Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Co do samotności to u mnie zawsze jest tak że chcę do kogoś wyjść a nie mam gdzie i z kim albo mam ochotę odizolować się od świata bo banda debili z którymi jestem cały czas mnie deprymuje. Ale ogólnie to nie mam za dużo czasu a i przez chorobę moje życie towarzyskie jest tylko napisem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W relacjach z ludźmi też się czai ta pieprzona pułapka samooceny,jak się ma człowiek za g***o to i tak wszystko pójdzie w p***u mać.

Jak ktoś nie odejdzie,to my sami coś rozwalimy,tak czy siak ból doopy będzie większy jak wcześniej,we łbie pozostaje mi wrażenie że bez tego ani rusz,jeśli sam siebie nie lubisz,albo choć nie tolerujesz to i tak będzie kicha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polubienie siebie jest teraz jednym z moich głównych celów, bo jednak trudno być szczęśliwym i spełnionym człowiek, jak się jest swoim wrogiem. Tylko ja już mam pewną dawno postawioną tezę na swój temat i każdy kontrargument jestem w stanie obalić... szkoda, że to nie działa w drugą stronę. Niektórzy to totalni idioci i wcale nie czują się zażenowani, gdy coś im nie wyjdzie, a nawet mają zbyt duże mniemanie o sobie. Chociaż rzeczywiście, to jakby inna, ale zawsze skrajność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie również wykańcza samotność. Mimo tylu prób jestem nadal sam. Ciężko opisać jak to wpływa na psychikę. Obecnie nienawidzę siebie. Jest we mnie tyle negatywnych emocji, że nie panuję nad tym. Chciałbym znowu mieć tą radość życia, czuć się dobrze we własnej skórze, ale podświadomość robi swoje. Nie wiem zbytnio jak zapanować nad tym. Chyba przekroczyłem magiczną granicę. :roll: Druga osoba na pewno uśmierzyłaby sporą część tego bólu, ale nie sprawi, że zaakceptuję siebie. Jednak w takim stanie ciężko liczyć na jakieś uczucie. Pytanie tylko jak przełamać ten zaklęty krąg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie przez kobiety tylko przez wewnętrzną słabość....

ja się chciałam zabić przez byłego..

ale to teraz widzę, że problem leżał we mnie

i to ja jestem kluczem do jego rozwiązania

 

Już to wiem, z tym problemem i jego pochodzeniem ;

...ja się chciałem zabić po 1szej, przy 2giej 2razy to zrobiłem w sumie/ niedawno przy znajomościach netowych i samotności w środku znów się zabiłem .....jaaaaakkkk ja chce spokoju

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli człowiek nie polubi siebie i własnego towarzystwa,czy niema tej stabilności we łbie,wszystko się sypnie,nawet jeśli ktoś nas polubi takimi jakimi jesteśmy - sami go odsuniemy uznając się za niegodnych/wstaw milion innych czynników i wyimaginowanych argumentów które są tylko u nas we łbie.

 

A moi drodzy z ciekawości,jak wyglądały/wyglądają wasze relacje z "normalsami" - (przez to rozumiem osoby,które nie wiedzą co to goowniana samoocena,brak chęci do żywota itd i te które nigdy nie podjęły czy nie musiały podjąć żadnej formy leczenia) jesteście w stanie z nimi stworzyć sensowniejszą relacje jak "kumpel od kufla/kielicha" czy "najlepsiejsza psiapsióła która jest tylko wtedy gdy jest dobrze i jesteście na zakupach" czy coś więcej?

 

Jeśli chodzi o mnie,kiedyś próbowałem zaufać rodzince,skończyło się giga failem,większość normalsów z dawnych lat - kontakt zerwany,wszystko straciło znaczenie i się rozpadło D:

Na dziś tylko tyle co normalsy w robocie,ale szczerze powiedziawszy czasem mam ochotę rzygnąć dalej jak widzę gdy z nimi tam gnije.

