Skocz do zawartości
Nerwica.com

Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic - 7F


mała defetystka

Rekomendowane odpowiedzi

jak się przestawia teraz sytuacja z dostaniem się ?

 

Jeśli ktoś chce się leczyć i ma z czego, i nic go nie dyskwalifikuje, to dostanie się bez najmniejszego problemu.

Jeśli jesteś zdecydowana, to po prostu zadzwon i się umów. Jeśli brak Ci zdecydowania, to nie ma sensu zawracać sobie i innym głowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co wcześniej czytałam a jestem na połowie postów w tym temacie to niektórzy mają już tą terapię za sobą.

Czy to prawda,że na początku przez pierwsze 2 tygodnie nie ma żadnej terapi?

 

Jeśli chodzi o terapię indywidualną, to prawda. Ale społeczność jest od samego początku - to też forma terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeszłam pozytywnie wszystkie 4 konsultacje i zostałam zakwalifikowana do przyjęcia na Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic Szpitala im. Babińskiego w Krakowie. Przyjęcie mam 20 stycznia 2014 roku. Na podstawie kwalifikacji przydzielili mnie do psychoterapii grupowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to prawda,że na początku przez pierwsze 2 tygodnie nie ma żadnej terapi?

 

Przez pierwsze 2 tygodnie (2 weekendy) nie ma przepustek, ale od razu są zajęcia takie jak spotkania społeczności codziennie. Terapia właściwa i dodatkowe zajęcia zaczynają się po 2 tygodniach, czasem wcześniej, zależy od różnych okoliczności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za 2 tygodnie mam pierwszą konsultację. Piszecie że polega ona głównie na milczeniu ze strony prowadzącego. W jaki sposób przerwaliście milczenie? Przecież nie będę całą godzinę użalał się nad sobą.

 

Dlaczego miałbyś się nie użalać nad sobą przez godzinę? Skoro tak czujesz, to czemu nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, wlaśnie coś słyszałam że nudy są bo mało zajęć :roll:

 

Co to znaczy "mało zajęć" bo "mało" to pojęcie względne. Ile godzin dziennie jest zajęć? Ile zajęć dla pacjentów którzy są na terapii indywidualnej a ile dla tych na grupowej?

Może ktoś kto jest teraz na oddziale mógłby zrobić zdjęcie planu zajęć telefonem i wrzucić je tutaj?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to sobie tak myślę, że spędzenie pół roku na oddziale, gdzie ma się np. terapię indywidualną 2 razy w tygodniu, to straszne marnotrawstwo czasu. Już lepiej chodzić 2 razy w tyg. na terapię ambulatoryjnie, nawet prywatnie (oczywiście to możliwość dla ludzi pracujących; na NFZ najwyżej raz w tygodniu - też nieźle). Człowiek nie wyłącza się z życia i na bieżąco pokonuje swoje trudności, a ponadto może się terapeutyzować dłużej niż pół roku. 6 miesięcy to za mało - po oddziale potrzebna jest kontynuacja, a kogo stać na to, by jeździć do Krakowa chociaż raz w tygodniu na terapię (nie licząc Krakowian)? Przy tym mam tu na myśli ludzi, którzy dają radę funkcjonować na co dzień. Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem jest 3-miesięczny oddział dzienny blisko miejsca zamieszkania, bo jest więcej zajęć, pacjent nie odrywa się od swojego środowiska, a po wypisie jest możliwość kontynuacji terapii (teoretycznie).

Wobec tego nie rozumiem myślenia o 7F jako o ostatniej desce ratunku.

Jednak coś mnie do tego oddziału przekonuje. To, że jest tyle czasu wolnego - to byłby znakomity czas na olanie wszelkich obowiązków, nadrobienie zaległości książkowych i rozwijanie pasji :D. Tyle że w ten sposób pogłębiłabym swoje dysfunkcyjne uciekanie od problemów.

Inny plus - gdy lęk paraliżuje życie i na terapię fizycznie się nie dociera, taki oddział może dać poczucie bezpieczeństwa (vide organizacja czasu, życie bez większego wysiłku), dzięki któremu dopiero będzie możliwa terapia. I generalnie taki odpoczynek od obowiązków i codzienności może zbawienny. A może destrukcyjny? Nie wiem.

