Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim.

Zakładam ten temat po to żeby się wyżalić. Osoby które walczą z nerwicą będą potrafiły w jakiś sposób mnie zrozumieć.

Zacznę od tego, że nerwica dopadła mnie jakieś 6 lat temu, w pierwszej klasie gimnazjum. Przez całe gimnazjum i liceum miałam nauczanie indywidualne. W liceum miałam jedynego nauczyciela, który potrafił mnie zrozumieć. Mieliśmy takie same zainteresowania (sport) więc dobrze się dogadywaliśmy. Wszyscy widzieli, że przy nim byłam rozgadana i pełna humoru.

Inni nauczyciele mieli mi za złe, że np. w zimie muszą chodzić do mnie zamiast siedzieć w ciepłej szkole (chociaż do szkoły miałam może 5-6 minut na piechotę). Mój brak koncentracji przez branie leków tłumaczyli lenistwem. Nauczycielka od geografii co roku próbowała mnie „usadzić”.

Teraz po skoczeniu liceum nie mam nikogo kto by mnie rozumiał. Nie mam ani jednego znajomego z którym mogłabym wyjść na kawę, spacer, do kina. Ludzie z klasy pisali do mnie tylko po to żeby się dowiedzieć jak to jest uczyć się w domu. Jak ja się do kogoś odezwałam to szybko mnie zbywali. Mieszkam sama, bo moja mama wyprowadziła się do swojego nowego faceta. Ostatnio byłam u mojej lekarki po zmianę leków. Mimo iż nie zawsze było kolorowo to udało mi się w jakiś sposób pokonać fobię społeczną. Nie mam problemu z rozmową z obcą osobą, nie czuję się źle w tłumie itp. Wręcz przeciwnie, bardzo dobrze czuję się w tłumie. Jednak po ostatniej wizycie u lekarza jestem wręcz dobita. Lekarka traktowała mnie z góry, jak jakąś idiotkę. Przyczepiła się do tego, że czytam dużo książek i do tego, że nie mam znajomych. A nie mam ich, bo przez nerwicę zostałam wykluczona z życia towarzyskiego i nawet jak szukałam znajomości to ludzie mnie olewali i robią to do dzisiaj.

Przyczepiła się też, że nie mam pracy i całkiem miała gdzieś fakt, że cały czas jej szukam, a nie siedzę na tyłku bezczynnie. Skończyło się na tym, że opuściłam gabinet ze łzami w oczach.

Potem przyczepił się do mnie facet mamy, mówiąc, że ja nawet nie będę krawcową, albo sklepikarką. Moja mama tylko mu przytakiwała. Dla mnie to było bardzo poniżające. Oczywiście nie twierdzę, że poniżające są te zawody, ale myślałam, że wierzą w to iż będę w życiu kimś więcej i, że coś osiągnę. W ogóle odkąd moja mama ma nowego faceta to nie mam w niej w ogóle oparcia. Stwierdziła, że ma swoje życie. Wychodzi na to, że ja nie jestem mile widziana w jej nowym życiu.

Więc siedzę w domu całkiem sama. Czasami łapię się na tym, że prowadzę żywą dyskusję z kimś w myślach. Nie mam się do kogo odezwać. Czasami wymyślam jakiś głupi powód, żeby zadzwonić do mamy i po prostu pogadać. Ale ona oczywiście twierdzi, że właśnie je, robi obiad, nie ma czasu itp.

Mam dość wszystkiego. Każdemu jest łatwo mnie oceniać i mówić „weź się za siebie”. Szczególnie łatwo jest mówić to osobom, które mają wokół siebie wielu zaufanych ludzi i mogą liczyć na ich wsparcie. Ja nie mam nikogo takiego, o każdy dzień muszę walczyć sama. Teraz nawet moja lekarka nie potrafiła powiedzieć jednego miłego zdania co do tego, że pokonałam fobię społeczną. Zamiast tego zmieszała mnie z błotem.

Starałam się nie myśleć, że jestem taka beznadziejna, bo nie chciałam wpaść znowu w depresję. Ale skoro tak wiele osób mnie miesza z błotem, ma mnie gdzieś i nikt nie chce się ze mną zadawać... Może mają rację?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ginny,

Dokładnie..najłatwiej jest innym oceniać Ciebie,trudniej jest im zrozumieć,co tak naprawdę czujesz..

przykre,że takie niezrozumienie spotyka Cię ze strony najbliższych i lekarza i że nie masz wsparcia tam,gdzie

powinnaś je otrzymać..jesteś dzielna,że pokonałaś fobie społeczną,że walczysz sama i że się nie poddajesz..

i nigdy nie myśl,że jesteś beznadziejna,bo to nie prawda,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ginny,

Dokładnie..najłatwiej jest innym oceniać Ciebie,trudniej jest im zrozumieć,co tak naprawdę czujesz..

przykre,że takie niezrozumienie spotyka Cię ze strony najbliższych i lekarza i że nie masz wsparcia tam,gdzie

powinnaś je otrzymać..jesteś dzielna,że pokonałaś fobie społeczną,że walczysz sama i że się nie poddajesz..

i nigdy nie myśl,że jesteś beznadziejna,bo to nie prawda,

 

Dziękuję bardzo za miłe słowa. Cieszę się, że chociaż na forum są ludzie, którzy mnie rozumieją :)

 

