Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wiebke

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Wiebke

  1. Tak jak nigdy się tutaj nie wypowiadam – tylko od czasu do czasu przeglądam temat – tak wypowiedź Mamre naprawdę mnie zatrzymała. Mamre, pobyt na 7F uważam za daleki od marnotrawstwa czasu, przyjmując oczywiście, że podejmuje się faktyczny wysiłek. W kwestii formalnej: na oddziale poza dwoma spotkaniami z terapeutą (w przypadku terapii grupowej – trzema), w tygodniu masz jeszcze kilka spotkań z przydzieloną ci pielęgniarką psychospołeczną (w zależności od tego, kiedy jest na dyżurze), obowiązkowe zajęcia z psychorysunku, ewentualne zajęcia dodatkowe, ale przede wszystkim codzienne (poza weekendami) zebrania społeczności terapeutycznej. Nie ma więc porównania z terapią indywidualną w trybie ambulatoryjnym. W takiej terapii terapeuta zna tylko ten wycinek twojej rzeczywistości, jaki mu przedstawisz w ciągu kilkudziesięciu minut, przez które się w tygodniu widzicie. Na oddziale wiedza o tobie jest poszerzona o to, co mówisz na rozmowach z pielęgniarką, na psychorysunku etc., ale przede wszystkim o to, jak funkcjonujesz w społeczności. Można więc powiedzieć, że informacje o tobie zbierane są przez całą dobę; nie tylko od ciebie, ale i od ludzi, z którymi przez te pół roku żyjesz. Na oddziale siłą rzeczy wyłączasz się z jakichś aspektów swojego życia, skupiasz się jednak na innych; to, jak funkcjonujesz z ludźmi w społeczności, obrazuje twoje funkcjonowanie na zewnątrz. Tutaj więc także na bieżąco pokonujesz swoje trudności, często takie, które na zewnątrz byłoby ciężej zauważyć. Codzienne życie z trzydziestoma paroma osobami zamieszkującymi niewielką przestrzeń niekoniecznie jest sielanką; w tym czasie można się o sobie naprawdę wiele dowiedzieć. Nie podejrzewam nikogo o myślenie, że pół roku na 7F rozwiąże wszystkie jego problemy, tak że nie będzie już potrzebował terapii. Skąd pomysł, że po tym czasie trzeba kontynuować terapię u terapeuty, który prowadził cię na oddziale? Nie wiążemy się z tymi ludźmi na całe życie; oni po prostu pokazują nam, jak możemy inaczej funkcjonować. Dalszą terapię kontynuuje się w takiej formie, w jakiej jest to możliwe. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, o co Ci chodzi. Oddział dzienny a OLZO to dwie inne rzeczy. Jak już mówiłam, czasowe oderwanie się od swojego środowiska (do którego wraca się jednak przecież na przepustki) wiąże się z próbą wdrożenia się w nowe, co jest równie istotne. Oddział dzienny nie zapewnia ci takiego wglądu w siebie, jaki jest możliwy na OLZO, właściwie właśnie dlatego, że po ukończonych zajęciach wracasz do swojego „normalnego” życia, a tym samym nie wchodzisz w jakieś większe interakcje z ludźmi, z którymi jesteś w terapii. Jeśli chodzi o kontynuowanie terapii, tutaj również się powtórzę – terapię można (trzeba) kontynuować i po 7F, po prostu u innych specjalistów. Taaak… Przyszłam na oddział z bardzo podobnym nastawieniem i uwierz mi, zostało ono szybko zweryfikowane. Nie łudź się, że ktoś pozwoli Ci na nadrabianie zaległości książkowych etc. – nie po to idziesz na terapię, żeby zamykać się w pokoju z książką; w takim wypadku faktycznie lepiej zdecydować się na terapię ambulatoryjną. Jasne, nie ma nic złego w tym, żeby od czasu do czasu poświęcić trochę czasu dla siebie, przeczytać rozdział dziennie czy zrobić coś innego w kwestii rozwijania pasji. Ale nie mam się wizją jakiegoś czasu wolnego, który będziesz spędzała w samotności. Jak ostatnio powiedziałam mojej pielęgniarce, że z takim nastawieniem przyszłam na oddział („…bo ja myślałam, że będę chodziła na sesje, społeczności, zajęcia obowiązkowe, a resztę czasu spędzę w spokoju na czytaniu i nauce z dala od świata, i nikt nie będzie mi przeszkadzał”), to mnie wyśmiała. Myślę, że wszystko rozbija się właśnie o to, że terapia na 7F nie kończy się w gabinecie psychoterapeuty czy w dyżurce; ogromną częścią terapii są ludzie, z którymi mieszkasz. Jeśli więc zdecydujesz się ich zignorować na rzecz czasu sam na sam z książką, bardzo wiele stracisz. Poza tym, jak już mówiłam, w końcu ktoś cię z tym skonfrontuje – jeśli nie pacjenci, to terapeuta czy pielęgniarka. A jeśli chodzi o możliwość olania wszelkich obowiązków – o tym też zapomnij. Na oddziale z pewnością jest ich mniej niż w życiu „na zewnątrz”, ale dla niektórych nawet wykonanie tych kilku dyżurów, do których jest się zobligowanym na oddziale, może stanowić trudność. Zgodzę się co do poczucia bezpieczeństwa, jaki daje narzucona z góry organizacja czasu. Należy jednak pamiętać, że ta organizacja jest bardzo ramowa – wiesz, do której godziny musisz wstać i posprzątać, w jakich porach masz posiłki, kiedy odbywają się sesje, zajęcia etc., pozostaje jednak sporo czasu, w którym trzeba zorganizować coś własnego. I tutaj pojawia się niebezpieczeństwo przeznaczenia go w całości na nadrabianie zaległości książkowych, nadrabianie zaległości w śnie… Oddział daje ci jakieś ramy, ale nie odciąża cię od wzięcia odpowiedzialności za siebie samego. I – powtórzę się po raz ostatni – na końcu terapii widzę wyraźnie, że 7F nie jest odpoczynkiem od codzienności. Od wielu obowiązków – na pewno, ale nie od codzienności. Zostajesz ze swoją codziennością, którą znałeś wcześniej; przecież nie przestajesz nagle o niej myśleć, poza tym omawiasz ją na sesjach, w rozmowach. Dodatkowo zaś wkraczasz w nową, bardzo intensywną codzienność oddziałową. Może i na mapie Kobierzyn znajduje się daleko od codzienności wielu z nas, ale w Kobierzynie życie wcale się nie zatrzymuje. Pozdrawiam.
×