Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

Już powoli nie daję sobie rady ..

Mam 17 lat a ciągle nachodza mnie te myśli...

Do dotychczasowych (bluźnierstwa, mycie rąk itd...) ciągle dochodzą nowe.

Ostatnio ciągle przychodzi mi na myśl, że jak popełnię dany grzech to spotka mnie coś strasznego .. Na przykład dręczy mnie myśl, że muszę złożyć obietnicę Bogu, że nie popełnię dango grzechu ..

Często mi jest to nawet opisać .. Błagam podtrzymajcie mnie jakos na duchu !!

Już powoli nie umiem sobie wytłumaczyć że to tylko choroba .. że nic złego sie nie stanie..

Najgorsze jest to, że w te myśli mieszam Boga .. i wydaje mi sie, że za to mnie ukarze ..

Jak to pisze .. to sama się sobie dziwię jak 'to' co legnie mi się w głowie moze tak zakłócać normalne funkcjonowanie.

Wiem, że namieszałam strasznie .. ale błagam .. spróbujcie pomóc .. i nie dołujcie mnie jeszcze bardziej ;)

 

Wiesz ja mam identyczny problem. Myślę, że potrzeba Ci rozmowy z mądrym księdzem lub inną osobą duchowną, która pomoże Ci "wyprostować" ten sposób myślenia o Bogu i Jego "karaniu".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja myślę, że w takich sprawach najlepiej sprawdzi się psycholog bądź psychoterapeuta. Niestety ksiądz może jeszcze pogorszyć sprawę. Nie zrozumcie mnie źle, ja jestem osobą wierzącą ale niestety reguły Kościoła są ogólnie narzucone i każdy ksiądz musi z tymi regułami współgrać. Poprostu trudno żeby któryś ksiądz dał nam zezwolenie np na przeklinanie podczas złości albo na opieprzenie kogoś w słusznej sprawie. Ale dlaczego mamy tą złość tłumić? Dlaczego mamy jej nie wyrażać? Każdy ma swój sposób na wyrażenie złości i czasem ten sposób może okazać się nie akceptowany przez księdza ale to nie oznacza, że to co robimy to jakiś straszny grzech. Przecież ważne jest jaki człowiek jest przez całe życie a nie tylko w chwili słabości!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ja mam nerwice lekową i natrectw. Nie moge sobie z tym poradzic. W szkole nie moge sobie poradzic. Biore leki od psychologa ale od niedawna. Dużo opuszczam w szkole bo mam dusznośći bul brzucha goraco itp. Ratunku tak mam juz 2 miesiące od pierwszego ataku. Boje sie wszystkiego. Zawsze ze umre. Czuje sie do dupy :(

 

pomużcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No pewnie że można, tylko nie zawsze jest to łatwe. Ja np walcze już dość długo, było całkiem dobrze ale w sumie z mojej winy jest znów nieciekawie. Nie przeprowadziłem terapii do końca, przerwałem branie leków samemu i niestety wróciło wszystko. Ale naprawdę da się z tego wyjść, musisz w to sama uwierzyć i oczywiście chcieć, chcieć tak naprawdę. I to normalne że raz będzie lepiej a raz gorzej w tych dążeniach ale warto, jeśli tylko chcesz znów być zdrowa :) Jeśli chciałabyś pogadać zapraszam na prv ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heloł:). Jestem nową osobą na forum i bardzo chciałam się podzielić informacjami na temat mojej przypadłości. Niedawno stwierdzono u mnie ten rodzaj nerwicy. Nie mam pojęcia czy już wcześniej na nią chorowałam, ale ostatni miesiąc spowodował we mnie to że choroba zatruła moje życie doszczętnie. Natręctwa są różnorakie, jednakże dotyczą głównie stosunków z drugim człowiekiem ( głównie z moim partnerem). Pewnego wieczoru poprostu spadły na mnie wątpliwości dotyczące mojego związku z partnerem(stało sie po pewnej trudnej dlamnie sytuacji). Czy pasujemy do siebie czy nie, co nas różni...takie pytania mnie dręczyły. Nasilał sie smutek, nasilała się nie chęć do ukochanej osoby, pojawiała się nienawiść..rozterka czy kocham czy nie... huśtawka nastroju. raz tak raz tak. Co chwile jakis nowy problem. Rozstaliśmy się ale i to nie pomagało, wciąż myślałam nad tym co się ze mną dzieje. Bo gdy Go nie było czułam się jeszcze gorzęj. Wrócilismy do siebie. Wtedy już nie potrafiłam pohamować swoich myśli "nienawidzisz Go, nie kochasz Go, nie możecie byc razem, jestescie rózni od siebie " a potem zaraz "nie mogę bez niego zyć"... ciągnęło się to w nieskończoność, myśli o swoim życiu, zaczełam dzielić ludzi na lepszych i gorszych pod względem ubioru, stylu życia. Strasznie mnie to denerwuje.Doszło do tego ze doszły myśli o morderstwie, które dotyczące są nie tylko mojego partnera ale i rodziców i przyjaciół. Lęk przed tym że komuś coś zrobię był tak silny że zdecydowałam się na wizytę u psychologa i psychiatry. Aktualnie rozpoczęłam terapie i zażywam leki. Wiem że nikomu nic nie zrobię, bo nigdy nie miałam tak drastycznych myśli i zawsze byłam uśmiechniętą, dobrą dziewczyną. Która walczyła o miłość, dobro. (nie zabijam nawet owadów bo wiem, że mają prawo do życia. Ogólnie odczuwam lęk przed samą sobą, boje się być sama, boje się moich myśli. Mam strasznie pobudzoną wyobraźnię kiedy zasypiam. Boję się że komuś coś zrobie... nienawidze się za to wszystko, choć wiem, że to nie jest moja wina.. ale po prostu obawiam się dnia kiedy stracę całkowitą kontrole nad sobą. Wiem że ten dzień nie nadejdzie, bo walczę i nigdy się nie poddam swojej wyobraźni. Rozmowa z psychologiem bardzo dużo mi daje. Uświadamiam sobie to co ze mną się dzieje. Że wszystkie złe emocje przytrzymuje w sobie, zawsze kiedy osoba mnie krzywdzi to próbuje zawsze być nastawiona przyjacielsko i staram się jak najszybciej odbudować relację.

 

Mam 19 lat, od tego września zaczynam studia, ciężko mi jest myśleć pozytywnie, ale mój partner mi w tym bardzo pomaga. Jego miłość jest bardzo cierpliwa, szczera i odważna.Do tego pomagają mi moi rodzice. Wiem, że miłość przetrwa wszystko, że pokonam moją chorobę i wyjdę z tego cało, bez żadnych dodatkowych komplikacji.

Wierze także, że i wy poradzicie sobie z tym "dziadostwem".

Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

mam nerwice od kilku lat, już jako dziecko miałem z tym problem- ale od ponad 2 lat jest bardzo źle.

byłem u psychologa i psychiatry - dostałem leki, bralem ponad rok i nic.

mam manie na temat swojego wyglądu - chce byc doskonaly, bo boje się, że nikt mnie nie będzie chciał, bo tylko najlepsi mają prawo bytu. na zewnątrz niby ok - psycholog nie widzi problemu (bo według niej jestem przystojny - kłamliwa s..ka), dopatruje bzdur - ostatnio krzywego nosa, blizn - które czasami widze, a czasami nie.

widze krzywy nos, ale inni nie. jest źle, bardzo źle. rok temu z tego powodu przerwalem studia na pierwszym roku.

w tym roku dostałem sie na prawo - spełnienie marzeń, ale boje się, przerwe pewnie jak te pierwsze.

boje się, nikt mnie nie rozumie,

boje sie o tym mówić, ukrywał się ale jest naprawde źle - wymiotuje, nie śpie, niszcze innych, co chwile wynajduje coś nowego. nawet spać już nie moge.

 

i tyle o mnie.

chciałbym z kimś pisać/spotkać się - z KIMS kto ma też natręctwa, bo nic lepiej nie pomaga jak spotkanie z 2-gą osobą, które wie co to za cierpienie.

najlepiej w cztery oczy, na żywo. porozmawiać, wyjść z domu....

