Skocz do zawartości
Nerwica.com

MoreTea

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MoreTea

  1. Byłam w Piotrkowie Trybunalskim cierpię na depresję już od bardzo bardzo dawna wyprowadzilam się z chłopakiem do Szczecina czyli daleko i zostawił mnie i wierz mi że psychicznie jest gorzej niż kiedykolwiek. Więc szukam lekarza który mi w koncu pomoże a że jestem studentką to nie stać mnie na wizyty
  2. Czy nie ma już dobrego lekarza na NFZ... ja studiuję a tułałam się już po psychologach i psychiatrach
  3. Ja mam na odwrót bardzo się zamknęłam bo często mam wrażenie że ludzie uważają, że jestem brzydka i oceniają mnie pod tym względem. -- 18 sty 2015, 13:59 -- Wierzysz ludziom,że jesteś głupia a potem dostajesz pasek? To najwyższa pora się nauczyć. Ot i filozofia Powtarzać sobie milion razy, aż się zapamięta. I piszę to jako osoba, która również ledwo dawała sobie na historii radę ze względu na problemy z pamięcią. To tak jak ja. Nic z takimi rzeczami nie zrobisz, więc po co się nimi przejmujesz? Bo to jest tylko i wyłącznie twój wybór. Wysokie czoło jest nieoperacyjne, istnieje tylko transplantacja włosów, która potem wygląda niedorzecznie. To może zainteresujesz się wolontariatem i pomaganiem innym ludziom, może to by ci pomogło skoro od nich uzależniasz swoje szczęście? To trzeba ten umysł ćwiczyć. Czytać, grać w gry logiczne, rozwiązywać krzyżówki. Nic z nieba nie spada. Jako osoba również z małego miasteczka sądzę,że przesadzasz. Możesz chodzić na spacery, jeździć na rowerze, fotografować, pisać, uprawiać ogródek, biegać... Porażek w jakim sensie? Życia towarzyskiego? Nauki? Braku przyjaciół? A NFZ? SzatanskaArcypelina Sory, ale dla mnie to to jest dopiero porażka. Kiedyś miałam koleżankę, która również wymyślała sobie niesamowite historię, tak jakby po powrocie ze szkoły diametralnie zmieniała jej się osobowość. Prosta droga do znienawidzenia się. Zwłaszcza,że nawet ja, osoba z nerwicą lękową przez którą nie mogę spać i depresją nie wierzę,że można mieć 0 zainteresowań, świat jest na to za wielki. Wiesz to, że będe miała wszystko w dupie nie poprawi nic w moim życiu bo miałam tak przez dłuższy okres a inni tym bardziej mieli mnie gdzieś i tym bardziej się ze mna nie kolegowali. Wychodzi na to, że nie byłam im do niczego potrzebna ani nie mam nic do zaoferowania od siebie. Przejmuje się swoim wyglądem bo wiem jak ludzie na mnie patrzą często w sklepie mnie obgadują sklepowe bo to wyglądam jak 15 latka i co ja robię w takim sklepie o bo szpilki przymierzam o bo tamto o jak ja wyglądam itd sorry ale mnie to niszczy. Chciałabym być potraktowana jak normalna kobieta. Wlaśnie miałam na myśli przeszczep włosów. Dla mnie nawet to byłoby ratunkiem bo nienawidze włosów na czole mam taką cerę że momentalnie wygląda to nieciekawie. Chciałabym zaczesać sobie włosy czuć się swobodnie a tak nie mogę. Szukałam wolontariatu ale w moim małym miasteczku ciężko o to. Mam chodzić na spacery sama ? nie dziękuję, nie lubię takich rzeczy robić sama, zresztą każdy dzień samotności sprawia, że popadam w paranoje zaczynam mieć dziwne myśli coraz bardziej się katuję swoimi myślami, zaczynam płakać zaczynają dziać się ze mną dziwne rzeczy, zaczynam mieć problemy ze snem. Dlatego muszę z kimś wyjść coś porobić bo inaczej nie potrafię.. Porażek z ludźmi, nauką itp. Byłam u psychologa na NFZ jedynego w mieście obok mojej miejscowości i naprawdę uważam, że był to kiepski lekarz bo ciągle robiła mi test o którym zapomniała, że mi robiła. I potem nagle zauważała kartkę z poprzedniej sesji.. Gadała jakieś rzeczy które w ogóle w żaden sposób nie miały dla mnie sensu chociaż starałam się brać to do serca i zrozumieć.. ale sorry no nie umiała kobieta do mnie dotrzeć po czym w którejś sesji stwierdziła że jednak potrzebuje psychiatry i leków przy czym psychiatra na NFZ przepisał mi syropek i nara.
