Od jakiegoś czasu chodzę i myślę i prześladują mnie myśli.
Przeszłość mnie prześladuje. Ostatnio śnił mi się ojciec (człowiek przez którego wiele krzywdy zaznałam) i w tym śnie bałam się go jak zwykle . Przypominam sobie wiele obrazów z dzieciństwa. Jako dziewczynka w wieku szkolnym siedzę na ławce a obok mnie starsza pani karmi gołębie i coś tam mówi a ja... siedzę i po prostu było mi przyjemnie. Koleżanek nigdy jakoś za bardzo nie miałam. Po pierwsze dojrzałam szybko fizycznie wiec mama zakazała mi biegać "z cyckami" no i "wyglądasz jak ich matka". Nie wolno było mi się uśmiechać bo po bardzo chorowitym dzieciństwie miałam uszkodzone zęby .... Każde moje zainteresowanie było od razu tłamszone i miałam zakaz. Strzelałam na strzelnicy - zakaz ! Bo za dużo czasu tam spędzam. Pomagałam prowadzić schole dziecięcą - wieczne wojny i awantury ; o dzieci bo przecież ode mnie młodsze a dwa że pewnie z księdzem się "puszczam". Nie mogłam spotykać się z chłopakiem bo był 4 lata starszy ode mnie wiec "k*** się z nim , dziwko" itd itp. Od zawsze ciągłe bicie i poniżanie. Przy koleżankach z klasy oberwałam nie raz a jeden pamiętam bo za mocno pociągnęłam za sznurowadło ... Odliczali mi czas co do minuty i sekundy. Najpierw była awantura a po chwili dostawałam obiad na stół i musiałam jeść " na jedzenie się obrażasz?!" . Nie uczyłam się w szkole dobrze a nawet jak mialam dobre wyniki to wiele z tego nie było bo mieszkając w małej mieścinie i pochodząc z patologicznej rodziny nie miałam szansy już za samo nazwisko ... Pamietam ze jako dzieci moczyliśmy z bratem łóżka ... wiec bywał czas ze dostawalismy na noc pieluchy jak niemowlaki a chodziliśmy do podstawówki .... Pamietam niszczenie moich rzeczy , wkładanie mi brudnych ubrań z łazienki z powrotem do szafki i jak bałam się wkładać bieliznę do brudów wiec nosiłam skarpety kilka dni.... Zawsze byłam "dwójarzem" . Bałam się wracać do domu ze szkoły, stawałam pod drzwiami i nasłuchiwałam jaki może mieć nastrój. Od zawsze słyszałam że jestem niechciana i że badania DNA były 3 razy i że to sąd przyznał po "tatusiu" nazwisko. Raz słyszałam jaki to ten "tatuś" okropny sku*** itd a potem że przecież to "tata" i szacunek mu sie należy. On natomiast nienawidził mnie całym sobą i nie przyznawał ludziom do mnie, terroryzował mnie jak tylko mógł. "Uczył" mnie odczytywania wartości z termometru efektem czego bałam się podchodzić do okna z termometrem jakieś 20 lat i do dziś jak sprawdzam to mam w głowie " JESTEŚ PEWNA?!". Nie lubił mojego głosu wiec jak byłam w pokoju z bratem to musiałam milczeć bo mnie upominał (zza zamknietych drzwi). Nazywał mnie "świeta krowa" "ktoś" ale po imieniu czy "córuś" nigdy. Wiem ze lubil wszystkie obce dzieci bo same mi to mówiły. Zawsze robił wszystko żeby matka tylko się na mnie uwzięła a on ją podjudzał i tak wisieli na mnie oboje o każdą namniejszą rzecz. Pamiętam że było lato, zostałam posłana po lody i nie było takich jak mama chciała i wtedy dostałam lanie kijem na środku pokoju a "tatuś" i brat oglądali na łózku tv... Pamiętam te kopy jak nie mogła znaleźć czarnej aksamitki na pogrzeb chrzśniaka ... pamiętam jak uchylałam sie przed nozyczkami czy metalowym stołeczkiem żeby nie dostac w głowę. Pamiętam że kiedy próbowałam się zabić ale mi ktos przeszkodzil i tylko uszkodziłam sobie nadgarstki a ona to zauważyła to podlozyła mi wielki nóż pod szyję i kazała się iść zabic do lasu bo po mnie sprzątać nie będzie. Nigdy nie udało mi się zabić , nie wiem dlaczego zupełnie bo tak bardzo tego chciałam ale chyba nawet tego nie potrafiłam . Nigdy nie interesowała ich moja nauka a raczej stopnie a ja nigdy nie czułam w sobie motywacji do nauki , lubiłam być niezauważona najlepiej. Tak nie mialam motywacji nigdy do niczego, dotarło do mnie kiedys że jestem człowiekiem bez marzeń, nie umiem marzyć tak samo jak nie umiałam myśleć . Brzmi to może dziwnie ale .... nie posiadalam w sobie czegoś takiego jak chęć dowiedzenia się czegokolwiek ! Nie wiem dlaczego ale nie dociekałam niczego ... Majac jakieś 16-17 lat uciekłam z domu . Po 4 dniach zostalam znaleziona i miało byc lepiej... nie było . Chodziłam do zawodówki bo to była jedyna szkoła bez egzaminow (matematyki nie kumałam) a mamusia jak ja kto pytał mówila ze chodzę do technikum.... nie wiem po co. Pamietam wyrzucanie nas na klatke schodowa z bratem i wyzywanie że nas odda do domu dziecka. Nie miałam nigdy za bardzo koleżanek i niestety zostało mi to do dziś ... Jak skończyłam ta szkole srednia to poszlam do klasztoru..... bo tam był spokój i cisza , po kilku latach wróciłam i piekło znowu się rozpetało . Miewam dziwny bardzo sen ktory powtarza mi sie bardzo czesto , jestem w klasztorze ... i wiem ze za murami mam meza i corke ale nie wiem jak stamtad wyjsc . Zupełnie nie wiem jak go interpretowac , to juz nascie lat mija od tamtego czasu.
Przepraszam że się wylałam tak szeroko ale nie mam sił chyba a nie mam tez opcji pójścia na terapię