Skocz do zawartości
Nerwica.com

Madeleine94

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Madeleine94

  1. Tak też myślałam. Inaczej jak przez ostrą terapię i regularne branie tabletek sie tego nie pozbędę. Przyjmowałam dawniej leki, ponieważ oprócz nerwicy leczyłam sie również na depresję. Chodziłam do psychiatry, terapeuty ale nie otrzymałam tego po co przyszłam. A przychodziłam po radę, co mam konkretnie robić, jak zmienić swoje myslenie, żeby znieczulić się na mysli o rzyganiu. No cóż... mam zamiar szukać dalej jeszcze raz wielkie dzięki. Aha i tak kiedy już komuś coś się dzieje to jest paraliżujący. Włącza się we mnie czerwona lampka że trzeba uciekać i chcąc nie chcąc to właśnie robię. Ja również chciałam gdzie bądź pojechać, również dostałam propozycję wyjazdu do Niemiec to oczywiście pojechać nie mogłam, bo w autobusach jest ścisk i mnóstwo obcych ludzi... cóż.. dobrze cię rozumiem
  2. Witajcie. Jestem tutaj nowa ale sytuacja życiowa zmusiła mnie do szukania pomocy gdziekolwiek się da. Mam 21 lat i niemal od 13 lat cierpię na uporczywy lek przed wymiotowaniem i wymiotującymi. Nigdy nie potrafiłam sobie z tym poradzić, ponieważ nie mogłam nigdy liczyć na rodziców- z których winy właśnie zaczęłam chorować. Do dzisiaj obwiniają mnie o moje reakcje na to, że któś wymiotuje. A jest to ucieczka, chowanie sie po kątach, zatykanie uszu rękami i płacz... Zastanawiam się czy jeśli wyrzucę to w końcu z siebie to moje życie a w zasadzie wegetacja się odmieni... myślę, że emetofobii nabawiłam się przez mojego ojca, który upijając się na rodzinnych imprezach nie raz obijał się po kątach i rzygał... wszędzie gdzie się da... jako mała dziewczynka musiałam patrzeć na to wszystko... na cierpienia mamy, która zmuszona była mu pomagać... myślę, że to znacząco wpłynęło na skrzywienie mojej psychiki w późniejszych latach.. braku pewności siebie itd... kolejnym wydarzeniem które na mnie wpłynęło to jazda w wieku 8 lat samochodem między chorym na salmonellę kuzynostwem. Oczywiście oboje rzygali jeden za drugim a moja matka mimo moich błagań nie wzięła mnie do siebie na kolana z dala od nich- od tamtej pory myślę, że wyrosła we mnie pewna bezsilność wobec wymiotowania. wydawało mi się, że to może mnie spotkać w każdej chwili, jeśli nie z powodu niewłaściwej diety to przez rota wirusy. Cały czas żyję w takim maraźmie. Budzę się co noc o tej samej godzinie o której zdarzało mi się wymiotować w dzieciństwie- podkreślę, że wymiotowałam może 4 razy w życiu, ale zawsze w nocy. Dawniej potrafiłam sobie tłumaczyć, że mam jakąś dziwną odporność na wymiotowanie, ponieważ mimo, że wszyscy w domu chorują na grypę żołądkową, mi nigdy nic nie jest. Wszystko się jednak zmieniło kiedy mój narzeczony zachorował na wrzody. Wrócił wtedy cały koszmar i trwa do dzisiaj. Przed snem zawsze pytam się go czy coś mi będzie, że się boję... boje się wychodzić w miejsca publiczne.. jako że jestem śpiewaczka niezwykle dużym stresem jest dla mnie wyjście na scenę gdzie siedzi mnóstwo ludzi. Wymiotowanie równa się dla mnie z odizolowaniem... z czymś wstydliwym... Byłabym bardzo wdzięczna za wszelkie porady jak walczyć z tą cholerną fobią, bo z każdym dniem czuje, że już nie wytrzymam... czasem odnoszę wrażenie, że nigdy z tym nie wygram... że to jest część mnie...
×