Teraz jestem roztrzęsiona, bo ojciec dawał mi pieniądze jako alimenty. I dzisiaj patrzę na konto i zabrał mi 200 zł. Nie mam pracy chociaż cały czas się o nią staram. Mam do zapłacenia rachunki itp. Już teraz jem dziennie 1-2 posiłki żeby mi na wszystko wystarczyło, bo wiadomo, że jedzenie jest drogie. Miałam odłożyć sobie pieniądze na wakacje żeby w jakiś sposób się nagrodzić za pokonanie fobii społecznej. A teraz będę musiała zbierać pieniądze na ubrania. Nie mam już siły. Ojciec ukarał mnie za to, że nie poszłam na studia przez nerwicę. Nigdy go przy mnie nie było, nawet jakby go ktoś zapytał to nie wiedział by czy biorę jakieś leki i jak się nazywa mój lekarz. Nazywa siebie ojcem, a kilka tygodni temu okazało się, że jak przyjechał (pracuje za granicą) to nie dość, że mnie śledził to jeszcze wypytywał o mnie obcych ludzi.

To chyba nie jest normalne, żeby ojciec się tak zachowywał. Ukarał mnie za coś, co nie jest zależne ode mnie. Nie miał jak mi dopiec to zmniejszył alimenty. On mieszka za granicą ma dobrze płatną pracę tak że kupuje wszystko co chce, podróżuje i jeszcze mu zostaje. Mojej mamie mówił żeby mu resztę z zakupów oddawała, a jak wzięli rozwód to odgrywa się na mnie.

I jak tu wyjśc z nerwicy? Za miesiąc mam kontrolę u lekarza, a nie mam na to pieniędzy. Dojazd i leki też kosztują. Nie mam już siły...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem Łukasz, mam 23 lata.

 

Na początku chciałem się pochwalić że przekułem, ten lęk na coś pozytywnego w tym okresie mojego życia, przynajmniej w moim mniemaniu i na moim podłożu psychicznym. Sam odkryłem że cierpię na tą przypadłość, nie stwierdzano tego u mnie, ale objawy są dokładnie takie same.

 

Przedstawie swój bardzo sielankowy tryb życia który prowadziłem.

 

Miałem 16 lat, i zacząłem ostro imprezować, do 19 roku życia upijałem się co dwa dni do stanu nieprzytomności.

Od czasy do czasu zapaliłem trawkę - bo w sumie tyle dobrego się o tym nasłuchałem - i było ok.

Któregoś razu, zapaliłem 0.5 grama trawki sam z rana na kacu. Po kilku minutach dostałem napadu - nie wiedziałem co i jak i dlaczego - myślałem że to przez marihuanę. Przestałem ją palić. Następny atak miałem na kacu, w kinie, w kluczowym momencie filmu, musiałem uciekać z kina, myślałem że zaraz umrę. Wezwałem taxówke i pojechałem do szpitala. W szpitalu kazano przestać mi pić, gdyż jeżeli chodzi o zdrowie to niczego nie ukrywam, bo wierzę w wiedzę lekarzy. Niczego nie stwierdzono, żadnych specjalnych badan tez nie przeprowadzono. Przestałem pić. Tydzień przed sylwestrem, dostałem ataku, zadzwoniłem po Tatę, żeby pojechać na pogotowie. Zbadano mnie, tam też dostałem drugiego ataku. Lekarka zrozumiała że coś jest nie tak, i wysłała mnie do szpitala chorób zakaźnych. Dostałem zastrzyk i się uspokoiłem, natomiast lekarz stwierdził że mam wypłukane witaminy (Potas i magnez). Więc je regularnie brałem. Ale ataki się powtarzały - w dodatku nie piłem od czasu kiedy przestałem. Bywałem u kardiologa, który również nic nie stwierdził. Z brakiem rozwiązania i wiedzy na temat co się ze mną dzieje, żyłem dalej od czasu do czasu miewając ataki. Moje lęki przed atakiem koił ten filmik, który dodawał mi pewności siebie i mocy kontrolowania własnego ciała emocji i życia :

Bardzo mi pomógł, co więcej osłabił siłę ataków i ich częstotliwość.(Po mimo że jestem ateistą i w anioła stróża nie wierzę)

Drogą doświadczeń wiem ,że muszę pić dużo wody pod czas ataku i oddychać.

Ale drogą refleski doszedłem do wniosku że moje ciało reaguje w sposób , jak gdyby czuło zagrożenie, więc postanowiłem to wykorzystać. Jeżeli moje ciało odczuwa zagrożenie, w ten czas musi produkować jakieś substancji powodujące ten stan.. może adrenaline itd. ...

Nigdy nie byłem za sportem ,ale jak już coś ćwiczyłem to czułem się świetnie.

Postanowiłem, że jak dostanę ataku to wykorzystam tą sytuacje. Zakodowałem sobie w głowie co mam robić jak dostanę ataku ( taki schemat działania) : Ubieram się jak najszybciej, wychodzę na ulicę i zaczynam biec ! Nie ważne jak gdzie i czy jest zimno czy ciepło, tu chodzi o mnie więc robię to bez zwłoczni, nie tłumacząc się nikomu.

I nie uwierzycie, od kiedy to sobie zakodowałem, moje lęki i ataki, jak gdyby odeszły, a jeżeli mam atak to w momencie jego pojawienia się , zaraz znika , bo dostaję euforii na myśl, że zaraz wykorzystam swój potencjał i będę biegł ile tylko będę miał siły.. To dla mnie jak wyzwanie.