 

jesli ktoś byłby chętny

6066271 (gg)

mieszkam w Poznaniu - dojade wszędzie, aby porozmawiac

dostosuje sie terminem, miejscem (do 1 października, potem w miare możliwości)

mam 20lat - ale wiek 2-giej osoby nie ma znaczenia,

pozdrawiam

 

życze spokojnych myśli

 

---- EDIT ----

 

dla informacji - jestem świdomy, że istnieje forum regionalne - ale martwe.;)

pisalem z jedną osobą z tego miejsca, niestety nie każdy jest wyrozumialy (a może czegoś nie wiem)....

sprecyzuje moje problemy:

(wedlug psycholog mam chorobe natręctw i bardzo niską samoocene)

 

-mam kompleks - zdaje mi się, że jestem malutki jak na faceta (mam 174cm)

to byl mój pierwszy problem i nadal największy

-ogólnie temat dotyczy wyglądu - boje się, ze nikt nie będzie chcial takiego czegos jak ja :(

boje się, że jak już kogos znajde to taka osoba (dziewczyna) mnie zostawi, ale będzie zdradzać.

wszędzie tylko zdrada (główny wątek telewizyjny), a takiego czegoś jak ja nikt nie bedzie chcial,

a niby tylko wnetrze sie liczy....

fajnie byłoby z kims porozmawiać na ten temat, spotkać się

leki nic nie daly, a rodzina nie rozumie mojego problemu i mnie nie wspiera, a to chyba najwaźniejsze, aby móc sie do kogoś odezwać w tych trudnych chwilach.

naprawde jesli ktos mialby dla mnie czas - krótkie spotkanie - to byłbym bardzo szcześliwy

nie jestem natrętem, tylko spokojna osobą, która nie mówi tylko o sobie.

pozdrawiam,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam.

Znalazłam to forum już dawno temu,ale dopiero teraz pisze...Wczesniej sie nie duzielalam, gdyz moja nerwica mi nie pozwala, ale teraz mam starszny napad lękowy z którym nie moge sobie poradzić,wiec pisze..Zrestza nie mam się do kogo zwrócić ,zeby mi pomógł się uspokoić dlategop,ze nikt zmojego otoczenia tego nie rozumie i reaguje na moje zachowanie agresją i odrzuceniem.Czyli jednym słowem uwazja amnie za idiotkę i psychicznie chora (co akurat jest rpawda, jednak takie gadanie mi nie pomaga) JEst wieczór, a wieczorem jest anjgorzej - wtedy budza się potwory, ostatnio boje się nocy bo nie moge zasnać, a mój umysł ogarnia nerwica i to w tkaims topniu,ze nie mam ochoty już zyć..bo nie daje rady.rzeczywistosc zacyzna mi sie mieszac z moimi natretymi myslami..i chociaz wiem,ze to choroba nie moge przestac np myć rak.czyscic itd. Poza tym potrzebuje ,zeby ktos mnie uspokoil..a wsyzscy podsycaja to..nikt nie umie powiedziec zwyklego bedzie dobrze....nie wiem co mam zrobić - jestem na skraju wyczerpania..a chcialabym moc w spokoju przezyc ta noc.. help..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam z dużym zainteresowaniem Wasze doświadczenia związane z NN. Jestem matką syna, który mierzy się z tym problemem od kilku lat. Praktycznie odciął mnie od siebie i swoich problemów. Jestem świadkiem toczącej się walki i sama w niej uczestniczę (jako mieszkający z nim członek rodziny). Tak chciałabym mu pomóc. On jednak nie dopuszcza mnie do jakiejkolwiek rozmowy na ten temat. Mało tego. Praktycznie przestał ze mną rozmawiać. Unika mnie i kontaktu ze mną (również wzrokowego). Uczestniczę w tym, bo wymusza na mnie powtarzanie rytuałów, które są dla niego ważne np. mam przekraczać próg domu po kilka razy, powtarzam czynności czy słowa, które go zdenerwowały. Jeśli nie chcę tego robić, zaczyna być agresywny. Ostro pracuję nad sobą, żeby odnaleźć siłę wewnętrzną. Chodziłam do psychologa i na warsztaty psychologiczne, czytam literaturę, która tego tematu dotyczy. To jedyne co mogę zrobić, by odnaleźć się w tej wyjątkowo trudne sytuacji, która trwa kilka lat. Czuję się bezradna, chce mi się krzyczeć i płakać widząc w jakim chwilami jest strasznym stanie. Wiem, że muszę być silna, ale co najważniejsze spokojna i konsekwentna.Nie zawsze mi się to udaje. Są okresy, kiedy nie wychodzi z domu - nie ubiera się, nic nie je, nie myje się. Tylko MYŚLI. To efekt niepowodzeń, które miał ostatnio (zerwanie z dziewczyną, zwolnienie z pracy). Czytam na Forum Wasze doświadczenia, bo to jedyny sposób, żeby się dowiedzieć co ON może przeżywać. Może podpowiecie mi co mogę dla niego zrobić. Powiedzcie, czego Wy oczekujecie od swoich bliskich? Jak funkcjonujecie, jak radzicie sobie z chorobą, kiedy dopada Was głęboka depresja?

