Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Moniko, to Ci zazdroszcze... Bo ja jak juz jestem na sesji to nie mam nic do powiedzenia, jakbym miala jakas totalna amnezje, nagle wszystko jest ok, wszystkie moje problemy znikaja... a terapeutka mowi mi, ze nie korzystam z sesji, niewiele od niej biore. No jak mam kur*a brac, ze tak nie ladnie juz powiem, skoro przestaje czuc przy niej zupelnie siebie i swoje problemy! :evil: Ze mna przy innych ludziach zawsze jest ok...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, no niezupelnie... Przy kazdym czlowieku znikaja moje problemy, bo przestaje wtedy siebie czuc, wydaje mi sie, ze czuje to, co ktos, kto przy mnie jest, wczuwam sie automatycznie w jego polozenie, uczucia, tak jakbym byla nim, jestem maxymalnie skupiona na kims, z kim jestem, siebie przestaje czuc... jakby mnie nie bylo. :roll: Mam tak przy kazdej osobie, z ktora jestem. - staje sie jakby jej cieniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak tak tam siedzę u niego to chcialabym mówić a nie umiem ubrać w słowa to co chcę przekazać. Chcialabym by umiał czytać w moich myślach, by wiedział co czuję, co myślę, jakie mam cele.

Jak staram się mówić to zazwyczaj nie przekazuję tego co mam do przekazania, nie to co miałam na mysli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paranoja, nauczysz się z czasem mówić o tym co czujesz. Tylko nie opuszczaj sesji, nawet jak będzie ciężko.

 

-asia-, powiedz o tym terapeutce jak się czujesz w obecności innych, o tym cieniu powiedz. Że wtedy siebie nie czujesz. Zawsze tak miałaś , czy dopiero od jakiegoś czasu obserwujesz to u siebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

czytasz w moich myslach. :pirate: tez tak mam, niestety. czuje sie wtedy jak idiotka i sie na siebie wsciekam (to juz po fakcie). tyle mam zawsze do powiedzenia przed i po spotkaniu, a gdy jestem na sesji to doslownie nie mam problemow, nie mam o czym rozmawiac z moja terapeutka jesli chodzi o mnie. moglabym z nia pogadac o pogodzie, o niej, o jakichs blahych sprawach... :pirate: i chce mi sie ciagle usmiechac.

 

 

Ja też... uśmiechać... "o jak miło tu być" :/ Chodzę już ponad rok, a nadal na samym początku sesji siedzę i nic nie mówię, albo uśmiecham się i mówię coś w stylu: "Dziwnie, tak już ciemno za oknem", albo "O czym to ja chciałam mówić..." Zawsze dostaję "ochrzan", że zastanawiam się zbyt dużo, a nie przekazuję uczuć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monis, zawsze tak mialam... odkad pamietam w kazdym razie. :roll: a moja terapeutka o tym wie... Ze przy kazdym czlowieku staje sie nagle przezroczysta. Albo inaczej - jak kameleon, dostosowuje sie do danego czlowieka, sytuacji, i na dodatek przyjmuje ich wole, zdanie, upodobania jako swoje. Tak jakbym w pewnym sensie stawala sie nimi. :roll:

 

Estel86, no wlasnie, ja tez na poczatku sesji nigdy nic sama nie mowie jak sie czuje itd., tylko sie usmiecham, albo rzuce jakas uwage podobna do wymienionych przez Ciebie (ze slonce swieci bardzo jasno, zauwaze co sie zmienilo w wystroju gabinetu itd.). Dopiero, gdy terapeutka w koncu zapyta mnie co u mnie, jak sie mam to cos tam zaczynam mowic, placze mi sie jezyk, bo za bardzo nie wiem co w ogole mam powiedziec. Ja jako ja wtedy znikam. Liczy sie dla mnie tylko osooba, z ktora rozmawiam. I tez za duzo sie zastanawiam. Bo przy innych nic swojego nie czuje, wiec nie wiem, mysle, co moglabym czuc, albo co czuja w danej sytuacji inni ludzie jak wynika z moich obserwacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-asia-, ja postępuję podobnie. dzięki terapii i otrzymanej diagnozie trochę to się zaczęło zmieniać. chcę być sobą, nie chodzi o manifestowanie swojego zaburzenia, ale zaprzestania bycia tym, kim się oczekuje, że będę.

