Skocz do zawartości
Nerwica.com

wyjdz_do_ludzi_pobiegaj

Użytkownik
  • Postów

    267
  • Dołączył

Treść opublikowana przez wyjdz_do_ludzi_pobiegaj

  1. Życiówka. Kawa. Dużo kawy. Całe jedzenie, które zjadłam.
  2. Dziękuję, że jesteś i odważyłaś się podjąć działanie!
  3. Za dzisiejsze bieganie. Za mojego kota. Za dobry obiad, który sobie dzisiaj zrobiłam, i to, że zostawiłam sobie struclę z Biedry i teraz mi wchodzi cudownie z kawą po treningu.
  4. Asertin, Apoescitaxin i coś tam jeszcze, w połączeniu z różnymi nasennymi (beznadziejnie lub w ogóle nie sypiałam w najgorszym czasie i to było niezbędne). Skończyłam na Seronilu, który, choć nie od razu, w końcu zadziałał. Podzielam opinię @Heledore, że to dupy wołowe. Z lekami trzeba kombinować, bo na każdego działają inaczej i to psychiatra jest od tego, żeby je dobrać. Widzisz, ja po Seronilu dostałam kopa i byłam jak króliczek z reklamy Duracell, z tą różnicą, że moimi bateriami były piguły, a wiem, że są ludzie, którzy są po nim zamuleni. Dziękuję. Cieszę się, że udało mi się wyjść z tego bagna i gorąco wierzę, że i Tobie się uda!
  5. Czasami pomoc i rozwiązania przychodzą w najmniej spodziewanych momentach. Wiem, że to trudne, ale - cierpliwości!
  6. Tak Ci powiedział psychoterapeuta? Boże, co za baran!
  7. Absolutnie nie są na miejscu i niech spadają na drzewo. Pomogą. A wiesz, że dokładne tak czułam się w lutym tego roku? Wtedy zaczęłam brać leki i zmieniałam je 3-krotnie, zanim trafiłam na takie, które zadziałały. Teraz już je odstawiłam, a o tym, jak się czuję, możesz przeczytać w innych wątkach. Było mi bardzo ciężko. Bardzo, bardzo. Bywało tak, że szłam na wizytę do psychiatry i szlochałam, siedziałam w poczekalni zapłakana, całą wizytę lało mi się z oczu. Na szczęście lekarz trochę potrafił mnie stawiać na nogi i po każdej wizycie u niego choć na chwilę widziałam jakieś światło w tunelu... choć nie od razu. Na początku było mi bardzo głupio, że tak się zachowuję. Wstydziłam się, no bo jak to? Dorosła kobieta, a ciągle tylko płacze i nie potrafi podjąć sensownych decyzji i działań, a maile w pracy przyprawiają ją o spazmy rozpaczy. Bardzo pomogło mi czytanie książek o depresji, emocjach, problemach natury psychicznej. Zrozumiałam swój stan, potrafiłam to nazwać i mogłam jakoś zacząć działać. Powoli, pomalutku, małymi krokami. I się udało. A jak udało się jedno, to nabierałam siły, żeby udało się drugie. Przestałam mieć przekonanie, że nigdy nie będzie dobrze, bo nagle coś co robiłam, przynosiło pozytywne rezultaty. Powoli zaczęłam odnajdować drobne, tycie przyjemności i zaczęłam się tego trzymać, choć było trudno, ale łapałam się wszystkiego. Szukałam. Czy generalnie jesteś pod opieką tego samego lekarza, czy już zmieniałaś? Może warto poszukać innego specjalisty? To nie jest normalne, że dostajesz takie leki i nikt tego nie kontroluje.
  8. Za to, że żyję. Za to, że trafiłam na dobrego psychiatrę, który mnie wyciągnął z beznadziejnego nastroju. Za to, że mam plany. Za to, że mam mocne nogi, nie mam żadnych poważniejszych problemów zdrowotnych, mogę biegać, ćwiczyć i dawać z siebie wszystko. Za to, że mogę się codziennie budzić bez problemu, iść do pracy, funkcjonować normalnie. Za to, że stać mnie na godne życie. Za to, że mogę pokierować swoim życiem.
  9. @Jeremii ja sobie przypominam coś, co wywołuje u mnie radość/uśmiech. Jakieś absurdalne sytuacje nawet.
  10. Ale można czekać na śmierć wyglądając ładnie. Ja mam teraz tyle planów, marzeń i celów, że nie jestem w stanie ogarnąć. Brakuje mi doby. Czytam mnóstwo książek, chcę nabyć nową wiedzę z przeróżnych płaszczyzn, do tego utrzymywać dobrą kondycję fizyczną. Powoli przestaję ogarniać, a tak wiele rzeczy mi na siebie nachodzi, że nie wiem jak to wszystko połączyć. Gicior. Tak lubię. Wreszcie czuję że żyję. A potem jak nadejdzie dzień, kiedy gniję w domu i gram w grę, albo oglądam tv, albo czytam jakieś głupoty, to wreszcie nie wbijam sobie szpilek w siebie, że nie robię nic produktywnego, tylko odpoczywam.
