Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDRR- Dorosłe Dzieci Rozwiedzionych Rodziców- syndrom


Heliush

Rekomendowane odpowiedzi

Nadal jestem duzym, zaniedbanym i odepchnietym dzieckiem, ale nauczylam sie udawac, ze tak nie jest. I tak potwornie brakuje mi domu, w ktorym nauczylabym sie znow plakac, a o moich klopotach, kochajacy rodzice powiedzieliby tylko:nie martw, zawsze sie jakos ulozy.

 

Pat, mam nadzieję że dostaniesz jeszcze miłość i znajdziesz sens życia. nawet jeśli Ty już nie masz wiary i nadziei to ja mam ją za Ciebie i trzymam kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pat45. Moi rodzice się nie rozwiedli (choć ja bardzo tego chciałem..), ale byłem tak samo opuszczonym i potwornie samotnym dzieckiem. Moi rodzice zajmowali się sobą, alkoholem, awanturami, próbami samobójczymi.. Dla mnie nie było miejsca, czasu, cierpliwości.. Ja miałem siedzieć w pokoju i nie przeszkadzać.. Siedzę do dziś. I noszę w sobie takie ogromne poczucie ''nieważności'', bycia niepotrzebnym, przekonanie, że ludziom nie wolno ufać, nie wolno im okazywać żadnych słabości, a więc choćby prosić o pomoc, kiedy sobie z czymś nie radzę; przekonanie, że jestem skazany na samotność; totalne wyobcowanie, pustkę i coś o czym i Ty wspominasz-tęskotę za zapachem świąt, czyli za rodziną... Oczywiście dziś wiem, że gdyby rodzice się rozwiedli, mogłoby nie być wcale lepiej, mogłoby być o wiele gorzej... Aha, ja płaczę. Od 2óch lat-bez przerwy.

Trzymaj się Pat45!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślałam dłuższą część życia, że moje problemy to moja wina. Okazało się po analizie, że to rozwód miał dla mnie tragiczne skutki. Zaważył na całym życiu. Dodatkowo moja mama jest dobrą kobietą, ale miała ciężkie dzieciństwo (DDA) i wyładowywała na mnie swoją frustrację i to w momencie, kiedy jej nowy facet mieszkał już z nami. Popełniła dużo poważych w skutkach błędów o których nie mam odwagi i siły tu napisać. To się działo w niekorzystnym wieku, coś koło 6-11 lat. W wieku, w którym dziecko odkrywa świat. Efekt: czuje, że obedrano mi to co najcenniejsze. Dzieciństwo. Teraz mam objawy nerwicowe i ogólnie światopogląd zryty do tego stopnia, że przeraża mnie to.

Nie mówiąc już że prawie każda dziedzina mojego życia ma jakże tragiczne odbicia tego.

Przeraża mnie, że rodzice mogą poprzez tego typu błędy(nie o sam rozwód chodzi a o zachowania z nim związane) zrobić z nas kaleki. Bardzo boli..... Boli jak myślę, że gdyby nie to, gdyby pomyśleli i dali mi to na co zasłużyłam, czyli normalne traktowanie, byłabym teraz szczęśliwą, normalną dziewczyną. Chciałabym się z tym pogodzić, uporać. Nie potrafię zaakceptować, tego co mi zrobili. Jest we mnie ból, nienawiść i beznadzieja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem DDRR mam bardzo niskie poczucie bezpieczeństwa, niską samoocenę (zawsze byłam dla mamy przysłowiowym "chłopcem do bicia"), zawsze czuję się samotna, strach przed małżeństwem ( że sie nie uda)..