Nie spotkałem też jak dotąd (nie licząc znachorów - czyli psychologowie,psychiatrzy i terapeuci) "normalsów" które by były jakoś ogarnięte i mogły zrozumieć nas "świrów" - Może są wyjątki od reguły,ale zwykle "najedzony głodnego nie ogarnie"

A jak u was to wygląda/wyglądało D: ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam żadnych sensownych relacji ani z rodziną, chyba "najlepsze" z matką, ani z nikim normalnym. Tak jak pisał Arhol, wszystko straciło sens i rozpadło się. Ale z drugiej strony budowanie relacji z ludźmi o podobnych problemach jest równie ciężkie. Może faktycznie rozumiemy lepiej swoją sytuację, ale nasze zaburzenia nie pozwalają często na właściwie prowadzenie relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arhol, to jest chyba tak, że nie ma co od normalsów wymagać wczucia się w perspektywę. oni postrzegają świat zupełnie innym systemem wartości i mają zupełnie inne odniesienie, inne priorytety, to inny gatunek. ciężko doszukiwać się wspólnej bazy, jeśli jedna osoba wyjeżdża na stypendium naukowe na tajwan i to jej dla niej łał, a ty masz nagły zanik funkcji życiowych, bo wiesz, że trzeba się ogarnąć do delikatesów po mleko.

 

da się znaleźć dobrych ludzi z ogromem miejsca dla ciebie na marginesie empatii, ale to chyba i tak nie podejdzie nigdy pod całkowite porozumienie i satysfakcjonujący kontakt dla obu stron. i pewnie nie ma ich jak za to winić, ja sama się przyznam, że jeszcze tak z 8 lat temu pławiąc się we względnej normalności komunikaty w stylu 'wiesz co, chodźmy piechotą, nie mogę jechać autobusem, bo dostaję jakichś dziwnych lęków' doprowadzały mnie do szewskiej pasji - 'wtf, co ona znowu wymyśla, boi się autobusu?'

 

unikamy kontaktu z normalnym otoczeniem, sami skazujemy na towarzyską banicję i tworzy się błędne koło, bo coraz trudniej później próbować się przełamywać. z podobnymi nam zaburzonymi na różne sposoby, to znowu inna skrajność, bo owszem, widzi się świat podobnie, ale można się wpędzić w większe doły brodząc wspólnie w takim wariackim bagienku. ja osobiście nie wiem, gdzie szukać rozwiązania, nie umiem się z nikim dogadać, znikąd zrozumienia, a moje własne towarzystwo też nie najlepiej robi mi z głową. patowa sytuacja. a samotność i poczucie wyobcowania wykańczają :-| coraz częściej myślę, że to się jakoś mało humanitarnie skończy. przez powieszenie, czy skok w kałużę, czy coś :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

harlancoben, Ależ na dziś to ja w żadnym wypadku nie oczekuje od nohmalsów jakichkolwiek cudów niewidów czy diabli wiedzą jakiej empatii,ten etap mam za sobą D: .

Z twojego tekstu generalnie wynika że tak źle i tak niedobrze i będąc zrytym i tak kończy się w doopie

Hisaishi, Też prawda,że ktoś z podobnym zryciem/większym zryciem może wciągnąć nas w większe bagno.

Generalnie podsumowując i tu i tam czarna dupa.

Więc jak żyć panie premierze,jak żyć ?

Jak narazie wynika z tego że izolatka póki co najlepsza :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapewniali ze pomogą, okazało się ze nie. Liczyłem chociaż na neutralność. No i się przeliczyłem. Zaufałem pasożytom i szkodnikom. Bezrefleksyjny plebs.

 

Mi rozpadła się tak szczególna relacja z jedną dziewczyną. Dużo mnie ona kosztowała, wpompowałem w nią mnóstwo czasu i sił z uwagi na ogrom jej zaburzeń. Kilka miesięcy było super. Zaufała mi, choć byłem facetem, a ona ofiarą gwałtu. Dużo rozmawialiśmy, były jakieś głupie plany na przyszłość, zapewnienia o wzajemnej pomocy, ale one brutalnie rozbiły się z rzeczywistością. Kiedy ja podupadłem na siłach wszystko zaczęło się psuć. Łapaliśmy dystans, ja oczekiwałem jej ruchu, a ona z każdym dniem była coraz bardziej poirytowana, niecierpliwa, co dodatkowo nakręcało mnie. Wreszcie wszystko się rozsypało. Żałuję tylko, że nigdy nie spotkaliśmy się, że zawsze było jakieś ale (zbyt szybko, uczelnia, terapia, szpital).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to że kiedyś umiałem się przełamać i bardzo często się spotykałem,

ale doszedłem do wniosku, że osoba zaburzona której trudno kryć to przed innymi jest się

skazanym na porażkę w wielu relacjach, owszem czasem trafi się na kogoś empatycznego

i ogólnie dobrego co nie oceni nas, ale nam ciężko wybierać, bierzemy raczej to co jest

lub co się nawinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, nie mam żadnych zaburzeń ani niczego w tym stylu, po prostu musze sie komuś wygadać. Na rozmowę z mama nie mam odwagi.

