Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dzisiaj czuje się...


katrin123

Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, bernard90 napisał(a):

Jakbyś się tak czuł to też byś chciał umrzeć. Rok temu w kwietniu było też tak źle, potem wyzdrowiałem, a teraz znowu mam to samo. Mam dość tego życia. Jak do wiosny nie będzie lepiej to tylko czapa wchodzi w grę. 

Po pierwsze to odpisujesz kobiecie. Po drugie nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak wielką krzywdę teraz robisz ludziom którzy walczą o życie z rakiem? Ludziom którzy stracili swoich bliskich na tą chorobę? Ludzi którzy patrzą jak ich bliscy walczą z tą chorobą? To że ty czujesz się jak czujesz, to nie oznacza że można tak napisać. Są ludzie którzy chcą żyć, bądź chcieli żyć a przegrali walkę z tą chorobą. Osobiście nawet mnie Twój wpis boli. Więc proszę abyś się powstrzymał od takich wpisów na forum.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Szczebiotka napisał(a):

Po pierwsze to odpisujesz kobiecie. Po drugie nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak wielką krzywdę teraz robisz ludziom którzy walczą o życie z rakiem? Ludziom którzy stracili swoich bliskich na tą chorobę? Ludzi którzy patrzą jak ich bliscy walczą z tą chorobą? To że ty czujesz się jak czujesz, to nie oznacza że można tak napisać. Są ludzie którzy chcą żyć, bądź chcieli żyć a przegrali walkę z tą chorobą.

Myślę, że ludzie z rakiem mają ważniejsze rzeczy na głowie aniżeli przejmowanie się jakimiś komentarzami w sieci.

 

A co do:

Cytat

Osobiście nawet mnie Twój wpis boli. Więc proszę abyś się powstrzymał od takich wpisów na forum.

Nie dziwię się, że co jakiś czas słychać głosy, że panuje tutaj dyktatura choć rozumiem, że Twoja prośba pochodzi jedynie od użytkownika, a nie od moderatora i żadne konsekwencje nie zostaną wyciągnięte nawet jeśli kontynuowałby tworzenie podobnych wpisów.

 

Ujdzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Kawa Szatana napisał(a):

Myślę, że ludzie z rakiem mają ważniejsze rzeczy na głowie aniżeli przejmowanie się jakimiś komentarzami w sieci.

To źle myślisz. Uważasz że osoby chore na raka nie siedzą w sieci? Myślisz że ich bliscy tutaj nie są? Są. 

Wiem jak jest patrzeć na osoby które kochasz nad życie jak umierają, jak bardzo cierpią przez chorobę krzycząc i błagając o śmierć. Przeszłam to, i to nie raz. Dlatego uważam że takie wpisy są nie na miejscu. 

6 minut temu, Kawa Szatana napisał(a):

Nie dziwię się, że co jakiś czas słychać głosy, że panuje tutaj dyktatura

Co wy macie z tą dyktaturą ostatnio? Myślę że wielu z was nawet nie ma pojęcia na czym dyktatura polega😏 

Staramy się utrzymać porządek na forum, poświęcamy na to swój wolny czas, i nikt nam za to nie płaci. Chcemy aby forum było przejrzyste. 

Jeśli trzeba to tworzymy odpowiednie działy by można było rozmawiać o różnych rzeczach.

9 minut temu, Kawa Szatana napisał(a):

choć rozumiem, że Twoja prośba pochodzi jedynie od użytkownika, a nie od moderatora

Napisałam to jako ja, zwykła szara użytkowniczka forum która przeżyła nie jedną śmierć bliskiej osoby na raka. Która miesiącami a nawet latami patrzyła na walkę tych ludzi, i ich błagania o śmierć z bólu. To że mam rangę moda nie oznacza że na forum pisze tylko jako moderator.

 

Ciulowo

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Kawa Szatana napisał(a):

Nie dziwię się, że co jakiś czas słychać głosy, że panuje tutaj dyktatura choć rozumiem, że Twoja prośba pochodzi jedynie od użytkownika, a nie od moderatora i żadne konsekwencje nie zostaną wyciągnięte nawet jeśli kontynuowałby tworzenie podobnych wpisów.