Juz raz niemal uciekłam sprzed ołtarza..to był ojciec mojego dziecka :( rozstalam sie z nim, teraz znowu jestem zareczona z kimś innym, i ja i on mamy nadzieje byc juz zawsze razem, ale jak sobie mysle o slubie...ciesze sie strasznie ale tez boje się, bo P. to czlowiek z problemami (DDA,DDRR i cos tam by sie jeszcze znalazło); rzeczywiscie..pragne bliskosci ale czesto odpycham, on mi to czesto "wyrzuca" ale z tego co napisal autor wątku moze on wlasnie kogos takiego szukał..moze on tak strasznie chce tej bliskoci ale tak naprawde sie jej boi, ja go przytulam itp. ale wtedy czuje takie troche napiecie z jego strony..cieżko jest, ale sie kochamy, musimy dac rade, tworzymy juz kochajaca sie rodzine, moja córka go bardzo kocha i on ją tez; jej ojciec spotyka sie z nia i maja normalny kontakt, tak jakby miala dwoch ojców, wiec mam nadzieje ze nie zrobiłam jej krzywdy :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tworzymy juz kochajaca sie rodzine, moja córka go bardzo kocha i on ją tez; jej ojciec spotyka sie z nia i maja normalny kontakt, tak jakby miala dwoch ojców, wiec mam nadzieje ze nie zrobiłam jej krzywdy :(

Nie wydaje mi się, że zrobiłaś córce krzywdę, wręcz przeciwnie, ma dwóch kochających ją mężczyzn, ojca i ojczyma, Twoja córeczka to szczęściara :smile:

Chciałabym żeby i u mnie tak było ale niestety moja córka nie ma tak dobrze jak Twoja ale staram się, żeby miała jak najlepiej. Ale niestety wiem, że w przyszłości jak dorośnie to będzie miała pewne problemy w związkach...

Nie chcę się tu zabardzo rozpisywać o moim życiu, napiszę na temat, że też jestem dzieckiem DDR, DDD i po części DDA... Moi rodzice rozstali się jak miałam 7 lat, ojca pamiętałam zawsze jako dobrego, spokojnego i cierpliwego człowieka, chyba bardzo za nim tęskniłam. Mam z nim kontakt teraz, człowiekiem jest dobrym ale niestety ma problem z alkoholem i to oficjalnie było przyczyną rozwodu. A moja mama już takim dobrym człowiekiem nie była i nie jest, krytykowała mnie, wyzywała, nie akceptowała...

Teraz na partnerów wybieram mężczyzn niedostępnych emocjonalnie, uzależnionych od substancji psychoaktywnych(THC). Mam męża uzależnionego od THC, mój były partner również był uzależniony od różnych substancji i był strasznie toksyczny... ogólnie mam historię życia trochę pokręconą ale jakoś daję radę. Aktualnie biorę leki i chodzę na terapię. Mam ŚWIADOMOŚĆ tego co złe w mojej rodzinie i dążę do odwrócenia biegu w historii mojej rodziny, mam nadzieję, że choć po części mi się to uda. Moje dzieci będą kontynuować to co zaczęłam.

Taki mam plan na życie. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam inny problem, który tyczy się jednak tego tematu.

Jestem ojcem. Moje dzieci to właśnie DDRR. I nie wiem co z tym zrobić, jak z tym żyć...