  4. Wiesz, oglądam mnóstwo filmów, w końcu mam multum czasu. Dużo też czytam, przeglądam internet, gdy mam ochotę, ale to nie rozwiązuje problemu :) A udawanie kogoś kim się nie jest potem wychodzi na jaw i może zrobić się wtedy nieprzyjemnie bo ktoś stwierdzi, że jesteś fałszywa. Nie mówię, że jesteś zła, ale znałam dziewczynę, która wciskała innym kity, że była tu albo tam i co ona nie zobaczyła oczywiście wszyscy wiedzieli, że kłamie, ale przez to nikt nie chciał z nią gadać i wysłuchiwać jej bredni. Myślę, że szczerość jest tutaj na miejscu, nawet jeśli ma się problem ze sobą.. bo oszukiwanie innych i samego siebie wcale nie polepszy tej sytuacji.
  5. Patrzyłam w Łodzi, która i tak jest dla mnie daleko i nic nie znalazłam. :)
  6. Witam wszystkich zaciekawionych i chętnych do przeczytania tego wątku. Nazywam się Monika, lat 18. Nie bez powodu pojawiła się tutaj moja wiadomość. Długi czas walczyłam ze sobą czy odezwać się do innych z moim problemem. Mimo tego, że już kiedyś pisałam na innym forum o moim problemie nadal nic się nie zmieniło od tamtego czasu. Postanowiłam dalej walczyć ze swoimi problemami i poszukać( tutaj bardzo na to liczę) wsparcia, którego w sumie nigdy nie otrzymałam. Musze szczerze przyznać, że ciężko mnie zmotywować, kiedyś sama jeszcze umiałam wstać i coś zrobić z czasem zaczęłam tracić chęci. Teksty typu " weź się w garść", " nie użalaj się inni mają gorzej" na mnie nie działają. Uważam, że każdy ma swój koniec świata i ma swoją intensywność przeżywania tego co go spotkało. Czasem mało istotny problem zostawia takie same piętno jak na innym człowieku coś całkowicie gorszego. Nie wiem od czego zacząć.. chciałabym tyle przekazać a tak trudno to wszystko tutaj umieścić. Mam nadzieję, że każdy dobrze zrozumie dlaczego się tutaj odezwałam. Mimo, iż jestem młodą osobą wkraczającą w dorosłe życie spotkało mnie wiele przykrych rzeczy, które odebrały mi radość i zmieniły w kogoś kogo sama nie mogę nazwać Sobą. Nie wiem już kim jestem i nie umiem nad tym zapanować. Odkąd pamiętam( a moja pamięć sięga jeszcze trochę przed przedszkolem) byłam jakimś nielubianym dzieckiem. Na pewno nie tak jak teraz, ale dało się to zauważyć. Zanim osiągnęłam 10 lat miałam przyjaciół z ulicy obok, wtedy jeszcze nie myślało się o problemach, czy ktoś nas lubi czy nie. Żyłam beztrosko jak większość dzieci. Kiedy trafiłam do przedszkola zaczęłam odczuwać niechęć pewnych osób do mnie. Koleżanki z ławki nie chciały mi pomóc gdy się spóźniłam na lekcje i nie wiedziałam co się dzieje lub inne podobne sytuacje. Nie byłam wtedy nieśmiała czy jakaś chora lub dziwna. Chociaż może po prostu to był przypadek, że tak się działo. Miałam tam koleżankę, której nikt nie lubił jakoś nie zwracałam uwagi na to, że jest jakaś odpychana. A teraz ma masę przyjaciół. Zawsze sobie zadaję pytanie jak to jest, że osoba, która była tak wyśmiewana jest teraz niesamowitym człowiekiem o wspaniałym charakterze i jeszcze na dodatek bardzo lubiana i przyciągająca ludzi. W sumie zasłużyła na szczęście po tym wszystkim. Zawsze jakoś lepiej radziła sobie z krytyką. Wracając, zaczęła się wtedy moja historia z pewnymi dziewczynami. Chyba już wtedy zapragnęłam przyjaźnić się z tymi najlepszymi. Miałam straszną motywację, nie poddawałam się. W podstawówce udało mi się osiągnąć cel i czułam satysfakcje. Jednak nie byłam taka jak moje koleżanki. One były najlepszymi uczennicami, we wszystkim najlepsze, najbardziej lubiane, fajne. Ja nie umiałam się skupiać na