Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

linka, problem tym że to wszystko zamknięte koło ;( żeby pójść do innego lekarza chyba potrzebowałabym być już na lekach jakiś czas ;( a żeby być na lekach muszę pójść..i co z tego że wiem że muszę? że tak trzeba? skoro to nie pomaga w przełamaniu lęków i bariery.....zamknięte koło dlatego jest tak źle i nie widzę wyjścia :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a żeby być na lekach muszę pójść..i co z tego że wiem że muszę? że tak trzeba? skoro to nie pomaga w przełamaniu lęków i bariery.....zamknięte koło dlatego jest tak źle i nie widzę wyjścia :why:

Jakie zamknięte koło...? Ty sama je zamykasz! Wyjście jest i albo się przełamiesz i pójdziesz po pomoc albo się pogrążysz. Masz wybór. Niepodjęcie decyzji też jest wyborem - bierności i dalszych męczarni. Mówisz, że jesteś silną dziewczyną, a dajesz sobą kierować przez lęki i jakieś stany - weź jakieś benzo albo poproś chłopaka albo Cię zawiózł do psychiatry. Przecież to możesz zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, ta wszystko piękne i cudowne. zamykam je z pewnością chce tak tkwić prawda? to może jeszcze mi powiesz skąd mam takowe benzo wziąć? pomijając to że brałam tylko tranxenne łagodne, i że mówiłam już że tego typu leki mi nie pomagają bo zmulają co jeszcze bardziej mnie nakręca.

może mnie zawieźć i co z tego skoro nie dam rady wyjść z samochodu i wejść do gabinetu?

nie chodzi o podjęcie decyzji tylko o to żeby dało radę się to wykonać. decyzję podjąć umie każdy głupi. tak owszem, daję się kierować bo doszłam do takiego stanu gdzie to faktycznie kieruje mną i nie jest tak hop siup nawet wsiąść do samochodu i gdzieś pojechać.

jestem silna bo mam stany histerii jak dziś ale w końcu i tak się nie poddaję..teraz też już mi trochę minęło..kosztem zjedzonej czekolady i wielu godzin płaczu..

mówiłam też że zgubiłam swoją siłę jeśli chodzi o przełamanie lęku. niektórych rzeczy nei potrafię.

 

linka, tak chyba będę musiała poszukać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eve, nie myślę że nie wiesz jak to jest zasiedzieć się w domu przez 1,5 roku i jak wtedy jest ciężko. jakby się dało to bym to zrobiła. dać się da na pewno ale nie znalazłam na to jeszcze dla siebie sposobu. mur. bariera. i koniec.

jeśli faktycznie coś mam dać radę nawet jak jest ciężko to daję. ale są takie rzeczy których od tak niestety nie potrafię.

kiedyś jak miałam lęki i nie trwało to tak długo to owszem było ciężko i owszem w końcu dawałam radę. ale teraz jest zupełnie inna sytuacja jak wpadniesz w takie coś, w takie zamknięcie.

 

-- 08 lip 2011, 16:50 --

 

linka, ale tu chodzi o to że ja się boję tych leków więc tak czy siak się nakręcam...bo się boję że od leków mi się coś stanie. jak ma mi pomóc coś czego się boję? łyknę taką tabletkę i sama sobie wmówię skutki uboczne i nie wiadomo co. o to chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem czy tacy psychiatrzy przepisują leki czy tylko przychodzą "postawić diagnozę" ...ale poszukam...

 

-- 08 lip 2011, 16:56 --

 

linka, bardzo chętnie bym brała gdyby pomagały...ta tylko oddział to znowu rozmowy o przyjęcie, skierowania itp...myślałam juz o tym..ale musiałabym być w chociaż trochę stabilniejszym stanie żeby dać radę iść na te rozmowy bo skończyłoby się zapisaniem się i nie pójściem...

 

-- 08 lip 2011, 16:57 --

 

:hide: mam wrażenie że żeby zrobić cokolwiek musi być choć trochę lepiej ;] a jak zrobić żeby było lepiej ;] za długo już czekam na dzień kiedy mnie natchnie i jak kiedyś w ciągu kilku dni wrócę do normalnego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale tu chodzi o to że ja się boję tych leków więc tak czy siak się nakręcam...bo się boję że od leków mi się coś stanie. jak ma mi pomóc coś czego się boję? łyknę taką tabletkę i sama sobie wmówię skutki uboczne i nie wiadomo co. o to chodzi.