Dodam jeszcze, że syn absolutnie nie zgadza się na branie leków. Nie chce pójść do lekarza. Na początku choroby próbował to robić. Teraz jednak zdecydowanie odmawia leczenia!!!

Wasza pomoc będzie dla mnie bezcenna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam z dużym zainteresowaniem Wasze doświadczenia związane z NN. Jestem matką syna, który mierzy się z tym problemem od kilku lat. Praktycznie odciął mnie od siebie i swoich problemów. Jestem świadkiem toczącej się walki i sama w niej uczestniczę (jako mieszkający z nim członek rodziny). Tak chciałabym mu pomóc. On jednak nie dopuszcza mnie do jakiejkolwiek rozmowy na ten temat. Mało tego. Praktycznie przestał ze mną rozmawiać. Unika mnie i kontaktu ze mną (również wzrokowego). Uczestniczę w tym, bo wymusza na mnie powtarzanie rytuałów, które są dla niego ważne np. mam przekraczać próg domu po kilka razy, powtarzam czynności czy słowa, które go zdenerwowały. Jeśli nie chcę tego robić, zaczyna być agresywny. Ostro pracuję nad sobą, żeby odnaleźć siłę wewnętrzną. Chodziłam do psychologa i na warsztaty psychologiczne, czytam literaturę, która tego tematu dotyczy. To jedyne co mogę zrobić, by odnaleźć się w tej wyjątkowo trudne sytuacji, która trwa kilka lat. Czuję się bezradna, chce mi się krzyczeć i płakać widząc w jakim chwilami jest strasznym stanie. Wiem, że muszę być silna, ale co najważniejsze spokojna i konsekwentna.Nie zawsze mi się to udaje. Są okresy, kiedy nie wychodzi z domu - nie ubiera się, nic nie je, nie myje się. Tylko MYŚLI. Ostatnio znowu nasiliły się objawy. To efekt niepowodzeń, które miał ostatnio (zerwanie z dziewczyną, zwolnienie z pracy).

Czytam na Forum Wasze doświadczenia, bo to jedyny sposób, żeby się dowiedzieć co ON może przeżywać. Może podpowiecie mi co mogę dla niego zrobić. Powiedzcie, czego Wy oczekujecie od swoich bliskich? Jak funkcjonujecie, jak radzicie sobie z chorobą, kiedy dopada Was głęboka depresja?

Dodam jeszcze, że syn absolutnie nie zgadza się na branie leków. Nie chce pójść do lekarza. Na początku choroby próbował to robić. Teraz jednak zdecydowanie odmawia leczenia!!!

Wasza pomoc będzie dla mnie bezcenna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Widze, ze srednio tutaj odpisuja...Dlatego ja coś napisze, ale nie wiem czy to będzie pomocne.

