Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje życie już dawno się skończyło.


xyz1234

Rekomendowane odpowiedzi

A jest jeszcze coś, co jest w stanie pomóc?

Pamiętam dzień, kiedy ostatnio czułam się szczęśliwa... w maju 2014 roku.

W 2015 już jadłam obiad w knajpie na 40. piętrze. Zepsuła im się klimatyzacja więc otworzyli okna (to nie była Polska, ani nawet Europa). Pierwsza myśl?

"Idealna okazja żeby się zabić".

Czy normalni ludzie tak reagują na widok otwartego okna? Myśli samobójcze chodzą za mną cały czas.

NIC nie sprawia mi nawet odrobiny radości. Czytałam jakieś badania, że 83% samobójców nie było w związkach, w chwili targnięcia się na życie. To moja głowa musi być naprawdę poryta, bo mam partnera od ponad 10 lat. Miesiąc temu dostałam pierścionek zaręczynowy.

Co wtedy poczułam? Nic, kompletnie nic.

Nawet takie wydarzenia i fakt, że ktoś chce się ze mną ożenić, pomimo mojego chorego łba nie potrafią sprawić, żebym odczuwała szczęście.

Nie chcę tak dłużej żyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, wyjdz_do_ludzi_pobiegaj napisał:

 

Czasami pomoc i rozwiązania przychodzą w najmniej spodziewanych momentach. Wiem, że to trudne, ale - cierpliwości! 

Czytałam trochę Twoich postów.

Przede wszystkim tych, kiedy już było dobrze.

Szok, że można przejść taką odmianę.

Moje gratulacje :)

Poczułam się trochę jak wtedy, kiedy wg psychoterapeuty byłam "naćpana" Wenlafaksyną.

Mogę zapytać jakie leki brałaś? 

Na mnie psychiatrzy od dawna już nie mają żadnego pomysłu- często dostaję to, co sama zasugeruję :|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, xyz1234 napisał:

Mogę zapytać jakie leki brałaś? 

Na mnie psychiatrzy od dawna już nie mają żadnego pomysłu- często dostaję to, co sama zasugeruję 😐

 słabi psychiatrzy raczej , odpierdalają schematy 

 jest tyle kombinacji , tyle leków ( których za loże się nawet na oczy nie widziałaś ) 

 A co do tej pory brałaś ?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, xyz1234 napisał:

Mogę zapytać jakie leki brałaś? 

 

Asertin, Apoescitaxin i coś tam jeszcze, w połączeniu z różnymi nasennymi (beznadziejnie lub w ogóle nie sypiałam w najgorszym czasie i to było niezbędne). Skończyłam na Seronilu, który, choć nie od razu, w końcu zadziałał.

 

45 minut temu, xyz1234 napisał:

Na mnie psychiatrzy od dawna już nie mają żadnego pomysłu- często dostaję to, co sama zasugeruję 😐

 

Podzielam opinię @Heledore, że to dupy wołowe. Z lekami trzeba kombinować, bo na każdego działają inaczej i to psychiatra jest od tego, żeby je dobrać. Widzisz, ja po Seronilu dostałam kopa i byłam jak króliczek z reklamy Duracell, z tą różnicą, że moimi bateriami były piguły, a wiem, że są ludzie, którzy są po nim zamuleni. 

 

48 minut temu, xyz1234 napisał:

Szok, że można przejść taką odmianę.

Moje gratulacje 🙂

 

Dziękuję. Cieszę się, że udało mi się wyjść z tego bagna i gorąco wierzę, że i Tobie się uda!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, xyz1234 napisał:

A jest jeszcze coś, co jest w stanie pomóc?

 

Jest - i przede wszystkim jest to dobrze dobrane leczenie. 

 

Prawda jest taka, że jest niestety sporo słabych psychiatrów i psychoterapeutów, i całkowicie rozumiem Twoje złe doświadczenia z nimi - nie piszę tego jako pacjent, tylko jako ktoś, kto pracuje w środowisku klinicznym. Jestem terapeutką osób niepełnosprawnych, z psychologią kliniczną i niekliniczną mam sporo wspólnego, i co nieco specjalistów, zawodowo i prywatnie, już poznałam - do niektórych z nich za żadne skarby świata nie wysłałabym żadnego swojego pacjenta, znajomego, najgorszego wroga, gdybym go miała.

 

Ale prawda jest też taka, że jest też sporo specjalistów, którzy autentycznie pomagają, zresztą to, co niektórzy już tu napisali jest tego dowodem. Jestem przekonana, że jest gdzieś jakiś ogarnięty psychiatra, który będzie potrafił Ci pomóc - rozumiem, że jesteś już bardzo zmęczona szukaniem, ale postaraj się jeszcze spróbować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, xyz1234 napisał:

A jest jeszcze coś, co jest w stanie pomóc?

Pamiętam dzień, kiedy ostatnio czułam się szczęśliwa... w maju 2014 roku.

W 2015 już jadłam obiad w knajpie na 40. piętrze. Zepsuła im się klimatyzacja więc otworzyli okna (to nie była Polska, ani nawet Europa). Pierwsza myśl?

"Idealna okazja żeby się zabić".