 

no coś w tym jest niestety. kiedyś jak byłam u psychiatry to mi powiedziała, że skoro sobie jakoś radzę to mi nie da leków, bo i tak by mi nie pomogły, bo jestem do nich tak strasznie źle nastawiona. :lol::pirate: tak więc jak widać nastawienie do farmakoterapii też ma znaczenie jeśli chodzi o jej powodzenie i efekty, może nie zadziałać albo podziałać z odwrotnym skutkiem. ;):pirate::roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może mnie zawieźć i co z tego skoro nie dam rady wyjść z samochodu i wejść do gabinetu?

nie chodzi o podjęcie decyzji tylko o to żeby dało radę się to wykonać.

Czekaj, trochę się pogubiłam. Więc wytłumacz mi, na czym problem polega:

Widziałam sprzed paru dni, chyba z przedwczoraj (?) Twoją aktualną fotkę - siedziałaś poza domem bodajże na plaży, zdjęcie miało podpis o ile pamiętam "ja podczas ataku paniki" czy coś w tym stylu. Czyli jakoś wyszłaś z domu. Więc powiedz mi, jaka jest różnica w tym, że na plażę wyszłaś (jakoś to zniosłaś), a wyjściem z samochodu do gabinetu? Czyli problem nie polega tyle na lęku przed przestrzenią co na lęku przed obcą osobą, tak? No, ale z drugiej strony opcja lekarza w domu Ci pasuje... Nie rozumiem... Gdzie jest "haczyk"? :bezradny: Może spróbuj rozpracować te swoje lęki, co za nimi stoi tak konkretnie. Czego się obawiasz? Co się może takiego stać trudnego dla Ciebie w gabinecie lekarza? Jaka jest różnica między wyjściem z domu na plażę a wyjściem z samochodu do gabinetu? Jakiej reakcji lekarza się obawiasz? Itd.

 

Aaa, widzę różnicę między lekarzem w gabinecie a lekarzem w domu. Chyba. I tą różnicą nie jest lęk przed wyjściem z domu... Lęk to tylko objaw... CZEGOŚ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, lęk jest ZAWSZE taki sam ZAWSZE. boję się tylko i wyłącznie jednej rzeczy OMDLENIA.

tak, pojechaliśmy nad morze, tak po wielu próbach udało mi się dotrzeć na plażę, a różnica jest spora bo nie czułam presji, mogłam w każdej chwili wrócić do samochodu, zostać sama. nie byłam z nikim na nic umówiona. więc gdybym nie dała rady nie musiałabym się przed nikim tłumaczyć, gdybym czuła że mdleję mogłabym uciec gdzieś gdzie nikt by nie widział. leżąc na plaży na kocu nikt nie zwróci uwagę na to że mdleję. poza tym aktualnie od dwóch dni siedze w pokoju i właśnie nie wychodzę na plażę bo się boję.

omdlenie nie przeraża mnie aż tak jeśli zemdleję gdy będę sama, a raczej nie przeraża mnie aż tak dopóki sobie nie przypomnę wybudzania.

różnica jest taka że umawiając się na wizytę zobowiązuję się do czegoś, płacę pieniądze,a tu jak nie pójdę nikt mi nic nie zrobi, nie będzie nalegał.

nie mam lęku przed przestrzenią. mam lęk przed omdleniem z dala od domu, lub bezpiecznego dla mnie miejsca.

nie muszę próbować rozpoznawać swoich lęków bo je znam.

tak opcja lekarza w domu mi pasuje bo jakbym miała mdleć to wstanę wyjdę do drugiego pokoju i położę się u siebie na łóżku, w swoim, bezpiecznym domu, bez obawy że mam drogę powrotną, bez potrzeby wstawania po omdleniu jeśliby się zdarzyło i bez świadków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, lęk jest ZAWSZE taki sam ZAWSZE. boję się tylko i wyłącznie jednej rzeczy OMDLENIA.

 

No chyba jednak nie tylko tej jednej rzeczy...:

 

omdlenie nie przeraża mnie aż tak jeśli zemdleję gdy będę sama

 

gdybym czuła że mdleję mogłabym uciec gdzieś gdzie nikt by nie widział. leżąc na plaży na kocu nikt nie zwróci uwagę na to że mdleję

 

Czyli w sumie generalnie chodzi o lęk przed reakcją ludzi (jaką?). A nie po prostu o omdlenie, tylko i wyłącznie. Bo jednak bardziej boisz się omdlenia wśród ludzi, aby nikt nie widział. Dlaczego nie chcesz, aby widział? Trudno okazywać "słabość" przy innych? Jako perfekcjonistce. Jako "silnej-niezależnej". Bo być może bycie silną, nieskazitelną, idealną to podstawa poczucia Twojej wartości. A jak się okaże, że potrzebujesz czasem pomocy od innych to ta wizja rypnie. Takie mam skojarzenia.