 

Chciałem się podzielić moją historią , może komuś to może. :) Ja się czuję siwienie, i czuje że świat stoi dla mnie otworem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ginny, udaj sie do osrodka pomocy spolecznej, moze wynajmij jeden pokoj, niestety jak sie nie uczysz dziennie to rodzice nie musza utrzymywac. Postaraj sie o jakas prace, jakąkolwiek byle miec chociaz na oplaty i jedzenie. W pracy tez mozesz poznac ludzi, zakolegowac sie, poprzez te nauczenie indywidualne zostalas odsunieta od rowiesnikow, a jednak zazwyczaj takie relacje nawiazuje sie w szkole. Jednak szanse masz na to aby to sie zmieniło, piszesz ze niezle czujesz sie w tłumie szukaj wiec pracy nawet sprzataczka byle miec na jedzenie itd. Powiem Ci ze jak ja mialam depresje i lezałam jak kłoda to tez bylam sama jak palec i bez kasy (tzn bylam na zwolnieniu ale nikt mnie nie utrzymywał) i było ciezko chociaz miałam pieniadze z wypłaty i trzeba bylo zaplacic rachunki i wrocic do pracy chociaz nie było łatwo a wrecz trudno. Jednak takie sytaucje mozna przetrwac i wyjsc z tego, zacznij jak napisalam wyzej od pojscia do osrodka pomocy spolecznej, zarejestruj sie w urzedzie pracy jako bezrobotna -dostaniesz darmowe wizyty u lekarza, wiec placic nie bedziesz musiala za wizyty i szukaj pracy. Czekam na relacje, jak u Ciebie chociaz ja w sumie sie na forum pojawiam od czasu do czasu ale bede Ci kibicowac :) i na pewno wroce przeczytac. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to rozumiem tylko nie chodzi tu o to żeby cały czas okłamywać siebie i innych. Warto zainteresować się tematami którymi inni się interesuja i przez to znajdywać tematy do rozmów. Z tym że ja musze udawać osobe którą nie jestem bo mój problem polega na tym że sama już nie wiem kim ja jestem. Jest to w moim przypadku jakieś wyjście, na pewno lepsze niż zamykanie się w sobie bo tego bym nie chciała :) Ale to nie jest też tak że wymyślam jakieś niestworzone historie, akurat to jest przesadną. Źle to ujęłam. Udaję po prostu tzw. luzaka.

Ja mam na odwrót bardzo się zamknęłam bo często mam wrażenie że ludzie uważają, że jestem brzydka i oceniają mnie pod tym względem.

 

-- 18 sty 2015, 13:59 --

 

Myślę,że podstawą jakiej musisz się nauczyć jest "miećtowdupizm". Za bardzo porównujesz się do innych i to cię wkręca w błędne koło. Jesteś jaka jesteś i jeżeli ktoś cię nie lubi, to jego problem, a nie twój.

 

wszyscy wytykają mnie, że jestem głupia.

 

(...)uzyskałam pasek

 

Wierzysz ludziom,że jesteś głupia a potem dostajesz pasek?

 

do tej pory nie wiem kiedy była I lub II Wojna Światowa (...) A nawet jak się nauczę daty to zapomnę bo mam taką kiepską pamięć.

 

To najwyższa pora się nauczyć. Ot i filozofia :D Powtarzać sobie milion razy, aż się zapamięta. I piszę to jako osoba, która również ledwo dawała sobie na historii radę ze względu na problemy z pamięcią.

 

Wory pod oczami, które mam genetycznie(...)moje monstrualnie wysokie czoło

 

To tak jak ja. Nic z takimi rzeczami nie zrobisz, więc po co się nimi przejmujesz?

 

nie zaakceptuje siebie. Jest to tak jakby mój wybór

 

Bo to jest tylko i wyłącznie twój wybór.

 

Dla mnie drogą do jakiejś akceptacji jest parę zabiegów typu pozbycie się wysokiego czoła (...) .

 

Wysokie czoło jest nieoperacyjne, istnieje tylko transplantacja włosów, która potem wygląda niedorzecznie.

 

A jestem osobą, która z charakteru żyje dzięki ludziom, ich słowom ich przystosowaniu do mnie. I tak mi lepiej bo tylko dzięki ludziom umiem być szczęśliwa.A jestem osobą, która z charakteru żyje dzięki ludziom, ich słowom ich przystosowaniu do mnie. I tak mi lepiej bo tylko dzięki ludziom umiem być szczęśliwa.

To może zainteresujesz się wolontariatem i pomaganiem innym ludziom, może to by ci pomogło skoro od nich uzależniasz swoje szczęście?

 

Nawet zauważyłam, że strasznie wolno myślę, jestem niekumata.

 

To trzeba ten umysł ćwiczyć. Czytać, grać w gry logiczne, rozwiązywać krzyżówki. Nic z nieba nie spada.

 

siedzę w domu nudzę się bo mieszkam na wsi.

Jako osoba również z małego miasteczka sądzę,że przesadzasz. Możesz chodzić na spacery, jeździć na rowerze, fotografować, pisać, uprawiać ogródek, biegać...

 

To nie jest tak, że ja jestem ponura, przez bardzo długi czas mimo, wielu porażek

Porażek w jakim sensie? Życia towarzyskiego? Nauki? Braku przyjaciół?

 

Nie mam kasy na prywatnego psychologa, czy psychiatrę.

A NFZ?

 

SzatanskaArcypelina

Często też wymyslam jakieś głupie historie o sobie, udaje totalnie wyluzowaną dziewczynę, oraz jak ktoś mi mówi o swoich zainteresowaniach to ja wgłebiam się w temat i mówie że mam takie same.

