Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Nie komentuje tej czesci wyypowiedzi, ale ta w ktorej padlo ze sa inne sposoby, ktore potem byly omawiane. Ciesze sie ze pomoglo, jesli chodzi o ukazywanie negatywnych stron jestem za, nawet teks ze mozna zostac kaleka do konca zycia czesto wplywa odstraszajaco, ale prosze unikac pisania o sposobach lepszych i pewniejszych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc, Nie lepiej w ogóle o tym nie pisać?

To po co pisać o czymkolwiek..? Człowiek to bestia z natury głodna wiedzy, nawet jeśli nie ma zamiaru stosować jej w praktyce. Ot choćby taka Prayopavesa, założę się że mało kto w ogóle wie co to jest. Czy jak rzucę takim hasłem to od razu namawiam od odebrania sobie życia? Podpowiadam sposoby? Czy też rzucam hasło żeby podyskutować o pewnym zjawisku kulturowym, społecznym..?

 

Nie wiem o czym traktowały usunięte posty, ale wierzcie mi - cholernie chętnie bym je sobie poczytał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, o niczym tak naprawdę, bo dopiero się rozkręcaliśmy ;< No chyba, że oni się rozkręcili podczas mojej fazy rem i padły tu jakieś straszliwe słowa i stąd to poruszenie i usuwanie

 

Tak, stwórzmy Podziemną Siatkę Samobójców :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

deader, Chyba mnie nie do końca zrozumiałeś, bo chodziło mi o to właśnie, że skoro nie można pisać, bo będzie usuwane, to po co w ogóle poruszać temat sposobów na zabicie się?

A to sorry, faktycznie zrozumiałem opacznie :)

 

Jak tak sobie rozmyślam to może faktycznie to nie jest najlepszy wątek na takie klimaty, z drugiej strony - otwarcie tematu "Samobójstwo - historia i znaczenie w kulturze" było by z deka... eee... :bezradny: A szkoda bo generalnie temat jest ciekawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na razie pracuję średnio po 10-12 godzin na dobę. Dzięki temu nie mam czasu myśleć o samobójstwie. Jednak rzucam pracę, tylko czekam, aż szefowa znajdzie kogoś na moje miejsce. Daję jej ok. miesiąca. Boję się, że po tym czasie myśli wrócą, bo nawiedzają mnie w czasie wolnym, np. w weekendy (na szczęście zwykle mam wolna tylko sobotę lub niedzielę).

O, mnie też praca trochę "ratuje". I to, że studiuję to, co mnie pasjonuje. Wiadomo, na uczelnię nie chce się iść, ale czytanie lektur nie jest dla mnie rzeczą bezsensowną. Gdyby nie praca i zobowiązania uczelniane, byłoby ciężko. Śmieszni z nas ludzie, "poczucie przyzwoitości" wobec pracy wyżej nad własne istnienie :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn. nie jest to temat, w którym powinno sie omawiać skuteczność, a jednak jest to jedno z miejsc, które moga uchronić przez trwałymi obrażeniami, niekończacymi sie smiercią. To jest jeden z tych aspektów, w których przejawia sie popapranie świata. To popapranie przejawia sie tez w tym, ze nie mowi sie glosno, ze nie wszyscy mają szanse wyjść z gehenny. Wolimy o tym nie myslec i nie wiedziec.

Należy sądzić, że człowiek jest kowalem swojego losu, od a do z, zawsze i wszędzie, marginalizujemy wyjątki i powtarzamy bzdety, jak mantre. Kurcze, mnie nie dane bylo wierzyc w basnie do konca.

Ci, którzy powtarzają majaki 'możesz wszystko', 'uwierz!', 'sam o sobie decydujesz', bla, blanatosamokopyto, narobiliby w gacie, gdyby sie dowiedzieli, że.. wcale nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

White Rabbit, ja wierze, ze kazdy kto CHCE z tego wyjsc, to jest w stanie duzo zmienic. Pewnie, nie wszystko od razu bedzie dobrze, nie bedzie tez kolorowo, bo zycie to tak naprawde pasmo proble. Problem goni problem. Ale nauczylam sie ostatnio ze problemem nie jest sam problem, ale nasze spojrzenie na problem. Nasz stosunek do problemu. Cudowna madrosc Jacka Sparrowa...