nauce. Ciągle na lekcjach odpływałam albo gadałam. Byłam dosyć nieznośnym i nieodpowiedzialnym dzieckiem. Przez co do tej pory mam spore zaległości w nauce. Jeśli o to chodzi to nie uczyłam się aż do 3 kl gimnazjum, kiedy uświadomiłam sobie, że wszyscy wytykają mnie, że jestem głupia. W sumie proszeniem się uzyskałam pasek, ledwo co. Moje gimnazjum i tak niczego nauczyć nie umiało. Wiele nauczycieli nie przykładało się do swojej pracy. Chociaż moja wina jest taka, że i tak nie uczyłam się dla siebie do tej pory nie wiem kiedy była I lub II Wojna Światowa co jest wstydem dla mnie jako polki. A nawet jak się nauczę daty to zapomnę bo mam taką kiepską pamięć. Moje koleżanki, o których wyżej wspomniałam z czasem zaczęły się ze mnie śmiać byłam ich maskotką. W tamtych okresie nie byłam tego tak świadoma, byłam uparta żeby kolegować się z nimi. Byłam wyzywana, wyśmiewana .. z tego co się dowiedziałam po latach moja koleżanka ich wszystkich w większości napuszczała na mnie. Chociaż wiadomo,że nie jest to wytłumaczenie, mogli tego nie robić. Z czasem pytałam czemu tak robią a oni twierdzili, że to tylko żarty. Moja znajomość z nimi sięgała aż do gimnazjum. Paczka z czasem się trochę podzieliła był okres, że było ok i w sumie nie było na co narzekać. Chociaż ja z czasem zaczęłam robić się dziwna. Przez to wszystko może nie wiem .. zaczęłam się robić smutna, czasem gdy do mnie przychodziły nie odzywałam się i siedziałam obrażona. Teraz w sumie tego żałuję, nie wiem co mi było. Potem wszystko wróciło do 'normy' znowu zaczęły się dziwne komentarze żarty dość, że najbliższy kontakt miałam z dziewczyną, która była wredna i śmiała się ze mnie. Wykorzystywała i czerpała przyjemność z żartów. Gdy paczka się rozpadła a raczej pogrupowała na nowo, koleżanka odeszła, ja odeszłam. W gimnazjum były dwie nowe dziewczyny, z którymi się zaprzyjaźniłyśmy. Ona bardziej z jedną. Było nas potem 3. Wszystko było ok. W sumie było mi przykro bo byłam zawsze ta 3 ta najmniej ważna. Potem, gdy zaczęłam się bardziej kolegować z nową koleżanką, ta druga zaczęła być zazdrosna. Potem nas okłamała bardzo niefajnie i zostałyśmy we dwie. Do tej pory mamy kontakt, ale do tego wrócę. Ta druga koleżanka natomiast miała ze mną kontakt potem, widziałam się z nią parę razy. Twierdziła, że jest teraz inna a gdy pojechałam z nią na obóz w wakacje, razem z nasza współlokatorką robiła sobie ze mnie dziwne żarty i mam wrażenie, że bardziej ona miała w tym udział niż tamta dziewczyna. Bardzo źle wspominam ten obóz przez to. Wracając do tej ' nowej koleżanki' z którą utrzymuje kontakt. Po tym jak poszła do innego liceum nie obawiałam się, że zerwiemy znajomość było ok pisałyśmy widziałyśmy się. Ale jedna z dziewczyn, która była w grupce z gimnazjum/podstawówki poszła do tej samej klasy. Zaprzyjaźniły się koleżanka zaczęła się ode mnie oddalać, nie było o czym gadać. I tyle w sumie. W liceum poznałam koleżankę, z którą spędziłam niesamowicie rok. Potem mnie olała dla innej koleżanki. Miałyśmy swoją paczkę, jakoś było mi dobrze, odżyłam od nowa, nie narzekałam na nic jakoś bardzo. Kolegowałam się z paroma dziewczynami bliżej z paczki. Jednak z czasem to uległo wszystko zmianie, od jednej usłyszałam, że za dużo jest mnie wszędzie mimo, że nikt inny tak nie uważał to i tak jak na drugi dzień w szkole stałam sama to wszystkie stały z nią. I teraz w sumie miałam przez jakiś czas jedną z tych koleżanek jakoś tak bliżej siebie, ale też nam się kontakt urwał. Piszę o tym bo zauważyłam, że