Skocz do zawartości
Nerwica.com

wyjdz_do_ludzi_pobiegaj

Użytkownik
  • Postów

    267
  • Dołączył

Treść opublikowana przez wyjdz_do_ludzi_pobiegaj

  1. Zabrzmi to źle, ale kochana... co gdybyś sobie odpuściła? A może masz kogoś, kogo możesz poprosić o wsparcie, a z jakiegoś powodu nie chcesz? Ja wiem, że bardzo chcesz to doprowadzić do końca, nie dziwię się, ale pozostawanie w takim błędnym kole nie tylko nie sprawi, że rozprawę napiszesz, ale i wykończysz się nerwowo.
  2. Czy na pewno? Ja się ciachnęłam na przedramieniu parę razy jako ~12 latka (jednorazowy wybryk, chciałam zwrócić na siebie uwagę, potrzebowałam jakiegoś współczucia i troski*, a wyglądało to tak, jakbym nie trafiła nożem w kotleta na talerzu ) i blizny mam do dzisiaj. Fakt, że jak się opalę są prawie niezauważalne, ale na suchej, nieopalonej skórze widać to mocniej. * przypomniałam sobie o tym pisząc to tu teraz, myślę, że jest to dla mnie ciekawy temat do przeanalizowania i zastanowienia się - może u Ciebie jest podobnie? Jesteś przytłoczona sytuacją, doktorat Cię może nawet przerasta i podświadomie myślisz, że jak zrobisz sobie krzywdę, to znajdzie się ktoś, kto Ci współczuje, pocieszy?
  3. Nie odnoszę się tylko do tego zdania, tylko do całej wypowiedzi. Przeczytaj książkę "Toksyczni rodzice", może to Ci otworzy oczy na wiele spraw i zwolni Cię z poczucia odpowiedzialności i takiej myśli, że za wszelką cenę musisz się cieszyć i ich doceniać, mimo że nic nie dostajesz w zamian, a właściwie dostajesz - krzywdzenie psychiczne. O, to tak jak moja. To zaburzenie osobowości, które powinna leczyć, a Ty nie możesz być tego ofiarą. Odetnij się od tego. Nie mówię, że masz zerwać relację, ale postaraj się ochronić przed tym swoją psychikę. Może świadomość, że to nie jest zdrowe (taka zmiana nastrojów) i to powinno się leczyć Ci pomoże. _____________ Bez spiny, są drugie terminy. Chyba są? Czy możesz oddać rozprawę później?
  4. Mój Boże, oczywiście chciałam napisać "karzesz", a nie mogę już zedytować.
  5. Pomyśl zatem za co się każesz. Może to Ci pomoże? Poza tym może warto pomyśleć, że zostawiasz nieodwracalne ślady na Twoim ciele i jak już z tego wyjdziesz (a wierzę, że prędzej czy później wyjdziesz) tego nie da się zmazać. Może warto myśleć o tym w ten sposób i wyobrażać sobie dobrą przyszłość, w której nie masz już potrzeby samookaleczenia, ale jeżeli teraz się nie powstrzymasz, blizny będą z Tobą na zawsze?
  6. Ładnie, delikatnie zadane pytanie. Pociągnijmy wątek myśli samobójczych. Pytali Was o nie? Ciekawi mnie to, bo w sumie ja mimo, że podobno miałam (tylko takie trochę dookoła), to o tym lekarzowi nie powiedziałam, a on o to nie pytał. Może nie byłam w takim stanie, który wskazywał, że mogłabym sobie coś zrobić.
  7. To, że zauważyłam zmianę w swoim myśleniu. Wyzbyłam się słowa "żałuję", kiedy tylko pojawia się myśl "żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej", zamieniam to na "nie zrobiłam tego wcześniej i dobrze, być może nie byłam wtedy gotowa na podjęcie takiej decyzji".
