczyna'' przypominam sobie tamtą noc, nad morzem, dosłownie kilka dni temu, gdy zwracałam 4 razy. I wiecie co? To mnie uspokaja. Dlaczego? Bo jest inaczej, niż to sobie wyobrażałam. Ostatni raz rzygałam jakieś 9-10 lat temu, więc zapomniałam całkowicie jak przebiega ten ''proces''. i to wcale nie jest takie hop-siup. Jakby to powiedzieć?... Nie wychodzi z nas to wszystko tak łatwo, jak myślimy. Owszem, jest to męczące, ale do powstrzymania. Poza tym, z nerwów ciężko jest rzygać, chyba że to już będą takie masakryczne nerwy, jak np przy znalezieniu zwłok (!!!) czy podczas jakiegoś kataklizmu :D :D

 

Powiem wam, że przedtem myślałam jak człowiek po rzygnięciu może nadal normalnie żyć? Gdybym zwymiotowała, już więcej nie wyszłabym z domu ze strachu przed powtórką!

Ale tak nie jest. Żyję. I wczoraj byłam w pracy. I dzisiaj jadę pociągiem do domu. I będę żyć. Jak przedtem. Tylko, że w mniejszym strachu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mggabijp, to mówisz, że nie dość, że świat się nie zawalił to jest Ci lepiej? Brzmi jak balsam dla mojej zemdlonej duszy!

Nie wiem czy widziałaś moje pytanie wcześnie - czy w trakcie tego ostatniego epizodu brałaś coś przeciwwymiotnego, co nie zadziałało, czy po prostu nic nie łyknęłaś?

 

Kurde, muszę się brać za siebie bo niedługo zostanę w tym wątku sama :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agata 2 tygodnie 15 mirtoru i 150 wenlafaksyny od tego tygodnia jest lepiej, np normalnie już chodzę do pracy. Ale to jeszcze jest ogromna huśtawka nastrojów jeden dzień dosłownie zdrowy następny padaka. Czytałem gdzieś na Hyperreal chyba że na mirtę to ze 3 miesiące trzeba poczekać ale działa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282, jestem pewna, że działa! Ja poważnie kilka miesięcy temu nie mogłam się zwlec z łóżka, a teraz żyje! Co prawda czasami w strachu :D Ale nie aż tak paraliżującym jak wcześniej! No i cały czas niestety na sytuacje stresowe reaguję nudnościami ale idzie to przeżyć. Jest o niebo lepiej więc daj mircie szanse na rozbujanie! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282,

bo facet ma się trzymać przecież i nie pozwalać sobie na słabości.

 

Nie prawda! Każdy ma prawo do słabości.

Wolę faceta, który od czasu do czasu uroni łzę, niż takiego, który udaje cały czas macho (choć tak naprawdę nim nie jest).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem jaki jestem z tą nerwicą, po części rozumiem swoją dziewczynę bo która by chciała takie monotonne zycie z nerwicowcem. Teraz kiedy leki zaczynają działać mogę popracować nad uzdrowieniem swojego życia. Mam nadzieję że za parę miesięcy będę żył jak wcześniej. A narazie biorę się za siebię. Najbardziej chciałbym rzucić w pizdu pracę, wrócić do malowania i żyć ze sprzedaży obrazów, być niezależnym od żadnego szefa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Jestem tutaj nowa ale sytuacja życiowa zmusiła mnie do szukania pomocy gdziekolwiek się da. Mam 21 lat i niemal od 13 lat cierpię na uporczywy lek przed wymiotowaniem i wymiotującymi. Nigdy nie potrafiłam sobie z tym poradzić, ponieważ nie mogłam nigdy liczyć na rodziców- z których winy właśnie zaczęłam chorować. Do dzisiaj obwiniają mnie o moje reakcje na to, że któś wymiotuje. A jest to ucieczka, chowanie sie po kątach, zatykanie uszu rękami i płacz... Zastanawiam się czy jeśli wyrzucę to w końcu z siebie to moje życie a w zasadzie wegetacja się odmieni... myślę, że emetofobii nabawiłam się przez mojego ojca, który upijając się na rodzinnych imprezach nie raz obijał się po kątach i rzygał... wszędzie gdzie się da... jako mała dziewczynka musiałam patrzeć na to wszystko... na cierpienia mamy, która zmuszona była mu pomagać... myślę, że to znacząco wpłynęło na skrzywienie mojej psychiki w późniejszych latach.. braku pewności siebie itd... kolejnym wydarzeniem które na mnie wpłynęło to jazda w wieku 8 lat samochodem między chorym na salmonellę kuzynostwem. Oczywiście oboje rzygali jeden za drugim a moja matka mimo moich błagań nie wzięła mnie do siebie na kolana z dala od nich- od tamtej pory myślę, że wyrosła we mnie pewna bezsilność wobec wymiotowania. wydawało mi się, że to może mnie spotkać w każdej chwili, jeśli nie z powodu niewłaściwej diety to przez rota wirusy. Cały czas żyję w takim maraźmie. Budzę się co noc o tej samej godzinie o której zdarzało mi się wymiotować w dzieciństwie- podkreślę, że wymiotowałam może 4 razy w życiu, ale zawsze w nocy. Dawniej potrafiłam sobie tłumaczyć, że mam jakąś dziwną odporność na wymiotowanie, ponieważ mimo, że wszyscy w domu chorują na grypę żołądkową, mi nigdy nic nie jest. Wszystko się jednak zmieniło kiedy mój narzeczony zachorował na wrzody. Wrócił wtedy cały koszmar i trwa do dzisiaj. Przed snem zawsze pytam się go czy coś mi będzie, że się boję... boje się wychodzić w miejsca publiczne.. jako że jestem śpiewaczka niezwykle dużym stresem jest dla mnie wyjście na scenę gdzie siedzi mnóstwo ludzi. Wymiotowanie równa się dla mnie z odizolowaniem... z czymś wstydliwym... Byłabym bardzo wdzięczna za wszelkie porady jak walczyć z tą cholerną fobią, bo z każdym dniem czuje, że już nie wytrzymam... czasem odnoszę wrażenie, że nigdy z tym nie wygram... że to jest część mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Madeleine94,

współczuję przykrych wspomnień z dzieciństwa i braku wsparcia rodziców co do tej kwestii. Czy strach przed wymiotowaniem jest u Ciebie paraliżujący? Czy miewasz jakieś ataki, przyjmujesz leki?

 

Co do tej jazdy samochodem, tak mi się skojarzyło... dostałam propozycję wyjazdu za granicę do pracy na dwa tygodnie, oczywiście fajna opcja: zarobiłabym sporo jak na tyle dni, miałabym zakwaterowanie tak dalej, ale oczywiście boję się lęku... i tylu godzin w samochodzie :cry: Nie wiem czy dałabym radę, a bardzo chcę. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Madeleine94 : Witaj, przykro mi że masz podobnie jak my. Ja też kiedyś myślałam że sama dam sobiez tym radę,ale nic z tego. Moim zdaniem albo terapia albo leki.

 

Dziewczyny proszę trzymać za mnie jutro kciuki jadę na rozmowę kwalifikacyjną. Jedyny minus będzie taki że jeśli mnie wezmą to muszę wyjechać na miesięczne szkolenie do woj. świętokrzyskiego albo małopolskiego bo u mnie na śląsku to pierwszy taki market się otwiera.Ale już w piątki będę wracała do domu i dopiero chyba w poniedziałek czy wtorek tam znów wracała. Która z Was mieszka w którymś z tych woj?to odwiedze:D tylko nie wiem jakie miasta dopiero jutro się dowiem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

,,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×