Moja była żona nie bardzo sprawdzała się w wywiązywaniu ze wszystkich obowiązków codziennego, trudnego życia, jakie niesie ze sobą małżeństwo. Ja sam, jako jedyny, pracowałem na rodzinę. Nie piłem wódy jak inni. Otworzyłem firmę. Robiłem cały dzień próbując znaleźć i czas dla dzieci. Mam ich troje. Jednak dla byłej żony było to za dużo, za dużo pracy i za mało czasu na leźenie przed telewizorem i, jak wyszło potem, za mało pieniędzy. Znalazła sobie innego, który robił mamie i jej prezenty, miał więcej pieniędzy i zaznała przy nim więcej spokoju. Owszem, były między nami kłótnie ale głównie w wyniku jej zaniedbań. Kiedy wyjechała do niego prosiłem (głupiec) żeby to przemyślała i wróciła. Tłumaczyłem jej, że mamy dzieci i nie powinniśmy się rozchodzić, że pozwolę jej wrócić. Jednak do tego nie doszło i po roku podałem ją o rozwód. Może to był błąd ale...pomyślałem, że skoro stało się tak raz to może być i znów i znów...więc się rozwiedliśmy. Od początku dzieci zostały z matką choć chciały inaczej. Zabrano mi je siłą. Chowano je przede mną, zamykano drzwi, nie wpuszczano do środka. Nie chciano bym przeszkodził w tej idylli jaka zapanowała w jej życiu. Nie mogłem tak dalej, wyjechałem do Niemiec do mojej matki. Po dwóch latach kiedy kupiłem auto moja była pozwoliła łaskawie na wyjazd dzieci do mnie. Jak się okazało to ten "książe z bajki" wyprowadził się gdzieś i została sama. Od tamtego czasu zabierałem dzieci do Niemiec tak często jak to było możliwe. Nawet jak nie miałem zbyt dużo kasy to pytałem się ich i dostawałem odpowiedź: tato, nie ważne, pobędziemy sobie trochę razem. Byliśmy wspaniałymi przyjaciółmi na ile to było możliwe na odległość. Brakowało mi jednak chodzenia na wywiadówki, robienia razem lekcji czy zakupów, uczenia wbijania gwoździ w jakąś deskę itp. Brakowało mi ich w ogóle często. Teraz wróciłem do Polski i...zmieniło się wszystko. Są już dorosłe i nie chcą ze mną rozmawiać. Nie ma w nich entuzjazmu, że tato jest blisko a nawet czuję w nich wrogów. Stają po stronie matki, nie chcą mi pomagać jak potrzebuję. Czuję, że ktoś nastawił je przeciwko mnie.

Co może być przyczyną? Może Wy, którzy jesteście DDRR podpowiecie mi coś. Ciężko mi z tym bo wiem teraz, że właściwie...nie mam dzieci i może nigdy nie miałem. Nie czuję do nich tego, co przedtem. czuję w nich obcych ludzi. Może to była tylko atrakcyjność wyjazdów do Niemiec a nie chęć bycia z tatą... Nie wiem już teraz nic i czuję się podle. Pomóżcie mi i podsuńcie, proszę, jakąś radę.

 

[Dodane po edycji:]

 

Pat45

...zabrakło mi tchu bo...czytając Twoją opowieść, czytałem o sobie...

Moi rodzice też rozwiedli się jak miałem 6-lat. Od tamtego czasu pragnąłem mieć dom, w którym jest "mama, tata, dzieci i pies...". Przez ostatnie kilkanaście lat przeżyłem walkę samego z sobą i to bez lekarzy. Też pytałem sam siebie po co, dla kogo... Ty miałaś jeszcze dzieci a ja...właśnie opisałem to wyżej. Poczytaj sobie.

P.S. Też mam 46. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dorosłe Dzieci Rozwiedzionych Rodziców doświadczają wielu problemów w bliskich relacjach z płcią przeciwną. Do każdej randki podchodzą niezwykle poważnie i w efekcie przeżywają duże napięcie i niepewność. Po dwóch, trzech spotkaniach traktują nowo poznaną osobę tak, jakby to już była niemal żona, prawie mąż. Wybiegają 10 lat w przód i wyobrażają sobie, jak będzie wyglądało ich małżeństwo z tą osobą, w otoczeniu gromady dzieci.

Tak właśnie jest ze mną..Pragnę być ważna dla kogoś, ale zarazem odczuwam PRZEOGROMNY lęk przed odrzuceniem. Zakocham się, a on mnie zostawi ta myśl nie daje spokoju.Towarzyszyła mi od początku w 2 moich związkach, które rzeczywiście tak się skończyły.. Zamiast próbować poznać ukochaną osobę, ulegam iluzji na jej temat, widzę ją taką, jaką pragnę ją widzieć i w końcu jestem rozczarowana.