 

różnica jest taka że umawiając się na wizytę zobowiązuję się do czegoś, płacę pieniądze,a tu jak nie pójdę nikt mi nic nie zrobi, nie będzie nalegał.

 

No ale jak zamówisz wizytę do domu to też będziesz zobowiązana, umówiona. Ktoś zarezerwuje dla Ciebie swój czas, przyjedzie specjalnie tylko do Ciebie. Tak jest nawet gorzej, bo sprzed gabinetu można szybko czmychnąć, a lekarza z domu raczej nie wywalisz, no i nie odwołasz w ostatniej chwili.

 

mam lęk przed omdleniem z dala od domu, lub bezpiecznego dla mnie miejsca.

 

A pod jakimi względami gabinet psychiatry-lekarza jest obiektywnie rzecz biorąc mniej bezpiecznym miejscem na omdlenie niż Twoje mieszkanie w samotności?

 

tak opcja lekarza w domu mi pasuje bo jakbym miała mdleć to wstanę wyjdę do drugiego pokoju i położę się u siebie na łóżku, w swoim, bezpiecznym domu (...) bez świadków.

 

No jak to bez świadków? A lekarz w pokoju obok? Zostawisz go samego w pokoju?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, chyba Ci się za bardzo wydaje że znasz odpowiedzi na wszystkie pytania ..w każdym razie tak brzmią Twoje wypowiedzi. nie próbuj na siłę kogoś "diagnozować" . myślę że wiem sama najlepiej czego się boję..wszystko sprowadza się do omdlenia i rzeczy z nim związanymi. to jest ta jedna rzecz. omdlenie. ludzi samych w sobie się nie boję. i brzydko mówiąc w dupie mam co oni sobie o mnie pomyślą, nie uważam żeby omdlenie było słabością na które nie mogę sobie pozwolić. bo nie zależy to ode mnie, nie wpływam na to.

ale jeśli zemdlejesz, czujesz się fatalnie a nad Tobą pojawia się stado gapiów z otwartymi paszczami i patrzą się na Ciebie jakby w życiu nie widzieli żeby komuś się coś stało to mnie to wkurza. ale to nie to czego się boję. raczej tej otoczki, pytań co się stało, czy trzeba pomóc, wzywania karetki mimo że się prosi sto razy żeby tego nie robić. myślę że to trochę przez moich rodziców którzy jak mdlałam potem biegli do mnie z paniką jak pod prysznicem mi upadło mydło, przez wszystkie szpitale, wmawianie mi chorób, robienia niepotrzebnej paniki podczas gdy ja to miałam po prostu gdzieś. ja chce mieć po takim omdleniu święty spokój bo nie mam siły się ruszyć, i chce odpocząć, odetchnąć a nie odpowiadać na pytania które powodują kolejny atak paniki. a mój perfekcjonizm ma zastosowanie raczej do innych rzeczy. nie jestem samo wystarczalna i wiem że ludzie czasem potrzebują od kogoś pomocy, jeśli faktycznie jej ptorzebuję to ok, ale nie lubię jak ktoś mi jej udziela na siłę, podczas gdy najlepszą pomocą byłoby zostawienie mnie w spokoju ew. podanie wody.

poza tym ludzie nie umieją reagować na takie coś. łapią cię za głowę, tłuką po polikach, przekrzykują się. a w momencie gdy się wybudzam dla mnie to koszmar jak docierają do mnie takie rzeczy, bo wybudzanie samo w sobie jest okropne. a co dopiero jak ktoś mnie przenosi, chwyta, uderza, ściska za głowę, wybudzasz się z czegoś takiego i pierwsze co widzisz przerażone spojrzenia i głosy. uwierz że nie jest to fajne.