 

Miałam potrzebę podzielenia się z Wami moimi przemyśleniami i to uczyniłam :). Jestem ciekawa, co Wy na to, bo mimo wszystko mam z tyłu głowy myśl, by kiedyś jednak pójść na ten oddział,.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak nigdy się tutaj nie wypowiadam – tylko od czasu do czasu przeglądam temat – tak wypowiedź Mamre naprawdę mnie zatrzymała.

 

Ja to sobie tak myślę, że spędzenie pół roku na oddziale, gdzie ma się np. terapię indywidualną 2 razy w tygodniu, to straszne marnotrawstwo czasu.

Mamre, pobyt na 7F uważam za daleki od marnotrawstwa czasu, przyjmując oczywiście, że podejmuje się faktyczny wysiłek.

 

Już lepiej chodzić 2 razy w tyg. na terapię ambulatoryjnie, nawet prywatnie (oczywiście to możliwość dla ludzi pracujących; na NFZ najwyżej raz w tygodniu - też nieźle).

W kwestii formalnej: na oddziale poza dwoma spotkaniami z terapeutą (w przypadku terapii grupowej – trzema), w tygodniu masz jeszcze kilka spotkań z przydzieloną ci pielęgniarką psychospołeczną (w zależności od tego, kiedy jest na dyżurze), obowiązkowe zajęcia z psychorysunku, ewentualne zajęcia dodatkowe, ale przede wszystkim codzienne (poza weekendami) zebrania społeczności terapeutycznej. Nie ma więc porównania z terapią indywidualną w trybie ambulatoryjnym. W takiej terapii terapeuta zna tylko ten wycinek twojej rzeczywistości, jaki mu przedstawisz w ciągu kilkudziesięciu minut, przez które się w tygodniu widzicie. Na oddziale wiedza o tobie jest poszerzona o to, co mówisz na rozmowach z pielęgniarką, na psychorysunku etc., ale przede wszystkim o to, jak funkcjonujesz w społeczności. Można więc powiedzieć, że informacje o tobie zbierane są przez całą dobę; nie tylko od ciebie, ale i od ludzi, z którymi przez te pół roku żyjesz.

 

Człowiek nie wyłącza się z życia i na bieżąco pokonuje swoje trudności, a ponadto może się terapeutyzować dłużej niż pół roku. 6 miesięcy to za mało - po oddziale potrzebna jest kontynuacja, a kogo stać na to, by jeździć do Krakowa chociaż raz w tygodniu na terapię (nie licząc Krakowian)? Przy tym mam tu na myśli ludzi, którzy dają radę funkcjonować na co dzień. Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem jest 3-miesięczny oddział dzienny blisko miejsca zamieszkania, bo jest więcej zajęć, pacjent nie odrywa się od swojego środowiska, a po wypisie jest możliwość kontynuacji terapii (teoretycznie).

Na oddziale siłą rzeczy wyłączasz się z jakichś aspektów swojego życia, skupiasz się jednak na innych; to, jak funkcjonujesz z ludźmi w społeczności, obrazuje twoje funkcjonowanie na zewnątrz. Tutaj więc także na bieżąco pokonujesz swoje trudności, często takie, które na zewnątrz byłoby ciężej zauważyć. Codzienne życie z trzydziestoma paroma osobami zamieszkującymi niewielką przestrzeń niekoniecznie jest sielanką; w tym czasie można się o sobie naprawdę wiele dowiedzieć.

 

ponadto może się terapeutyzować dłużej niż pół roku. 6 miesięcy to za mało - po oddziale potrzebna jest kontynuacja, a kogo stać na to, by jeździć do Krakowa chociaż raz w tygodniu na terapię (nie licząc Krakowian)?

Nie podejrzewam nikogo o myślenie, że pół roku na 7F rozwiąże wszystkie jego problemy, tak że nie będzie już potrzebował terapii. Skąd pomysł, że po tym czasie trzeba kontynuować terapię u terapeuty, który prowadził cię na oddziale? Nie wiążemy się z tymi ludźmi na całe życie; oni po prostu pokazują nam, jak możemy inaczej funkcjonować. Dalszą terapię kontynuuje się w takiej formie, w jakiej jest to możliwe. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, o co Ci chodzi.

