Skocz do zawartości
Nerwica.com

w_pokonam_nerwice

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez w_pokonam_nerwice

  1. Cieszę się, że zaglądacie i zarażam pozytywną energią Dzisiaj kolejny optymistyczny wniosek. Lękliwa osobowość, lękliwą osobowością ale żyć trzeba Skoro już wiem, że wszystkie moje straszki stwarzam sobie sam i tylko i wyłącznie ode mnie zależy do jakiego poziomu nakręcę się irracjonalnymi obawami związanymi ze sobą to lepiej przekierować myśli na racjonalne aspekty związane z przyszłością. Postawiłem sobie pytania o sens mojego życia, jak chciałbym je przeżyć, co jest dla mnie największą wartością? W moim przypadku jest to rodzina. Duża, szczęśliwa, wesoła rodzina przy wigilijnym stole. Zaczynam coraz mocniej czuć, że chciałbym mieć dziecko. Taka odmiana macierzyńskiego instynktu - instynkt tatczyny Chcę skupić się na budowaniu relacji z moją dziewczyną i przygotowaniu się na potomka Druga kwestia - chciałbym coś po sobie pozostawić. Nie będę specjalnie oryginalny jeżeli napiszę, że najwięcej radości sprawia nam pomaganie innym. Prowadzę dobrze prosperujący biznes, więc mam ku temu okazję. Oczywiście jeżeli sprawie, że biznes stanie się jeszcze lepiej prosperującym biznesem Moją pasją są sporty walki i w tej dziedzinie chciałbym założyć fundację. Zarys w głowie mam już od dawna. Teraz czas skupić się na rozwoju firmy, tak by móc realizować marzenia swoje i innych. Oprócz tego przyjaciele. Choroba pokazała mi jak wspaniałych mam przyjaciół i jak bardzo mogę liczyć na ich wsparcie. Chcę pielęgnować te relację. A jak chciałbym przeżyć życie pomijając już sprawy fundamentalne, opisane wyżej? Robiąc to co lubię, ale o tym w następnym wpisie Trzymajcie się -- 09 lut 2015, 15:26 -- Kolejny post na mojej drodze przenoszenia uwagi z irracjonalnych lęków na sprawy bieżące Czuję się coraz lepiej. Poluzowałem pętle strachu. Oczywiście nadal przez większość czasu prowadzę wewnętrzne dialogi sam ze sobą, jednak nie czuję już takiego lęku. Wiem, że moje najczarniejsze scenariusze nie spełnią się. Odzyskuje radość życia. Bardzo pooowolutku przenoszę uwagę z nerwicowej iluzji na życie codzienne, zaczynam odczuwać radość z pewnych fragmentów mojego życia. Co najistotniejsze nie robię już wszystkiego by "poczuć się lepiej", ale po prostu "by to zrobić". Jestem dla siebie łagodny i dobrze mi z tym. Pozwalam sobie na więcej, nie katuje się wewnętrznie. Oczywiście przede mną długa droga do wyeliminowania mojego niepotrzebnego zainteresowania nerwicą, bo póki co są to małe fragmenty i jest to w pełni zrozumiałe (w końcu przez te blisko 3 miesiące nerwy wybudowały sobie bardzo przyjemną autostradę), ale jestem na dobrej drodze. PS: Jutro chyba pójdę pobiegać! Narzędzie dla znerwicowanych: polecam zainteresowanie się tematem UWAŻNOŚCI. Tutaj link do pierwszej lepszej aukcji z allegro: http://allegro.pl/ronald-d-siegel-uwaznosc-trening-jak-nowa-warto-i5032545736.html Organizowane są także kursy, myślę że sam na taki się wybiorę, gdy będę w jeszcze lepszej formie -- 16 lut 2015, 15:45 -- Aktualizacja: Wiele się zmieniło. Wiele na plus. Przede wszystkim rozstałem się z dziewczyną. To była trudna, ale dobra decyzja. Wszedłem w ten związek na kilka dni przed nawrotem. Cały