Napisala Pani,ze chodziła do psychologa i na zajęcia, więc pewnie Pani lepiej wie, jak powinno się postępować z osobą chorą na nerwicę natręctw- niż sam chory. Generalnie ta choroba rządzi zachowaniem,odruchami, myslami, dlatego chory nie zawsze wie co dla niego dobre, a działania bliskich odbiera jako atak. Przynajmniej ja tak miałam, przerwanie moich rutynowych czynnosci zwiększa tylko niepokój.Nie pomagają też głupie teksty,awantury czy komentarze (przynajmniej mi). Za to pomaga spokojne tłumaczenie ze strony bliskich,ze będzie dobrze, nic się nie stanie, i ze nie musze pewnychr zecyz robić.Z tego co wiem, i co sama rpzezyłam - nie powinno się godzić na wsyztsko co wymysla osoba chora.., u mnie w pewnym momencie zadziałał szantaż, dzieki któremu sie uspokoilam,a nrwica ucichła. Oczywiście to wszystko mówię z własnego doświadczenia - nie wiem jak mają inni- bo rózni są ludzie,i tak samo jest wiele metod leczenia. Jeśli syn nie chce brac leków - to moze chociąz psycholog by pomógł.Cęsto jest tak,ze pewnych rzeczy nie mozna powiedziec bliskim a łatwiej wydusic to komus obcemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc non.

Lekarz + prochy - wiem, ze glupio brzmi, ale takie jest wyjscie z NN.

Przy ciezkich stanach lekowych to najlepsze rozwiazanie.

Popatrz na czarna liste lekarzy - jest w innym dziale tego forum :-)

Zaplanuj sobie i dzialaj. Szkoda, ze nie masz oparcia w otoczeniu, ale to nie jest najwiekszy bol.

Zacznij dzialac sama, bo chyba nie masz innego wyjscia.

 

Ja kiedys tez mialem zdarte rece do krwi od mycia ...

 

Pozdrawiam,

PLK

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Dziękuję za cenne informacje.

Chciałam wyjaśnić, że chodząc do psychologa czy na warsztaty psychologiczne (metoda Herllingera) walczyłam o odzyskanie swojej równowagi psychicznej (nie umiałam sobie radzić z tą trudną sytuacją). Moja bezsilność w sytuacji kiedy mój syn praktycznie wyłączył się z życia, obserwowanie jego stanu (z przystojnego, wesołego mężczyzny stał się wychudzonym, smętnym facetem) doprowadzała mnie nieomal do załamania psychicznego. Dzięki intensywnej pracy nad sobą odnalazłam pewną stabilizację psychiczną. Wiem, że mój spokój jest jednym z najważniejszych czynników w walce o odzyskanie sił i radości mojego syna. Stąd staram się najlepiej jak potrafię pracować nad sobą .

Szukałam też pomocy u psychiatrów i psychoterapeutów.Jednak nie otrzymałam żadnych przydatnych w mojej sytuacji rad. Jedyne co usłyszałam od jednego z nich, to że nie powinnam się zgadzać na żądania chorego. Dobrze mówić, a tymczasem to ja na co dzień jestem z osobą cierpiącą na ZOK i muszę mierzyć się z trudnymi sytuacjami i agresją syna. Straciłam wiarę w specjalistów.

Co pogarsza sytuację, to fakt, że syn nie chce ze mną rozmawiać. Nie tylko na temat choroby, ale co gorsze na jakikolwiek temat. Unika mnie jak może. Ucieka nawet od kontaktu wzrokowego. Czasami rozmawia ze mną, ale tylko zza drzwi. To dla mnie bardzo trudne :-(

Przypadkowo znalazłam w internecie Waszą stronę i pomyślałam sobie, że tutaj na pewno dowiem się co naprawdę czują osoby mające ZOK i może tutaj otrzymam wskazówki - jak mogę pomóc mojemu synowi.

 

Jego choroba trwa już ponad 4 lata. Bywały okresy kiedy potrafił się ostro zmobilizować. Dokończył studia - napisał pracę i obronił się. Podjął pracę, chodził na siłownię, spotykał się z dziewczynami. Bywały też bardzo trudne chwile. Tak jak teraz.Całkowicie wyłączył się z życia. Stracił pracę i co gorsza dziewczynę. Wiem, że czuje się bardzo osamotniony. Ja niestety nie mogę zapełnić tej luki, bo mnie w żaden sposób nie dopuszcza do siebie.

Byłabym bardzo wdzięczna za Twoje doświadczenia :-) Szczególnie uwagi dotyczące tego jakiego postępowania oczekiwałabyś od bliskich? Które byłyby Twoim zdaniem pomocne? Jakie postępowanie Twoim zdaniem jest najskuteczniejsze w zwalczaniu objawów???