Czy normalni ludzie tak reagują na widok otwartego okna? Myśli samobójcze chodzą za mną cały czas.

NIC nie sprawia mi nawet odrobiny radości. Czytałam jakieś badania, że 83% samobójców nie było w związkach, w chwili targnięcia się na życie. To moja głowa musi być naprawdę poryta, bo mam partnera od ponad 10 lat. Miesiąc temu dostałam pierścionek zaręczynowy.

Co wtedy poczułam? Nic, kompletnie nic.

Nawet takie wydarzenia i fakt, że ktoś chce się ze mną ożenić, pomimo mojego chorego łba nie potrafią sprawić, żebym odczuwała szczęście.

Nie chcę tak dłużej żyć...

Normalni ludzie tak nie reagują ale ci w ciemnej dolinie tak i nie ma w tym niczego złego. Ja oglądałam rury od gazu czy wytrzymają mój ciężar. Okna tez mnie pociągały. Czytałam o samobójcach szukając inspiracji. Kompletowałam sobie wyprawkę: zbierałam leki, odłożyłam ostry przecinak do żył, mocny długi pasek i płachtę plastikową żeby podłogi nie zachlapać. Bo ktos to będzie myć. Nawet o tym pomyślałam. Wyprawka czeka spokojnie na swoje czasy- o ile nadejdą.

Ja rozumiem. W depresji nie ma związków, jest się całkowicie samotnym i niewrażliwym. Nawet jeśli dla postronnych jest związek to dla depresanta nie ma.

Ty jesteś w tej dobrej sytuacji że jeszcze gadasz o tym i próbujesz zabić się publicznie (okna). Ciągle prosisz.

Cała zabawa w tym, że człowiek w depresji widzi prawdę- życie to cyrk, wszystko jest bez sensu a postać jaką się jest jest bolesną iluzją. To jest prawda na jaką nałożony jest Truman Show, w który większość wierzy jak w rzeczywistość. Tak to widzę. I jak się przestanie szarpać, że trzeba być szczęśliwym (ty piszesz "powinnam czuć coś"), że trzeba żyć, że inni mają tak fajnie, że jest się głupim etc, etc i jak sie podda depresji (nie chodzi o fizyczne samobójstwo ale o uznanie że faktycznie wszystko jest iluzją) to następuje zmiana, przełom. Nagle niczego nie trzeba dźwigać bo trzyma się samo i nie ma znaczenia. Samobójstwo pozostaje opcją, ale też znaczenia nie ma. Nie nadaje się znaczeń. Puszcza się je.

Nie wiem jak to opisać, bo to dziwny stan.

Jest taka książka, dla mnie ważna "Samobójstwo a przemiana psychiczna" Jamesa Hillmana (zresztą Hillman jest na te sprawy dobry, jego Kod duszy np). Pragnienie samobójstwa jest symptomem za którym się idzie. Pragnienie samobójstwa jest pragnieniem psyche do zmiany. Pragnieniem wyzwolenia ze starej skorupy. Jest komunikatem. Mój analityk traktował moje opowieści jao prawdziwe a nie jak "o boże, boże muszę pani leki dać i niech pani o tym na gada bo to straszne" lub "głupoty pani mówi". Po prostu uznał mnie za dorosłą. Wyrażał żal i krytykował samobójstwo jako rozwiązanie ale uznał moje pragnienie za normalną informację z którą się pracuje a nie którą się tłumi.

Paradoksalnie samobójstwo jest pragnieniem postawienia siebie na miejscu priorytetu. To akt najwyższej nieczułości na innych, ogromnego egoizmu, bo samobójca nie chce bawić się już w udawanki jak inni. Wychodzi- to jego akt wolności. To jest paradoks- zabijając się chce postawić Ja na najwyższym poziomie, spełnić swój największy kaprys i przejąć kontrolę. To akt egoizmu, ale znaczący mimo że mówisz że siebie nienawidzisz. Nie nienawidzisz siebie, chcesz siebie pokochać, uznać - w tak paradoksalny sposób- za najważniejszą dla siebie, poza narracjami i oczekiwaniami innych.

Ale to tylko moje doświadczenia i spostrzeżenia, mam nadzieję że Mod ich nie wywali.

Hillman jest w każdym razie dostępny.

Więc tak długo jak masz na to ochotę gadaj o tym, co czujesz, bez autocenzury. Ja rozumiem zarówno i sens samobójstwa i siłę pragnienia.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@doi

"Cała zabawa w tym, że człowiek w depresji widzi prawdę- życie to cyrk, wszystko jest bez sensu a postać jaką się jest jest bolesną iluzją. To jest prawda na jaką nałożony jest Truman Show, w który większość wierzy jak w rzeczywistość."

 

Ten fragment akurat do mnie przemawia. W momencie najcięższych "rozkmin", 

nawet proces jedzenia i picia wydaje mi się śmieszny i pozbawiony najmniejszego sensu- w końcu i tak wszystko ląduje w toalecie.

 

Co do egoizmu w samobójstwie- nie zamierzam się wypowiadać. Każdy decyduje sam o sobie.

 

Co rozumiesz przez "zaakceptowanie depresji"?

Mam leżeć i czekać na cud? Bo wybacz ale często gęsto zapominam nawet o jedzeniu. Albo zwyczajnie wolę nie jeść, niż wstać i je sobie przygotować. 