 

Sory, ale dla mnie to to jest dopiero porażka. Kiedyś miałam koleżankę, która również wymyślała sobie niesamowite historię, tak jakby po powrocie ze szkoły diametralnie zmieniała jej się osobowość. Prosta droga do znienawidzenia się. Zwłaszcza,że nawet ja, osoba z nerwicą lękową przez którą nie mogę spać i depresją nie wierzę,że można mieć 0 zainteresowań, świat jest na to za wielki.

 

 

Wiesz to, że będe miała wszystko w dupie nie poprawi nic w moim życiu bo miałam tak przez dłuższy okres a inni tym bardziej mieli mnie gdzieś i tym bardziej się ze mna nie kolegowali. Wychodzi na to, że nie byłam im do niczego potrzebna ani nie mam nic do zaoferowania od siebie. Przejmuje się swoim wyglądem bo wiem jak ludzie na mnie patrzą często w sklepie mnie obgadują sklepowe bo to wyglądam jak 15 latka i co ja robię w takim sklepie o bo szpilki przymierzam o bo tamto o jak ja wyglądam itd sorry ale mnie to niszczy. Chciałabym być potraktowana jak normalna kobieta. Wlaśnie miałam na myśli przeszczep włosów. Dla mnie nawet to byłoby ratunkiem bo nienawidze włosów na czole mam taką cerę że momentalnie wygląda to nieciekawie. Chciałabym zaczesać sobie włosy czuć się swobodnie a tak nie mogę. Szukałam wolontariatu ale w moim małym miasteczku ciężko o to. Mam chodzić na spacery sama ? nie dziękuję, nie lubię takich rzeczy robić sama, zresztą każdy dzień samotności sprawia, że popadam w paranoje zaczynam mieć dziwne myśli coraz bardziej się katuję swoimi myślami, zaczynam płakać zaczynają dziać się ze mną dziwne rzeczy, zaczynam mieć problemy ze snem. Dlatego muszę z kimś wyjść coś porobić bo inaczej nie potrafię..

Porażek z ludźmi, nauką itp. Byłam u psychologa na NFZ jedynego w mieście obok mojej miejscowości i naprawdę uważam, że był to kiepski lekarz bo ciągle robiła mi test o którym zapomniała, że mi robiła. I potem nagle zauważała kartkę z poprzedniej sesji.. Gadała jakieś rzeczy które w ogóle w żaden sposób nie miały dla mnie sensu chociaż starałam się brać to do serca i zrozumieć.. ale sorry no nie umiała kobieta do mnie dotrzeć po czym w którejś sesji stwierdziła że jednak potrzebuje psychiatry i leków przy czym psychiatra na NFZ przepisał mi syropek i nara.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok. W takim razie prawdopodobnie czeka mnie wizyta u psychiatry. Przedtem kontrolnie zapisałem się jeszcze do neurologa. I tak się w zasadzie zastanawiam, jakie badania mogłyby pomóc w diagnozie, interpretacji etc. Przeglądając przykładową listę w pewnej klinice, zwróciłem uwagę na kilka. Jako że nie jestem ekspertem, chętnie poczytam, co myślicie o tychże badaniach i jaki mogą mieć potencjalny wpływ na diagnostykę. Tak gwoli ścisłości jestem niemalże na wszystko gotowy, aby tylko się poprawiło (szkoda wyrzucać pieniądze w błoto, dlatego proszę o opinie dotyczące przydatności). Przy okazji zadam kilka pytań co do materii, której nie jestem pewien.

 

- testy na boreliozę - IgG, IgM - czym różnią się obydwa badania? Które jest bardziej polecane? Czy waszym zdaniem badanie w ogóle zalecane? Szczerze powiedziawszy, zanim zapadłem na obecne dolegliwości to pamiętam, że doskwierały mi problemy ze świądem skóry. Mimo braku alergii, leczone były lekami antyalergicznymi (aleric) i o dziwo pomagały. Testy nie wykazały jednak żadnych alergii, lekarz stwierdził, że to atopowe zapalenie skóry. Po jakichś kilku miesiącach ustąpiło (no tak może z 10-12mies.). Nie zauważyłem, żadnego rumienia ani nic z tych rzeczy.

 

- coś z autoimmunologii?

 

- Candida albicans (drożdżaki) - co o tym myślicie? Realne? Dają podobno zbliżone objawy.

 

- Kortyzol/ adrenalina - A to? Potencjalnie związane, ale zastanawiam się, czy na podstawie samego badania można wykluczyć bądź potwierdzić ewentualne powiązania z jakimkolwiek schorzeniem.

 

- może jakieś inne badanie? Coś ma jeszcze sens? Oczywiście nie licząc TSH, FT3 i FT, o których wspomniał Kahir.

 

Pozdrawiam i proszę o pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ginny, a internetowe znajomości? Teraz tak łatwo znaleźć osoby, które jadą na tym samym wózku :) Albo portale randkowe :P wiem, ze kontrowersyjne, ale pozwala się trochę oderwać, poflirtować i podbudować własne ego ;)

 

