Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

ale będę pod koniec października przeżywać...połowinki mam, więc nie obejdzie się bez wódzi, piwka i co tam jeszcze, a z chęcią w ogóle bym poimprezowała i trochę się odcięła od codzienności, tylko panika będzie jak stąd do Rzymu x_X Tym bardziej, że - nie śmiać się - ja tak to wódki nie piję bo nie mam okazji : D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, Ty przynajmniej imprezujesz, ja nie. Odmawiam, bo wstyd mi, że jestem takim "dziwadłem" które nie tylko nie pije alkoholu, nie pali papierosów, ale boi się zjeść cokolwiek poza domem. Do tego sama myśli, że mam wyjść gdzieś i co zrobię jak złapie mnie atak? co powiem? co powiedzą inni? co sobie o mnie pomyślą?... Przeraża mnie to, wolę już siedzieć w domu i nikomu nie rzucać się w oczy :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na prawdę Wam dziewcxyny polecam leczenie. Sama cierpię na emetofobie, jeszcze rok temu miałam codziennie kilka ataków, teraz miesiącu mam jeden, dwa..czasem w ogóle. Chodziłam kilka miesiecy na terapię indywidualna poznawczo-behawioralną, do psychiatry, nadal biorę leki. Byłam uzalezniona od leków, i z tym się uporałam.

Jeżeli chodzi o imprezy.. alkoholu nie piję w ogóle -bo nie chcę, jest mi on niepotrzebny. Nie wychodziłam z domu właściwie w ogóle, miałam kolejną fobię - lęk przed lekiem, czyli poniekąd lęk przed wyjściem, niemalże każde kończyło się biegiem do domu. Jak musiałam dostać się gdzies dalej, np. na terapię czy do psychaitry bo to były w sumie jedyne moje wyjscia to taksówkami, tramwaj był moim koszmarem.

Życzę Wam dużo siły w walce! Nie poddawajcie się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, ja też jeszcze nie byłam na żadnej "poważniejszej" imprezie :D Na samą myśl o tym... bleeeeeee!!!!!!

Mireille, hmmm... ja w sumie też nie mam, bo moja jedyna przyjaciółka nie jest typem imprezowiczki typu dyskoteka, bar...

Ale mam często propozycje wspólnego imprezowania. Ponieważ sądzę, że ludzie z mojego roku w życiu by nie powiedzieli, że mam "to" co mam, to i tak źle się czuję z tą odmiennością, bo ciągle trzeba się kryć i udawać. A to męczy, nawet bardzo :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jak wyglądają u Was takie ataki? Ja chodzę po domu z miską, płaczę nad nią, trzęsę się, myślę o wymiotach do tego stopnia, że wszystko podchodzi do góry, kręci mi się w głowie, słabo mi. W autobusach trzymam kurczowo reklamówkę w dłoni i modlę się by zdążyć wysiąść na najbliższym przystanku. Są takie momenty, że chciałabym już zwymiotować by mieć to za sobą, ale brak mi odwagi by sprowokować wymioty. Poza tym, w maju lub czerwcu zemdlałam w łazience ze strachu, że zwymiotuję - boję się zatem, że w trakcie zwracania stracę przytomność i się zadławię :D Wydaje mi się to zabawne w momencie, gdy nie panikuję. Potrafię zrozumieć, że to tylko panika i nawet się z tego śmiać, ale co z tego.. Lęki wracają i wtedy nie jest mi do śmiechu... Wymyśliłam sobie już wszystkie możliwe choroby - jelitówki, leśniowskiego-crohna, wrzody, zatrucia bakteryjne, grzybica ukladu pokarmowego. oj dużo tego.. Obecnie wkręciłam sobie, że mam nietolerancję laktozy, bo miałam nudności po mleku.. Pozdro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ddd, że leczenie jest fajne, to nie żadne odkrycie :P Część tutaj się leczy, część nie z jakichś określonych przyczyn, ale pewnie nie omieszka w przyszłości :P

 

no natalia, coś jak Ty, tylko może ja po domu nie panikuję, w ogóle raczej w milczeniu to przechodzę. Ale choroby też sobie wkręcałam. W transporcie mam podobnie, w klasie się najlepsze cyrki dzieją, jak cały wszechświat mi się nagle sprowadza do pełnego lęku i zawału serca wsłuchiwania się w swój żołądek i fałszywych odczuć, że JUŻ, JUŻ podchodzi mi wszystko do gardła i JESZCZE CHWILA i na pewno się tu zrzygam przy wszystkich i o mój boru, co robić, lecieć już do tego kibla czy nie... Ale ogólnie poza szkołą panikuję trochę mniej, bo wizja wyrzygania się przy obcych np w obcym mieście nie jest dla mnie tak straszna. A na świeżym powietrzu to już w ogóle.

 

Podajcie mi jakieś racjonalne argumenty, że przeziębienie nie oznacza zaraz rzygania i z jelitówką niewiele ma wspólnego, bo się jutro zamęczę :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jak wyglądają u Was takie ataki?