 

---- EDIT ----

 

Mogłabyś mi coś więcej powiedzieć o tym jaki wobec Ciebie zastosowano szantaż? Może jest to jakaś metoda w przypadku mojego syna?

Dodam, że syn nie chce słyszeć o leczeniu i braniu leków. Jakakolwiek próba rozmowy na ten temat powoduje u niego straszny niepokój i agresję. To mnie przeraża, bo wiem że to samo nie minie, a tylko może się nasilać.

Bardzo dziękuję, że odpowiedziałaś mi. Może obie mogłybyśmy sobie pomóc? Ty mi opowiesz o swoich problemach, a ja jako obca osoba, spróbuję Ci pomóc :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochanie,

tak mi przykro, że się tak męczysz. Jesteś silną, wrażliwą osobą i na pewno podejmiesz właściwe działania. Zacznij od zastanowienia się jakiego wybrać psychiatrę. Czy to powinna być kobieta czy mężczyzna i w jakim wieku. Oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia mają swoje strony internetowe, na których m.in. zamieszczają informacje "Gdzie się leczyć" np. www.nfz-poznan.pl lub www.nfz-wroclaw.pl. Tam wybierzesz dział "Opieka Psychiatryczna I Leczenie Uzależnień", potem poradnie zdrowia psychicznego. Masz tam podział na powiaty, gminy i dzielnice. Przy każdej poradni masz adres i nr telefonu. Zadzwoń i dopytaj rejestratorki o lekarzy. Wybierz takiego, który spełniał będzie twoje kryteria. Dodam, że do psychiatry nie potrzeba skierowania. Wystarczy się zarejestrować i pójść z dowodem tożsamości.

Nie czekaj. Wyszukaj już dziś poradnie i wybierz swojego lekarza. Im szybciej zaczniesz leczenie, tym szybciej odzyskasz spokój i radość życia. Jeśli mogłabym Ci w czymś jeszcze pomóc, proszę napisz do mnie. Ja Ci wczoraj odpisałam na Twoją odpowiedź z propozycją wzajemnej pomocy :-) ("Prośba o pomoc", Matka). Cieplutkie uściski od Matki :-)

Ps. Może powiesz mi jak Ci na imię. Łatwiej będzie nam rozmawiać :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam Panią serdecznie,

 

A ja jako osoba chora, uważam że robi Pani bardzo żle.To miłe że troszczy się Pani o swojego syna ale niewolno robić tego kosztem siebie.Uważam że syn doprowadzi Panią do załamania nerwowego.Proszę jak najszybciej znależć dla syna jakiś szpital,najlepiej przyprowadzić lekarza do domu.Pani mu w tej chwili nie pomaga ale pogarsza sytuację i do tego niszczy siebie.pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój syn jest chory na nerwice natrectw a przy tym ma jeszcze depresje.Poniewaz sytuacja wyglaada bardzo zle,leki mu nie pomagaja leczy sie juz 9 ms.Mam pytanie czy ktos moze był w osrodku w Orzeszu???Leczył ktos sie tam???Poza tym jeszcze jedno pytanie czy ktos dostał rente z takim schorzeniem???Syn ma 15 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lol nerwica w wieku 15 lat? I depresja ? niby czym spowodowana?

To chyba może byc Twoja wina :P Co do renty nie wiem ale zarabianie na dzieciaku w taki sposob to eh ;]

Co do leczenia to może nie ośrodki ale pozowlic pobawic mu się z rówieśnikami ? A nie trzymac jak wiewiórke w pudełku ?:|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co piszesz takie głupoty!!!Nie pytam o rente w celu zarobienia!!!a skad wiesz że go ktos trzyma w klatce.Widac ,ze nie masz pojęcia o czym pisze!!!A dokładnie to NN ma od 13 roku zycia!!!I na pewno przeze mnie!!!

 

---- EDIT ----

 

Depresja spowodowana chorobą!!!

