Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Monar, już próbuje wyjaśnić:

Akceptacja - bo przeszłości już nie zmienię, więc muszę zaakceptować to co było. Przyjąć, że tak się stało. Ale nie zgadzam się na to, co było. Nie zgadzam tu i teraz, stąd zmiany w teraźniejszości.

Spróbuję wyjaśnić na przykładzie: rozumiem, dlaczego rodzice mną pomiatali. Taki mieli model wyniesiony z własnego domu. Jednak absolutnie nie zgodzę teraz się źle traktować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cudak, aa no rozumiem, fakt. to się zgadza. a mam pytanie, co do tego:

absolutnie nie zgodzę teraz się źle traktować

rozumiem, że Tobą pomiatali, bo sami nie mieli lekko, Ty to również rozumiesz, ale nie akceptujesz i nie dasz się więcej skrzywdzić. a co robisz, by nie dać się skrzywdzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem, że Tobą pomiatali, bo sami nie mieli lekko, Ty to również rozumiesz, ale nie akceptujesz i nie dasz się więcej skrzywdzić. a co robisz, by nie dać się skrzywdzić?

No niestety trzeba się odpępnić. Jakbym była od nich zależna w jakimkolwiek sensie, np materialnym albo lokalowym, mieliby na mnie haka. Tak samo emocjonalnie zbudowałam dystans, inaczej też by mnie mogli szantażować :arrow: przestane się do Ciebie odzywać, rzucę się z okna itp. manipulacje nie robią na mnie żadnego wrażenia :P Oni już nie mogą mnie dosięgnąć, ja wyznaczam granice. A ja staram się wyznaczać zdrowe granice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hymm no jakbym się wyprowadziła, to pewnie też bym tak umiała. no zobaczymy za rok może. :mrgreen: ale cieszę się, że Wy macie to za sobą, że umiecie stawiać granicę i wgl, fajnie... dobrze wiedzieć, że po wyprowadzce ludzie tacy jak ja (przepraszam :P) sobie radzą.

u mnie w domu to ja mówię, że nie życzę sobie by się do mnie odzywali i ja się również nie będę odzywać, ale no akurat tu nie umiem być konsekwentna - nie da się nie rozmawiać w ogóle ze swoimi rodzicami. z bratem to jeszcze... ale z rodzicami? no nie da się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja wierzę w Boga, w jakąś wielką moc. W Kościół nie do końca. Kościół tworzą ludzie, a oni są i dobrzy i źli i mądrzy i głupi, to i Kościół taki jest.

Tutaj pokazał niestety złą i głupią twarz.

 

Alleluja!

więcej ludzi powinno sobie to uświadomić - kościół to ludzie i sorry, nie wierzę w świętość ich wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ciekawy temat. Wiara dla wielu ludzi ma ogromne znaczenie. Ale o jaką wiarę chodzi? O wiarę w Boga, człowieka, w siebie, czy w coś innego? Ludzie wierzą w wiele rzeczy. Jeśli chodzi o wiarę w Boga, a DDA to wielu właśnie ta wiara może pomagać. Jak jest ze mną. Jestem wierzącym, ale jeśli chodzi o moje dda to sam pracuję nad sobą i wiem, że muszę liczyć na własne siły. Wiara w samego siły, zaakceptowanie swojego DDA oraz siebie - to są klucze do wolności dla mnie. To mi pomogło. Wybaczenie również. Staram się nie trzymać zlości w sobie, bo ona szkodzi tylko mi, nikomu innemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ciekawy temat. Wiara dla wielu ludzi ma ogromne znaczenie. Ale o jaką wiarę chodzi? O wiarę w Boga, człowieka, w siebie, czy w coś innego? Ludzie wierzą w wiele rzeczy. Jeśli chodzi o wiarę w Boga, a DDA to wielu właśnie ta wiara może pomagać. Jak jest ze mną. Jestem wierzącym, ale jeśli chodzi o moje dda to sam pracuję nad sobą i wiem, że muszę liczyć na własne siły. Wiara w samego siły, zaakceptowanie swojego DDA oraz siebie - to są klucze do wolności dla mnie. To mi pomogło. Wybaczenie również. Staram się nie trzymać złości w sobie, bo ona szkodzi tylko mi, nikomu innemu.