  8. Spoko, ja też nie miałam jakoś szczególnie dużo, ale po ślubie zamknęłam się całkowicie. To jest bezduszne okazywanie braku szacunku i odzieranie Cię z pewności siebie. Wiem, że będzie trudno, ale może spróbuj następnym razem sama wyjść z inicjatywą i powiedzieć "cześć, jestem Abbey i jestem dziewczyną tego toksycznego palanta"? No, może nie tak dosłownie, ale po prostu olej go i się przedstaw, a następnie obserwuj reakcję. Może to Ci otworzy oczy. Wy nie jesteście razem. Naprawdę. To nie ma nic wspólnego ze zwązkiem. A ja do związku "trafiłam" z toksycznego domu, w którym miałam matkę, którą wiecznie trzeba było zadowalać i chodzić wokół niej na paluszkach. Opuściłam dom rodzinny z przeświadczeniem, że moje potrzeby są gówno warte, emocje trzeba ukrywać, byle tylko nie urazić drugiej osoby. Żaden rodzic nie może mieć wpływu na związek. Jeżeli on dotychczas nie odciął pępowiny i pozwala swojej matce "robić z Ciebie wieśniaczkę" i wtrącać się w jakikolwiek sposób - odejdź, bo to się nie zmieni, a oni we dwójkę będą Cię tłamsić. Nie mówię, że nigdy z niczym rodzic nie może się odezwać, ale są pewne granice (które sama dopiero uczę się stawiać!), których ani rodzic, ani partner nie powinni przekraczać. Bardzo się cieszę, że dzielenie się doświadczeniami na tym forum może komuś pomóc.
  9. Dziękuję! Widzę, że dokonała się we mnie duża zmiana, ale do tego potrzeba było czasu. Sądzę, że wtedy, gdy chciałam się wyprowadzić 2 miesiące temu, nie byłam gotowa i dobrze zrobiłam, że z tym poczekałam. Co ciekawe, najtrudniejszy był ten pierwszy krok... Kiedy podpisywałam umowę na mieszkanie, byłam zalękniona i przecież nawet dzwoniłam do psychiatry po tabletki uspokajające. Nie wzięłam ani jednej. Gdy już pokonałam pierwszą przeszkodę i wyszłam ze swojej strefy komfortu (choć może powinnam to nazwać strefą dyskomfortu), potem poszło z górki. Dzisiaj spędziłam pierwszą noc w nowym mieszkaniu, czuję się świetnie, nie mogę doczekać się powrotu do pracy, rozpoczęcia studiów i dnia, w którym wreszcie wykreślę drugie nazwisko w swoim dowodzie. Wiesz co jest najlepsze? Że mój nastrój bardzo się poprawił, ale jestem bogatsza o nową wiedzę i ogromną ilość doświadczenia. Inaczej patrzę na ludzi i ich relacje, chyba mam w sobie jeszcze więcej empatii, ale tym razem jest to zdrowa empatia, a nie taka niszcząca, w imię której poświęcam wszystkie swoje potrzeby. Chcę być wsparciem dla ludzi i cieszę się, kiedy moje tłumaczenia czasem komuś pomagają. Jest wspaniale. I bynajmniej nie jest to epizod manii czy hipomanii.