 

chyba właśnie taka jestem :(:hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Bardzo dobry temat!!!

 

U mnie wyglądało to następująco: w chacie były non-stop kłótnie odkąd pamiętam. Rodzice OD ZAWSZE w separacji (mieszkali w oddzielnych pokojach). Przepychanki całe życie a między nimi ja i moi starsi bracia. Dopiero w tym roku w marcu pod koniec wzięli rozwód. Ja na miesiąc przed ich rozwodem dostałem ataku nerwicy lękowej a w następstwie depresji. Przypadek? ;) Jeżeli chodzi o syndromy:

-Niska samoocena (kompleksy różnego rodzaju)

-Lęk przed tym że sobie z niczym nie poradzę (np. z odpowiedzialnością w pracy, wcześniej w szkole - nie chciało się uczyć)

-już jako 15latek wiedziałem że jestem "skazany" na porażkę

-poczucie bycia gorszym/innym od rówieśników w szkole

-OGROMNA wrażliwość

-brak poczucia bezpieczeństwa

-zazdrość np że inni odnoszą sukcesy zawodowe/prywatne (kończą studia, zakładają rodziny) a ja ze wszystkim daleko w tyle

 

I tak całe życie myślałem że brzydko mówiąc jestem twardy i "mam wyj****" w to co się dzieje w domu, niestety jak widać wyj**** w to nie miałem skoro zachorowałem. Diagnoza psychologów/psychiatrów: mam w sobie dziecko które podświadomie nie może sobie poradzić z tym, że rodzice się rozstali i to mnie niszczy. Jak sobie z tym poradzić do dziś nie wiem, bo cały czas czuję się źle i do dupy.

 

Pozdrawiam wszystkich walczących z niską samooceną, napięciem i lękami wyniesionymi z domu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moj ojciec wyjechal jak mialem 1,5 roku wiec w sumie nie wiem, jak wyglada zycie z ojcem, do 18 roku zycia widzialem go moze przez dwa-trzy tygodnie, rozwod to byla tylko formalnosc(mialem 7 lat), musialem tylko miec jakies testy psychologiczne czy cos, jak bylem mlodszy to myslalem ze lepiej jest bez ojca, ze nie jest potrzebny, smieszyly mnie teksty, ze dzieci potrzebuja dwoje rodzicow, jak gadalem z ojcem przez tel(raz na kilka miesiecy) to jedyny moj cel to bylo go sprowokowac, wkurzyc, posmiac sie. moja mam miala przez to naprawde ciezkie zycie, bardzo duzo pracowala, nie miala prawie znajomych(w tamtych czasach kazdy bal sie rozwodek), ja i brat zajmowalismy sie domem od mlodych lat, ale to mi nie przeszkadzalo.

zawsze za to bardzo balem sie o brata i mame, mozna powiedziec ze az do przesady, czulem sie jakos za nich odpowiedzialny, mysle ze jakby ojciec byl to zrzucilbym to na niego.

w szkole zawsze wstydzilem sie tego, nie mowilem o tym, mowilem ze ojciec jest za granica, chyba jak mialem kilkanascie lat to pierwszy raz pogadalem o tym z kolega, z ktorym nawet nie bylem specjalnie zwiazany.

a teraz ciezko mi jest wejsc w powazny zwiazek z kobieta, zwykle nie trwaja one dlugo :? nie chcialbym nigdy sie rozwiesc, nie chcialbym skrzywdzic swoich dzieci, ale moze nie bedzie tak zle

dlugo by mozna pisac, po prostu mysle ze nawet jak wydaje nam sie ze nas to nie rusza,to predzej czy pozniej okaze sie ze jednak ma wplyw(ale nowosc ;))

ps w szkole na plastyce, jak mielismy narysowac rodzine to nigdy nie rysowalem ojca. nauczycielki zawsze mi kazaly, ja mowilem, ze nie umiem:) a jak same postanowily dorysowac to niszczylem ten rysunek;)

