Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem tu nowa i jak dotąd tylko czytałam. W tym temacie postanowiłam się jednak wpisać.

Tak naprawdę nigdy nie wiadomo co w nerwicy pomoże AKURAT DANEJ OSOBIE. Oczywiście na każdego zadziałają dobrze dobrane i zmieniane leki ale przecież nie o to chodzi żeby brać je do końca życia.

Zatem i na mszy poprowadzonej przez księdza z prawdziwym, życiowym doświadczeniem możemy usłyszeć coś co nam pomoże czy poczujemy się uwolnieni od tych czy innych bolączek. Ostatnio koleżanka opowiadała mi o mszy dla chorych (nie wiem co to jest, coś w rodzaju egzorcyzmu kościelnego) i musi ją mądry ksiądz prowadzić - a to połowa sukcesu - skoro tłumaczy że ludzie nie mają czekać na cud ale działać na swoją rzecz i być w tym systematyczni.

Zatem ksiądz księdzu nierówny i na podstawie działań jednego, nie można odradzać takiego rodzaju terapii.

 

Od koleżanki o dobrze prowadzonych mszach tylko usłyszałam.

Za to ze swojej strony, tak osobiście, polecam jeszcze coś innego. I chodzi właśnie o duchy, właśnie w aspekcie religii, ale po świecku i z wyjaśnieniami psychologicznymi. Taka lektura i zrozumienie problemu pomogła kilku osobom które osobiście znam.

Przeczytajcie książkę "Opętani przez duchy - egzorcyzmy w XXI stuleciu", autor: Wanda Prątnicka. Ja jestem tą książką zafascynowana bo autorka pisząc o swoich doświadczeniach nie straszy, nie gromi, nie tworzy jakiegoś mistycyzmu i tajemnicy ale tłumaczy zjawisko wpływu zabłąkanych dusz, jego skutku od początku do końca i radzi co zwykły człowiek może zrobić dla siebie i innych.

Serdeczne polecam, również ku pokrzepieniu, na jesienne wieczory. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znalazłam pewną stronę gdzie można wpisać prośbę o modlitwę do sióstr zakonnych.

 

http://www.zakony.diecezja.tarnow.pl/index_01.php?o=1

 

Ja rozmawiam z Bogiem prawie codziennie, do Maryji nie moge sie modlić bo mam bluźniercze myśli

Czuje że jestem do czegoś wybrana

ale nie rozumiem czemu od pewnego czasu Bóg sie ode mnie odsunął i zsyła na mnie cierpienia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy człowiek jest wybrany przez Boga do czegoś- każdego Bóg do czegoś powołał :)

 

Bóg nie odsuwa się od człowieka, mimo że jemu może się tak wydawać. A cierpienia to nieodłączny element życia człowieka. Jezus też cierpiał- i co wtedy robił? Modlił się do swojego i naszego Ojca. Wołał: "Boże Mój, Boże Mój czemuś Mnie opuścił?". Też czuł się opuszczony, jak często człowiek. Ale im dłużej się modlił, tym bardziej uwielbiał Boga i ufał Mu. Chciał oddać za Ciebie, za mnie i za innych życie. Także polecam Ci w swoich modlitwach cierpienie oddawać Bogu, łączyć się podczas cierpienia z Jezusem (możesz też cierpienie oddać w jakiejś intencji) i uwielbiać Boga, dziękować Mu za to co masz. Na początku może być ciężko, ale później będzie coraz lepiej. Czy czujesz gniew na Boga o to co Cię spotyka? Czy czujesz do Niego o coś żal? (lub do siebie/innych) Jeśli tak to polecam modlitwę:

 

http://adonai.pl/modlitwy/?id=222

 

Polecam też:

 

http://jozef.legnica.pl/?p=1300

 