Ale bedac powazna. Sama przechodzilam przez etap ze nie chcialam z tego wyjsc. Trwalo to kupe llat. Potem kiedy zachcialam, bo mialam dosc, okazalo sie ze to nie takie proste i ze zamiast lepiej bylo gorzej. Dotknelam dna i walczylam z wszystkim i wszystkimi, ktorzy chcieli mi pomoc. Przyjacielw? Nie. Rodzina? Nie. Lekarze? Nie. Szpital? Tutaj to juz nawet mowy nie bylo. Nie chcij nawet sobie wyobrazac co odwalalam na oddzialach zamknietych. Zamykano mnie z artykulu i wtedy wszyscy byli zli i tylko ja mialam racje ze nigdy nie bedzie lepiej. Teraz jestem na innym etapie. Gdzies po drodze spotkalam odpowiednia osobe, ktora nauczyla mnie chciec. Teraz chce i widze ze sie zmieniam. Nie jest rozowo, bo po 1,5 roku terapii wpadlam w kolejne gowno i nie radze sobie kompletnie, ale chcenie pozostalo. Nadal chce i walczw. Takze ja uwazam ze wszystko zalezy od etapu w ktorym jestesmy, ale takze od oczekiwac. Bo nie oszukujmy sie, nagle nie znajdziemy sie w bajkowym swiecie. Trzeba bedzie miec nadal twarda d*pe i kogoa kto pomoze w gorszych chwilach, ale to jest niestety definicja zycia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siddhi,
Nietzsche był ok, gdyby żył dziś dobrze wpasowałby się w klimat tego forum.

 

Nietzsche ze swoją ideą wiecznego powrotu wpasowałby się na forum gdzie większość pragnie odciąć się od cierpienia?

Czytałem u Allice Miller, że był bardzo znerwicowany i stłumiony, przez co przez całe życie cierpiał na bóle psychosomatyczne i migreny, nie mówię tu o jego filozofii tylko problemach emocjonalnych wyniesionych z domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc, ja mm kompletnie inne zdanie, bo nie bylam każdym.

Zaburzonych mocno nie omijaja traumy magicznie.

Zaburzony ostro z myslami "s", z nieuleczalną choroba, z groźba życia? Dlaczego nie?

Zaburzony ostro z myślami "s", z nieuleczalna chorobą, z groźba zycia, z paroma tragediami na koncie w ciągu ostatnich paru miesięcy? Dlaczego nie?

Zaburzony ostro z myślami "s", z nieuleczalna chorobą, z groźbą życia, z paroma tragediami na koncie, wydarzonymi w ciągu zaledwie ostatnich kilku miesięcy, brutalnie skrzywdzona przed paroma miesiącami? Dlaczego nie?

+ brak bliskich, + patologia rodziny, + mase bolesnych zdarzeń, niesprawiedliwość, fałsz "przyjaciela". ??

 

A gdyby tak jeszcze własne dzieci były, bo popełniło się błędy, a gdyby nie miało się szans.. na miłość (czy zaburzony nie może kochac i byc kochany?)

Chodziłam z wywiadami środowiskowymi i widziałam straszne patologie.. Łańcuszki pokoleń i próby, i szpitale, i ośrodki dla tych co wrażliwszych, dla tych subtelniejszych.

 

Moja refleksja:

 

Boże,

nie kontrolujesz urodzin,

nie dozujesz cierpienia,

nie odciągasz samobójców,

gdzie jesteś?

 

Problem z wiecznym, przepraszam, powiem brzydko, niedojebaniem, czy, jak mówiła poliglotka Kasia z "Panny Nikt" Tryzny, niedorżnięciem (vide: niedorżnięta gęś) i wiszeniem na włosie, i tańczeniem na linie polega na tym, że od życia może przyjść coś, co, w wysoce niedogodnym momencie, dojebie, dorżnie, przetnie, strąci. Własnie to przezywam. I nie wiem, co bedzie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wypiłem dzisiaj mocną kawę oraz zapaliłem papierosa. Obu tych czynności nie robiłem od dość dawna, miałem je całkowicie porzucić ale naszła mnie chwila słabości i się złamałem, trudno. Zdawałem sobie sprawę, że źle na mnie działają ale chciałem sobie przypomnieć ten początkowy pozytywny stan. Na starcie było super ale później nadszedł taki zjazd i dół psychiczny jakiego nie miałem od czasu zabawy ze stymulantami. Myśli samobójcze, wyszukiwanie różnych sposobów na odebranie sobie życia, pisanie notatek pożegnalnych itp. Jeszcze z około 2 lata temu nie miałem aż takich zjazdów po tych używkach, ciekawe czym to jest spowodowane, tak jakby jakaś choroba się rozwijała i mój mózg stawał się coraz mniej odporny. Po tym co dzisiaj przeżyłem rezygnuję z nich już ostatecznie bo serio jeszcze sobie coś zrobię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monooso, podziwiam Cię, za

Po tym co dzisiaj przeżyłem rezygnuję z nich już ostatecznie bo serio jeszcze sobie coś zrobię.
- chociaż z drugiej strony chyba wiem, o czym mówisz. Mnie do - nazwijmy to, skrajnej melancholii doprowadza palenie marihuany i nie cierpie robić tego w towarzystwie. Szczególnie od czasu, kiedy natknęłam sie na jakieś chemiczne g..no. "Normalni" ludzie się wtedy śmieją, są natarczywi, zmuszają do zabawy i zadają pytania "Co tak siedzisz", podczas gdy mi czas wlecze się niemiłosiernie, opowiadam (nawet jesli nikt nie słucha) o figurach geometrycznych, które widzę oczami umysłu i utożsamiam światłość z bólem i chcę sie pogrążyć w ciemności (sama nawet nie wiem, co miałoby to znaczyć).