 

Przy tym mam tu na myśli ludzi, którzy dają radę funkcjonować na co dzień. Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem jest 3-miesięczny oddział dzienny blisko miejsca zamieszkania, bo jest więcej zajęć, pacjent nie odrywa się od swojego środowiska, a po wypisie jest możliwość kontynuacji terapii (teoretycznie).

Oddział dzienny a OLZO to dwie inne rzeczy. Jak już mówiłam, czasowe oderwanie się od swojego środowiska (do którego wraca się jednak przecież na przepustki) wiąże się z próbą wdrożenia się w nowe, co jest równie istotne. Oddział dzienny nie zapewnia ci takiego wglądu w siebie, jaki jest możliwy na OLZO, właściwie właśnie dlatego, że po ukończonych zajęciach wracasz do swojego „normalnego” życia, a tym samym nie wchodzisz w jakieś większe interakcje z ludźmi, z którymi jesteś w terapii. Jeśli chodzi o kontynuowanie terapii, tutaj również się powtórzę – terapię można (trzeba) kontynuować i po 7F, po prostu u innych specjalistów.

 

Jednak coś mnie do tego oddziału przekonuje. To, że jest tyle czasu wolnego - to byłby znakomity czas na olanie wszelkich obowiązków, nadrobienie zaległości książkowych i rozwijanie pasji :D. Tyle że w ten sposób pogłębiłabym swoje dysfunkcyjne uciekanie od problemów.

Taaak… Przyszłam na oddział z bardzo podobnym nastawieniem i uwierz mi, zostało ono szybko zweryfikowane. Nie łudź się, że ktoś pozwoli Ci na nadrabianie zaległości książkowych etc. – nie po to idziesz na terapię, żeby zamykać się w pokoju z książką; w takim wypadku faktycznie lepiej zdecydować się na terapię ambulatoryjną. Jasne, nie ma nic złego w tym, żeby od czasu do czasu poświęcić trochę czasu dla siebie, przeczytać rozdział dziennie czy zrobić coś innego w kwestii rozwijania pasji. Ale nie mam się wizją jakiegoś czasu wolnego, który będziesz spędzała w samotności. Jak ostatnio powiedziałam mojej pielęgniarce, że z takim nastawieniem przyszłam na oddział („…bo ja myślałam, że będę chodziła na sesje, społeczności, zajęcia obowiązkowe, a resztę czasu spędzę w spokoju na czytaniu i nauce z dala od świata, i nikt nie będzie mi przeszkadzał”), to mnie wyśmiała. Myślę, że wszystko rozbija się właśnie o to, że terapia na 7F nie kończy się w gabinecie psychoterapeuty czy w dyżurce; ogromną częścią terapii są ludzie, z którymi mieszkasz. Jeśli więc zdecydujesz się ich zignorować na rzecz czasu sam na sam z książką, bardzo wiele stracisz. Poza tym, jak już mówiłam, w końcu ktoś cię z tym skonfrontuje – jeśli nie pacjenci, to terapeuta czy pielęgniarka. A jeśli chodzi o możliwość olania wszelkich obowiązków – o tym też zapomnij. Na oddziale z pewnością jest ich mniej niż w życiu „na zewnątrz”, ale dla niektórych nawet wykonanie tych kilku dyżurów, do których jest się zobligowanym na oddziale, może stanowić trudność.

 

Inny plus - gdy lęk paraliżuje życie i na terapię fizycznie się nie dociera, taki oddział może dać poczucie bezpieczeństwa (vide organizacja czasu, życie bez większego wysiłku), dzięki któremu dopiero będzie możliwa terapia. I generalnie taki odpoczynek od obowiązków i codzienności może zbawienny. A może destrukcyjny? Nie wiem.

