Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDD Dzieci Dysfunkcyjnych Domów


plugins

Rekomendowane odpowiedzi

Macie tak, że potraficie rozpamiętywać najdrobniejsze sytuacje (w stylu rozmowy z panią Krysią w monopolowym) i czuć, że powiedzieliście czy zachowaliście się pewnie nie tak, nie mając ku temu twierdzeniu realnych podstaw?

mam tak, że rozpamiętuję, ale raczej jak ktoś wyrządzi mi krzywdę bądź na odwrót

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, ja tak mam... myślę o tym, co powiedziałam nie-tak i rozmyślam co powinnam była powiedzieć i jestem załamana, że nie mogę nic już zmienić. :bezradny: wiele takich sytuacji doświadczam, łapię się na tym, że właśnie rozpamiętuję, najczęściej nocami... przez co cierpię na bezsenność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ojej, a ile można scenariuszy napisać... trochę jak Efekt motyla... na szczęście da się tego oduczyć. też mam mieszane odczucia odnośnie kontroli uczuć i emocji. czy te stany nie powinny być spontaniczne? i co mi da kontrola? że czegoś nie poczuję? nie, przecież na to nie mam wpływu. im bardziej chciałam je kontrolować tym bardziej byłam niezadowolona z siebie, zagubiona w ich interpretacji, zła na siebie, na świat i w rezultacie - czułam się beznadziejnie i zupełnie zagubiona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeszcze lepiej, jak rozpamiętujesz coś, co wcale nie było nie-tak, ale ja mam wryte już jakieś poczucie wstydu, że niby moja osobowość jest tak skażona, iż wszystko co powiem i zrobię jest nieteges. Ale nie dziwię się sobie, przez 6 lat negowano moje uczucia i problemy, przez następne dziewięć czy dziesięć całe otoczenie uświadamiało mi dodatkowo boleśnie, że wszystko jest ze mną nie tak, normalna reakcja. Z tego co czytam, pierwszym krokiem do uleczenia osobowości jest przeżycie na nowo wspomnień oraz uczuć im towarzyszących, a niejednokrotnie także "rekonstrukcja" naszych reakcji na bardziej pożądane, właściwe (Niektórzy to nazywają pisaniem od nowa swojej biografii, ale to nie do końca tak, widziałam w gazetach np takie idiotyczne uproszczenia tego sposobu, że szok). Niestety z tym DDD to jest tak, że kupa czasu mija zanim się rozpozna i rozpracuje...wroga, bo to przecież pojęcie dosyć ogólne i trzeba je odnieść bardziej indywidualnie, żeby coś zdziałać... Myślałam ostatnio nad stworzeniem konkretnego bloga (nie takiego bezsensownego jak dotychczas miałam okazję robić), na którym bym mogła poukładać to wszystko, nawet jeśli pisanie jakoś nie działa na mnie specjalnie terapeutycznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychodrama to przeżycie jeszcze raz 'tego'. W trakcie przejmuje kontrolę podświadomość. Poznajemy prawdę o naszych odczuciach, które dotyczą naszego problemu. Uważam, że to najlepszy sposób na zamknięcie tematu, który nas gryzie, pogodzenie się z przeszłością. Zatem chyba warto spróbować. Indywidualnie też można ją przeżyć, jednak chyba najlepszy efekt jest wówczas, gdy w 'przedstawieniu' bierze udział parę osób. Jak dla mnie - to przeżycie odmieniło moje życie, moje spojrzenie na to, co się wydarzyło w dzieciństwie, pozwoliło zrozumieć siebie, wyzbyć się błędnych osądów, wybaczyć i najważniejsze - żyć dalej. Od tego momentu przestałam być małą dziewczynką, na etapie której się zatrzymałam i mogłam stać się i żyć jako już dorosła kobieta. Inną kwestią jest, że często stop na etapie pewnego wydarzenia życiowego (w moim wypadku nastąpił w wieku 10 lat) powoduje, że ma się pewne 'braki' lub 'skrzywienia' w osobowości, która dotąd żyła tamtymi realiami. A to powoduje potrzebę intensywnej pracy aby wyprostować i nadrobić etapy rozwoju uczuciowego, emocjonalnego, duchowego a często nawet bytowego i móc żyć 'normalnie'... Więc sama psychodrama nie oznacza końca mordęgi :roll: z tą różnicą, że praca PO przynajmniej ma sens i cel a nie - jak wcześniej - gdy przypominała walkę z wiatrakami... jeśli ktoś zrozumie o co mi chodzi :lol: bo trochę mam znowu problem z przekładaniem myśli na słowa :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boże, jak ja nienawidzę związków międzyludzkich, dzisiaj, to już straciłam wszelką wiarę w swoje możliwości, tak się wszystko pie*doli. Myślę na siłę, co inni o mnie myślą, rozkminiam znaki, jest źle. Nie myślę o tym, wychodzi na to, że totalnie nie tak odbieram pewne zachowania i wmawiam sobie nie to, co trzeba. Poczucie winy zawsze musi ostatecznie zastąpić radość i entuzjazm i dopieścić moją deprechę. Chciałam spędzić miło czas z ludźmi, których widzę raz na rok, tachałam się spory kawał z atakami paniki i uprzedzałam, że jestem ostatnio bardzo nerwowa. Ale nie, znajoma o bardzo bardzo trudnym charakterze musiała moje wysiłki skwitować charakterystycznym stękaniem i jęczeniem na każdym kroku, jak jej źle i niedobrze. Stałam po środku cholernej ulicy z ludźmi i nie wiedziałam, co zrobić, ostatecznie jakoś wyszło, że z kolegą niemal świeżo poznanym poszłam w swoją stronę, a oni w swoją (Założyłam, że chciał ze mną pogadać, ostatecznie ponoć wyszło, że to ja się uparłam i od biedy ruszył), do którego zresztą się strasznie dokleiłam, bo podobało mi się jego towarzystwo: No to zazdrość. Czułam się fajnie w jego towarzystwie (Z całej duszy wierząc, że może on też), ostatecznie to ponoć coś złego, bo biedną przyjaciółkę przecież porzuciłam, zamiast słuchać jęków. Jak już się spotkaliśmy znowu, to nawet nie pamiętałam tego dokładnie, ale wyrzuciłam jej, że mnie wkur*wiła i że myśli tylko o sobie i szlag mnie trafia z tego powodu. I tak się rozstaliśmy. Ona oczywiście strasznie mnie idealizuje, bo tak już ma i sprowadza do świętości, więc nie jest w stanie nawet się na mnie wkurzyć czy po ludzku o tym porozmawiać, zwala winę na innych, a inni wtedy są źli na mnie. Jak ktoś mnie tak traktuje, jak swoją własność, to ja automatycznie uciekam, bo mnie to przeraża, nie umiem zachować dystansu. Jednocześnie brak mi takiej "paczki" ludzi, a polubiłam jej znajomych i teraz jest ogólna atmosfera "zgrzytu". Czuję się, jakby zabrano mi prawo do cieszenia się...Z drugiej strony automatycznie za każdy taki zgrzyt potrafię zwalić winę na siebie, bo nie potrafię utrzymać długo więzi z kimś, więc mój umysł reaguje na zasadzie "To z tobą jest coś nie tak", choć wiadomo, że to nigdy nie jest wina jednej strony.