Pamiętam czasy liceum (horror), ważyłam wtedy 37kg i wszyscy nauczyciele zamiast moimi faktycznymi problemami zajmowali się wytykaniem mi wagi, najlepiej przy pozostałych uczniach. Ciągle słyszałam, że nie skończę szkoły (skończyłam z II średnią), nie dostanę się na żadne studia (skończyłam dziennikarstwo) i w ogóle nic ze mnie nie będzie. Inna sprawa, że ja mialam ogromne wsparcie w rodzinie, choć wiadomo, że i oni mieli chwile słabości. Zacznij myśleć o sobie, nie trać czasu na próby kontaktu z kimś, kto go nie chce, pomyśl, że wokoło jest mnóstwo osób równie samotnych jak Ty, czasem trzeba się tylko odnaleźć :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludziom najłatwiej oceniać kogoś mimo że czegoś nie doświadczyli, mają najwięcej do powiedzenia i robią z kogoś chorego jakiegoś nieudacznika i czarną owce. Dobrze to znam bo sama jestem w czarnej d.... jak to się mówi. Lekarze w naszym kraju niestety nie są z powołania a czekają na kopertę wtedy może by się ruszyli... Dziewczyno nigdy nie myśl że jesteś beznadziejna. To ogromny sukces że pokonałaś fobie społeczną, naprawdę i podziwiam Cię za to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nerwice lękową. M.in. boje sie pracy. Mam bardzo mało lat pracy, bo wiele razy nawet jej nie moglam rozpocząć, bo tak bardzo sie stresowalam,że w nocy nie mogłam spać. Myślałam,że juz mi to przeszło, bo na wakacjach sobie dorabialam, ale ledwo co miałam podjąć odpowiedzialną prace już mnie stres zjadł i musiałam zrezygnować. Czuje się z tym okropnie, mam tyle lat i nie mogę się sama utrzymać. Powiedziałam o tym mojemu nowemu partnerowi i coś mi sie wydaje,że będzie to koniec związku. któż chce babę, która trzeba utrzymywać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielu rzeczy,że sobie nie poradzę,że się pomylę. Chciałabym od razu wszystko umiec i sobie świetnie radzić. nie potrafie sobie wytłumaczyć,że pomału do wszystkiego dojdę. jestem zrelaksowana jedynie w pracy na której mi nie zależy, wiem,ze jest czasowa itd. W normalnej pojawia sie paralizujący strach. czuję sie przez to gorsza, chce na siebie zarobic a nie mogę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie odkad "zachorowalam" poczucie wlasnej wartosci leglo w gruzach. Czuje, ze pomimo 11 lat pracy nic nie umiem. Musze zmienic prace ze wzgledu na miejsce zamieszkania ale boje sie jej szukac. Boje sie tego co Ty, ze sobie nie poradze, ze ze stresu nie bede mogla spac (moj glowny objaw). Poza tym moja praca jest moja pasja i bardzo sie w nia angazuje. Nie musze dodawac, ze staram sie byc dobra w tym co robie. Brakuje mi luzu. Obecnie pracuje na pol etatu, dojezdzam 70 km. Myslalam nawet o jakiejs prostej pracy dorywczej, ktora by mnie nie spinala, dla kasy. Ale ja chce robic to co kocham, bo wtedy bede spelniona..ale sie boje. I kolko sie zamyka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

Mam na imię Wojtek i mam 26 lat. Zapraszam Was do lektury historii moich zmagań z nerwicą lękową. Ten dziennik będzie dowodem dla Was oraz ludzi, którzy kiedyś zachorują że z każdego stanu można wyjść. Pokonam nerwicę.

 

Zawsze taki byłem. Z ogromnymi wymaganiami wobec siebie, życia, innych. Jedynak wychowany w rodzicielskim kokonie, miałem wszystko czego było mi trzeba. Nieprzyjemne sprawy załatwiali za mnie rodzice, ja mogłem rozwijać swoje pasje, spędzać czas ze znajomymi i rozrabiać bez większych konsekwencji ;) Trochę jak w legendzie o Buddzie. Od najmłodszych lat uwielbiałem rywalizować. Rywalizacja mnie napędzała, we wszystkim chciałem być najlepszy. Uparty, zawzięty i twardo dążący do obranego celu. Przy tym wszystkim bardzo wrażliwy. Nuda? To mnie nie dotyczyło - ciągle coś musiało się dziać, ciągle szukałem przyjemności. W tym miejscu warto zastanowić się nad sensem słowa "nuda". Może termin "nuda" to po prostu brak umiejętności zrelaksowania się i docenienia chwili obecnej? Cywilizacja, otoczenie i media nauczyły nas jednak, że w życiu NIE MOŻNA się nudzić. Ponadto MUSIMY mieć modne ciuchy, najnowszy model telefonu, pięknie wyrzeźbione ciało.

 

Była zwyczajna niedziela 2006 roku, siedziałem i grałem w swoją ukochaną i pochłaniającą mnie bez reszty drugą część gry Diablo. Serio, potrafiłem grać 18h dziennie - w końcu chciałem być NAJLEPSZY ;) Zadzwonił telefon. Odebrała mama. Po kilkunastu minutach dramatycznej rozmowy oznajmiła mi, że mój kuzyn popełnił samobójstwo. Bardzo się zdziwiłem, w końcu jeszcze jakiś miesiąc temu oddawaliśmy się alkoholowej libacji i rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Chwilę nad tym pomyślałem i wróciłem do swojej krainy Diablo. Kilka dni później odbył się pogrzeb. Całą rodziną udaliśmy się na wieś. Rozpacz, łzy smutek. Ja, niespełna 18 letni chłopak pomyślałem, hm pogrzeb jak pogrzeb. Wydawało mi się, że nie zrobi to na mnie specjalnego wrażenia. No właśnie, wydawało mi się. Dzień po powrocie do rodzinnego miasta umówiłem się z koleżanką na piwo. W trakcie picia poczułem się "dziwnie". Wróciłem do domu, to uczucie nadal ze mną było. Na następny dzień nadal czułem się nieswojo, moja twarz w lustrze wydawała mi się "taka obca". Byłem przerażony, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Zacząłem nawet myśleć, że jego duch mnie opętał! :D W każdym bądź razie kilkanaście dni później wylądowałem u psychologa, a następnie u psychiatry. Wszystko trwało 1,5 roku. Wyzdrowiałem, kompletnie wyzdrowiałem. Odstawiłem zarówno psychologa jak i leki.