czas oszukiwałem się, że to ma przyszłość. Wiele jednak wskazywało, że nie ma a ja w nim trwałem chcąc zmieniać i budować. Druga sprawa - zacząłem żyć normalnie. Praca, znajomi, wróciłem do uprawiania sportu i innych swoich pasji. Cały luty (nie licząc 2 dni gdy miejsce miało rozstanie) to nieustanna zwyżka mojej formy. Mam wrażenie, że najgorsze już za mną. Moje życie z nerwicą przestało być dla mnie koszmarne. Nadal większość czasu poświęcam na rozmyślaniu o swoim stanie i skupianiu się na nim, ale chętnie spotykam się ze znajomymi, interesuje się innymi - REALNYMI sprawami i przede wszystkim łapię się na tym, że o nerwicy myślę coraz mniej. Wróciłem do życia POLECANE NARZĘDZIE: założyłem w swoim smartfonie pliki notatnikowe, w których zapisuje swoje pozytywne myśli, jak np.: "Po co poświęcać uwagę irracjonalnym lękom? Lepiej przenieść uwagę na coś rozwojowego". -- 28 lut 2015, 17:05 -- Kolejna aktualizacja: Przede wszystkim zmieniłem nastawienie. Teraz ja wręcz chcę się czuć gorzej, prowadzę dialog wewnętrzny w stylu "no dalej nerwico, pokaż na co Cię stać - chcę się poczuć gorzej". U mnie to działa. Nie boję się już swoich najczarniejszych scenariuszy. Oczywiście nadal odczuwam lęk, nadal bardzo często daję się wkręcić, nadal większość myśli krąży wokół nerwicy. Na podstawie własnych doświadczeń i zdobytej wiedzy wiem jednak, że to TYLKO myśli. Serio TYLKO - nic więcej. Oprócz myśli wytwarzanych przez emocje (w naszym przypadku lęk, smutek) mamy jeszcze logikę, osobowość, naszą moralność. Od myśli do realizacji czarnego scenariusza jest baaaaaaaaaardzo daleka droga, w moim przypadku niemożliwa do spełnienia. Oczywiście im większy lęk tym bardziej zawierzam lękowym myślom, ale wiem że to nerwicowa iluzja, nic więcej. Całe to nerwicowe koło to po prostu lęk przed lękiem, nieustanne skanowanie samopoczucia i nerwicowy egocentryzm. Czujemy się źle, bo boimy się o przyszłość, o to jak będziemy się czuli. Za wszelką cenę dążymy do normalności, do wyzbycia się objawów i myśli lękowych, tym czasem normalność jest TU i TERAZ, w tym momencie. Zaakceptowałem chorobę, pogodziłem się z nią. Mam prawo mieć gorszą koncentrację, mam prawo mieć gorszą pamięć. Czytanie czy czynności, które tak lubię będą przez najbliższe kilka miesięcy sprawiały mi mniejszą przyjemność. Zyskałem trochę dystansu do zaburzenia. Przede wszystkim przestałem o tym mówić. Wcześniej ciągle wszystkim dookoła chciałem opowiadać jak jest mi źle - to na mnie źle wpływało. Utrwalałem tylko swoje cierpienie i zwiększałem wartość nerwicy. Teraz na pytanie od osób, które wiedzą "jak się czuję?" - odpowiadam "lepiej" i ucinam temat. Żyję normalnie, chodzę do pracy, spotykam się ze znajomymi, randkuję, codziennie ćwiczę. Zdaję jednak sobie sprawę, że podświadomość potrzebuje czasu na uspokojenie się. Nastawienie normalnościowe jest kluczem do sukcesu. Unikając tylko nadajemy nerwicy wartości. Leżenie w łóżku to najgorszy pomysł. Teraz może etapy, jak to przebiegało u mnie (do tej pory): 1. Trawa - atak paniki 2. Następny dzień - niepewność (rozpoczęło się skanowanie) 3. Kolejne dni (pojawiający się co jakiś czas niepokój) - i tu był błąd, że nie złapałem dystansu do myśli, tylko przeraziłem się nawrotem 4. Kolejny