 

mattFX czuje sie podobnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwicaman

 

Skądś to znam że swojego czasu też prowokowałem ojca, wyzywałem od najgorszych, z czasem to przeszło (rodzice się rozeszli z jego winy). Teraz kiedy się wyprowadził i ma nową żonę bardzo mi go brakuje. Staram się go odwiedzać jak mogę. Ostatnio miałem jakiś atak i zacząłem demolkę w nocy w pokoju żeby nie myśleć o dziewczynie która mnie zostawiła i jest za granicą. Stłukłem wazon i podstawką zacząłem okładać się po głowie :( Sfrustrowana matka na tą akcje powiedziała jedynie "pieprzony kochaś" pod nosem czyli obwinia za wszystko ojca, z jej strony jest wszystko w porządku. Mama uciekła w wiarę (jest mega-katoliczką). Tak naprawdę WSZYSTKIM w moim domu przydałaby się terapia i to porządna. Ojciec dzwoni do mnie i się pyta bo martwi się o mnie i o mój stan "umysłu". Widać dręczą go wyrzuty sumienia.

 

Ciekawym faktem jest że po rozwodzie rodziców poszedłem do szpitala psychiatrycznego na własne życzenie. Wyszedłem w gorszym stanie niż wszedłem. Na 2-3 tyg przed wyjściem towarzyszył mi lęk i myśli samobójcze że "zrobię to jak wyjdę że im pokażę wszystkim" itd. Widocznie towarzyszy mi lęk przed moim domem którego ściany przesiąknięte są tymi złymi emocjami i kłótniami. Ciekawą teorię wyniósł jeden lekarz który powiedział że ja jako maluch miałem wszystko zapewnione: byłem ubrany, miałem co jeść ale nie nie miałem wsparcia psychicznego którego tak bardzo potrzebuje małe dziecko (od obojga rodziców). Podobno moja podświadomość tak zareagowała żeby pójść do szpitala żebym nie widział jak mój własny ojciec się wyprowadza z domu. To i tak nic nie dało ponieważ wyprowadzał się akurat wtedy, kiedy ja wyszedłem i musiałem pomóc w jego przeprowadzce! Rzygałem na dzień przed ze stresu i w ten sam dzień. Nie chciało mi się żyć dosłownie, nie chciałem go znać kiedy poznawałem jego nową żonę! Bardzo źle to zniosłem. Do teraz mam żal że wszystko mu się układa a mi dalej się nie chce żyć! Codziennie wychodzę z domu do lasu się przejść, płaczę i mówię do siebie w złości że nienawidzę swojej rodziny, swojego domu, swojego życia, że się zabiję itd. Trwa to już jakiś czas. Wszystkie zainteresowania prysły... Komiksów nie zbieram bo nawet nie mam ochoty ich czytać. Nie rysuję. Djką już się nie zajmuje bo nie widzę w tym sensu - jak miałem grać na imprezie odmówiłem, ponieważ LĘK który mi towarzyszył jak się o tym dowiedziałem był nie do zniesienia i wcale nie był to motywujący stres jaki ma miejsce w takich chwilach (wiecie o czym mówię). Po prostu nie wiem co dalej napisać, mógłbym tak bez końca! Z zazdrością patrzę na kolegów którzy osiągają jakiekolwiek sukcesy a ja stoję w miejscu i życie spier**** mi przez palce. Czuję się dwudziestosześcioletnim emocjonalnym kaleką...