tak w okresie gimnazjum zaczęłam się robić taka pusta. Zaczęło mi brakować tematów, przestałam sobie radzić z nawiązaniem znajomości. Nawet jeśli z kimś nawiązała się nowa znajomość nie wiedzieć czemu ktoś i tak mnie opuszczał mimo, że nic złego nie robiłam. Przestałam umieć rozmawiać. Teraz, gdy chcę z kimś pogadać nie umiem nawet zwykłego tematu zacząć. Mam taką pustkę w głowie i to nie jest ze stresu .. próbowałam wielu rzeczy. Wielu mądrych rad, nic nie działa. Czuję, że zamiast się rozwijać iść do przodu ja się cofam, albo stoję w miejscu. Słucham jak ludzie gadają na normalne tematy na temat głupich rzeczy a ja nie umiem, chce próbuję staram się tak, że czasem płaczę bo czuję, że więcej nie mogę i nic.. czuję totalny brak wiedzy, brak czegokolwiek. Czasem mam taką ochotę pogadać i nie wiem o czym. Teraz moje znajomości kończą się bo nie umiem gadać, może spędzę z kimś jakieś parę miesięcy powiem wszystko co pamiętam ze swojego życia i tyle. I nagle koniec tematu. Stałam się osobą spłoszoną, która boi się ludzi, ciągle wydają mi się dziwne rzeczy, że ktoś się ze mnie śmieje. Chociaż ostatnio, naprawdę w klasie dziwnie na mnie patrzą i obgadują i śmieją się. Nie wiem.. może to dlatego, że stałam się taka dzika albo przez to jak wyglądam. Ale to mi nie pomaga popadam w paranoje. Nie umiem normalnie żyć w szkole, nienawidzę do niej chodzić bo jest w niej za dużo ludzi, bo będą na mnie patrzeć. Gdy idę przez korytarz od razu wyciągam telefon i udaje, że coś na nim robię byleby się schować w jakiś sposób. Nienawidzę siebie bo nie jestem ładna, nie jestem i wiem to, noszę grube szkła w okularach, mam brzydkie oprawki, które pogarszają mi wygląd, mimo, że są nowe, to jednak im cięższe szkła tym bardziej mi opadają i źle to też wygląda, a nie mam pieniędzy na nowe. Jest wiele głupich rzeczy, które tak naprawdę są bardzo widoczne dla innych a pogarszają mój wygląd. Wory pod oczami, które mam genetycznie, mój wzrost 153, moja postura 14 latki, w sumie cały wygląd, bo nie wyglądam na 18, moje monstrualnie wysokie czoło, którego często nie udaje mi się zakryć, mimo grzywki, mam za cienkie włosy. Nie umiem zaakceptować siebie, to jest jedyna rzecz, której jestem pewna, że nie zaakceptuje, czasem dobrze się ze sobą czuje, tak trochę dobrze, ale dla mnie to dobry poziom, po prostu mam swoje zdanie, że nie podoba mi się mój wygląd, to mija się z moim ideałem kobiety. I choćby najlepszy psycholog mi to tłumaczył, nie zaakceptuje siebie. Jest to tak jakby mój wybór, zresztą często szczerze naciskałam na ludzi żeby mi powiedzieli prawdę jak wyglądam byłam oceniana 5/10 i doceniam tą szczerość bo pytałam o to ludzi, którzy nie zrobiliby mi na złość ani nie okłamali. Nie jestem po prostu ładna ani atrakcyjna co bardziej nie wyglądam jak kobieta. Co całkowicie mija się z moim wyobrażeniem bo lubię być seksi i kobieca, a gdy taka próbuję być wygląda to tak jak te gimnazjalistki-tapeciary, a nie jak prawdziwa pociągająca kobieta. Nawet ładna bielizna na mnie wygląda dziwnie. Dla mnie drogą do jakiejś akceptacji jest parę zabiegów typu pozbycie się wysokiego czoła, pozbycie się worów pod oczami, operacja oczu. Mi to wystarczy żebym czuła się lepiej. Na razie tak nie będzie dość, że często gdzieś za plecami słyszę, jak wyglądam, A jestem osobą, która z charakteru żyje dzięki ludziom, ich słowom ich przystosowaniu do mnie. I tak mi lepiej bo tylko dzięki ludziom umiem być szczęśliwa. Nie lubię być sama, nienawidzę tego źle się czuję