Dyktatura, bo co? Bo @Szczebiotka wyraziła swoje zdanie, że ją bolą takie wpisy? Mnie też bolą. Przeżyłam śmierć bliskich na raka. Niektórych to dotyka, bo mają z tym doświadczenie. Wspomnienia wracają. Nic przyjemnego patrzeć na to z boku a tym bardziej to przeżywać. Jesteśmy zarządem, ale też mamy swoje uczucia i swoje zdanie. I również - tak jak wy, mamy prawo je wyrazić. Z kulturą i szacunkiem do drugiego człowieka. @Kawa Szatana gdzie tu widzisz "dyktaturę"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój tata zmarł na raka ale jakoś z tym żyję,

natomiast ostatnio skłoniło mnie do refleksji to że moja koleżanka zaczęła poważnie chorować, serce, nerki itp.. Pisze mi że nie chce umierać, wspieram ją ale rok temu pisała że chce umrzeć (wtedy jej tata też zmarł) i pisała mi często że chce umrzec. A teraz gdyśmierć jest tak blisko, boi się.\

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, cynthia napisał(a):

Niektórych to dotyka, bo mają z tym doświadczenie. Wspomnienia wracają. Nic przyjemnego patrzeć na to z boku a tym bardziej to przeżywać.

 

16 godzin temu, Szczebiotka napisał(a):

Po drugie nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak wielką krzywdę teraz robisz ludziom którzy walczą o życie z rakiem?

 

Ja akurat mam dystans do takich rzeczy duży, mimo, że jak praktycznie każdy mam w rodzinie i w swoim otoczeniu osoby które chorują i/lub chorowały na nowotwór złośliwy, nawet 2 tyg. temu miałam 2 pogrzeby jednego dnia osób, które zmarły z powodu nowotworu.

Mimo wszystko jednak chyba obie nie do końca zakumałyście (a raczej w ogóle nie zrozumiałyście) obie sens wypowiedzi od której zaczęła się ta dyskusja. Nie, kolega pisząc, że wolałby umrzeć na raka nie krzywdzi osób chorujących. Jak ktoś nie był w takim dołku, że śmierć wydaje się jedynym sensownym rozwiązaniem, to tego nie zrozumie. I przyczyna śmierci jest tu najmniej istotna, czy to będzie nowotwór/zawał/wypadek, who cares, ważne żeby zniknąć. Akurat wzmianka o raku w całej tej wypowiedzi była najmniej istotna, a jej nie wiadomo dlaczego się doczepiłyście, bo najbardziej niepokojące są tu myśli samobójcze przemawiające za tą wypowiedzią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I taka moja sugestia: jak ktoś nie potrafi oddzielić swoich przeżyć od postów innych na forum to może warto się zastanowić czy na pewno chce się pełnić funkcję, która niejako zobowiązuje do czytania wszystkich postów.

Nie jesteście na pewno jedynymi, które czyjś post dotknął w jakiś sposób ale mimo wszystko to tylko internet i forum o takiej a nie innej tematyce gdzie różne wypowiedzi w różnych tematach zawsze mogą kogoś dotknąć i urazić ze względu na to, że większość niesie ze sobą jakiś bagaż. Teraz jakby każdy zaczął się czepiać o post, który go dotknął, to sorry, ale forum by musiało zniknąć z internetu.

PodsUmowując: DYSTANS, /cenzura/ DYSTANS, ALBO WSZYSCY UMRZEMY.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bernard90 - rozumiem, bylem w tak czarnej d.., że też marzyłem o końcu. Ale życie się toczy tu i teraz, każdego dnia a czasem przychodzi zmiana.. na lepsze.  

 

Często bylem na onkologii (Wa-wa-Ursynów), leżał tam mój ojciec. Leżeli też inni, widziałem młodego faceta, który (po chemii) postarzał sie na moich oczach o kilkanaście lat, widziałem jego ból, widziałem ból jego żony (bo Ona wiedziała, że to koniec). Pamiętam, jak mnie zapytała "jak ja to powiem dzieciom..". 