Chyba że Ty jesteś w stanie ze swoją depresją jako tako funkcjonować 

 

Dla mnie ten system jest totalnie binarny- albo jestem w stanie "ogarniać" życie, albo pora je wreszcie zakończyć.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, z o.o. napisał:

@xyz1234 myślę, że skoro tu piszesz, to pewnie jednak szukasz pomocy

A jednak- nasze (moje, Twoje i reszty społeczeństwa) domniemania nie zawsze muszą być słuszne. 

 

Czy przed próbą wyskoczenia z okna w maju szukałam tu pomocy?

Nie. Nie zastanowiło Cię to?

Czy prosiłam o pomoc w treści posta?

Nie. 

 

Przyczyna leży zupełnie gdzie indziej i napiszę ją, chociażby po to, żeby rozwiać Twoje wątpliwości. 

Od początku pisałam, że planuję powtórkę na ten tydzień i nie lamentowałam, że zaraz wyskoczę z okna.

Ze swojego mogłabym najwyżej podrapać się o krzaki, może ewentualnie coś złamać, znowu trafić do psychiatryka i to będzie na tyle.

Potrzebuję ogarnąć się fizycznie (żeby nie wzbudzać podejrzeń) i psychicznie (żeby wyszło wiarygodnie), a następnie wynająć apartament na baaardzo wysokim piętrze, wciskając komuś kit że to np. na romantyczną rocznicową kolację z narzeczonym, bo w domu mamy dziecko (nie mamy ^^) i ogólnie przecież widok na całe miasto jest taki piękny. A później posiedzieć tam i zrealizować swój plan w środku nocy, żeby tym razem nikt mnie nie zauważył.

Brzmi jak plan? ^^

 

A piszę tu, bo wszystkie gry na telefonie mi już zbrzydły... 

Amen.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@xyz1234

43 minuty temu, xyz1234 napisał:

nawet proces jedzenia i picia wydaje mi się śmieszny i pozbawiony najmniejszego sensu- w końcu i tak wszystko ląduje w toalecie.

 

43 minuty temu, xyz1234 napisał:

Co rozumiesz przez "zaakceptowanie depresji"?

Może właśnie to- uznanie absurdu. Skoro jedzenie wydaje ci się śmieszne - czemu się nie śmiejesz? Śmiejesz się?

Hillman pisze o tym lepiej, nie wiem czy "zaakceptowanie" to dobre słowo. Chodzi mi o to by nie tworzyć sobie alternatywnego życia i nie patrzeć w lukę pomiędzy "powinnam" a "jest". Tak czytam co piszesz i widzę że stworzyłaś sobie takie "powinnam" i się za to kopiesz.

Może "wejść w depresję" jest lepsze? - w sensie: zobaczyć jaką niesie informację, jako symptom. Nie masz ochoty pogadać o tym ze specjalistą? 

43 minuty temu, xyz1234 napisał:

Dla mnie ten system jest totalnie binarny- albo jestem w stanie "ogarniać" życie, albo pora je wreszcie zakończyć.

Ale przecież w ten sposób chcesz właśnie ogarnąć? Przecież cały czas ogarniasz ale jest to dalekie od "powinnam" więc się kopiesz. Jedna rzecz mi się skojarzyła jeszcze: jak przed popełnieniem samobójstwa Rothko skaleczył się w palec i starannie się opatrzył. A potem podciął sobie żyły.

Samobójstwo to kwestia przejęcia kontroli. Ja myślałam "przynajmniej jedna rzecz zaplanuję i zrobię porządnie. Wtedy kiedy chcę".

 

Z jakichś powodów nie skoczyłaś z tego okna? (nie jest to bynajmniej zarzut ani zachęta do powtórzenia, tylko prośba o info).  Ta informacja "dlaczego wtedy nie" jest ważna. Co trzymało, co powodowało wahanie? Jaka myśl? U mnie to była ciekawość, jakaś resztka ciekawości co jeszcze ze mnie wypłynie, jakie treści się pokażą na sesji. Myśl że przecież mogę w każdej chwili. W nasilonych myślach S. starałam się rozproszyć (potem do tego wrócę, pomyślę o tym później) lub skupić na zagadnieniach technicznych (ten nóż jest za słaby, tylko się skaleczę).

Ważne było to że się starałam. Deklarowałam chęć odejścia a jednocześnie nie odchodziłam. Ważne zapytać siebie co trzyma mimo deklaracji. Nie jesteśmy monolitami, w nas gadają różne osoby. Teraz taka osoba przez ciebie przemawia, ale są inne. Co one mówią?

 

 

Edytowane przez doi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, doi napisał:

 

Może właśnie to- uznanie absurdu. Skoro jedzenie wydaje ci się śmieszne - czemu się nie śmiejesz? Śmiejesz się?

Użyłam złego słowa. Takie przemyślenia uświadamiają mi bezsens życia (w moim mniemaniu), to jak bardzo moje postrzeganie rzeczywistości różni się od poglądów ludzi zdrowych i skłaniają raczej jednak do myśli rezygnacyjnych, niż do śmiechu.