 

nie miałam w tym tygodniu terapii, moja psychoterapeutka była na szkoleniu. miałam do niej zadzwonić w środę wieczorem umówić się na przyszły tydzień. nie zadzwoniłam. nie zapomniałam. po prostu nie zadzwoniłam. wczoraj wieczorem znowu i tym myślałam i nie zadzwoniłam. w końcu ona zadzwoniła do mnie przed chwilą, bo zaczęła się martwić.

czy ja podświadomie bojkotuję terapię...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, a nie chcialas przypadkiem, zeby wlasnie sie pomartwila? Zeby to ona wykazala inicjatywe, sama zadzwonila, wyciagnela reke, okazala zainteresowanie i troske? Ja mam takie zapedy, ale moja terapeutka jest pod tym wzgledem nieugieta, nie "lapie" sie na moje gierki, i ciagle daje mi tego przyklad, sama musze wychodzic z inicjatywa, uczyc sie mowic jej wprost czego chce itd. Niesamowicie mnie to wkurza, bo zawsze bylam przyzwyczajona, ze Ci, na ktorych mi zalezalo, "lapali" sie na to, na moje naprowadzanie ich, czego potrzebuje... Lubilam w pewien sposob, gdy to oni pierwsi wykazywali inicjatywe, "biegali"" za mna... W ten sposob czulam sie dla nich wazna. A w przypadku mojej terapeutki jest zupelnie inaczej, to "nie przechodzi". Takim przykladem byl nawet powrot do dwoch sesji w tygodniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-asia-, nie mam pojęcia. nie wiem czemu tak zrobiłam. nie zapomniałam, nie czułam się też tragicznie źle, żebym mogła tym wytłumaczyć brak odezwu z mojej strony. po prostu wiedziałam, że mam to zrobić i tego nie zrobiłam. ja już sama nie wiem.

bo jak ona zadzwoniła, to natychmiastowo ogarnęło mnie poczucie winy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Kasiu, chyba Asia ma trochę racji - nieświadomie chciałaś, żeby ktoś się o Ciebie martwił, chciałaś na siebie po prostu zwrócić trochę uwagi.

To akurat nic złego, jeśli nie olewasz terapii.

 

Mnie łeb boli po dzisiejszym dniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A moja sesja... Hymmm... Na poczatku rozmawialysmy troche o moich ostatnich dniach, tj. bieganinie po lekarzach, leku z powodu tego mojego paralizu itd. - i wtedy wkurzyla mnie uwaga terapeutki, ze pogarsza mi sie, gdy oddalam sie od domu. Ona nic nie rozumie... :pirate: To w ogole byla dosc nieprzewidziana rozmowa, gdyz poruszylysmy pozniej problem mojego odseparowania od korzeni, niecheci do wyjazdow do domu rodzinnego (a musze jechac tam w niedziele...), potem terapeutka przeszla oczywiscie do tematu ojca. A tego tematu nie znosze. Bo ja nie mam ojca. Zauwazyla tez, ze moje problemy z identyfikacja sexualna moga wynikac wlasnie ze stosunku do ojca. No przedziwna to byla sesja - taka nijaka, luzna pogadanka o roznych sprawach, a jednoczesnie bardzo wazna. Na koniec terapeutka zyczyla mi, aby moj pobyt w domu byl dobry... Nie chce mi sie tam szczerze mowiac w ogole jechac. :roll: Najchetniej pojechalabym tam w poniedzialek rano i w poniedzialek wieczorem wrocila, ale nie chce sprawic przykrosci rodzinie. Pojade w niedziele, a wroce we wtorek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A do mnie dzisiaj zadzwoniła moja terapeutka w sprawie poniedziałkowej terapii, ze jej nie będzie, że jakoś nei umówiłyśmy się na kolejną sesję bo poniedzialek wypada-bo swięto przecież.

Gdy dzwoni telefon, wyświetliło mi sie Jej imię i nazwisko. Zdziwiłam się i pomyślałam,że pewnie dzwoni bo jej coś wypadło. Sama zapomnialam,że poniedziałek jest dniem wolnym od pracy.

Sesję przełożyłyśmy na wtorek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no 3x w tygodniu to naprawde duzo... ja mam teraz znowu 2 sesje w tygodniu i czuje sie dzieki temu jakos stabilniej, bezpieczniej, spokojniej, nie wydzwaniam do terapeutki, nie pisze, nie dramatyzuje... powszednieje mi ona znowu w pozytywnym tego slowa znaczeniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rezygnuję z psychoterapii... Nie wierzę, że może mi pomóc...

 

Boję się, że psychoterapeuta jakąś uwagą może mi zaszkodzić. Jak na razie, wszystko się w miarę układa, co jakiś czas mam tylko "odreagowanie" stresów w postaci ataków nerwicowych z derealizacją... Biorę na to Alprazolam. Pomaga mi w miarę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy to normalne ale na 2 spotkaniu z terapeutką nie wiedziałem co mówić. Siedziałem jak buc i intensywnie szukałem tematu do rozmowy, żeby tylko coś mówić i nie było tej okropnej ciszy. A że terapia jest psychodynamiczna to terapeutka tez nic nie mówi jak ja nie mówię. No maskara jak to ma tak dalej wyglądać to ja wysiadam. :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rezygnuję z psychoterapii... Nie wierzę, że może mi pomóc...

 

Boję się, że psychoterapeuta jakąś uwagą może mi zaszkodzić. Jak na razie, wszystko się w miarę układa, co jakiś czas mam tylko "odreagowanie" stresów w postaci ataków nerwicowych z derealizacją... Biorę na to Alprazolam. Pomaga mi w miarę.