 

---- EDIT ----

 

Tak jak myslałam.Przeczytałam Twoje posty na tym forum i rzeczywiście nie masz pojęcia o czym pisze!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie skomentuje wypowiedzi Magika. Nie wiem, kto to jest, ale na pewno nikt, kto ma jakiekolwiek pojecie o tej chorobie. Madra osoba wie, ze nerwica spotyka zarowno dzieci, mlodziez, jak i doroslych. Teraz coraz czesciej kilkunastolatkow. Tak wiec nie reaguj na takie posty.

tyle ode mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie martwcie sie, nie musicie juz sie bac liczby 666, najnowsze badania wskazuja na to ze pierwotnie Ap.Sw.Jana zostala niepoprawnie przetlumaczona (skopiowana) i liczba bestii (wcale nie Szatana) to 616.

A raczej wszystko wskazuje na to ze tu chodzi o cesarza Nerona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam :-)

jestem matką syna, który od ponad 4 lat z walczy z tym TYRANEM złego myślenia.

Powiem Ci Hackthebrain, że syn dokładnie jak Ty wychodził z założenia, że doskonale sobie z tym poradzi bez psychoterapeutów i "prochów". Okazał się bardzo twardy w walce, ale niestety efekt jest taki, że teraz NN nasiliła się tak bardzo, że praktycznie wyłączył się z życia. Z przystojnego, wesołego faceta stał się nerwowym, chudym smutasem. Niestety wystawił mnie poza margines osób, które mogą mu pomóc. Wprzągł mnie w swoje rytuały. Moje próby przeciwstawiania się tym rytuałom kończyły się agresją (chwilami walił pięściami w szyby w drzwiach i krwawiły mu ręce), że nie wspomnę o słowach jakie kierował do mnie. To było straszne, bo nie wiedziałam jak się odnaleźć w takich sytuacjach. Sama wpadłam w taką depresję, że nie miałam sił do życia. Musiałam szukać pomocy u psychologa. Gdyby nie to, to pewnie byśmy się pozabijali :-(

Niestety teraz doszedł do krytycznego momentu - stracił wszelkie nadzieje. Kolejne nieudane związki z dziewczynami, niepowodzenia w pracy, problemy z jedzeniem (rytuały przeszkadzały mu w jedzeniu) spowodowały, że stracił siły psychiczne i fizyczne. Stał się wrakiem człowieka!!! W końcu przyznał się do choroby!!! Kilka dni temu trafił do dobrego psychoterapeuty (wspólnie z moim bracholem zorganizowałam mu wizytę). Bez naszego udziału na pewno nie miał dość sił, żeby zorganizować sobie tę wizytę. O dziwo od razu po wizycie wykupił "prochy" i zaczął je brać. Widać, że miał ogromną determinację, bo bez tego NIGDY NIE ZDECYDOWAŁBY SIĘ BRAĆ "PROCHÓW". Mam nadzieję, że dzięki temu odnajdzie siły,żeby rozpocząć terapię, która przywróci go do życia. Psychiatra (który notabene został dobrze oceniony przez mojego wymagającego syna) po rozmowie z nim stwierdził, że mimo ogromnego nasilenia objawów, ale przy jego zdrowym samokrytycyzmie w ocenie jego stanu psychicznego są szanse, że już w ciągu 6 miesięcy powinien wrócić do normalnego życia.

Na razie nie ma pracy i pewnie przez ten czas nie będzie miał dość sił, żeby ją znaleźć. Niemniej jednak to wszystko głupstwo, jeśli tylko odzyska wigor i radość życia. NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!!! Te 4 lata to był prawdziwy koszmar zarówno dla niego, jak i dla mnie. Obserwowanie jak się męczy, jak fizycznie się kurczy (schudł 15-20 kg), a jego twarz staje się posępna i pełna agresji, to było PONAD MOJE SIŁY.

Przepraszam, jeśli moja opowieść wydała się zbyt przykra. Niech stanie się ona dla Ciebie pewnym doświadczeniem, nad którym warto się zastanowić.

Jesteś młodym człowiekiem, który ma dla kogo żyć i dlatego nie bagatelizowałabym tej podstępnej choroby. Nigdy nie wiadomo kiedy może się ona przerodzić w TYRANA. Stąd gorąco namawiałabym Cię, żebyś znalazł dobrego psychoterapeutę, który przywróci Ci spokój i harmonię.

Cieplutko pozdrawiam,

Matka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×