 

Po wyzdrowieniu wiodłem szczęśliwe życie studenta, podjąłem pierwszą pracę w Polsce. Wszystko trwało około pół roku. Wtedy nieoczekiwanie na zawał zmarł ojciec mojej dziewczyny. Ot tak, zdrowy i zadowolony facet wstał do pracy, przewrócił się i zamknął oczy na zawsze. To mną wstrząsnęło. Na pogrzeb wybrałem się najzwyczajniej w świecie smutny, ale również z tyłu głowy pamiętałem co spotkało mnie ostatnim razem. Nerwica zaczynała powracać, a gwoździem do trumny były występy naszych kopaczy na EURO 2008, które wywołały u mnie silny stres. Głupio się przyznać, ale załatwili mnie Krzynówek z Żurawskim. Po jednym ze spotkań (dziękuję Ci Howardzie Webb) poczułem bardzo silny ucisk w klatce. Zupełnie tak jakbym miał dostać zawału. Spanikowałem i karuzela ruszyła od nowa. 1,5 roku - tyle to trwało. Kolejne dwa lata to sielanka. Nie zrezygnowałem z lekarstw, tym razem zrezygnowałem z terapii. Byłem świadom możliwości powrotu, ale z każdym kolejnym miesiącem mój umysł oddalał się od myśli związanych z nerwicą.

 

Nieoczekiwanie na początku 2012 roku nerwica powróciła, szczerze mówiąc nawet nie wiem dlaczego. Epizod był najkrótszy z dotychczasowych. Trwał około 10 miesięcy. Chyba zadecydowało to, że dziewczyna (ta od zmarłego ojca) mnie zostawiła. Zająłem się ważniejszym problemem ;)

 

2 lata zdrowia. Lekarz zalecił odstawienie leków. Rozwinąłem własny biznes, kupiłem mieszkanie, zakochałem się, odkochałem się, znów się zakochałem, zrealizowałem kilka swoich marzeń. Sporo imprezowałem. Uwielbiam sport, więc plan tygodnia wyglądał mniej więcej tak: od poniedziałku do piątku sportowy tryb życia, natomiast w piątkowy wieczór rozpoczynała się impreza trwająca do niedzieli. Zacząłem kłaść coraz większy nacisk na siłownie. Wiadomo, alkohol nie jest dobrym dodatkiem do kreatyny, aminokwasów i białka ;) Wpadłem więc na genialny pomysł! Wymyśliłem cudowny substytut! Trawka! Zapalę sobie, to nie będzie kolidowało ani z siłownią, ani z imprezowaniem! Hurra, plan idealny. Zapaliłem dwa razy. Pierwszy i ostatni. Gdzieś w podświadomości miałem zakodowane TRAWA=NIEBEZPIECZEŃSTWO NAWROTU. Ściągnąłem kilka buchów. Nagle poczułem to okropne uczucie derealizacji, o dopasowanie go do odpowiedniego skojarzenia nie było trudno. Machina ruszyła. Pod wpływem narkotyku doprowadziłem się do ataku paniki. Atak minął, faza zeszła. Znów poczułem się normalnie. Porozmawiałem o tym ze swoją dziewczyną, poszedłem spać. Nazajutrz obudziłem się i "sprawdziłem czy wszystko jest normalnie". Dzień Dobry nerwico. Szybko umówiłem się na wizytę u psychologa. Początkowo chciałem wyjść z tego bez leków. Popełniłem kilka błędów, przede wszystkim nie informując bliskich przyjaciół OD RAZU o swoim stanie i dokładając sobie dodatkowego balastu. Nie zadbałem o siebie, nie relaksowałem się. I przede wszystkim rzuciłem się w wir internetu! To był największy błąd, dołożyłem tym sobie bardzo mocno.

 

Dziś jest 26 stycznia, minęły 2,5 miesiąca z nerwicą. Obecnie myślę o niej non stop, odbiera mi ochotę praktycznie do wszystkiego. Czas jednak uporać się z nią raz na zawsze. To będzie osobisty dziennik. Będą tu opisy tego co mi pomaga, dobrych dni, ale także tych trudniejszych. Nie wiem ile czasu zajmie mi całkowite wygrzebanie się z tego gówna. Wiem, że się wygrzebię. Postaram zamieszczać tutaj jak najwięcej porad oraz narzędzi do walki z chorobą. Będzie mi bardzo miło, jeżeli będziecie tu zaglądać i wspólnie ze mną walczyć o nasze dobre samopoczucie ;) Będzie mi jeszcze milej, jeżeli zamieszczone tutaj narzędzia czy opisy poprawią komuś nastrój ;) Zatem do dzieła!

 

Rada nr I: Nie przeglądajcie internetu sprawdzając swoje objawy. Wiem, że w kryzysowym dniu aż korci, ale rada uczonego 17-letniego Krystiana z klatki nr 11, który miał koleżankę, której kolega z nerwicy zachorował na schizofrenię nie wpłynie na Was dobrze ;)

 

Narzędzie nr I: Trening relaksacyjny Jacobsona. To bardzo dobre narzędzie. Wykonujcie go raz lub dwa razy dziennie (ja po napisaniu posta zaraz się za niego zabieram). Jeżeli ktoś nie posiada nagrania, napiszcie tutaj, bądź na priv - chętnie podeślę. Oczywiście warunkiem sukcesu jest konsekwencja ;)

 

Do następnego! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś w tym swoim życiu gubisz się, robisz wbrew sobie. No i jesteś wrażliwy na pewne wydarzenia oraz atmosferę w której przebywasz. Dobrze, że masz motywację i nie poddajesz się. Masz ogromne szanse by z tego wyjść i pewnie zajmie ci to dosłownie chwilę! Być może przepracujesz problem sam, ale może warto odbyć psychoterapii uczącej relaksacji i samo-motywacji?