 

-- 11 sie 2012, 01:39 --

 

Czuję się taką popapraną wariatką, jeśli chodzi o relacje z innymi. Im bardziej się w nie zagłębiam, ktoś zaczyna mnie traktować jak przyjaciółkę, tym ja bardziej się oddalam, a moje emocje są zmienne jak w kalejdoskopie, nie potrafię czuć takiego przywiązania do kogoś pozytywnego, mieć świadomości, że to "mój człowiek".

 

-- 11 sie 2012, 13:33 --

 

Może nawet nauczę się kiedyś nie pisać pod wpływem. Emocji. Takie brednie wychodzą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ojej, a ile można scenariuszy napisać... trochę jak Efekt motyla... na szczęście da się tego oduczyć. też mam mieszane odczucia odnośnie kontroli uczuć i emocji. czy te stany nie powinny być spontaniczne? i co mi da kontrola? że czegoś nie poczuję? nie, przecież na to nie mam wpływu. im bardziej chciałam je kontrolować tym bardziej byłam niezadowolona z siebie, zagubiona w ich interpretacji, zła na siebie, na świat i w rezultacie - czułam się beznadziejnie i zupełnie zagubiona.

Wydaje mi się, że chodzi o to żeby się nie nakręcać w tych uczuciach. Uczucia zawsze będziesz czuc i zawsze będzie to spontanicznie, nie da się tego stłamsić.

Chodzi o to, żeby zbytnio nie eskalowały, np żeby nie wpadać w furię, tylko by skończyło się na zwykłej złości itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedy ktoś bliski wyjeżdża, boję się, że nigdy więcej go/jej nie zobaczę

w mojej rodzinie ojciec/matka odeszli prawie bez słowa

 

Czyli lęk przed śmiercią / nagłym opuszczeniem matki, ktoś ma podobnie?

ja. jak mialam lat 15 panicznie bałam sie smierci, do tej pory nie mam poczucia bezpieczenstwa- przez to, ze ostatnia terapeutka, zostawiła mnie nagle tzn. dla mnie nagle. Mnie matka zmarła jak mialam lat 10 i tak zostało. wszelakie opuszczenia sa tragiczne. ale da sie z tego wyjsc. niestety, dziadostwo lubi wracac.

 

-- 22 sie 2012, 15:56 --

 

w uporaniu sie pomogła mi bardzo terapia systemowa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Saanna, mnie rodzice opuścili w sensie psychologicznym, emocjonalnym, po prostu matka miała mnie w d*.

Też się ni emogę uporać z powracającym uczuciem opuszczenia i porzucenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no rozumiem cie- mnie zanim matka zmarla, to mnie tlukla i wpedzala w poczucie winy, ze chodze- mam zxdrowe nózki- qrffa - bo ona jest chora. jak ona zmarła, to ojciec juz zwinal ogon emocjonalnie. wiec tyz nie lekko. jak najbardziej cie rozumiem. ja tez nie moge sie "pozbierac" po tym wszystkim do konca, ale wiem, ze ta 1sza moja terapia to wlasnie mi pomogla sporo. przygotowywala na dorosle zycie wlasnie. i zesmy przeplakiwali ta żalobę, taki byl cel terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co, w sumie i tak i nie. generalnie po tamtej terapii nie myslalam o przeszlosci, a terazniejszoisci. nie mialam potrzeby rozstrzasywania to co było, albo tego czego nie było. zylam dniem dzisiejszym. dopiero kontakt z druga terapeutka okazal sie dupny. zaczela wiercic dziure w brzuchu, az .. sie sypneło.

 

-- 22 sie 2012, 19:41 --

 

dodam, ze na "moje" problemy przyczynila sie takze decyzja powrotu do domu :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×