Od września chodzę do 1gim, na początku roku byłem w klasie sportowej, byli tan naprawdę walnieci weseli ludzie. Dokładnie jak moja klasa z podstawówki. Lecz nie potrafiłem sie tam odnaleźć, nie chciałem chodzić do szkoły, wieczorami płakałem. Nie chciałem wracac do szkoły. Teraz jestem juz wbklasie ogólnej w ktorej sa moi znajomi z podstawówki, ale widze, ze oni maja dobry kontakt z klasa sportowa. Czy naprawdę jestem tak aspoleczny? To jestem w stanie jeszcze wytrzymać. Ale nie jestem w stanie wytrzymać jednego - siebie. Widze w sobie same wady, zle czuje sie we własnym ciele, nienawidzę sie. Ale dla mnie życie jest zbyt cenne zeby je sobie odebrac. W klasie jestem osoba właściwe neutralna, nie jestem jakimś "fejmem", ale tez nie mam żadnych wrogów. Moim najlepszym przyjacielem jest kolega z podstawówki ktoryvchodzi ze mna do klasy, czasami tylko denerwuje mnie jak szpanuje swoimi kontaktami i tym, ze jest tym fejmem... Denerwuje mnie tez bardzo blacha sprawa - komputer. Mam beznadziejny komputer po siostrze który ledwo odtwarza słabe gry. Czesc osób śmieje sie z tego powodu, reszta znajomych ma drogie komputery gra w bardzo dobre gry, a ja? Gram w jakies słabe gry (które co prawda bardzo lubie, ale chciałbym zagrać w lepsze tytuły). Moja siostra póki co była moim jedynym wsparciem, ale pojechała na studia na drugim końcu Polski. To naprawdę mi dowalilo, nie miałem wsparcia w nikim. Moja mama gdy wracam ze szkoły tylko złości sie u pyta "dostałeś jakies jedynki?". A nie "Jak tam dzis w szkole?" "Dobrze sie dzis czujesz"?. W dodatki po wyprowadzce siostry mam strasznie duzo obowiązków, wracam ze szkoy zmeczony obowiązki mi dowalasz musze odrobić lekcje nie moe przez to chodzić na moje ulubione treningi tenisa stołowego, które do tej port były moja jedyna deska ratunku od tego wszystkiego, trenerzy, pan z barku - oni zawsze mi pomagali w trudnych chwilach. A teraz przez ta durna szkole straciłem wszystko. Tylko nauka, nauka i pbowiazki. Ostatnio symulowal 3 dni abybnie isc do szkoły, ale to idzie za daleko. Musze cos wymyślać zeby nie isc do lekarza, biorę mamę na łzy, które tak naprawdę sa spowodowane szkoła. Przed chwila nawet byłem u niej bo podczas pisania tego wszystkiego popłakałem sie. Nie boje sie przyznać, zer płacze, ze widze w sobie tylko wady. Potrafię sie do tego przyznać. Ale mam juz dosc, co mi po tym, ze umiem sie przyznawać? Kiedyś kochałem szkole, teraz nienawidzę. Kiedyś chodziłem na treningi chodziłem wyspany, wypoczęty a teaz? Wiecznie zestresowany, niewyspany, zły. Mógłbym tak pisac jeszcze długo, ale napisałem wszystko co najważniejsze. Pewnie i tak nikt nie przeczyta tego od początku do końca. Nie dbam o to. Po prostu musiałem sie komuś wyżalić. Przepraszam, za to ze napisałem rp wszystko bardzo chaotycznie, ale ciagle cos mi sie prypominalo.

 

Dziekuje i pozdrawiam - Zandit

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nawet w obecnym związku czuję się strasznie samotna... Oboje mamy depresje, nie dogadujemy się między sobą, ciągle się kłócimy, wczoraj dowiedziałam się, że on chce odejść, że nie widzi w tym wszystkim sensu... Byliśmy ze sobą ponad 6 miesięcy. Wszystko się zawaliło. Zostałam sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×