Aranjani, to gdzie Ci wszyscy, którzy "sami wzięli się za swoje życie" i wyszli z depresji? Znasz takich, którzy sami sobie poradzili, trwale? Przecież to, że ktoś nie daje rady, nie znaczy, że nie chce sam sobie pomóc.
Ja sobie poradziłam sama jakieś 2 lata temu, oczywiście tymczasowo. Teraz też sobie radzę i wierz mi, robię wszystko, co mogę.
Odróżnijmy "głaskanie po główce" od empatii i zwykłej ludzkiej pomocy.
Wnioskuję, że większość z Was się kiedyś rozczarowała i stąd takie myślenie.
-- 09 mar 2015, 02:25 --
Odpowiadając sobie na swoje własne pytanie, dochodzę do wniosku, że mam za duże oczekiwania do ludzi, jako do ogółu, natomiast pecha do tych, krórych uznałam za bliskich. Nadal stoję na stanowisku, że od niektórych mamy prawo oczekiwać więcej, ze względu na łączące nas relacje. I raczej nie pogodzę się z tym, że ktoś jest przy nas tylko do momentu kiedy jest dobrze, a gdy pojawiąją się problemy, nie staje na wysokości zadania. Bo przecież to nie jego życie, a kłopotów ma dość własnych. Przepraszam, ale pierdolę takie znajomości
Za twierdzeniem, że taki jest świat i nie powinno się na nikogo liczyć kryje się, moim zdaniem, strach przed przyznaniem, że się kogoś potrzebuje. Że jest się słabym, zdecydowanie zbyt słabym na radzenie sobie samemu.
Nazywanie tego, o czym pisałam potrzebą ciągłego głaskania po główce itp. jest niesprawiedliwym uproszczeniem.
Jeśli uda mi się z tego wszystkiego wybrnąć na dłużej, SAMEJ, to będę z siebie dumna, ale będzie mi też cholernie przykro.