A raczej skłaniały, bo teraz jestem już w takiej d****, że nawet nad tym nie chce mi się dywagować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, doi napisał:

 

Z jakichś powodów nie skoczyłaś z tego okna? (nie jest to bynajmniej zarzut ani zachęta do powtórzenia, tylko prośba o info).  Ta informacja "dlaczego wtedy nie" jest ważna. Co trzymało (...)

Tu też nie ma żadnej głębokiej filozofii niestety.

 

Trzymała mnie... straż pożarna (jest napisane w artykule).

Gdybym nie była w stanie upojenia alkoholowego, to moja reakcja zapewne byłaby szybsza, niż ich. Niestety musiałam się znieczulić (lęk wysokości).

Na szczęście już się z niego wyleczyłam wytrwałym siedzeniem na parapecie swojego mieszkania (4. piętro).

Także to był po prostu głupi przypadek, a nie nagła refleksja "jednak chcę żyć" :) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, xyz1234 napisał:

Także to był po prostu głupi przypadek, a nie nagła refleksja "jednak chcę żyć" 🙂

 

Jak dla mnie nie ma przypadków. Nieświadome robi swoje i na poziomie świadomego wydaje się że to "przypadek". To ty nie dostrzegasz "głębokiej filozofii". Ona jest.  I to oczywiste- samemu trudno jakoś zgłębić czy przyznać się. Teraz budujesz sobie wielopiętrowe plany jak wejść wyżej i skoczyć. Ale czemu nie weszłaś od razu. Z taką samą energią i sprytem możesz przecież poszukać pomocy. Sensownej.

 

25 minut temu, xyz1234 napisał:

to jak bardzo moje postrzeganie rzeczywistości różni się od poglądów ludzi zdrowych

Nikt nie jest zdrowy. Znowu budujesz sobie "ja chora" "oni zdrowi". Czemu to służy?

 

Depresja ma zawsze przyczynę. Złe samopoczucie czy utrata sensu to nie przyczyna. To skutek. Przyczyny są głębiej. Mam wrażenie że teraz zaczynasz się bawić w "a właśnie że skoczę, udowodnię że skoczę". OK. Dla mnie to wszystko co piszesz jest smutne i poruszające, ale nikt- poza tobą- nie ma wpływu na to czy skoczysz czy nie. Ja chciałam dokonać wyboru. I uczciwie do tego podeszłam, starając się wysłuchać wszystkie wewnętrzne strony. Nie chciałam być zakładniczką swojego wyboru czy decyzji- wolność dla mnie leży w możliwości zmiany decyzji (i nie tłumaczeniu ich).

 

Próbujesz zniszczyć siebie. A może miałabyś ochotę-tak naprawdę- zniszczyć kogoś innego? Ja chciałam się zniszczyć bo w dalekiej przeszłości ktoś nakazał mi samozniszczenie. Teraz jestem na etapie, że wolałabym zniszczyć tego kogoś niż siebie, bo nie chcę grać pod czyjeś wgrane treści. Samobójstwo jest wołaniem o wewnętrzną prawdę i wolność, przynajmniej dla mnie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie, jakby spojrzeć na to całościowo, to już X razy powinnam leżeć w piachu, a nadal jestem na świecie i oddycham. 

Też mnie to zaskakuje, jak na tyle dobrze przemyślanych i zaplanowanych prób.

Inny człowiek pewnie powiedziałby, że los/Bóg ma dla mnie misję. Ja wolę mówić, że nawet szatan nie chce się ze mną użerać.

 

W wieku 8 lat byłam świadkiem śmierci kogoś, kto mnie wychowywał. W tym samym wieku byłam też molestowana seksualnie. Później gnębiona przez rówieśników. Kiedy wydawało mi się że wreszcie coś osiągnęłam w życiu,  postanowiłam odszukać swojego ojca. Mówił że kocha... Kłamał, żeby uzyskać potrzebne mu informacje. Ostatnie jego słowa do mnie- "nie chcę cię znać, tak jak nie znaliśmy się do tej pory".

I pewnie z 10 innych traumatycznych przeżyć też bym znalazła. Tylko po co?

Są na pewno ludzie, którzy mają gorzej. Nie widzę sensu mieć pretensji do całego świata. Nie akceptuję siebie pod żadnym w zasadzie względem. Nie uważam się za chociaż "dobrą" w czymkolwiek. To ja nie pasuję do systemu i nie oczekuję, że on dopasuje się do mnie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@xyz1234 Jakbym o sobie czytała, oprócz śmierci wychowawcy. W moim przypadku miałam wrażenie że "świat" mnie wypchnął ze swoich struktur. Że nie jestem tutaj, bo w pewien sposób nie zostałam przyjęta, byłam zbędna. Normalnie jest tak, że złość na brak miejsca kierowana jest na tę osobę co wypycha, a ja chciałam tej osobie ułatwić i pójść sobie sama. Teraz jest tak że stanowię wartość dla mnie samej a ta osoba mnie nie obchodzi. W zasadzie żądania świata, wartości i oczekiwania co do mnie mnie nie obchodzą. Pracuję nad tym żeby nie spełniać niczyich życzeń a mieć kontakt ze sobą. Ja jestem swoim światem. Nie chodzi o postać jaką się tu ma ani o narrację o życiu ani o to że mam się dopasowywać do jakiegoś "dobrze". Chodzi o moje pole świadomości, pole które odbiera świat i świat tworzy. Wróciłam na analizę i zjeżdżam w stronę wściekłości na krzywdzicieli, na wgrane g..no w głowie. Na razie tu jestem.