dom jest bezpieczniejszym miejscem i tyle. nie czuję potrzeby analizowania tego. bo jest to moja przestrzeń, moje łóżko. ew. mogę sobie leżeć potem na kanapie i kontynuować rozmowę. czuję się bezpieczniej i tyle. a nic by się nie stało gdybym owszem zostawiła go samego. zresztą to jest tylko wyjście awaryjne które skutecznie uspokaja, a z którego do tej pory w podobnych sytuacjach nie musiałam korzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dominika, dobrze Cię rozumiem, bo ja też nienawidziłam wybudzania się, gdy zemdlałam, masakra po prostu. :hide: moja terapeutka próbowała ode mnie coś wyciągnąć - że może się boję, bo wtedy tracę kontrolę nad swoim ciałem, że nie wiem co się ze mną stanie. ale to nie o to chodzi - ja po prostu nienawidzę tego uczucia!!! zarówno stanu tuż przed omdleniem jak i wybudzania się. to chodzi o samo czysto fizyczne uczucie.do tej pory mam traumę przez te moje wszystkie omdlenia w różnych miejscach. i rozumiem, że w domu Ci łatwiej, bo ja też chciałam po tym wszystkim tylko spokojnie się położć, bez ludzi, bez zamieszania, zawsze byłam po wszystkim bardzo zmęczona, ja jeszcze nad dodatek praktycznie zawsze po omdleniu wymiotowałam (a czasem tuż przed omdleniem). jedyne co po tym wszystkim chciałam to świętego spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, chyba Ci się za bardzo wydaje że znasz odpowiedzi na wszystkie pytania ..

 

Nie. Zauważ, że większość moich zdań z poprzedniego postu to PYTANIA.

I skojarzenia.

A nie odpowiedzi.

 

myślę że wiem sama najlepiej czego się boję..wszystko sprowadza się do omdlenia i rzeczy z nim związanymi. to jest ta jedna rzecz. omdlenie.

Ale człowiek nie mdleje bez powodu. Muszą być przyczyny psychologiczne albo somatyczne. Na to pierwsze jest terapia, a na drugie leki. Jaką masz w końcu diagnozę odnośnie tych omdleń? Jakiś lekarz Cię prowadzi?

 

No i kiedyś pytałam Cię też o to, jaka może być różnica między Tobą a moją koleżanką, która ma napady padaczkowe co jakiś czas, mimo leków i jednak nie powstrzymuje jej to przed funkcjonowaniem w życiu. Gdzie ta różnica tkwi? A ona wie, że ten napad może równie dobrze zdarzyć się np. na jej ślubie wśród tłumu. Jasne, to nie jest komfortowe i fajne, ale mimo tego to jej nie przeraża, nie ma ataków paniki w związku z atakami. Na początku ją przerażało, co się dzieje, miała dołki, ale jak już wiedziała, że to padaczka to to przyjęła, doinformowała bliskich, nosi chyba przy sobie karteczkę, że ma padaczkę. Gadałam z nią i bardziej przerażające dla niej od samych ataków (i reakcji ludzi na nie, dochodzenia do siebie) byłoby całkowite wycofanie z życia... do końca życia, z powodu tych napadów.

 

Kiedyś miała atak w szkole. Przyjechała karetka, wszyscy się zbiegli, patrzyli. Czuła się potem zmęczona, poleżała weekend w domu, no i wróciła normalnie na zajęcia. Raz miała atak za granicą na nartach. Ale nie wróciła z nich, wiedziała wcześniej, że jest prawdopodobieństwo, że może mieć atak. I miała. Odpoczęła parę dni i znów jeździła, tylko na mniejszym stoku. Prawdą jest to, że M. niechętnie gada o swojej chorobie, nie chce zwracać uwagi na coś, na co nie ma wpływu. Była i jest pochłonięta życiem. Napad traktuje jako coś niemiłego, jako silny dyskomfort, ale w międzyczasie nie koncentruje się na tym, myśli o napadach to ona ma tylko tuż po ataku albo jak idzie na wizytę kontrolną - ona ma duuużo spraw na głowie, dwa kierunki studiów, mąż, hobby. Rozumiejąc Twój dyskomfort i obawy zastanawiam się po prostu, dlaczego u Ciebie ta dolegliwość powoduje AŻ wycofanie z życia.

 

P.s. Ja też kiedyś mdlałam. Strasznie przykra sprawa. I przerażająca sama w sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, dokładnie to wszystko jest to co napisałaś....!!! ja też naprawdę po prostu nienawidzę tego uczucia, tego się nie da z niczym porównać..