atak lęku na trzeźwo 5. Stopniowe zwiększanie się objawów (strach przed schizofrenią, co mi jest itd) 6. Rzucenie się w wir internetu - wyczytwanie objawów innych i nakręcanie się (nie rozumiałem że każdy przypadek jest inny) 7. Pojawienie się stanów depresyjnych (nie wyjdę z tego - nakręcenie lęku) 8. Nakręcenie lęku do granic możliwości (kilka dni w łóżku - tak już będzie zawsze itd, koncentracja na objawach 100%, kłopoty z zasypianiem, nic mnie nie interesowało - miałem wtedy błędne przekonanie, że teraz to już jest klapa, koniec i przegrałem życie, zwariowałem itd ) 9. Pierwsze postępy - zdobycie niezbędnej wiedzy o swoim stanie 10. AKCEPTACJA choroby - przestałem się szarpać, chcieć ją pokonać już, teraz, natychmiast - zrozumiałem że to wymaga czasu (wcześniej tylko szarpałem się, chcąc jak najszybciej pozbyć się myśli) 11. Akceptacja gorszych stanów - zrozumienie, że są dni lepsze i gorsze 12. Znalezienie także plusów zaburzenia - będę silniejszy w przyszłości, dojrzewam, stałem się samodzielny 13. Zrozumienie, że moje czarne scenariusze się nie spełnią (to nie jest równoznaczne z brakiem lęku - tryb analizy) DZIAŁANIE, DZIAŁANIE i jeszcze raz DZIAŁANIE - olewacie objawy, myśli i robicie swoje. Oczywiście nie zarzucacie sobie jeżeli trafi się gorszy dzień i nie dacie rady czegoś wykonać. NARZĘDZIE:
  2. Akceptacja - to podstawa. Mnie zajęło trochę czasu nim pogodziłem się z nawrotem. Konkretnie prawie 3 miesiące. Zaakceptowałem, że w mojej osobowości oprócz odwagi, przebojowości i waleczności drzemie także lękliwa cząstka. Cząstka, która boi się o siebie. Przez te 3 miesiące za wszelką cenę starałem się sobie udowodnić, że nerwica w niczym nie jest stanie mi przeszkodzić, w żaden sposób nie zmieni mojego życia, a ja szybko rozerwę ją na strzępy. Zdałem sobie sprawę, że te wszystkie czarne myśli wynikają po prostu z lęku o samego siebie. Ja przykładowo boję się, że popełnię samobójstwo. Boję się, czyli tego nie chcę. Jeżeli ktoś boi się o swoją przyszłość, o to że dostanie zawału, lub też że zrobi krzywdę swoim bliskim to warto zastanowić się o czym nam to mówi. Nerwica zawsze atakuje nasze najcenniejsze wartości - życie, zdrowie, nasi bliscy. Przypomnijcie sobie momenty, w których czuliście się najgorzej, Wasze największe kryzysy. Czy zrobiliście coś wbrew sobie? Czy którykolwiek z nerwicowych strachów zrealizował się? Przychodzą mi tutaj na myśl słowa jednej z osób, która wyzdrowiała - "ja rozumiem, że jak ktoś się boi o coś przez kilka miesięcy, ale jeżeli trwa to rok lub dłużej to to jest już kur*a przesada" Postanowiłem być dla siebie łagodnym. Zawsze byłem dla siebie niesłychanie surowy. Wymagałem, wymagałem i jeszcze raz wymagałem. Sukces - realizacja - pogoń za następnym. Teraz czas osiągnąć sukces dla samego siebie, dla swojego komfortu i zdrowia. Ten sukces nazywa się wyrozumiałością dla siebie samego. Narzędzie: polecam ustawić sobie budzik w telefonie co jakiś czas jako przypomnienie i w formie notatek wypisywać 5 momentów, które sprawiły Wam radość