Swoją drogą i na offie : sk..wysyn.

 

17 minut temu, xyz1234 napisał:

Inny człowiek pewnie powiedziałby, że los/Bóg ma dla mnie misję. Ja wolę mówić, że nawet szatan nie chce się ze mną użerać.

Nikt dla ciebie niczego nie ma. Wgrano ci nienawiść do siebie i tyle. Pytanie czy ty masz coś dla siebie. Czy będziesz mieć odwagę -wbrew woli tych którzy cie stąd wypychali- coś dla siebie mieć i pokazać im fuc.ka. Ciągle podtrzymuję- zrobisz jak chcesz, bo to twoje  życie, niczyje inne. Ale próbuję pokazać ci inną stronę, która przez ciebie mówi, inną postać, która mimo wszystko, przez przypadek - nie skacze i gada całkiem sensownie, uczciwie.

I dobrze, tu-teraz mi się z tobą gada. Też bez względu na to jak się to skończy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.11.2019 o 13:10, xyz1234 napisał:

Pamiętam dzień, kiedy ostatnio czułam się szczęśliwa... w maju 2014 roku.

To nieźle, ja nie licząc stanów upojenia alkoholowego to nigdy nie czułem się szczęśliwy, nawet nie wiem jak to jest. Może dlatego jeszcze żyję, nie wie  jak być szczęśliwym, więc  nie wiem co straciłem. 

 

W dniu 3.11.2019 o 13:10, xyz1234 napisał:

Czy normalni ludzie tak reagują na widok otwartego okna? Myśli samobójcze chodzą za mną cały czas.

NIC nie sprawia mi nawet odrobiny radości. Czytałam jakieś badania, że 83% samobójców nie było w związkach, w chwili targnięcia się na życie. To moja głowa musi być naprawdę poryta, bo mam partnera od ponad 10 lat. Miesiąc temu dostałam pierścionek zaręczynowy.

Ja nigdy nie byłem w związku a mam 40 na karku. A co do myśli samobójczych to miałem je właściwie codziennie przez kilka lat, to w zasadzie było marzenie o śmierci, końcu beznadziejnego żywota.  Też okna, albo dachy( bo pracowałem wtedy na budowach) powodowały u mnie myśl a może by tak skoczyć, ale zawsze brakło odwagi, brak odwagi do życia i brak odwagi do jego skończenia.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, xyz1234 napisał:

(...) A piszę tu, bo wszystkie gry na telefonie mi już zbrzydły... 

Amen.

To było niepoważne z Twojej strony. Kończę pisanie w tym wątku, tym bardziej, że ja również jestem "skoczkiem" i ta dyskusja nie wpływa na mnie dobrze. Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@doi mam bardzo podobne poglądy do Ciebie, ale na pewno mniej obciazajcą historię niż Wy. Zasadniczo mam nerwicę i dwa epizody umiarkowanej depresji za sobą, ale bez myśli samobójczych. I tez uważam, ze depresja to choroba egoistyczna a samobójstwo jest egoistycznym wyjściem. Mam wrażenie, ze mówienie o tym jest „niepoprawne politycznie” ale nawet specjaliści są zgodni, ze w depresji następuje duże skupienie na sobie - MI jest źle, JA cietpię, JA jestem nieszczęśliwy. No niby tak, ale w sumie co z tego? Czemu to takie ważne? Skad w ogole pomysł, ze szczęście i dobre życie należy nam się jak psu buda? Ja jak miałam depresję, to stwierdziłam, ze jeśli mi nie przejdzie, to poświęcę się całkowicie pracy charytatywnej. Tam potrzeba każdej pary rąk, np w schronisku dla zwierząt albo coś takiego, a skoro moje życie i tak nie ma sensu, to zabicie się byłoby egoistyczne. Nie mam przecież życia ani zainteresowań wiec jestem idealna siłą roboczą. Jednak z doświadczenia wiem, ze większość chorych na depresje nawet nie pomyśli, żeby pomoc innym - są za bardzo skupieni na sobie i na tym, jak im źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, minou napisał:

@doi mam bardzo podobne poglądy do Ciebie, ale na pewno mniej obciazajcą historię niż Wy. Zasadniczo mam nerwicę i dwa epizody umiarkowanej depresji za sobą, ale bez myśli samobójczych. I tez uważam, ze depresja to choroba egoistyczna a samobójstwo jest egoistycznym wyjściem. Mam wrażenie, ze mówienie o tym jest „niepoprawne politycznie” ale nawet specjaliści są zgodni, ze w depresji następuje duże skupienie na sobie - MI jest źle, JA cietpię, JA jestem nieszczęśliwy. No niby tak, ale w sumie co z tego? Czemu to takie ważne? Skad w ogole pomysł, ze szczęście i dobre życie należy nam się jak psu buda? Ja jak miałam depresję, to stwierdziłam, ze jeśli mi nie przejdzie, to poświęcę się całkowicie pracy charytatywnej. Tam potrzeba każdej pary rąk, np w schronisku dla zwierząt albo coś takiego, a skoro moje życie i tak nie ma sensu, to zabicie się byłoby egoistyczne. Nie mam przecież życia ani zainteresowań wiec jestem idealna siłą roboczą. Jednak z doświadczenia wiem, ze większość chorych na depresje nawet nie pomyśli, żeby pomoc innym - są za bardzo skupieni na sobie i na tym, jak im źle.