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matka Jezusa - nie mogę pojąć, ogarnąć, jak Ona musiała przeżywać śmierć swojego Syna. Co w takim razie czuł Jezus wiedząc, że musi umrzeć w tak młodym wieku? Zastanawiam się, czy też popadał w lęki, depresje...zapewne się bał. Ktoś powie - no tak, Jemu było łatwiej to znosić, bo był Bogiem, ale przecież od urodzenia był normalnym człowiekiem. Sam pytam Boga - Panie dlaczego dałeś mi takie cierpienie - czasami bluźnię, krzyczę na Niego, chcę się targować - ale jak opadną emocje odkrywam, że to jakiś ma ukryty sens. I naprawdę, jeżeli coś jest dobre dla nas to On to nam daje - przetestowane ;) i sprawdzone!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja co prawda jestem niewierzący, ale z ciekawości wszedłem na tą stronę i poczytałem o co ludzie proszą. Zaskoczyła mnie ilość ludzi proszących o uleczenie z przeróżnych dolegliwości psychicznych - co kilka wpisów można trafić na prośbę o wyleczenie z nerwicy, depresji czy alkoholizmu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na prawdę wierzycie że takie bezosobowe "modlitwy" w formie recytacji słów w odpowiedniej kolejności mają jakąś rzeczywistą moc? Nawet jeśli uznajemy, że Bóg istnieje, że możemy sie do niego modlić, słyszy nas itd...to uważacie, że coś takiego ma dla niego jakiekolwiek znaczenie i wartość?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od czasu choroby psychicznej nie modlę się. Na dobrą sprawę sam nie wiem co mi potrzebne do życia, dlatego zostawiam to losowi. Biblia była i jest dla mnie źródłem inspiracji. W religiach bardziej pociąga mnie głębszy wymiar, sedno, a nie powierzchowne zwyczaje, które mogą się zmieniać. Podobnie z dogmatami. Jeśli miałbym się jakoś określić to jestem bardziej new age/buddyzm, sam decyduję co mi się w danym wierzeniu podoba. Modlitwy mają siłę wpływania na umysł. Powtarzając wzniosłe modlitwy człowiek wpada w inny stan psychiczny. Jakkolwiek ja się nie modlę, po prostu: religia chrześcijańska jest bardzo dualna, mnie pociąga równowaga między przeciwieństwami. Natomiast w chrześcijaństwie próbuje się "pokonać zło" i postępować "dobrze". Dla mnie człowiek jest wartościowy czy ma wady czy zalety. Nie może istnieć tylko dobro, musi też być zło. Wielu chrześcijan zdaje się tego nie zauważać i najchętniej udaliby się do krainy, gdzie istnieje tylko: przyjemność, radość, sprawiedliwość, miłość, itd. Życzę powodzenia, ale to droga przez mękę i działanie wbrew naturze rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakkolwiek ja się nie modlę, po prostu: religia chrześcijańska jest bardzo dualna, mnie pociąga równowaga między przeciwieństwami.

 

Wydaje mi się, że każdy musi i tak znaleźć równowagę między przeciwieństwami w sobie - bo ma w sobie różne pierwiastki, często sprzeczne pragnienia. Szukanie tej równowagi jest nieuniknione.

 

Natomiast w chrześcijaństwie próbuje się "pokonać zło" i postępować "dobrze". Dla mnie człowiek jest wartościowy czy ma wady czy zalety. Nie może istnieć tylko dobro, musi też być zło.

 

Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie, którzy mówią, że musi istnieć zło, boją się, że chrześcijaństwo chce im zabrać część ich własnej natury, którą uważają za "złą", a w której są takie rzeczy jak np. egoizm, seksualność, agresja, chęć dominacji itp. Ciężko mi uwierzyć, że ktoś akceptuje zło w postaci krzywdzenia innych, zabójstw, kradzieży, nałogów. Chyba, że chodzi o dualną wizję rzeczywistości - coś w rodzaju, że teza potrzebuje antytezy i np. bez pewnych wydarzeń, które określimy jako złe nie byłoby dobrych?

Człowiek jest wartościowy ze swoimi wadami. Z jednej strony jest powołany do doskonalenia się i przezwyciężania swoich słabości, z drugiej strony wydaje mi się, że wada i zło, to nie to samo. Pytanie właśnie czym jest wada - czy jest jakimś złym przyzwyczajeniem, które wpływa na kogoś destrukcyjnie czy nazywamy tak jakąś cechę charakteru - a jest według mnie tak, że niektóre cechy w pewnych okolicznościach są złe, a w innych dobre, to co nazywa się zwykle wadami, to złe spożytkowanie jakiejś cechy charakteru, która mogłaby służyć czemuś dobremu, a nadmiernie rozwinęła się w gorszym kierunku.