Jak masz już dość, to pojedź na oddział przyjęć na onkologię.. ciekawe doświadczenie.

 

ostatnio, przyszła refleksja, że osoby w naszej sytuacji (chorobie) powinny raz na jakiś czas zaangażować się w wolontariat (kilka godzin opieki/pomocy osobom ciężko chorym, starym, niepełnosprawnym) - to daje do myślenia, odrywa na chwilę od choroby.

 

Od kilku dni czułem się fatalnie, bo znowu wszystko spiep..łem, totalnie niewiedziałem jak mam to poskładać.. i wczoraj wieczorem spotkałem staruszkę, miała problem z wejściem po schodach. Podszedłem do niej i zapytałem czy potrzebuje pomocy. Popatrzyła na mnie i powiedziała "ja pana znam.., pan mi już kiedyś pomógł". I faktycznie przypomniałem sobie, że już kiedyś spotkaliśmy się w tym samym miejscu, w tej samej sytuacji. Pamiętam, że wtedy pomogłem jej zejść ze schodów, Ona wtedy złapała mnie za rękę i nie puściła jej jak zeszliśmy. I tak ja odprowadziłem spory kawałek. Powiedziałem jej wczoraj, że pamiętam jak ciepłą i delikatną miała dłoń. Ona popatrzyła mi w oczy i powiedziała " wie Pan, ja mam szczęście w życiu. Jak byłam mała ukrywałam sie w lesie z rodziną (wojna) i nagle zatrzymał ją żołnierz (Niemiec) i zapytał czy potrzebuje pomocy.. Ona odpowiedziała, że jak miałby jej pomóc? A on - zobaczymy. I ten Niemiec opiekował się nią przez całą wojnę (może w domu też miał małą córkę?). Potem poprosiła mnie abym pomógł jej wejść do kościoła i żebym ją potem odprowadził do domu, bo boi się że po ciemku nie trafi do bloku. Odpowiedziałem Jej, że raczej powinienem pojechać do domu żeby przeprosić żonę. Zapytała mnie co mnie niszczy.. (w punkt!) i obcej osobie powiedziałem, że depresja i jeszcze coś.. o mało sie nie rozpłakałem. A Ona "Jak trzeba to trzeba.., Ja panu życzę takiego samego szczęścia jakie ja miałam w życiu.. niech pan będzie dobrym człowiekiem a teraz chodźmy" no i zaprowadziłem ją do tego kościoła (Dominikanie na Służewie - wielki kościół i bardzo akustyczny). Szliśmy środkiem a ona mocnym głosem "chyba musieliśmy się dzisiaj spotkać... na pewno mnie Pan odprowadzi do domu..?, ja że tak. Wie pan ja tu muszę przyjść, bo w domu mam chorą córkę.." Głupio mi było, bo ludzie sie oglądali (na szczęście niektóre kobiety życzliwie się uśmiechały), no i zaprowadziła mnie do 2 ławki. Myślałem, że będzie msza.. a tu najpierw adoracja i różaniec.., potem msza. na koniec powoli szurając nogami i przytrzymując sie ławki  zaczęła wolno iść aby przyjąć komunię, wyszedłem z ławki aby ją przepuścić, gdy mnie mijała jeszcze raz popatrzyła mi w oczy i nagle uniosła dłoń i (sam nie wiem czy) mi pogroziła palcem czy coś przykazała..?

Tez poszedłem do komunii i po, klęknąłem na chwilę aby (no wiecie..) potem wstałem i zacząłem się rozglądać po kościele ale nigdzie jej nie widziałem. Wyszedłem na zewnątrz (tam jest spory park - też jej nigdzie nie było. Wróciłem raz jeszcze do kościoła, ale bez rezultatu. Miałem wyrzuty sumienia (bo jej obiecałem, że ja odprowadzę..) a z drugiej strony zastanawiałem się jak Ona tak szybko mogła wyjść z tego kościoła (jak wchodziliśmy to ledwo szła). Wróciłem do domu, powiedziałem żonie co powinienem powiedzieć (dalej się nie odzywa - ma prawo..). A wieczorem długo się zastanawiałem nad tym co się właściwie stało. Może nic się nie stało..