A ja już nie wierzę w Boga,bo skoro taki dobry i miłosierny to dlaczego tak krzywdzi . Moja matka była bardzo wierząca, praktykująca. Latała do kościoła mnie ciągnęła ze soba całe moje dzieciństwo. Możliwe, ze ona wymodliła sobie to co chciała -żeby jej pomógł osiągnąć spokój, żeby uwolnił ją od problemów- dostała wylewu w kościele, umarła 2 listopada w dzień zaduszny, ale dlaczego ja zostałam tak skrzywdzona? Dlaczego ten jej Bóg nie pomyślał o konsekwencjach jakie będą kiedy ją sobie zabierał?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem młodą kobietą matką dwójki dzieci. Moje życie było doskonałe: wspaniały mąż, dzieci, dom, przyjaciele. Aż do wypadku samochodowego, w którym jak to stwierdziła policja "cud że ja i dwie osoby z auta nie zginęły". Chociaż od wtedy ja w pewnym sensie zginęłam, zginęła dawna uśmiechnięta, towarzyska dziewczyna. NERWICA LĘKOWA, osoby, które się z nią zetknęły wiedzą o czym mówię, ponieważ ktoś kto nie cierpi na tę chorobę nigdy nie zrozumie jak wielką krzywdę i cierpienie ona powoduje. Trwało to 3 lata. Straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś moje życie będzie dobre i radosne. Aż do momentu, gdy trafiłam na Nowennę Pompejańską. To ona mi pomogła. Mateńka pomogła mi uwierzyć, ze razem z jej pomocą pokonam nerwicę, wiedziałam że nie jestem sama, że jest ktoś kto przy mnie jest, kto rozumie moje cierpienie i że dam radę. I udało się jest o wiele lepiej. Są jeszcze oczywiście gorsze dni, ale ja wiem że w życiu nie może być stale pięknie, każdy ma jakis krzyż i proszę was uwierzcie że z pomocą Matki Boskiej dacie radę go udźwignąć musicie tylko bardzo tego chcieć i mocno uwierzyć. Wiem, że pewnie wiele osób zacznie się śmiać z tego co tu piszę, ale chciała bym aby choć jedna osoba naprawdę uwierzyła i oddała się w ręce Najukochańszej Mateńki i odmówiła Nowennę. Ja może gdyby nie choroba, jaka mnie dotknęła też bym się śmiała, nie wiem, ale teraz gdy uwierzyłam gdy zaufałam moje życie jest wartościowsze ma sens i wiem, że jest ktoś kto kocha mnie taką jaką jestem i że nie zostawi mnie samej. Bo przecież dla każdej matki najważniejsze jest jej dziecko a Maryja jest przecież Mateńką nas wszystkich więc nie odrzucajmy jej pomocy, a przyjmujmy ją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem młodą kobietą matką dwójki dzieci. Moje życie było doskonałe: wspaniały mąż, dzieci, dom, przyjaciele. Aż do wypadku samochodowego, w którym jak to stwierdziła policja "cud że ja i dwie osoby z auta nie zginęły". Chociaż od wtedy ja w pewnym sensie zginęłam, zginęła dawna uśmiechnięta, towarzyska dziewczyna. NERWICA LĘKOWA, osoby, które się z nią zetknęły wiedzą o czym mówię, ponieważ ktoś kto nie cierpi na tę chorobę nigdy nie zrozumie jak wielką krzywdę i cierpienie ona powoduje. Trwało to 3 lata. Straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś moje życie będzie dobre i radosne. Aż do momentu, gdy trafiłam na Nowennę Pompejańską. To ona mi pomogła. Mateńka pomogła mi uwierzyć, ze razem z jej pomocą pokonam nerwicę, wiedziałam że nie jestem sama, że jest ktoś kto przy mnie jest, kto rozumie moje cierpienie i że dam radę. I udało się jest o wiele lepiej. Są jeszcze oczywiście gorsze dni, ale ja wiem że w życiu nie może być stale pięknie, każdy ma jakis krzyż i proszę was uwierzcie że z pomocą Matki Boskiej dacie radę go udźwignąć musicie tylko bardzo tego chcieć i mocno uwierzyć. Wiem, że pewnie wiele osób zacznie się śmiać z tego co tu piszę, ale chciała bym aby choć jedna osoba naprawdę uwierzyła i oddała się w ręce Najukochańszej Mateńki i odmówiła Nowennę. Ja może gdyby nie choroba, jaka mnie dotknęła też bym się śmiała, nie wiem, ale teraz gdy uwierzyłam gdy zaufałam moje życie jest wartościowsze ma sens i wiem, że jest ktoś kto kocha mnie taką jaką jestem i że nie zostawi mnie samej. Bo przecież dla każdej matki najważniejsze jest jej dziecko a Maryja jest przecież Mateńką nas wszystkich więc nie odrzucajmy jej pomocy, a przyjmujmy ją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałaś:

Jestem młodą kobietą matką dwójki dzieci. Moje życie było doskonałe: wspaniały mąż, dzieci, dom, przyjaciele. Aż do wypadku samochodowego, w którym jak to stwierdziła policja "cud że ja i dwie osoby z auta nie zginęły".

 

Ty i dwie osoby z auta- to razem trzy osoby. Czy Twój mąż zginął w tym wypadku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałaś:

Jestem młodą kobietą matką dwójki dzieci. Moje życie było doskonałe: wspaniały mąż, dzieci, dom, przyjaciele. Aż do wypadku samochodowego, w którym jak to stwierdziła policja "cud że ja i dwie osoby z auta nie zginęły".

 

Ty i dwie osoby z auta- to razem trzy osoby. Czy Twój mąż zginął w tym wypadku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałaś:
Jestem młodą kobietą matką dwójki dzieci. Moje życie było doskonałe: wspaniały mąż, dzieci, dom, przyjaciele. Aż do wypadku samochodowego, w którym jak to stwierdziła policja "cud że ja i dwie osoby z auta nie zginęły".

 

Ty i dwie osoby z auta- to razem trzy osoby. Czy Twój mąż zginął w tym wypadku?

Nie, nikt nie zginął, ja jechałam z mężem i bratem i największym cudem było to ze ja przeżyłam, miałam usiąść z tyłu na środku, zawsze tak robiłam gdy siedziałam z tyłu ale tym razem musiałam przesunąć się na boczny fotel z tyłu bo na środku mój mąż wcisną torbę z bagażem i dzięki temu żyję, inaczej wyleciała bym przez szybę. Także już to było dla mnie znakiem że ktoś nademną czuwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×