 

naranja, u mnie to nie jest z powodów psychicznych, pisałam już o tym na forum wiele razy, Tobie akurat nie. ja mam takie problemu od malutkiego dziecka. jak miałam 2 lata to się zdarzały takie rzeczy, dowiedziałam się o tym rok temu jak byłam przy rozmowie mamy z psychologiem, jak opowiadała że nikt nie chciał ze mną zostawać bo wszyscy się bali że nie będą potrafili mi pomóc. ile razy ja byłam w szpitalach, ile razy byłam badana, prywatnie, nie prywatnie, tysiące badań. podejrzenia padaczki. podobno mam zapis padaczkowy ale nie padaczkę. :bezradny:

ostatnia diagnoza postawiona jest taka że wykluczono przyczyny nerwowe, psychiczne. stwierdzono że "taka jest moja natura" . nie chce mi się w takie coś wierzyć. lekarze tak mówią jak nie mają pojęcia co komuś jest. kiedyś brałam leki na padaczkę. jako że miałam nieprawidłowe eeg. potem się okazało że błąd lekarza. chętnie szukałabym dalej ale nie w trakcie tak zaawansowanej nerwicy..szczerze? to rok temu jak byłam na eeg, miałam nadzieję że mam padaczkę, że wtedy dostanę leki i to nie będzie się zdarzać.

nie wiem, widocznie Twoja koleżanka umie się z tym tak pogodzić. większość ludzi umie. dużo ludzi ma padaczkę i muszą normalnie żyć. nie wszyscy wpadają w nerwicę. ja wpadłam przez wyjazd na narty, gdzie miałam traumę bo myślałam że zemdleję na wyciągu spadnę i umrę. przedtem byłam jak Twoja koleżanka, ba potrafiłam zemdleć wstać i lecieć do kina, na rolki itp. a mdlałam w wielu miejsach, w szkole to chyba z tysiąc, na ulicy, w bibliotece, w tramwaju, na stoku, przy stole wigilijnym ( trauma kolejna bo moja babcia i dziadek mało zawału nie dostali...) na pokazach lotniczych, w kościele, pod prysznicem, chyba wszędzie :roll:

bardzo bym chciała zrobić jeszcze tyla badań..najważniejsze tarczyca, pionizacja i bolerioza bo ostatnio tyle o tym na forum że..no ale jak rok temu byłam zdeterminowana, to nie chcieli mi dać skierowania do szpitala na badania bo powiedzieli że nic mi nie jest i powinnam się cieszyć że tylko mdleję, że taka moja natura i inni mają gorzej. :roll:

ale potem...ta austria i myślę że też reakcje rodziców na to wszystko , nadopiekuńczość, panika przy każdym razie, wystarczyło że coś upuszczę tata i mama lecieli przewracając wszystko z paniką o oczach że zemdlałam i coś mi się stało. nie miałam też szczęścia do lekarzy. w domu też było jak było. to wszystko mogło sprzyjać rozwinięciu się nerwicy a poszło akurat w tę stronę...strach przed omdleniem. bo wcześniej też nienawidzłam tego odczucia fizycznego, ale potrafiłam się z tym pogodzić. potem się to zmieniło. ale jakoś sobie radziłam jeszcze z lękami, a ostatniego roku w kwietniu przyszło takie wycofanie i załamanie. bo miałam przerwę w omdleniach jakieś 2 lata, szczęśliwa byłam że minęło. ale wróciło. mimo to walczyłam. ale jak mimo walki mdlałam codziennie , nie zdolna wstać dalej, z uczuciem porażki i że wszystko na nic...sama nie wiem co bardziej mi teraz przeszkadza, nerwica i strach przed omdleniem czy depresja i poczucie że to bez sensu bo i tak się nic nie zmieni. :bezradny:

ja jeszcze zawsze przed omdleniem mam w głowie " o nie" bo wiem co mnie czeka. a potem zapadam w "sen" i nie pamiętam że zemdlałam , jestem w tym śnie szczęśliwa, jest super, czuję się jak w normalnym życiu, nie mam poczucia że to sen i nagle mnie coś z tego wyrywa, uświadamiam sobie że zemdlałam ,zaczyna się to okropne wybudzanie, te okropne, przeraźliwe dźwięki w głowie, wirowanie, uczucia, ściski, rozrywanie głowy, witraż przed oczami, pralka,odkurzacz, wszystko w głowie i muszę czekać aż to wszystko minie. najgorzej jeszcze było jak słyszałam głosy rodziców dochodzące "już spokojnie, już, już dobrze, już nic nic się nie stało" teraz te słowa powodują u mnie atak paniki. :shock:

zabroniłam bliskim osobom cokolwiek mówić jak zemdleję i łapać mnie za głowę. jak budzę się w "ciszy" z dala od ludzi to jest O NIEBO lepiej ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×