 

-- 29 wrz 2013, 13:52 --

 

Poza tym akceptacja czyichś czy własnych wad może być dobra. Każdy ma jakieś wady i nikt się nie pozbędzie wszystkich.

 

-- 29 wrz 2013, 13:59 --

 

A propos modlitwy - kiedyś byłam na mszy, gdzie ludzie składali różne prośby do Boga na karteczkach, a potem je odczytywano, było mnóstwo o uzdrowienie, wyjście z nałogów, ale zapamiętałam inną : ktoś poprosił o piękną żonę. Spodobało mi się to, bo widać po tym, że ten ktoś traktuje Boga naprawdę serio :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam takie pytanie do wierzących, całkowicie na serio, nie chodzi mi o żadne podchwytliwości czy prowokacje. Otóż: ja jestem niewierzący; ale zgodnie z zasadą "nie szkodzi spróbować" - wysłałem na tą stronę prośbę o modlitwę za chorą córkę szefa. I moje pytanie brzmi: czy poproszenie o taką modlitwę przez osobę niewierzącą "liczy się" u Boga czy nie? Bo mam jakieś takie mgliste wspomnienia (z aktywną wiarą naprawdę dawno nie miałem do czynienia) że modlitwa ma sens / zostanie wysłuchana, jeśli się wierzy - zarówno w istotę do której prośba jest skierowana, jak i w to że jest szansa na spełnienie przez nią skierowanej w ten sposób prośby. Myślę sobie więc - jeśli prośba została złożona przez osobę niewierzącą, ale "przekazana" przez wierzącą, to chyba w teorii powinna zachować "moc"? Czy się mylę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie mamy na wszystko regułki i nie wiemy, kiedy Bóg wysłucha modlitwy, a kiedy nie, zrobi co będzie chciał.

Ale ja trochę nie o to pytam. Nie pytam czy prośba zostanie wysłuchana czy nie, tylko, hmm... Obrazowo ujmując: pytam czy prośba osoby niewierzącej, przekazana przez osoby wierzące, trafi w boskim departamencie do szufladki "do rozpatrzenia" czy od razu poleci do kosza bo została zainicjowana przez kogoś niewierzącego..? Myślałem że może jest na to jakaś "regułka" (jak wspominałem, dawno nie miałem do czynienia).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

deader, Gdy niewierzący prosi Boga o coś w modlitwie, co jest zgodne z Jego wolą, to nic nie powstrzymuje Boga przed odpowiedzeniem na tą modlitwę.

sprytnie to sobie zaplanowal ten bog 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, zgadzam się wierzący wypiera istnienie zła ze swojego życia

i sam często działa wbrew swoim przykazaniom

nie potrafią poradzić sobie z istniejącym światem zamiast zmienić siebie i świat zamiatają pod dywan sprawę

jest dla nich bóg który po śmierci niby ich wynagrodzi, i wybacza ich postępowanie

to słabość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem modlitwa do jakiegoś bytu nadrzędnego, nawet jeśli na chwilę założę jego istnienie, nie różni się niczym od modlitwy do Słońca, w sensie siły sprawczej tego bytu. Jedyna siła, jaką można wyróżnić w takiej sytuacji, to efekt autosugestii i placebo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lol hans...czyli innymi słowy nie wierzysz w istnienie Boga. No to sie zdaża:)

 

Co do samej modlitwy to oglądałem kiedyś Cejrowskiego "boso przez świat" z Afryki, z bodajże pigmejami...i oni tez sie modlili.Jednak nie modlili sie o nic konkretnego. Zupełnie zawierzali sie Bogu i uznawali że on o nich dba i po prostu uznawali, że Bóg sam lepiej wie od nich czego im trzeba...modlili sie generalnie o opiekę w taki ogólny spos...Nawet Cejrowski uznał ich wyższość nad nami i mądrość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, zgadzam się wierzący wypiera istnienie zła ze swojego życia

i sam często działa wbrew swoim przykazaniom

 

 