  10. O, to zupełnie tak jak ja. Generalnie jestem introwertyczką, ale mój związek kompletnie zamknął mnie w domu. Przestałam wychodzić ze znajomymi i trudno mi było zbudować nowe, głębsze relacje. Istniał głównie mój mąż. Wynikało to z kilku rzeczy - mojej niepewności, chęci spędzania z nim czasu (on zawsze lubił oglądać w domu filmy w akompaniamencie alkoholu), a potem z obawy, że jak mnie nie będzie, to on będzie uciekał w pornografię i pisanie z innymi kobietami. Też czułam coś w rodzaju braku szacunku i złości do siebie, że tkwiłam w swoim związku. Już 5 lat temu pytałam na jakimś forum, czy pewne zachowania są normalne i podświadomie wiedziałam, że to małżeństwo jest do dupy, ale byłam tak bardzo samotna, tak brakowało mi jakiegokolwiek uczucia, akceptacji, czegokolwiek - że tkwiłam w tym dalej, ciesząc się ze sporadycznych ochłapów miłości rzucanych przez mojego partnera, przeplatanych psychicznym gnębieniem i jego wirtualnymi zdradami. Doszło do tego, że z aktywnej, szczęśliwej, pewnej siebie, wykształconej osoby (osiągnęłam ekspercki poziom w swojej dziedzinie i jestem naprawdę dobrym kąskiem na rynku pracy), stałam się kimś wycofanym, niepewnym siebie, pełnym lęków, nienawidzącym swojego ciała, siebie, z mnóstwem uciążliwych objawów psychosomatycznych. Miałam to szczęście, że zupełnie przypadkiem trafiłam na dobrego psychiatrę, kiedy już otrzymując maile w pracy płakałam, bo nie wiedziałam jak na nie odpisać. To bardzo doświadczony i pełen empatii człowiek, wzbudzający duży respekt swoją postawą - chyba kogoś takiego było mi trzeba. Osoby stanowczej, z dużą wiedzą, a jednocześnie wyrozumiałej, bo wystarczyło kilka jego tekstów, by mnie otrząsnąć i i umożliwić mi przejrzenie na oczy, choć cały proces we mnie dokonywał się powoli, a sama zmiana zaczęła się już kilka miesięcy wcześniej - brakowało chyba tego przypieczętowania. Sądzę, że dojrzejesz wreszcie do tego, że należy się z tego wydostać i mówię to jako osoba, która jeszcze pół roku temu była w głębokim, psychicznym dole, takim, że na Kubusiu Puchatku płakałam. A mnie pasjonuje mnie bardzo dużo rzeczy, aż nie wiem której poświęcić się w pełni i też trudno mi wskazać coś, czemu byłabym w stanie poświęcić się bez reszty. Nie ma co mieć o to dla siebie żalu. Po prostu próbuj i nie zniechęcaj się zbyt szybko - zupełnie przypadkiem może trafisz na coś, co nagle okaże się idealne. Mam to samo i psychoterapeutka tłumaczy, że tak nie powinno być, że powinnam czuć się dobrze sama ze sobą, ale cóż - przez całe życie byłam bardzo samotna (wychowywałam się właściwie sama), potem w małżeństwie też byłam samotna i teraz, kiedy pozbyłam się złudzeń, że ten związek mi coś dawał, ponownie czuję, jak bardzo doskwiera mi ból samotności. Ale pracuję nad tym, żeby znów nie wpakować się w jakieś gówno. Dlaczego o tym piszę - chcę po prostu powiedzieć, że chyba wiem jak się czujesz.
  11. @aliosza Oczywiście, że człowiek może być szczęśliwy bez dzieci. Można się spełniać w wielu innych dziedzinach życia i być wartościowym człowiekiem. Podziwiam Twoje zdroworozsądkowe podejście, widać, że jesteś odpowiedzialną kobietą i nie chcesz nikogo skrzywdzić.
  12. Spam spamem, ale jak już się wątek odświeżył, a ja zorientowana w temacie: - ostropest - picie nasion, - siemię lniane, - 2 szklanki ciepłej wody rano, na czczo - działa idealnie. Jak to nie działa, to stosować powyższe.
  13. @Anihilacja sądzę, że @Lilith napisała pytanie, jakie padło podczas wizyty, niekoniecznie było adresowane do Ciebie. Ale przy okazji podpytam - Bellergot na sen stosujesz? I chyba Twój psychiatra był przy okazji psychoterapeutą? __ Z pytań to jeszcze mi się przypomniało "czy leczyłam się wcześniej psychiatrycznie". Wydaje się, że to są podstawowe zagadnienia, ale ostatnio z kolegą rozmawiałam na temat jego partnerki i okazało się, że wiele podstawowych według mnie pytań nie padło - stąd też ciekawość jak to wygląda u innych.
  14. Może dlatego, że w przeciwieństwie do jedzenia, spaceru czy ćwiczeń, cięcie jest znacznie bardziej niebezpieczne i zostawia ślad na zawsze? Poza tym jak coś zajmuje więcej czasu, to lepiej. Tak to ciach, chwila i znów, a tak, jak wyjdziesz na spacer, zanim wrócisz, zjesz coś...