Oczywiście że następuje skupienie na sobie, jak w każdej chorobie, nie tylko z rodzaju "psychicznych". Ale mówienie o ludziach chorych na depresję, że są egoistami jest bardzo krzywdzące i wzmaga dodatkowo poczucie winy. Często depresja przebiega z zaburzeniami lękowymi np. lękiem przed wyjściem z domu, przed podejmowaniem działań i decyzji, lękiem społecznym. Pojawiają się też objawy ze strony organizmu: męczliwość, senność, brak energii, spowolnienie ruchowe, problemy z koncentracją, problemy ze snem, co przekłada się na funkcjonowanie w dzień. W depresji ludzie nie mają siły chodzić do pracy, żeby zarobić na jedzenie i mieszkanie, a Ty mówisz o pracy charytatywnej. To tylko Twój obraz depresji poparty Twoim doświadczeniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.11.2019 o 20:52, xyz1234 napisał:

@FoxM, to może ja przedstawię to z mojego "chorego" punktu widzenia?

Ja naprawdę uważam, że moim bliskim będzie lepiej, kiedy mnie nie będzie. 

Mama sprzeda moje mieszkanie i auto- mocno podreperuje budżet finansowy.

Narzeczony ma ostatnią szansę jeszcze kogoś poznać, ułożyć sobie normalnie życie, a na pewno na to zasługuje.

Kiedy leżę całymi dniami i nie mam siły na nic, to wtedy nie cierpią?

Kiedy codziennie płaczę z bezsilności- nie cierpią?

 

PS. Miałam kilka prób samobójczych, na pewno więcej niż 5. Żadna nie była demonstracyjna.

Mam tachykardię, w sierpniu wzięłam 90 tabletek na obniżenia pulsu (BETO 100 ZK)- jak widać nawet diabeł mnie u siebie nie chce...

Hej. Nie ma opcji ze bedzie im lepiej. Jak by cie strscili to by nie nie mogli pozbierac i przez cale zycie by ich wyrzuty sumienia szargaly, ze czegos nie zrobili, ze cos zle zrobili, ze to ich wina itd itp. Cierpieli by tez bo by byli pewni, ze mialas ich w dupie skoro zdecydowalas ich zostawic w bolu i takie im zaserwowalas przezycie. Wiec nie. Ten pomysl odbierania sobie zycia to wyrzuc do smieci.

Psycholog twoj to debil. Domyslam sie o co chodzilo ale zle to powiedziala. Majac co innego na mysli. A mianowicie to ze czulas sie lepiej tylko przez leki bo nie zmienialas swojego zycia i myslenia - nie chodzilas na terapie. A jak chodzilas to na jakas bezsensowna. 

Ja bralam leki wiele razy i jak odstawialam to zawsze to gowno wracalo. Wiec jasne ze czulam sie lepiej tylko.przez leki. Ale te leki nie lecza depresji. Tylko jak je bierzesz to sztucznie dzialaja. To tak jakbys miala raka i daja co morfine. Bol usnieza ale raka dalej masz. Trzeba operacji, chemioterapii itd. Z depresja to samo. Bierzesz leki zeby wyjsc z czarnej dupy. Ale powodu choroby nie dotykasz. A powod choroby to mysli, zachowania, schematy(obojetne czy wywolane przez dlugi stres, traume, nawyki wyniesione z domu, itd itp) tabletki myslenia ci nie zmienia. Natomiast przytlumia nerwice i depresje i nie czujesz sie jak dno. Wiec leki trzeba brac bo pomagaja szybciej. Psychoterapia to dluzsza robota. Pare sesji nic nie da. Na lekach chodzi sie na psychoterapie i tam staraja sie wykryc problem i powod calego tego gowna. Wtedy zaczyna sie plan zmieniania zachowan, emocji, myslenia. Powoli trzeba mozg odzwyczajac od wielu lat schematycznych negatywnych mysli i zachowan. Trzeba cwiczyc czesc mozgu odpowiedzialna za dobre emocje, przyjemnosc, pozytywne mysli, checi do dzialania itd. W tym samym czasie ograniczac funkcjonowanie czesci mozgu odpowiedzialna za lęk, strach, smutek, negatywne myslenie itd. Mozg jest bardzi plastyczny i mozna go cwiczyc i do tego jest potrzebny psycholog. Nie ma takiej opcji zebys nie wyszla z tego. Poprostu musisz sie za to wziac.  Jak masz kase to chodz prywatnie. Jak nie.masz to.pchaj sie do takiego za darmo. Chodz i badz szczera. I staraj sie robic co ci mowia. Teraz zacznij brac leki. Jak nie dzialaja to niech ci zmienia. Naprawde ten psycholog, tak mi sie wydaje, nie mial nic zlego na mysli. Taka jest prawda. Ze my co.mamy zwichniete psychiki to "nacpani" sie czujemu lepiej. Jak przestaniemy brac leki to za pare dni czy miesiecy mamy znowu jazde. Bo niestety ale leki nie zmieniaja naszego myslenia. Tylko sztucznie podwzyszaja serotonine wiec czujemy sie lepiej. Niestety u nas bardziej aktywny jest obszar mozgu odpowiedzialny za to wszystko zle i serotonina jaka mamy nie daje rady. Tabletki ja dokladaja wiec jest lepiej i wszystko bardziej pozytywne. Wiec pomysl o tym jak zmniejszysz ta "zla" czesc mozgu a troszke zwiekszysz ta "dobra" czesc mozgu. Wtedy ta dobra czesc mozgu bedzie dominowac i wtedy bedziesz sie czuc lepiej. To wszystko to nie zadna przenosnia tylko naprawde widoczne zmiany na rezonansie, wielkosci i aktywnosci tych obszarow. 