 

Dziękuję jeszcze raz za stworzenie tego tematu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matt FX no rozumiem, choc niemoge powiedziec ze do konca, bo rozwodu samego w sobie nie przezylem, raczej wspieralem mame w tej decyzji(jesli mozna o czyms takim mowic w wieku7lat). mi ojca moze tez troche brakuje, ale kiedy mam takie chwile, to jestem zly na siebie i probuje to odsiebie odsunac, rzadko sie z nim widuje, choc teraz mam okazje,

jesli chodzi o studia to tez mam takie mysli, natomisat jesli chodzi o prace to musialem znalezc, bo utrzymanie domu spadlo troche na moja i brata glowe(mama sie pochorowala) i ciesze sie ze chociaz z tym sobie potrafie poradzic, choc czasem mnie to wszystko meczy, oczywiscie obwiniam ojca.

ale mysle ze wszystko przed nami ludzie jakos zyja, czasem mozna znalezc dobra prace i pojsc na studia zaoczne, nie ma sie co poddawac, w tym wieku(mam23) w jakim jestesmy jeszcze jest wszystko przed nami.

powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż... Ja też jest "Dorosłym Dzieckiem Rodziców Rozwodników" :). Mam niecałe 20 lat i przez całe życie odczuwam piętno rozwodu. Rodzice rozwiedli się jak miałem z ponad rok.

 

Wcześniej zakład w którym mama pracowała, splajtował i nie mogła sobie znaleźć później pracy. Rozwódka, w dodatku samotna matka przed wejściem do UE nie była atrakcyjnym pracownikiem. Nie mieliśmy pieniędzy na rzeczy, utrzymywaliśmy się z alimentów, zasiłku i tego co moi dziadkowie nam dali (bardzo nam pomagali). Dopiero w 4-5 klasie mama znalazła pracę i to nieco poprawiło naszą sytuację materialną.

 

W przedszkolu i podstawówce byłem "dziwakiem", byłem "inny" niż pozostałe dzieci, przez co stałem się obiektem wielu docinek - często znęcali się nade mną. Byłem cichy, przejmowałem się tymi "żartami" i skarżyłem na "kolegów". Znalazłem w tym okresie jednego przyjaciela, też inną osobą, która nie mówiła nic aż do 4-5 klasy podstawówki. Potem odwrócił się ode mnie w gimnazjum, gdzie również byłem obiektem do "wyładowania się". Jednak znalazłem okresie gimnazjum prawdziwego kumpla, z którym do dzisiaj mam dobre kontakty. Pozwolił mi się wyluzować nieco. Zacząłem czytać książki, w których się praktycznie zatracałem, rozwijać swoje zainteresowania - bardzo mnie pasjonowały (i nadal mnie interesują) zwierzęta i rośliny. Zacząłem się udzielać w forach, gdzie jak się okazało, znalazłem mojego najlepszego przyjaciela. Jednakże miałem się o tym przekonać ponad 3 lata później.

 

Co do ojca, to do okresu gimnazjum się z nim spotykałem (mniej więcej raz w miesiącu, czasem dłuższe wypady). Kochał mnie, dbał o mnie, wiem o tym, ale... Był furiatem. Jak gdzieś jak miałem 11 lat, urodziła mu się kolejna córka. Widywałem się z nim ledwo raz na parę miesięcy, często nie w jego domu, a poza nim. Ostatnie 5 spotkań były można powiedzieć dziwne. W ogóle nie były one w domu. Tylko na cmentarzach np. babci, ciotki (nie powiedział mi o ich pogrzebach, dopiero po samym fakcie DWA TYGODNIE PO KAŻDYM). Wkrótce kontakt ot tak po prostu się urwał. Miałem go "przyjemność spotkać" w autobusie z parę tygodni temu. Dałem mu numer telefonu. Chciał się spotkać z w czwartek, odwołał spotkanie mówiąc z powodu dużej ulewy, mówiąc że pójdziemy gdzieś w następnym tygodniu. Do tej pory nie zadzwonił.

 

Dopiero liceum stało się przełomem dla mnie. Tutaj poznałem wreszcie normalnych ludzi. Może dlatego, że klasa składała się z 23 dziewczyn i 3 chłopaków? Więcej zrozumienia sprawiło, że wreszcie mogłem rozłożyć skrzydła. Wreszcie naprawdę wyluzowałem. Poznałem wspaniałych ludzi. Zacząłem chodzić na imprezy (do 18 roku nie piłem, chciałem dochować przysięgi + alkohol mnie trochę odtrącał). Strasznie polubiłem taniec :P. Kolega z internetu stał się przyjacielem ;).