Mi przez moją lękliwość często spadała samo-motywacja,pojawiał się lęk, ale obecnie radzę sobie (raz lepiej raz gorzej) jednak nie dopuszczam do nawrotu nerwicy. W dużej mierze pomogli mi specjaliści, ale staram się również otaczać dobrymi ludźmi. To pomaga :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uczucie niepewności i niska samoocena leżą często w naturze danego człowieka.

Ja mam tak przez całe moje życie. jedni mi mówią, że jestem mądra, atrakcyjna, dobrze pracuje, świetnie ze mną spędzać czas. a ja tam zupełnie myslę co innego. i dołuje mnie byle drobnostka, którą źle wykonam.

by takie poczucie stłamsić w sobie trzeba nad sobą dużo pracować. Potrzeba dużo pozytywnej energii i optymizm. tak słyszałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

asiulenka33, łącze się z Tobą w bólu, bo sam mam identyczny problem. Przeszło 6 lat temu zwolniono mnie z pracy związanej z moim kierunkiem studiów, prawdopodobnie przez moje problemy choć głośno tego nie powiedziano. Po tym zdarzeniu kilka razy próbowałem podjąć pracę na miarę moich ambicji, ale za każdym razem z powodu zbyt silnej reakcji stresowej rezygnowałem po jednym lub kilku dniach. W wyniku tego ostatnia moja praca była pracą poniżej kwalifikacji, z której też mnie zwolniono po przeszło 2 latach. Obecnie nie pracuję i nie mam na siebie pomysłu. Przez to, że mam zawaloną tą sferę życia również moje związki się rozpadały, więc rozumiem twoje obawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie chcę się lekami leczyć.

 

Poprostu nie. Uważam, że dobre życie to kwestia odpowiednich decyzji, nawet u neurotyka. Szukam psychologa, który pomoże mi te decyzje podjąć, ponieważ sam, przez ciągłe huśtawki, nie mam jednolitego obrazu siebie.

 

Problem w tym, że trudno znaleźć psychologa o odpowiednim wykształceniu. Jeśli ktoś mógłby mi polecić psychoterapeutę, który jest bardzo elastyczny w myśleniu, konkretny i na wysokim poziomie intelektualnym, który nie traktuje pacjenta przedmiotowo, który będzie słuchał, analizował i wspólnie z pacjentem wyciągał wnioski, radził i prowadził do wyleczenia, będę wdzięczny.

 

Przez moje problemy wypuściłem z rąk mnóstwo wspaniałych szans, chcę nauczyć się walczyć o nie!

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uczucie niepewności i niska samoocena leżą często w naturze danego człowieka.

Ja mam tak przez całe moje życie. jedni mi mówią, że jestem mądra, atrakcyjna, dobrze pracuje, świetnie ze mną spędzać czas. a ja tam zupełnie myslę co innego. i dołuje mnie byle drobnostka, którą źle wykonam.

by takie poczucie stłamsić w sobie trzeba nad sobą dużo pracować. Potrzeba dużo pozytywnej energii i optymizm. tak słyszałam.

Są ludzie, którzy mówią, że jestem w czymś dobra, cenią moją pracę. Czasami jak wykonam dobrze jakieś zadanie mam poczucie zadowolenia. Ale te zewnętrzne rzeczy rzadko cieszą mnie na dłużej. Przez większość czasu uważam, że mało umiem (mimo niezłego wykształcenia), jestem nieatrakcyjna, nie poradzę sobie z czymś, ktoś mnie wyśmieje albo skrytykuje. Przez to nie podejmuję działania. Moja mama była bardzo krytyczna wobec mnie, a tata nadopiekuńczy i wyręczał mnie w wielu sprawach. Poza tym rodzice mnie nie chwalili i mimo moich ambicji nie wspierali mnie, wręcz zniechęcali do działania dając do zrozumienia, że sobie nie poradzę, nie warto próbować, to nie dla mnie. Co z tym zrobić? Jak pracować nad swoim poczuciem własnej wartości, adekwatną samooceną. Przestać tak bardzo się krytykować, mniej wymagać od siebie bycia perfekcyjną, nie bać się porażek???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nerwice lękową. M.in. boje sie pracy. Mam bardzo mało lat pracy, bo wiele razy nawet jej nie moglam rozpocząć, bo tak bardzo sie stresowalam,że w nocy nie mogłam spać. Myślałam,że juz mi to przeszło, bo na wakacjach sobie dorabialam, ale ledwo co miałam podjąć odpowiedzialną prace już mnie stres zjadł i musiałam zrezygnować. Czuje się z tym okropnie, mam tyle lat i nie mogę się sama utrzymać. Powiedziałam o tym mojemu nowemu partnerowi i coś mi sie wydaje,że będzie to koniec związku. któż chce babę, która trzeba utrzymywać?

To chyba facet jest od utrzymywania. :mrgreen: a jeśli z tego powodu by cię rzucił to znaczy że jest nic nie wart.