Może los/Bóg chciał abym spotkał tę kobietę

Dzisiaj czuję się bardzo dobrze (błogi spokój)

Przepraszam, że przynudzam ale chciałem sie tym podzielić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, miL;) napisał(a):

bernard90 - rozumiem, bylem w tak czarnej d.., że też marzyłem o końcu. Ale życie się toczy tu i teraz, każdego dnia a czasem przychodzi zmiana.. na lepsze.  

 

Często bylem na onkologii (Wa-wa-Ursynów), leżał tam mój ojciec. Leżeli też inni, widziałem młodego faceta, który (po chemii) postarzał sie na moich oczach o kilkanaście lat, widziałem jego ból, widziałem ból jego żony (bo Ona wiedziała, że to koniec). Pamiętam, jak mnie zapytała "jak ja to powiem dzieciom..". 

Jak masz już dość, to pojedź na oddział przyjęć na onkologię.. ciekawe doświadczenie.

 

ostatnio, przyszła refleksja, że osoby w naszej sytuacji (chorobie) powinny raz na jakiś czas zaangażować się w wolontariat (kilka godzin opieki/pomocy osobom ciężko chorym, starym, niepełnosprawnym) - to daje do myślenia, odrywa na chwilę od choroby.

 

Od kilku dni czułem się fatalnie, bo znowu wszystko spiep..łem, totalnie niewiedziałem jak mam to poskładać.. i wczoraj wieczorem spotkałem staruszkę, miała problem z wejściem po schodach. Podszedłem do niej i zapytałem czy potrzebuje pomocy. Popatrzyła na mnie i powiedziała "ja pana znam.., pan mi już kiedyś pomógł". I faktycznie przypomniałem sobie, że już kiedyś spotkaliśmy się w tym samym miejscu, w tej samej sytuacji. Pamiętam, że wtedy pomogłem jej zejść ze schodów, Ona wtedy złapała mnie za rękę i nie puściła jej jak zeszliśmy. I tak ja odprowadziłem spory kawałek. Powiedziałem jej wczoraj, że pamiętam jak ciepłą i delikatną miała dłoń. Ona popatrzyła mi w oczy i powiedziała " wie Pan, ja mam szczęście w życiu. Jak byłam mała ukrywałam sie w lesie z rodziną (wojna) i nagle zatrzymał ją żołnierz (Niemiec) i zapytał czy potrzebuje pomocy.. Ona odpowiedziała, że jak miałby jej pomóc? A on - zobaczymy. I ten Niemiec opiekował się nią przez całą wojnę (może w domu też miał małą córkę?). Potem poprosiła mnie abym pomógł jej wejść do kościoła i żebym ją potem odprowadził do domu, bo boi się że po ciemku nie trafi do bloku. Odpowiedziałem Jej, że raczej powinienem pojechać do domu żeby przeprosić żonę. Zapytała mnie co mnie niszczy.. (w punkt!) i obcej osobie powiedziałem, że depresja i jeszcze coś.. o mało sie nie rozpłakałem. A Ona "Jak trzeba to trzeba.., Ja panu życzę takiego samego szczęścia jakie ja miałam w życiu.. niech pan będzie dobrym człowiekiem a teraz chodźmy" no i zaprowadziłem ją do tego kościoła (Dominikanie na Służewie - wielki kościół i bardzo akustyczny). Szliśmy środkiem a ona mocnym głosem "chyba musieliśmy się dzisiaj spotkać... na pewno mnie Pan odprowadzi do domu..?, ja że tak. Wie pan ja tu muszę przyjść, bo w domu mam chorą córkę.." Głupio mi było, bo ludzie sie oglądali (na szczęście niektóre kobiety życzliwie się uśmiechały), no i zaprowadziła mnie do 2 ławki. Myślałem, że będzie msza.. a tu najpierw adoracja i różaniec.., potem msza. na koniec powoli szurając nogami i przytrzymując sie ławki  zaczęła wolno iść aby przyjąć komunię, wyszedłem z ławki aby ją przepuścić, gdy mnie mijała jeszcze raz popatrzyła mi w oczy i nagle uniosła dłoń i (sam nie wiem czy) mi pogroziła palcem czy coś przykazała..?