Zgodzę się co do poczucia bezpieczeństwa, jaki daje narzucona z góry organizacja czasu. Należy jednak pamiętać, że ta organizacja jest bardzo ramowa – wiesz, do której godziny musisz wstać i posprzątać, w jakich porach masz posiłki, kiedy odbywają się sesje, zajęcia etc., pozostaje jednak sporo czasu, w którym trzeba zorganizować coś własnego. I tutaj pojawia się niebezpieczeństwo przeznaczenia go w całości na nadrabianie zaległości książkowych, nadrabianie zaległości w śnie… Oddział daje ci jakieś ramy, ale nie odciąża cię od wzięcia odpowiedzialności za siebie samego. I – powtórzę się po raz ostatni – na końcu terapii widzę wyraźnie, że 7F nie jest odpoczynkiem od codzienności. Od wielu obowiązków – na pewno, ale nie od codzienności. Zostajesz ze swoją codziennością, którą znałeś wcześniej; przecież nie przestajesz nagle o niej myśleć, poza tym omawiasz ją na sesjach, w rozmowach. Dodatkowo zaś wkraczasz w nową, bardzo intensywną codzienność oddziałową. Może i na mapie Kobierzyn znajduje się daleko od codzienności wielu z nas, ale w Kobierzynie życie wcale się nie zatrzymuje.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze to ujęła Wiebke, to co się dzieje na oddziale, to oprócz terapii i zajęć indywidualnych czy grupowych, jest żywa interakcja i różne sytuacje które mają miejsce na co dzień. Z personelem, społecznością, poszczególnymi osobami, atmosfera i relacje w pokoju, sytuacje z życia na co dzień. To pokazuje najwięcej naturalnego funkcjonowania który można świetnie wziąć na warsztat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

xirekm, Ja rozpisałam mój plan zajęć w moim wątku pt. "wyleczyć słowem..."

 

Ale ty tam napisałaś o szpitalu w Międzyrzeczu. Jeśli w Krakowie jest podobnie do lipa, bida z nędzą, przecież w tym planie prawie nic nie ma.

Dla przykładu ja rok temu byłem w Warszawie w Klinice Nerwic to tam były dla wszystkich: 3 godziny zegarowe zajęć dziennie + terapia indywidualna raz w tygodniu + ok. godzina zajęć organizowanych przez samorząd, niestety w moim przypadku nawet to nie pomogło i męczę się dalej :-(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę że i Mamre ma dużo racji, i Wiebke.

 

Może to być ""strata czasu"" - dla kogoś kto w miarę funkcjonuje i chodzi ambulatoryjnie na terapię. Pewnie efekty też później osiągane .

Co by też wskazywało, że do szpitala idą już te osoby, które nie funkcjonują/nie radzą sobie na tyle żeby móc chodzić ambulatoryjnie raz/tydz. I pewnie inne czynniki również o tym decydują ...

 

No ale to co chciałam przekazać ;) że każdy jest inny i nie dla wszystkich dobrym wyjściem jest szpital czy terapia ambulatoryjna na danym etapie życia/choroby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca mogę się zgodzić z tym, co pisze Wiebke. Być może jest tak , że terapii z 7F nie można porównać do terapii "ambulatoryjnej". Uważam jednak, że w terapii nie chodzi o to, w jaki sposób terapeuta zdobywa wiedzę o pacjencie. Moim zdaniem jest to nawet sprawa drugorzędna. Terapia wg mnie to proces, często wieloletni i w takim przypadku pół roku na F7, nawet bardzo intensywne spędzone, ze wszystkimi społecznościami i innymi zajęciami razem wziętymi nie koniecznie, może być tym czego pacjent potrzebuje. Uważam nawet, że pobyt na tym oddziale w niektórych przypadkach może być stratą czasu. Poza tym szpital to szpital - "nauka innego funkcjonowania" w warunkach oddziału to jedno a życie to drugie, a poza tym nie chodzi przecież o samo funkcjonowanie. Mam jeszcze parę innych spostrzeżeń, ale nie chce mi się rozpisywać bo późno. Moim zdaniem oddział stawia na nogi i daje jakiś tam wgląd w siebie ale z żadnych zaburzeń nie wyleczy - na to trzeba lat pracy nad sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×