 

Jednak mimo tego wszystkiego dobrego co mnie spotkało, nadal jest "dzieckiem" DDRR. Nigdy nie byłem z nikim w związku. Mój przyjaciel mi zwrócił mi uwagę, że to z powodu ojca. Z początku się nie zgadzałem. Później mu przyznałem rację. Już wcześnie mówiłem sobie: nie chcę stać się taką osobą jak ojciec - po czterech rozwodach, po czterech związkach, które się mu nie udały. Chcę się prawdziwie zakochać, by zdecydować się na jakikolwiek związek. Nie wiem, czy to dobre, czy to zdrowe. Ale jedno jest pewne - nic nie będę robił na siłę.

 

Mimo pewnej przemiany, mam nadal z siebie nieco ze "starej" sztywności. Jestem bardzo wrażliwy, cichy, często milczę. Często nie potrafię podtrzymać rozmowy lub zarzucić jakiegoś nowego tematu.

 

W dodatku w ciągu 3-4 ostatnich lat zdawałem sobie sprawę powoli z jednej rzeczy. Jestem biseksualny. Podobają mi się zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Nie mogłem tej myśli dopuścić do siebie. Nie chciałem nim być. Ale... Ten sam przyjaciel mi powiedział, że grunt to zaakceptowanie siebie. Jeśli się tego nie zrobi, człowiek będzie się pogrążał w złych myślach. Częściowo to zrobiłem. Nic nie poradzę na swojego ciało i po części psychikę. Jednakże nadal szukam "tej jedynej". Mam nadzieję, że takową znajdę.

 

Istnieje też pewne prawdopodobieństwo. Rozwód mógł mieć częściowy swój udział w kształtowaniu mojej orientacji.

 

Pozdrawiam,

 

Rivian

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do tej pory uważałam, że rozwód Rodziców nie miał na mnie większego wpływu (miałam wtedy 4 lata). Kontakt z Ojcem miałam i mam, nie najgorszy, mieszkałam z Mamą. Dopiero niedawno zaczęłam się zastanawiać nad DDRR z tego powodu, że żadne relacje z mężczyznami do tej pory mi nie wychodziły, a mam 27 lat. Nie potrafię nawiązać relacji bliższych z mężczyznami, nigdy nie byłam w poważniejszym związku, a każda nowa znajomość kończy się tym, ze po 2mcach chłopak traci zainteresowanie, a ja czuję się odrzucona, płaczę i podnoszę się z tego kolejne miesiące. Jestem załamana tym, że jestem sama, czuję się samotna, marzę o kochającym partnerze, a nic w tej kwestii mi nie wychodzi. Kolejne porażki, brak poczucia docenienia mnie ze strony mężczyzn. Boję się, że zostanę sama, bez męża i dzieci. Każdy mi mówi, że jestem miła, fajna i atrakcyjna, każdy oprócz mężczyzn. Z ich strony nie czuję zainteresowania, chyba że pojawia się na początku, a potem znika. Dzisiaj przepłakałam z tego powodu cały dzień. Czuję się odrzucona, niedoceniona, nieciekawa jako potencjalna partnerka. Ciągłe poczucie lęku, zagrożenia, niepewności, tego że kolejny mężczyzna mnie odtrąci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciągłe poczucie lęku, zagrożenia, niepewności, tego że kolejny mężczyzna mnie odtrąci.

 

Cóż mogę powiedzieć, mam tak samo.

Moi kolejni partnerzy powtarzają schemat mojego ojca - odchodzą ode mnie.

I wiem, że sporo w tym mojej winy, ja też powtarzam stary schemat i zachowuję się jak opuszczone dziecko.