Tez poszedłem do komunii i po, klęknąłem na chwilę aby (no wiecie..) potem wstałem i zacząłem się rozglądać po kościele ale nigdzie jej nie widziałem. Wyszedłem na zewnątrz (tam jest spory park - też jej nigdzie nie było. Wróciłem raz jeszcze do kościoła, ale bez rezultatu. Miałem wyrzuty sumienia (bo jej obiecałem, że ja odprowadzę..) a z drugiej strony zastanawiałem się jak Ona tak szybko mogła wyjść z tego kościoła (jak wchodziliśmy to ledwo szła). Wróciłem do domu, powiedziałem żonie co powinienem powiedzieć (dalej się nie odzywa - ma prawo..). A wieczorem długo się zastanawiałem nad tym co się właściwie stało. Może nic się nie stało..

Może los/Bóg chciał abym spotkał tę kobietę

Dzisiaj czuję się bardzo dobrze (błogi spokój)

Przepraszam, że przynudzam ale chciałem sie tym podzielić

Niezła historia 😳 

 

Pęka mi głowa i nic nie słyszę na jedno ucho ( znowu). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rok temu w kwietniu pisałem że chce umrzeć itp. Później za rok o tej samej porze miałem myśli "jak mogłeś coś takiego pisać, życie jest piękne itp". Miałem okropne lato, cały czas mnie głowa boli. Idę do neurologa z tymi bólami  bo to jest nie do zniesienia. Na ten moment zmuszam się do istnienia i życie w taki sposób nie ma sensu.

U mnie też wujek umarł na raka i strasznie cierpiał. Wtedy czułem się kapitalnie i naprawdę było mi go żal.  Ale jeśli miałbym tak żyć do końca życia to najlepiej żeby się to skończyło. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

I taka moja sugestia: jak ktoś nie potrafi oddzielić swoich przeżyć od postów innych na forum to może warto się zastanowić czy na pewno chce się pełnić funkcję, która niejako zobowiązuje do czytania wszystkich postów.

Nie jesteście na pewno jedynymi, które czyjś post dotknął w jakiś sposób ale mimo wszystko to tylko internet i forum o takiej a nie innej tematyce gdzie różne wypowiedzi w różnych tematach zawsze mogą kogoś dotknąć i urazić ze względu na to, że większość niesie ze sobą jakiś bagaż. Teraz jakby każdy zaczął się czepiać o post, który go dotknął, to sorry, ale forum by musiało zniknąć z internetu.

PodsUmowując: DYSTANS, /cenzura/ DYSTANS, ALBO WSZYSCY UMRZEMY.

Zgadzam sie👍z ta wypowiedzia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, bernard90 napisał(a):

Rok temu w kwietniu pisałem że chce umrzeć itp. Później za rok o tej samej porze miałem myśli "jak mogłeś coś takiego pisać, życie jest piękne itp". Miałem okropne lato, cały czas mnie głowa boli. Idę do neurologa z tymi bólami  bo to jest nie do zniesienia. Na ten moment zmuszam się do istnienia i życie w taki sposób nie ma sensu.

U mnie też wujek umarł na raka i strasznie cierpiał. Wtedy czułem się kapitalnie i naprawdę było mi go żal.  Ale jeśli miałbym tak żyć do końca życia to najlepiej żeby się to skończyło. 

Wyobraź sobie, że ja byłem w takim stanie gdy nie myślałem o niczym, po prostu czekałem na koniec, bez żadnych emocji, żalu , chęci śmierci, po prostu czekałem 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, DEPERS napisał(a):

Nie trzeba być pewnym siebie żeby przedstawić swoje argumenty. Pewność siebie zyskujesz jak te argumenty zaczynają przemawiać:) 

Nie jest ważne co inni o mnie myślą bo oni się nie przejmują co ja o nich myśle ;)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×