Chociaż czasem slysząc "Ale dobre wczoraj paliłeeeeeem" mam ochotę się dołączyć, ale może lepiej nie. Ryzyko hektolitrów łez wylanych do wewnątrz nie jest na tyle przyjemne, by przekonać się czy "może tym razem będzie śmiesznie".

 

Całkiem najs, że rezygnujesz swiadomie;) Ja kawy nie umiem sobie odpuścić ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc

 

Własnie to przezywam. I nie wiem, co bedzie..

 

 

No, tylko się proszę nie wygłupiać z niczym, ostatecznie zawsze się w końcu robi o ile nie 'dobrze', to choć trochę lepiej i wtedy widzimy z perspektywy, że samobójstwo wtedy byłoby czymś niemądrym. A kiedyś może będzie w ogóle calkiem dobrze, a nie tylko odrobinę lepiej. Ponoć nie warto tracić nadziei. Hm hm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pieprzone... może nie tyle mam same myśli. Bo ja kompletnie nie chce sobie nic zrobić, ale mam wielki strach, by w ogole o tym wszystkim czytać.

Nawet boję się odwiedzac ten wątek, boje się, że jest on w moich ostatnich tematach, ostatnio wszystko co mi się kojarzy z tym tematem wzbudza we mnie lęk nieraz paniczny (nie wiem, wysoki wieżowiec, to że ktoś mówi "palne sobie w leb" k... no wszystko), mimowolnie przypominają mi się sytuacje, osoby które tak skończyły, albo że nie będę w stanie się kontrolować.

Byłem u lekarza, ale chyba niezbyt dobrze mnie zrozumiała (nowa osoba bo "musiałem" pójść doraźnie), a chyba w sumie dobrze. Dostałem skierowanie do szpitala na tzw. w razie czego, gdyby coś mi odpaliło. Trochę mnie to faktycznie uspokaja, jak sobie pomyślę - ok, jak coś siadam w auto i jadę do szpitala. Ale kurde cały czas jest taki niepokój, bo kompletnie tego nie potrafię ignorować, ani też z tym walczyć - to nie jest strach nie wiem przed jazdą autobusem ;). Dodam, że jestem aktualnie po 4 dniu brania SSRI więc tam podobno kiepski okres, ale ja ogólnie nastrój mam dobry i leczę się raczej nerwicowo. Cały czas wiem, że to ma podłoże nerwicowe, ale z drugiej strony mam cały czas te obawy co powyżej. No masakra ogolem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Psychiatrycznie leczę się prawie 4 lata, no ale to nie istotne. Od dwóch miesięcy gorzej się czuję. Mam bardzo obniżony nastrój, a od dwóch tygodni towarzyszą mi myśli samobójcze. W ten poniedziałek wieczorem połknęłam kilkadziesiąt tabletek uspokojających z nadzieją, że się nie obudzę. No ale stało się inaczej, jak widać żyję. Dobry znajomy kazał mi iść do mojego lekarza psychiatry i powiedzieć o tym zdarzeniu. Więc poszłam, opowiedziałam lekarzowi o moim poniedziałkowym incydencie i o tym, że mam ostatnio straszne myśli samobójcze, i że się boję, że w końcu mi się uda odebrać sobie życie. Cóż, mój lekarz podał krótką odpowiedź, uwaga cytuję: TAKIE ŻYCIE, MUSI PANI RADZIĆ SOBIE SAMA. JEST PANI W TAKIM WIEKU, ŻE TE MYŚLI BĘDĄ WYSTĘPOWAĆ. I to ot cała pomoc mojego lekarza. Skoro psychiatra nie chce mi pomóc, to do kogo mam zwrócić się o pomoc? Zaznaczam, że miałam trzy letnią terapię indywidualną i kilka grupowych, ale mimo to moje stany depresyjne wracają. Nie wiem co mam robić. Bardzo się boję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aniołek może do innego lekarza? Ten nie wydaje się poważnie podchodzić do sprawy. A póki co, jest obok rodzina, która mogłaby się Tobą zaopiekować i w razie czego powstrzymać, gdybyś znowu spróbowała zrobić coś głupiego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówiłam mamie, że źle się czuję, że mam myśli samobójcze, a ona tylko powiedziała, żebym przez to studiów nie zawaliła. :( Mogę iść do innego lekarza, ale opowiadać wszystko od samego początku przeraża mnie. Miałam fajnego lekarza rok temu, zawszd mi pomagał, pryjmował na oddział gdy nasilały się myśli samobójcze, ale on przyjmuje 45 km od mojej miejscowości. Dla mnie to nie problem, ale mama powiedziała, że nie będzie dawać mi na dojazdy, więc musiałam zrezygnować z niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro rodzina nie bardzo wspiera, to może jednak zaryzykuj z nowym lekarzem? Wygląda na to, że potrzebujesz konkretnego nadzoru i opieki. A mamie nie da się na spokojnie przetłumaczyć, że sytuacja jest poważna i że powinna właściwie do niej podejść? Albo jacyś bliscy znajomi, są? Żebyś nie została z tym sama?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×