Ale nie potrafię się od tego uwolnić.

 

Dlaczego tak jest? Myślę, że każdy z moich chłopaków chciałby być dla mnie kimś ważnym jako osoba, a nie tylko być środkiem, który uzupełnia moje niemożliwe do uzupełnienia braki w miłości. Jakbym miała na czole wypisane "pokochaj mnie bezwarunkowo, zaopiekuj się mną". Im bardziej staram się z tym walczyć tym bardziej widać to w moim zachowaniu. Żałosne. Jeśli wreszcie ktoś mnie taką pokocha to będzie musiał mieć dużo cierpliwości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli wreszcie ktoś mnie taką pokocha to będzie musiał mieć dużo cierpliwości.

Ale to jest możliwe! Ja też jestem DDR i mój mąż wiele przeżył i przeżywa nadal ale jest ze mną, to fakt, ma dużo cierpliwości, no i chyba musi coś do mnie czuć, choć to dla mnie nadal pojęcie abstrakcyjne, że ktoś może mnie kochać, czy nawet lubić taką jaką jestem...

Myślę, że kluczem jest pokochanie SAMEGO SIEBIE najpierw, wtedy partner się znajdzie na pewno. Zapytajcie się same siebie, czy się kochacie, spójrzcie w lustro i powiedzcie do siebie "kocham Cię" i zobaczcie co czujecie.

Ja już jestem na tej drodze do kochania samej siebie i potrafię prawić sobie komplementy do lusterka, słowa kocham Cię jeszcze są trudne ale to kwestia czasu myślę, trzeba ćwiczyć codziennie! Zacząć od słów 'lubię Cię', od prawienia sobie komplementów itd...

Do dzieła! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Liliana, zazdroszczę Ci męża..... tego, że jest ktoś przy Tobie.

 

ja natomiast tak bardzo chciałabym z kimś być i coraz bardziej dołuje mnie, że nie wychodzi :(

 

źle mi samej i potrzebuję bliskiej osoby. Ostatnio czytałam o DDRR artykuł i niestety wszystkie symptomy do mnie pasują: traktowanie każdej randki bardzo poważnie, uczucie rozczarowania, smutku i zagrożenia, brak spontanicznego przeżywania zakochania, tylko analizowanie, zatruwanie się , ogromna chęć kogoś od razu "na stałe" itd. Smutek dopada mnie coraz częściej, boli brak bliskiej osoby i chyba jest to zrozumiałe w wieku 27 lat. Ciągle czuję się odrzucana i mam wrażenie, że nikt nie chce ze mną być. Boję się samotności, tego, że będę sama już zawsze i nikogo nie spotkam. Wyć mi się chce :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio czytałam o DDRR artykuł i niestety wszystkie symptomy do mnie pasują: traktowanie każdej randki bardzo poważnie, uczucie rozczarowania, smutku i zagrożenia, brak spontanicznego przeżywania zakochania, tylko analizowanie, zatruwanie się , ogromna chęć kogoś od razu "na stałe" itd.

To nie wszyscy tak mają :? ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, obraziłeś się?

uczucie rozczarowania, smutku i zagrożenia, brak spontanicznego przeżywania zakochania, tylko analizowanie, zatruwanie się
Wiesz, jeśli uważasz, że każdy ma tak jak powyżej, to znaczy, że z Tobą źle. I raczej nie jestem pierwszą osobą na forum, która Ci to mówi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołączam się do klubu DDRR.

 

Co tu więcej o tym mówić...Ciężko się z tym żyje. W moim przypadku dochodzi ciągłe uczucie tęsknoty za ojcem który urwał ze mną kontakt 3 lata temu. Wiecznie myślę jakby tu się odezwać, porozmawiać z nim i wypłakać. Dodatkowo ciągle boję się, że moja córeczka kiedyś będzie przeżywała to co ja, jak nie daj Boże rozstanę się kiedyś z obecnym partnerem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×