  3. Cześć, Mam na imię Wojtek i mam 26 lat. Zapraszam Was do lektury historii moich zmagań z nerwicą lękową. Ten dziennik będzie dowodem dla Was oraz ludzi, którzy kiedyś zachorują że z każdego stanu można wyjść. Pokonam nerwicę. Zawsze taki byłem. Z ogromnymi wymaganiami wobec siebie, życia, innych. Jedynak wychowany w rodzicielskim kokonie, miałem wszystko czego było mi trzeba. Nieprzyjemne sprawy załatwiali za mnie rodzice, ja mogłem rozwijać swoje pasje, spędzać czas ze znajomymi i rozrabiać bez większych konsekwencji Trochę jak w legendzie o Buddzie. Od najmłodszych lat uwielbiałem rywalizować. Rywalizacja mnie napędzała, we wszystkim chciałem być najlepszy. Uparty, zawzięty i twardo dążący do obranego celu. Przy tym wszystkim bardzo wrażliwy. Nuda? To mnie nie dotyczyło - ciągle coś musiało się dziać, ciągle szukałem przyjemności. W tym miejscu warto zastanowić się nad sensem słowa "nuda". Może termin "nuda" to po prostu brak umiejętności zrelaksowania się i docenienia chwili obecnej? Cywilizacja, otoczenie i media nauczyły nas jednak, że w życiu NIE MOŻNA się nudzić. Ponadto MUSIMY mieć modne ciuchy, najnowszy model telefonu, pięknie wyrzeźbione ciało. Była zwyczajna niedziela 2006 roku, siedziałem i grałem w swoją ukochaną i pochłaniającą mnie bez reszty drugą część gry Diablo. Serio, potrafiłem grać 18h dziennie - w końcu chciałem być NAJLEPSZY Zadzwonił telefon. Odebrała mama. Po kilkunastu minutach dramatycznej rozmowy oznajmiła mi, że mój kuzyn popełnił samobójstwo. Bardzo się zdziwiłem, w końcu jeszcze jakiś miesiąc temu oddawaliśmy się alkoholowej libacji i rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Chwilę nad tym pomyślałem i wróciłem do swojej krainy Diablo. Kilka dni później odbył się pogrzeb. Całą rodziną udaliśmy się na wieś. Rozpacz, łzy smutek. Ja, niespełna 18 letni chłopak pomyślałem, hm pogrzeb jak pogrzeb. Wydawało mi się, że nie zrobi to na mnie specjalnego wrażenia. No właśnie, wydawało mi się. Dzień po powrocie do rodzinnego miasta umówiłem się z koleżanką na piwo. W trakcie picia poczułem się "dziwnie". Wróciłem do domu, to uczucie nadal ze mną było. Na następny dzień nadal czułem się nieswojo, moja twarz w lustrze wydawała mi się "taka obca". Byłem przerażony, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Zacząłem nawet myśleć, że jego duch mnie opętał! W każdym bądź razie kilkanaście dni później wylądowałem u psychologa, a następnie u psychiatry. Wszystko trwało 1,5 roku. Wyzdrowiałem, kompletnie wyzdrowiałem. Odstawiłem zarówno psychologa jak i leki. Po wyzdrowieniu wiodłem szczęśliwe życie studenta, podjąłem pierwszą pracę w Polsce. Wszystko trwało około pół roku. Wtedy nieoczekiwanie na zawał zmarł ojciec mojej dziewczyny. Ot tak, zdrowy i zadowolony facet wstał do pracy, przewrócił się i zamknął oczy na zawsze. To mną wstrząsnęło. Na pogrzeb wybrałem się najzwyczajniej w świecie smutny, ale również z tyłu głowy pamiętałem co spotkało mnie ostatnim razem. Nerwica zaczynała powracać, a gwoździem do trumny były występy naszych kopaczy na EURO 2008, które wywołały u mnie silny stres. Głupio się przyznać, ale załatwili mnie Krzynówek z Żurawskim. Po jednym ze spotkań (dziękuję Ci Howardzie Webb) poczułem bardzo silny ucisk w klatce. Zupełnie tak jakbym miał dostać zawału. Spanikowałem i karuzela ruszyła od nowa. 1,5 roku - tyle to trwało. Kolejne dwa lata to sielanka. Nie zrezygnowałem z lekarstw, tym razem zrezygnowałem z