 

Ja sam od lat cierpię na lęk przed pracą w obecnej jakoś nawet nieźle se radze( jeśli chodzi o lęki) ale w poprzednich miałem takie lęki że musiałem z pracy zrezygnować choć zarabiałem wielokrotnie więcej niż w obecnej( bo było to za granicą a nie że tak odpowiedzialna praca) a później po tych pracach przez miesiące ba lata miałem taką niechęć do pracy że nawet jej nie szukałem tylko żyłem na garnuszku rodziców mimo ze po 30-ce jestem. O takim czymś jak związki nawet nie myślałem i nie myślę bo kto by chciał takiego niezaradnego faceta który nawet sam się nie utrzymuje a nawet jak za granicą sam się utrzymywałem to praca mnie tak psychicznie męczyła że na nic siły nie miałem. Jedno jest pewne już nigdy nie zamierzam pracować w budowlance to coś do czego kompletnie się nie nadaję i było źródłem moich wielu stresów i jeszcze bardziej zaniżonej samooceny do tego trzeba być prawdziwym facetem a nie taką ciotką jak ja. :-|

 

-- 27 sty 2015, 20:35 --

 

Wielu rzeczy,że sobie nie poradzę,że się pomylę. Chciałabym od razu wszystko umiec i sobie świetnie radzić. nie potrafie sobie wytłumaczyć,że pomału do wszystkiego dojdę. jestem zrelaksowana jedynie w pracy na której mi nie zależy, wiem,ze jest czasowa itd. W normalnej pojawia sie paralizujący strach. czuję sie przez to gorsza, chce na siebie zarobic a nie mogę

Też tak mam, widzę jak inni z reguły szybko wszystko łapią a ja w ogóle lub po męczarniach i to mnie frustruje. Pewnym sposobem jest traktowanie każdej pracy jako chwilowej, przejściowej a najwyżej okaże że dostaniemy się na dłużej no ale ja mam ten przywilej że bez pracy też przeżyje i nikt mnie na bruk nie wyrzuci ani z głodu nie umrę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Mam 35 lat. We wrześniu 2014 przylepiło się do mnie takie coś: Jadę autobusem do pracy, oprócz mnie jadą jeszcze 3 osoby. Na przystanku dosiadają się jeszcze 3 osoby. Zaczynam odczuwać jakiś niepokój. Na kolejnym przystanku dosiadają się kolejne osoby. Czuję wielki niepokój (co to będzie, ilu tych ludzi jeszcze ma jechać tym autobusem?). Na następnym przystanku kolejni ludzie wsiadają do autobusu. Jezu ilu ludzi!!! Boże, żeby czasem drzwi się nie zamknęły!!! Drzwi się zamykają, autobus rusza. A ja się duszę, gryzę do krwi palce dłoni, rozpinam koszulę, rozglądam się za drogą ucieczki, czuję szaloną panikę... Na następnym przystanku nie wychodzę, a uciekam z autobusu. Od tej chwili czuję się doskonale, wszystko ok. Mogę dojść do pracy piechotą choćby to było 3 km.

 

Podobnie w windach. Jadę sam to czuję lekki niepokój. Nawet kiedyś sam zostałem uwięziony na pół godziny w małej windzie. Miałem wtedy ataki paniki ale do opanowania, o wiele mniejsze niż w tym autobusie. Gdy w windzie jedzie jeszcze ktoś to jest już dla mnie kłopot. Czasem wytrzymuję, a czasem wychodzę z windy. Gdy pasażerów jest więcej przeważnie zawsze wychodzę bo boję się, że spotka mnie to co w autobusie. Najgorsze są te wolne windy.

 

Do dzisiaj kilka razy uciekałem z autobusów i wind. Do pracy zacząłem jeździć samochodem.

 

Czasem taki lęk lecz krótki złapie mnie przy wysiłku np. po wejściu schodami na 4 piętro dostaję zadyszki i mam uczucie, że puls nie zwalnia lecz jeszcze przyspiesza i dostaję jakiejś paniki. Po paru sekundach mija.

Jeszcze inaczej gdy wjeżdżam rowerem pod stromą górkę i nikogo nie ma to daję radę. Ale wjeżdżając pod tą samą górkę w obecności np. pieszych schodzę z roweru bo dostaję przyspieszonej akcji serca i jakiejś paniki, że się uduszę.

 

Robiłem badania. Ekg, Echo, Holter, Morfologia, Rtg klatki, Rezonans kręgosłupa szyjnego, USG jamy brzusznej. Badania niczego złego nie wykazały. Powiedziano mi, że mam nerwicę powinienem się udać do psychiatry. Wstydziłem się pójść do psychiatry więc poprosiłem lekarza rodzinnego o jakiś lek na to. Brałem trittico cr. Nie działało. Po jednym z poważnych ataków autobusowych gdy do autobusu weszła wycieczka szkolna i musiałem uciekać wybrałem się jednak do psychiatry. Dał mi Pyrogen i perazin. Po tym to tylko spałem, a ataki dalej były. Przerwałem leczenie. Kupiłem wspomniany samochód i jeździłem nim do pracy. Tylko te windy mnie przerażały.

 

Tydzień temu auto się popsuło i musiałem jechać autobusem. Wytrzymałem 5 przystanków, choć ludzi w autobusie było tylko 10.

Doszło jeszcze takie coś, że oglądając oddawany do użytku budynek zamknięto moją ekipę (5 osób) na jednym z pięter i znowu mnie dopadło. Nie było jak uciec. Sam nie wiem jak to wytrzymałem.

 

Co mi jest?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×