Człowiek głębokiej wiary powinien patrzyć na innych z miłością. A jak napisał de Mello, i ja się z nim zgadzam, "nie ma nic jaśniej widzącego niż miłość". Nie potrzeba wypierać zła, kiedy się wie, że Bóg go nie zamierzył i że nie takich chciał ludzi - złych. Na zło patrzy się jako na słabość. Widzi się człowieka słabego, a jednocześnie widzi się w nim potencjał dobra - czyli równocześnie widzi się go takiego jakim jest i takiego, jakim Bóg chciał, żeby był (przynajmniej do tego według mnie powinno się dążyć). Mam tu na myśli patrzenie na innych ludzi, ale na siebie chyba też dobrze tak patrzeć, żeby się nie załamać, ale też widzieć swoje błędy. Tylko wtedy patrzy się n siebie jakby przez pryzmat miłości Boga. To trudne, ale bardzo dobre doświadczenie, polecam.

 

Dobrze ukształtowane sumienie mówi jasno, co jest dobre, a co złe - tak mówi nauka Kk. Nie można wypierać swoich grzechów, tylko należy się z nimi zmierzyć, nazwać je (po to jest spowiedź), poszukać środków zaradczych.

A to, że katolicy łamią nieraz przykazania wynika z tego, że są ludźmi - nie ma takiego człowieka, który by nie zgrzeszył. Nie ma w Kościele dogmatu o bezgrzeszności katolików, natomiast jest o grzechu pierworodnym - którym dotknięci są wszyscy i który zepsuł ludzką naturę i teraz jest podatna na zło.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie potrzeba wypierać zła, kiedy się wie, że Bóg go nie zamierzył i że nie takich chciał ludzi - złych.

 

To się trochę nie zgadza z linią nauczania kk i konserwatyzmem jako takim- tam człowiek z definicji, z natury jest zły. Albo inaczej, ma w sobie pierwiastek zła(i niekoniecznie ma to związek z grzechem pierworodnym)- może dopiero tej przywary się pozbyć. To russoizm zakładał, że człowiek z natury jest dobry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem modlitwa do jakiegoś bytu nadrzędnego, nawet jeśli na chwilę założę jego istnienie, nie różni się niczym od modlitwy do Słońca, w sensie siły sprawczej tego bytu. Jedyna siła, jaką można wyróżnić w takiej sytuacji, to efekt autosugestii i placebo.

racja, nie tylko w katolicyzmie są przecież tzw uzdrowienia. A wiara w wyzdrowienie b. dużo daje nie ważne czy Bóg istniej czy nie. Kiedyś zrobiono eksperyment i powiedziano ludziom że jakaś grupa religijna będzie się za nich modlić, za połowę tej grupy rzeczywiście się pomodlono, za drugą nie a efekty były takie same ludzie się lepiej poczuli no i jeszcze była grupa za która się nie miał nikt modlić i się nie modlił i oczywiście tam żadnej poprawy nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, zgadzam się wierzący wypiera istnienie zła ze swojego życia

i sam często działa wbrew swoim przykazaniom

 

 

Człowiek głębokiej wiary powinien patrzyć na innych z miłością. A jak napisał de Mello, i ja się z nim zgadzam, "nie ma nic jaśniej widzącego niż miłość". Nie potrzeba wypierać zła, kiedy się wie, że Bóg go nie zamierzył i że nie takich chciał ludzi - złych. Na zło patrzy się jako na słabość. Widzi się człowieka słabego, a jednocześnie widzi się w nim potencjał dobra - czyli równocześnie widzi się go takiego jakim jest i takiego, jakim Bóg chciał, żeby był (przynajmniej do tego według mnie powinno się dążyć).

 

Dobrze ukształtowane sumienie mówi jasno, co jest dobre, a co złe - tak mówi nauka Kk. Nie można wypierać swoich grzechów, tylko należy się z nimi zmierzyć, nazwać je (po to jest spowiedź), poszukać środków zaradczych.

A to, że katolicy łamią nieraz przykazania wynika z tego, że są ludźmi - nie ma takiego człowieka, który by nie zgrzeszył. Nie ma w Kościele dogmatu o bezgrzeszności katolików, natomiast jest o grzechu pierworodnym - którym dotknięci są wszyscy i który zepsuł ludzką naturę i teraz jest podatna na zło.