 

Jeśli jestem w domu to siadam na kanapie z kubkiem zimnej wody, trzęsę się i ciężko oddycham. Zdarza mi się chodzić po mieszkaniu i płakać. Czasem wołam mamę żeby powiedziała, że nic mi nie jest. Na oddziale, w czasie lekcji najczęściej nerwowo rozglądam się po sali i odliczam czas do przerwy. Kiedy zadzwoni dzwonek, od razu biegnę do swojej opiekunki.

 

Podajcie mi jakieś racjonalne argumenty, że przeziębienie nie oznacza zaraz rzygania i z jelitówką niewiele ma wspólnego, bo się jutro zamęczę :P

 

Mi też się to przyda. Jestem przeziębiona od kilku dni i wyobraźnia działa :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz jeszcze referat piszę i w sumie zamiast skupiać się na nim to sram ze strachu, że jak to mi, zawsze każe czytać. Jakim to trzeba być imbecylem, żeby srać w gacie i mieć atak paniki nawet przy drobnej partyjce tekstu i nie móc jej wykrztusić, a jeszcze, o zgrozo, dobrze pisać do tego, co już w ogóle nie współgra...Miesiąc już przekłóciłam, że nie będę, bo nie, jeszcze tylko dziewięć :P Nie wiem, co gorsze, czy glassofobia, czy emetofobia, czy obie razem wzięte. Dodając nerwicę i depresję można siebie zacząć uważać za całkiem ambitny przypadek... W weekend mam zrobić koledze przy odpowiedniej ilości alkoholu coming out. I nie to, że lubię cycki, ale że psychicznie jestem porąbana jak stos drewna na opał w zimową noc...Ech, nie słuchajcie mnie, naćpałam się painkillerami :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój wypad nad morze nie doszedł do skutku, bo pociąg nie przyjechał. Ale spędzam weekend we Wrocławiu, więc nie jest źle.

Staram się ograniczyć gumy do żucia. Od pół godziny mam atak, latam w kółko po mieszkaniu i jeszcze ani jednej gumy nie wzięłam. Ale miętę już zaparzyłam...

 

Jakiś gorszy okres ostatnio... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurde... ja bym nie miała odwagi na cóś takiego. Wolałabym se kulką w łeb walnąć :mrgreen: A tak na serio, to tylko jedna osoba z moich znajomych wie o moich problemach, ale i tak nie wszystko, bo tak się tego wstydzę, że nie daję rady o tym gadać. No i rodzina też wie, ale to ta najbliższa i też nie wszystko. Ale tak naprawdę wszystko to wiedzą rodzice i szanowna pani terapuetka :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No na rodzicach to sobie nie mogę polegać (Pacz temat w DDD, DDA o relacjach rodzinnych), więc czasem usilnie potrzebuję kogoś z otoczenia. Do tej pory wiedzieli tylko ewentualni lekarze oraz dwie znajome mieszkające na drugich krańcach naszego pięknego kraju, ale to mi nie wystarcza. Aaa, no niby jeszcze jednej takiej znajomej powiedziałam z którą swego czasu nawet się jeszcze zdarzało spotykać, ale że tak powiem, osoby ze szczęśliwych, dobrych domów bez takich problemów wyjątkowo nie kumają, o co kaman ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, ja mam niby normalną rodzinę, bo nie ma patologii. Wygląda całkiem normalnie z zewnątrz... No ale ostatnio moi rodzice już prawie się rozwodzili, codziennie nerwówka domu, wieczne darcie, robienie sobie na złość. I ja sama, samotna... siedziałam w domu na straży, żeby się nie pozabijali. I niby mam kochających rodziców, którzy mnie wspierają... Kurcze ale i tak czuję się sama..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mogę polegać na swoim tacie... Jego ojciec był alkoholikiem, więc jest przekonany, że skoro on i mama nie piją to ja nie mam żadnych poważnych problemów. W ogóle nie rozumie tego co ja przeżywam. Ciągle słyszę, że przesadzam albo wymyślam. Niestety nie zmienił podejścia nawet kiedy trafiłam na oddział psychiatryczny :roll: Matka twierdzi, że on się stara, ale ja tego nie widzę...

 

 

Dzisiaj w ogóle nie miałam apetytu... Już zaczynam wymyślać :? Boję się :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mireille, brak apetytu to jeszcze nie choroba, nie daj się wkręcić ;) Pocieszę Cię, też dzisiaj bez apetytu byłam i teraz po nocy nagle zaczął się pojawiać, ale trudno, czas spać :)

 

Co do rodziny to u mnie też ciężko. Tata alkoholik nie żyje od kilku lat, a mama wie o moich problemach, ale nie wierzy w psychologię. Wierzy, że jak będę pić ziółka na nerwy to samo mi przejdzie. Martwi się strasznie i boi się o mnie, ale gdzieś tam w środku chyba myśli, że to moje fanaberie i że samo mi to minie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×