Takze do lekarza i do psychologa. A na serio sie wyleczysz. Narazie tabletki dopoki terapia nie zacznie przynosic skutkow. A tabletki dlaczego cie tak zalamuja? Jedni potrzebuja tabletek na cisnienie, inni na cukrzyce, inni cholesterol itd itp. A dlaczego takie to.zle jesli po tabletkach sie lepiej czujesz? Nic  w tym zlego. A z czasem i tabletek nie bedziesz potrzebowac. 

Jakies cwiczenia aerobowe uprawiasz? Jesli nie to dalabys rade wyjsc codziennie na 30min na spacer szybkim marszem? Nie powoli tylko tak szybko jakbys sie bardzo spieszyla. Sluchawki na uszy z szybka ulubiona muzyka. Dasz rade?

Sory jesli wiesz to wszystko ale nie wiem co wiesz a czego nie I sory ze pisalam troche chaotycznie ale na telefonie mi ciezko i powoli sie pisze 

odzywaj sie co i jak ja odpowiedza na te pytania co ci zadalam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, bezniczego napisał:

Oczywiście że następuje skupienie na sobie, jak w każdej chorobie, nie tylko z rodzaju "psychicznych". Ale mówienie o ludziach chorych na depresję, że są egoistami jest bardzo krzywdzące i wzmaga dodatkowo poczucie winy. Często depresja przebiega z zaburzeniami lękowymi np. lękiem przed wyjściem z domu, przed podejmowaniem działań i decyzji, lękiem społecznym. Pojawiają się też objawy ze strony organizmu: męczliwość, senność, brak energii, spowolnienie ruchowe, problemy z koncentracją, problemy ze snem, co przekłada się na funkcjonowanie w dzień. W depresji ludzie nie mają siły chodzić do pracy, żeby zarobić na jedzenie i mieszkanie, a Ty mówisz o pracy charytatywnej. To tylko Twój obraz depresji poparty Twoim doświadczeniem.

 

Sama, w swoim aktualnie, jakże ciulowym stanie, lepiej bym tego nie ujęła.

Pocieszające, że ktoś potrafi jeszcze spojrzeć na to z "mojej strony". Chociaż mam głęboką nadzieję, że to bagno Cię nie dotyczy.

 

 

Co do poprzedniego postu...

Wolontariat?

Popieram w 100%!

Jeśli tylko ma się osobę, która będzie płacić rachunki, żywić i ubierać do końca życia, to naprawdę jest doskonały pomysł.

No i dodatkowo trzeba mieć w nosie swoje "JA", czuć się świetnie z byciem pasożytem niezdolnym do samodzielnej egzystencji i nie zaniżać przy tym swojego poczucia własnej wartości na liczby ujemne. U mnie niestety odpada ale zazdroszę sytuacji, możliwości, a przede wszystkim pomysłowości...

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Miss Worldwide dziękuję za wszystko, co napisałaś. Przez te kilka lat dużo czytałam i wiem, że masz rację. U mnie to aktualnie nie ten etap, żeby wyjść z domu. Raczej heroiczna walka z samą sobą, żeby umyć zęby (zaraz znowu ktoś na mnie naskoczy o czym ja w ogóle piszę).

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, xyz1234 napisał:

 

Sama, w swoim aktualnie, jakże ciulowym stanie, lepiej bym tego nie ujęła.

Pocieszające, że ktoś potrafi jeszcze spojrzeć na to z "mojej strony". Chociaż mam głęboką nadzieję, że to bagno Cię nie dotyczy.

 

 

Co do poprzedniego postu...

Wolontariat?

Popieram w 100%!

Jeśli tylko ma się osobę, która będzie płacić rachunki, żywić i ubierać do końca życia, to naprawdę jest doskonały pomysł.

No i dodatkowo trzeba mieć w nosie swoje "JA", czuć się świetnie z byciem pasożytem niezdolnym do samodzielnej egzystencji i nie zaniżać przy tym swojego poczucia własnej wartości na liczby ujemne. U mnie niestety odpada ale zazdroszę sytuacji, możliwości, a przede wszystkim pomysłowości...