  15. Nie rób tego. Jak pisze @Lilith spróbuj wysiłku fizycznego, pozwala mocno rozładować napięcie. U mnie się sprawdziło, choć nie uchroniło mnie od depresji (a może jednak, ale w pewnym momencie to już było za mało). Sądzę, że leki są Ci potrzebne, ale może w międzyczasie udałoby Ci się ogarnąć jakąś darmową terapię, np. grupową? To zawsze więcej niż nic.
  16. Nie widziałam chyba takiego wątku, a myślę, że może być ciekawie. Jakie pytania zadawał Wam psychiatra na pierwszej i kolejnych wizytach? Ciekawa jestem jaki mają mniej więcej schemat. - jakie mam samopoczucie, - czy w rodzinie były choroby psychiczne (to na pierwszej wizycie), - jak wygląda sytuacja zawodowa, - czy zmieniła się sytuacja rodzinna (w moim przypadku, już na kolejnych wizytach - jak wygląda sprawa z mężem). Sądzę, że to taki typowy/standardowy zestaw pytań. Macie coś do dodania?
  17. @Malina1985 dzisiaj wzięłam czwartą tabletkę. Uff, bo już się boję, że coś jest ze mną nie tak (bardziej niż depresja).
  18. Kurczę, brałam 10 mg z innym lekiem, wydawało mi się, że jest poprawa i lekarz podjął decyzję o zwiększeniu do 20 mg, ale mam wrażenie, że mam jakiś zjazd.
  19. Rynek mieszkaniowy w okolicy, w której mieszkam.
  20. Nonsens. Zawsze denerwują mnie ludzie, którzy twierdzą, że jak ktoś ma x lat, to coś powinien. To jest Twoje życie i Twoje decyzje, nic nikomu do tego. Jeszcze bardziej drażni mnie zawoalowana krytyka w stylu "hoho, Michaś, Ty masz już x lat, najwyższa pora nam synową przedstawić". A to już jest pewien sukces - nie mieszkasz z rodzicami. Niefortunnie trafiasz na dziwne kobiety, nie wyobrażam sobie wyśmiewać faceta z tego powodu. Nonsens! Jesteś młody, jeszcze dużo przed Tobą. Trochę niezrozumiałe podejście terapeuty, tak mógłby Ci powiedzieć, gdybyś zgłosił się z problemem, że "wszyscy wokół z kimś są, a mi dobrze samemu i chyba nie powinno mi być dobrze bo mi tata tak mówi, więc zróbmy coś z tym". Fakt, że pytanie, które jej zadałeś było nie na miejscu, nie wiem, czy na nią naciskałeś, ale sądzę, że ona jako terapeutka nie powinna udzielać odpowiedzi na takie pytania, a przynajmniej wykazać się jakąś dozą dyplomacji. Nie jest. Nie szukaj na siłę. W końcu kogoś znajdziesz, miłość przytrafia się w najmniej spodziewanych momentach. Nieprawda, mi np. podobają się "stare dziady". Widzę w Tobie dużo żalu i frustracji adresowanej do kobiet, zupełnie niepotrzebnie, bo może nieświadomie to zdradzasz i w ten sposób zrażasz je swoim zachowaniem.
  21. @blond07 psychoterapeuta też mu nie powie @darknes psychoterapia może być dobrym rozwiązaniem pod tym kątem, że zaczniesz się zastanawiać nad tym, czego rzeczywiście potrzebujesz, chociaż mi w kwestiach zawodowych niewiele pomogła. Raczej unormowała kwestie emocjonalne, dbania o siebie i swoje potrzeby. Najprościej mówiąc, zastanów się co chcesz robić i zajmij się tym, na rozwój nigdy nie jest za późno. Może ta architektura byłaby dobrym pomysłem? Zaczynają się rekrutacje, próbuj!
  22. Trening na siłowni, postępująca redukcja tkanki tłuszczowej.
×