sama. To nie jest dla mnie. Zawsze lepiej się czułam na imprezach, wśród ludzi, w mieście w hałasie. A jest na odwrót, nie mam znajomych mimo, że się staram, wszyscy mają mnie w czterech literach, ciągle siedzę w domu jestem samotna. Nie umiem się przemóc żeby sama gdzieś wyjść bo nawet nie lubię wolę z kimś wyjść. Mi po prostu nie pasuje bycie samemu, lepiej się też czuję z chłopakiem w związku a byłam tylko w związkach poprzez internet bo na żywo nikt nie zwraca na mnie uwagę. Chciałabym tylko z powrotem mieć znajomych i wiem, że ciężko jest zdobyć ich do nowa.. przynajmniej dla mnie. Teraz to żadne starania nic nie dają. Było też tak, że przestałam się starać przez jakiś czas to w ogóle nic nie pomogło.. byłam jeszcze bardziej samotna. Czasem kogoś poznam i tematy się kończą praktycznie przy 5 rozmowie. Z koleżankami które mam w klasie, z którymi kiedyś byłam bliżej nie umiem gadać.. z ludzmi z klasy nie gadałam nigdy, a minęły 3 lata w tej klasie. Ludzie z klasy nawet nie chcą ze mną gadać. Mają mnie za idotkę bo nigdy nic nie umiem jak mnie pytaja na lekcji, mam złe oceny. A to przez to, że mam zaległości, których nie jestem w stanie nadrobić, próbowałam ale nie da się wszystkiego z tylu lat nadrobić. Nawet zauważyłam, że strasznie wolno myślę, jestem niekumata. Także tutaj nie chodzi o przygotowanie się na lekcje, czasem pytają bez przygotowania. Także nie wiem co robić, przemogłam się pare razy żeby z kimś pogadać, ale to nic nie dało, nikt za chętny nie był.. ja też w sumie nigdy nie wiem co powiedzieć, ja nie umiem gadać na takie 'zwykłe typowe tematy" jak to się z reguły zagaduje kogoś, po prostu ja mam pustkę, nie wiem czemu nie wiem jak. A jak już znam kogoś jakiś czas to nie ma się co dziwić, że znajomości się urywają jak nie ma o czym ze mną gadać. Uwierzcie tutaj pasje nie rozwiązują problemu, bo miałam i mam kilka małych. I nic mi to nie daje, siedzę w domu nudzę się bo mieszkam na wsi. Z nikim nie piszę bo wszyscy mnie zbywają nikt się nie chce spotkać mimo, że pytam, zapraszam, błagam nawet czasem. NIC. Nie wiem czy ja stworzyłam coś wokół siebie co odpycha ludzie. To nie jest tak, że ja jestem ponura, przez bardzo długi czas mimo, wielu porażek, żartów itp. nie poddawałam się byłam naprawdę silna, ale to nic nie dawało. Mój optymizm, bycie miłym, bo taka jestem z natury, nic nie dało. Byłam u psychologa, skierowal mnie do psychiatry, który przepisał mi syropek i tyle, jedyne co to kręciło mi się po nim w głowie. Od neurologa zaś dostałam Zoloft i inne rzeczy, wymiotowałam po nim, traciłam przytomność mimo, iż było to tylko pól tabletki, ale kazali mi potem i tak odstawić bo podobno z chorym sercem brać takich rzeczy nie można. Tak czy inaczej tego typu tabletki po dłuższym czasie i tak nie przyniosły efektów. Nie mam kasy na prywatnego psychologa, czy psychiatrę. Prosiłam rodziców, ale oni twierdzą, że porządek w pokoju to porządek w głowi i tyle, uważają, że nic mi nie jest mimo, że w twarz krzyczałam im, że chce się zabić i już mam dosyć tego wszystkiego. No, ale cóż żadne prośby, błagania, rozmowy, nic nie dało rady, oni nie maja kasy, a ja i tak zmyślam. Chciałam nawet iść na terapię grupowa, ale w mojej okolicy są płatne. Nie wiem już co robić, całe moje życie kręci wokół tego, to jak niekończący sie koszmar, chciałabym w końcu mieć koleżanki które nie mają mnie gdzieś, które, są moimi normalnymi koleżankami.. chce normalnego życia. Może wy coś wiecie na ten temat, może mieliście tak samo. Pomóżcie.
×