terapii. Byłem świadom możliwości powrotu, ale z każdym kolejnym miesiącem mój umysł oddalał się od myśli związanych z nerwicą. Nieoczekiwanie na początku 2012 roku nerwica powróciła, szczerze mówiąc nawet nie wiem dlaczego. Epizod był najkrótszy z dotychczasowych. Trwał około 10 miesięcy. Chyba zadecydowało to, że dziewczyna (ta od zmarłego ojca) mnie zostawiła. Zająłem się ważniejszym problemem 2 lata zdrowia. Lekarz zalecił odstawienie leków. Rozwinąłem własny biznes, kupiłem mieszkanie, zakochałem się, odkochałem się, znów się zakochałem, zrealizowałem kilka swoich marzeń. Sporo imprezowałem. Uwielbiam sport, więc plan tygodnia wyglądał mniej więcej tak: od poniedziałku do piątku sportowy tryb życia, natomiast w piątkowy wieczór rozpoczynała się impreza trwająca do niedzieli. Zacząłem kłaść coraz większy nacisk na siłownie. Wiadomo, alkohol nie jest dobrym dodatkiem do kreatyny, aminokwasów i białka Wpadłem więc na genialny pomysł! Wymyśliłem cudowny substytut! Trawka! Zapalę sobie, to nie będzie kolidowało ani z siłownią, ani z imprezowaniem! Hurra, plan idealny. Zapaliłem dwa razy. Pierwszy i ostatni. Gdzieś w podświadomości miałem zakodowane TRAWA=NIEBEZPIECZEŃSTWO NAWROTU. Ściągnąłem kilka buchów. Nagle poczułem to okropne uczucie derealizacji, o dopasowanie go do odpowiedniego skojarzenia nie było trudno. Machina ruszyła. Pod wpływem narkotyku doprowadziłem się do ataku paniki. Atak minął, faza zeszła. Znów poczułem się normalnie. Porozmawiałem o tym ze swoją dziewczyną, poszedłem spać. Nazajutrz obudziłem się i "sprawdziłem czy wszystko jest normalnie". Dzień Dobry nerwico. Szybko umówiłem się na wizytę u psychologa. Początkowo chciałem wyjść z tego bez leków. Popełniłem kilka błędów, przede wszystkim nie informując bliskich przyjaciół OD RAZU o swoim stanie i dokładając sobie dodatkowego balastu. Nie zadbałem o siebie, nie relaksowałem się. I przede wszystkim rzuciłem się w wir internetu! To był największy błąd, dołożyłem tym sobie bardzo mocno. Dziś jest 26 stycznia, minęły 2,5 miesiąca z nerwicą. Obecnie myślę o niej non stop, odbiera mi ochotę praktycznie do wszystkiego. Czas jednak uporać się z nią raz na zawsze. To będzie osobisty dziennik. Będą tu opisy tego co mi pomaga, dobrych dni, ale także tych trudniejszych. Nie wiem ile czasu zajmie mi całkowite wygrzebanie się z tego gówna. Wiem, że się wygrzebię. Postaram zamieszczać tutaj jak najwięcej porad oraz narzędzi do walki z chorobą. Będzie mi bardzo miło, jeżeli będziecie tu zaglądać i wspólnie ze mną walczyć o nasze dobre samopoczucie Będzie mi jeszcze milej, jeżeli zamieszczone tutaj narzędzia czy opisy poprawią komuś nastrój Zatem do dzieła! Rada nr I: Nie przeglądajcie internetu sprawdzając swoje objawy. Wiem, że w kryzysowym dniu aż korci, ale rada uczonego 17-letniego Krystiana z klatki nr 11, który miał koleżankę, której kolega z nerwicy zachorował na schizofrenię nie wpłynie na Was dobrze Narzędzie nr I: Trening relaksacyjny Jacobsona. To bardzo dobre narzędzie. Wykonujcie go raz lub dwa razy dziennie (ja po napisaniu posta zaraz się za niego zabieram). Jeżeli ktoś nie posiada nagrania, napiszcie tutaj, bądź na priv - chętnie podeślę. Oczywiście warunkiem sukcesu jest konsekwencja Do następnego!
×