  11. Heh, dopóki jechałam na tabsach to mnie PMS nie męczył, teraz lekko odczuwam jego skutki. Ale tak tylko leciutko. Ale i tak mnie to wkurza.
  12. Odstawiłam tabsy i mam się doskonale. Kocham życie. Świat jest piękny. Wyszłam z kryzysu i radzę sobie świetnie. Jak mi dobrze.
  13. Wzięłam dzień wolnego i spałam do 9:00. Wow. Piękna sprawa.
  14. Oczywiście. Wizyta ma Ci pomóc, a jeśli zapamiętanie swoich problemów lub opowiedzenie o nich jest dla Ciebie trudne, nie widzę przeszkód by przekazać je w inny sposób.
  15. Tak, wyszło, że dwa dni nie brałam. Bolała mnie głowa, czułam się senna, "zamroczona", miałam jakieś dreszcze, ogólnie kiepsko. Dzisiaj jest już w porządku (wzięłam rano).
  16. Odstawiacie antydepresanty na własną rękę czy pod opieką lekarza? Zaczęłam powoli odstawiać fluoksetynę (drugi raz - za pierwszym razem miałam zjazd emocjonalny i chyba nie byłam na to gotowa, więc wróciłam do starej dawki), ale zdarzyło mi się pominąć drugą dawkę nieumyślnie i czułam się, jakby mnie przejechał buldożer - objawy jak przy grypie/zatruciu pokarmowym i zastanawiam się, czy to efekty odstawienia, możliwe, że po tak krótkim czasie?
  17. Zadzwoniłam. Umówiłam się na kawę. Przez chwilę byłam najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie.
  18. To nie koniec, nie będziesz czuć się tak zawsze. Żyjesz dla innych czy dla siebie? Taka jest kolej rzeczy, ludzie rodzą się, a potem umierają, tak było od zarania dziejów. Świat nigdy nie posunąłby się do przodu gdyby wszyscy wychodzili z założenia "aaa, bez sensu, po co mam coś robić, jak i tak umrę, a najpierw umrze moja x, mój y". Ja nie żyję w cierpieniu. Co prawda mam poczucie, że moje życie to ciągle jakaś walka o coś, ale mam dwie nogi, dwie ręce, jestem zdrowa. Zawsze mogło być gorzej. O jakim cierpieniu mówisz? Po pierwsze - BRAWO! Gratuluję zerwania toksycznej relacji. Gratuluję odwagi i znalezienia w sobie siły do zakończenia czegoś, co Cię z pewnością niszczyło. Z pewną dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że Twoja depresja to wypadowa toksycznego związku. Po drugie - sama mam za sobą podobną historię. 6 lat toksycznego małżeństwa, które było jednym z najważniejszych czynników, które doprowadziły mnie do depresji. Wyszłam z tego, choć proces trwał pół roku. Pół roku rozmyślań "co, dlaczego, po co, a jeśli sobie nie poradzę, nie mam nikogo, jestem samotna, a jeśli rodzice umrą, to będę całkiem sama, a to, a tamto". Zawsze znajdzie się wymówka i pretekst, żeby sobie dowalić, żeby się zdołować, ale nie o to w życiu chodzi. Na pewno potrzebujesz czasu, bo sprawa jest świeża. Zobaczysz jak zmieni się Twoje życie kiedy nie będziesz już pod wpływem toksycznej osoby. Trzymam kciuki żeby Ci się udało. Odnajdziesz w najmniej spodziewanym momencie.
  19. Depresja może być przełomem, tak jak było w moim przypadku. Ulały mi się wszystkie skrywane i maskowane emocje. Tego nie dało się już dłużej tłumić. Jak się z tego wyjdzie, jest się zupełnie innym człowiekiem. ___ Trochę jestem wciąż w kryzysie, mam wrażenie, że ciągle próbuję udawać, że jest lepiej niż jest w rzeczywistości. Ale co tu się dziwić - tyle zmian zaszło ostatnio w moim życiu, że kto by nadążył...
  20. Ciepła, chrupiąca bułeczka. No i to, że uświadomiłam sobie, że muszę wreszcie przestać o sobie myśleć jak o kopciuszku i kimś bezwartościowym, niewartym uwagi kogoś na poziomie. Jestem wartościową, wykształconą, inteligentną, atrakcyjną kobietą. Tylko muszę sobie o tym przypominać.
  21. Ulewa. Oberwanie chmury. Zawsze jak dzieje się jakiś pogodowy Armagedon, ja idę z zacieszem od ucha to ucha, tak jakbym chciała zrobić na przekór wszystkim, którzy uciekają, krzywią się i marudzą. Poza tym jednak przyspieszyłam kroku z myślą "oby nie trafił mnie jakiś piorun", co jest przyjemne, zważywszy na to, że całkiem niedawno było to "ch*j, j*bnie to j*ebnie, co za różnica". Przepraszam za wulgaryzmy, ale tak właśnie myślałam.
×