 

refren. a jak sie możesz zgadzac z de mello skoro nie masz pojęcia o czym on pisze? Może wyjaśnij mi co on miał na myśli pisząc ten fragment...Bo że pisał i miłości to fakt, że uznał ją za ważną to też jestem w stanie wydedukować...ale tak na prawdę to nie mam pojęcia o czym to jest....Może też wyjasnij mi co oznacza "człowiek powinien". W jakim sensie powinien i na ile wynika to z jego woli czy decyzji..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja mysle ze modlitwa dziala troche jak medytacjo afirmacja w pigulce. rodzaj głebiej przeżywanej afirmacjii.

 

okreslasz swoją wolę na przyklad. ,, na początku było słowo" albo ,,myśl" jak kto woli. Boga w to można nie mieszeć :P:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie potrzeba wypierać zła, kiedy się wie, że Bóg go nie zamierzył i że nie takich chciał ludzi - złych.

 

To się trochę nie zgadza z linią nauczania kk i konserwatyzmem jako takim- tam człowiek z definicji, z natury jest zły. Albo inaczej, ma w sobie pierwiastek zła(i niekoniecznie ma to związek z grzechem pierworodnym)- może dopiero tej przywary się pozbyć. To russoizm zakładał, że człowiek z natury jest dobry.

 

My chyba mamy taką linię, że człowiek był doskonalszy przed grzechem pierworodnym. Teraz ma w sobie dwie cząstki - tą zepsutą i tą, która dąży do doskonałości. Trudno mi rozstrzygnąć, która natura jest pierwsza, a która druga w życiu każdego pojedynczego człowieka.

Wiem na pewno, że według mojej wiary człowiek nie został stworzony do tego co naturalne, tylko do tego, co nadnaturalne - a więc ma zdolność, żeby wyzwalać się z pomocą Boga ze swojej zepsutej natury (bo pierwotnie był bliski aniołom, a nie zwierzętom).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren. a jak sie możesz zgadzac z de mello skoro nie masz pojęcia o czym on pisze? Może wyjaśnij mi co on miał na myśli pisząc ten fragment...Bo że pisał i miłości to fakt, że uznał ją za ważną to też jestem w stanie wydedukować...ale tak na prawdę to nie mam pojęcia o czym to jest....Może też wyjasnij mi co oznacza "człowiek powinien". W jakim sensie powinien i na ile wynika to z jego woli czy decyzji..

 

Dlaczego zakładasz z góry, że nie mam pojęcia o czym piszę? To dość aroganckie. Książkę, którą cytuję (z pamięci) czytałam w całości i inne de Mello też.

Pisał to akurat w kontekście odróżnienia fascynacji od miłości, że fascynacja zaburza spojrzenie na drugą osobę, a miłość właśnie rozjaśnia, widzi się tę osobę taką, jaka jest naprawdę, bez upiększeń. Przy czym miłość rozumiał zdaje się zarówno jako coś pomiędzy mężczyzną i kobietą, jak też miłość bliźniego - nie dam głowy, że na pewno, ale w kontekście całej jego filozofii wydaje mi się to prawdopodobne, a poza tym nawet jeśli nie, to nie ma sprzeczności z moim użyciem.

Przez "człowiek powinien" wyrażam swoje osobiste przekonanie, jaki powinien być dojrzały chrześcijanin czy może w ogóle dojrzały człowiek.Może to brzmi zbyt kategorycznie, ale to tylko moje zdanie, też marzenie (również o sobie). Co do kwestii woli, to długi temat i nie wiem dokładnie, o co Ci chodzi, ale mówię o postawie a nie chwilowych emocjach, więc nie jest to niemożliwe, żeby to osiągnąć, choć na pewno niełatwe.

 

-- 29 wrz 2013, 18:31 --

 

Refren...ale przeciez człowiek pierwotnie chodził bez gaci jak zwierzeta...i dopiero powstanie świadomości co jest uznawane za grzech pierworodny spowodowało jego upadek...Więc to chyba z twoja interpretacją jest niespójne.

 

Biblia mówi inaczej, ja wierzę w Biblię, Ty widać w coś innego. Nasze wierzenia są po prostu niespójne.

 

-- 29 wrz 2013, 18:33 --

 

To znaczy może też piszesz na bazie Biblii, ale inaczej ją interpretujemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×