 

Nieprawda. Wolontariat daje uczucie ze jestes komus potrzebna i satysfakcje z wykonanej pracy. Nie trzeba chodzic codziennie i rzucic prace zarobkowa. Mozna chodzic do schroniska raz na tydzien pomoc biednym zwierzakom. Wyprowadzic na spacer. Ja sama mam depreche silna. Bylam w schronisku wczoraj. Popatrzalam co tam robia. Wyprowadzilam 2 psy na spacer. Kocham psy ale nic mnie nie cieszy i na nic nie mam ochoty. Psycholog kazala isc kilka razy. Nie rzucic po.pierwszym razie.  Bede sie jej sluchac. Wczoraj nie czulam jakiegos spelniania czy zadowolenia. Ale ona powiedziala, ze tak bedzie. Pozwala mi oceniac rozne proby robienia czegos ale nie po 1 razie. Powiedziala ze jak po 4 czy 5 razach jej powiem, ze cos mi sie nie podoba to wtedy ok. 

Nie bede sie rozpisywac sae wolontariat to bardzo dobra rzecz w naszej chorobie bo w zyciu kazdego czlowieka potrzbene jest uczucie bycia potrzebnym i robienia czegos dla kogos innego. Kazdy ma swoj sposob na to. Jednego znajduje to w wychowywaniu dzieci, inny uwaza, ze jego praca to w czym pomaga komus czy ogolnie swiatu. Niewazne co ja czy ty sadzisz np o pracy na kasie albo praniu i gotowaniu. Ale dla tej osoby praca na kasie moze mu dawac poczucie ze cos robi dla innych (extremalny przypadek hahaha) W depresji wszystko wydaje sie bez sensu. Nic do niczego nie wniesiemy, do niczego sie nie nadajemy, inni juz to robia to po co my, nam to nie sprawi przyjemnosci, nie chce mi sie bo bez sensu i tak bedzie ze mna zle, a co to da ze ja gdzies w czym pomoge i tak swiata nie zmienie i nie ulecze. No i zwykle poprostu mi sie nie chce bo zle sie czuje jestem zdolowana i nie chce zyc a co dopiero pomagac w czyms komus. Najwazniejsze punkt w aktywacji behawioralnej na ciezka depresje to wlasnie "nasze zycie codzienne ma opierac sie na planach a nie na emocjach" czyli trzeba wyznaczac sobie, ze musze sprobowac tego czy tamtego, zrobic to czy tamto, i poprostu to robic a nie rozkminiac jak sie akurat czujemy i czy mamy ochote czy nie i czy to ma sens czy nie, czy jestem za smutna na to.dzisiaj wiec dzisiaj nie. 

Co waszych wypowiedzi. Ja tez nie chce nic robic i jestem w czarnej dupie. Miesiac temu wylam skulona na podlodze i blagalam o pomoc dzwoniac na pogotowie ze dluzej nie dam rady. Depresje, nerwice lékowa, ataki paniki mam o 20 lat i tylko przestwalam brac tabletki to.od razu wszystko wracalo z podwojona sila. Nigdy nie przeszla. Przez terapie bo uwzalam ze to nie dla mnie i nic mi to nie da. No i po co skoro leki dzialaly. Teraz siegnelam dna. Praktycznie umieralam. Sama bym sobie zycie odebrala tyle ze jeszcze balam sie smierci przez nerwice lękowa. Bo ataki paniki i nerwica dalymi silny lęk staly przed smiercia moja jak i bliskich. Gdyby nie tem strach to by bylo po mnie bo nie dawalam juz rady. Zdecydowalam ze ostatnia moja szansa to terapia. Narazie nie ma skutkow bo dopiero 4 sesje wiec dopiero mnie w sumie poznala. Ale zadawlam duzo pytan. Co i jak i dlaczego i czy mi pomoze itd itp. Nie jestem ufna i ktos musi pokazac, ze wie o czym mowi zebym uwierzyla a i tak sprawdze w necie i w ksiazkach. I wszystko co mi mowila jak co dziala i jak dziala nasz mozg to ma racje jak narazie. Przekonala mnie bo ma poparcie w nauce to co ona mowi.

Wiec idz do psychologa. Tylko sie nie zdziw ze tez bedzie ci kazala probowac robic rozne rzeczy. Nawet jak nie masz na nie ochoty ani ci sie nie podobaja. Bedzie ci tez zmieniac myslenie. Pokaze ktore mysli negatywne sa mechanicznie wytwarzane wbrew faktom i cie niszcza. 

Jak nie kochasz zwierzat to idz do chorych dzieci. Lub gdzies zupe nalewac bezdomnym. Jak po kilku probach stwierdzisz, ze nic nie czujesz to wtedy dasz sobie spokoj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla tych, którzy czują się całkiem nieźle i nijak nie potrafią mnie zrozumieć...

 

"Depresja: Kiedy niskie poczucie własnej wartości i brak celu staje się nie do zniesienia"

 

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,115167,19324544,depresja-kiedy-poczucie-wlasnej-wartosci-i-brak-celu-staje.html

 

Pod filmikiem polskie tłumaczenie tekstu. Trochę nieudolne ale ogólnie sens jest zachowany.

 

Podpisuję się pod każdym jednym słowem.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×