 

Agnieszko, ale w jakim sensie zaszkodzic??? Wiesz mi, ze dobry terapeuta trzyma reke na pulsie, i chociaz czasami wprawdzie wydaje sie, ze jest duzo gorzej, to potem przychodza lepsze dni, robi sie malymi kroczkami postepy... Psychoterapia uczy zycia, relacji z innymi ludzmi, dzieki niej mozna poznac siebie. Na podstawie relacji z terapeuta przepracowuje sie relacje z innymi ludzmi. Decyzja nalezy oczywiscie do Ciebie, wiesz, ze leki sa jedynie dorazna pomoca, lagodza, usypiaja objawy, ale problemow nie rozwiazuja... Jesli jednak dajesz sobie w miare rade to probuj bez terapii...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia ma tak działać, że Cię rozwali, dobije i będziesz codziennie chciała ją rzucać - to znak, że terapia DZIAŁA

leki to taka ucieczka - po co roztrząsać swoje uczucia, skoro można na szybko wziąć tabletkę i się z nimi nie rozprawiać... ale to do niczego nie prowadzi.

Zastanów się dobrze.

 

A mi dziś smutno, że następna sesja dopiero we wtorek :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Basiu, smutno Ci z jakiego konkretnie powodu? Przyzwyczailas sie do grupy i tesknisz? Czy dlatego, ze na spotkaniach dzieje sie cos waznego?

 

Powiedzcie, czy to normalne, ze z jednej strony tak bardzo sie dazy do stabilizacji, tak sie za nia teskni, a z drugiej, gdy juz sie ja osiagnie to zaczyna irytowac - ze jest za spokojnie, za dobrze, ze nic sie zlego nie dzieje, a przez to jest jakby zbyt nudno, bez dreszczyka intensywnych emocji (zwlaszcza tych bolesnych) i chcialoby sie cos zrobic, zeby znow odczuwac ten dramatyzm, nieprzewidywalnosc? Mam tak w relacji z terapeutka - tak bardzo dazylam do tego, zeby w koncu bylo rutynowo i spokojnie, 2 sesje w tygodniu, bez niespodzianek... A teraz ten spokoj lagodnie mowiac mnie irytuje, irytuje mnie dobroc mojej terapeutki, jej troska, wrecz kusi mnie, zeby zrobic cos, co ja niesamowicie wkurzy, w konsekwencji czego zrobi cos, co mnie bardzo zaboli, spowoduje lawine silnych emocji, wrazen... Na dluzsza mete nie moge zniesc takiej stabilizacji i poczucia bezpieczenstwa. Potrzebuje ciaglej adrenaliny chociaz jednoczesnie jej nienawidze, bo tak silne emocje mnie spalaja, wykanczaja. Czuje, ze to bedzie temat na wtorkowa sesje. :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Basiu, smutno Ci z jakiego konkretnie powodu? Przyzwyczailas sie do grupy i tesknisz? Czy dlatego, ze na spotkaniach dzieje sie cos waznego?

 

Asiu, chyba dlatego, że przyzwyczaiłam się, że grupie mogę wszystko powiedzieć... A teraz jeśli podczas wolnego coś się wydarzy mogę znowu nie zapanować nad emocjami (nie opowiadać o nich) i może się to skończyć tak jak się wcześniej kończyło - czyli okaleczaniem się.

 

Powiedzcie, czy to normalne, ze z jednej strony tak bardzo sie dazy do stabilizacji, tak sie za nia teskni, a z drugiej, gdy juz sie ja osiagnie to zaczyna irytowac - ze jest za spokojnie, za dobrze, ze nic sie zlego nie dzieje, a przez to jest jakby zbyt nudno, bez dreszczyka intensywnych emocji (zwlaszcza tych bolesnych) i chcialoby sie cos zrobic, zeby znow odczuwac ten dramatyzm, nieprzewidywalnosc?

Normalne to może nie jest, ale nie jest również rzadko spotykane - a to dlatego, że wcześniej byłaś przyzwyczajona do pewnego rodzaju manipulacji - tutaj ta manipulacja nie działa, nie możesz się poczuć "na haju" (bo tak pewnie było, kiedy nie miałaś poczucia stabilizacji) i to Cię złości. Masz prawo odczuwać złość i jak najbardziej powinnaś o tym opowiedzieć na kolejnej sesji - ważne, żeby mechanizmy powstawania w Tobie tej złości zostały omówione i zrozumiane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, daję sobie radę... Teraz tak i mam nadzieję, że tak właśnie pozostanie. Chcę się czuć bezpieczna, a zaczynam się czuć coraz bardziej bezpieczna i coraz bardziej mam poczucie, że kontroluję to, co się dzieje... Jakby czas mi leczył rany. Nie chcę ich rozgrzebywać i rozjątrzać na psychoterapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×