Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica a związek (seks)


Rekomendowane odpowiedzi

Dziękuję Mileno bardzo za odpowiedź :) Jak czytałam posta od Ciebie, to ąż łzy mi naszły do oczu. Masz rację 100%tową. Mój chłopak mówi mi to samo, co Tobie. Że jestem tą jedyną i że chociaż miał inne przede mną to ja jestem wyjątkowa. Ale sama wiesz jak okropna jest chorobliwa zazdrośc. A jak Ty sobie z nią poradziłaś?? Napisz coś jeszcze na ten temat, prosze.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś jest tak chorobliwie zazdrosny, to lepiej niech sobie odpuści wszelkie związki. Prawdopodobnie wiecznie z nią nie będziesz, przeciętny człowiek przed ślubem ma za sobą zwykle kilka, a nawet kilkanaście związków, więc oblicz sobie prawdopodobnieństwo tego, że akurat wam się uda :roll: . I co zrobisz jeśli któregoś dnia ona Ci powie, że Cię rzuca bo znalazła kogoś innego czy wymyśli jakiś inny powód? Zabijesz ją albo siebie? Przemyśl to. Nawet małżeństwa często się kończą zdradami, rozwodami, a co dopiero takie luźne związki.

 

To, że atrakcyjna kobieta ma większe szanse na zdradzenie faceta niż jakaś nieatrakcyjna, to jest to kwestia sporna. Taka atrakcyjna laska nie da się omotać pierwszemu lepszemu podrywaczowi. Jak codziennie ją podrywa ileś tam facetów, to ona wie jak się im oprzeć i jak ich spławić, a jak taką brzydką jakiś atrakcyjny koleś się zacznie interesować, to będzie z tego taka dumna, że ulegnie mu bez wahania.

Atrakcyjna kobieta- mnóstwo okazji do zdrady, ale mała szansa że z danej okazji skorzysta.

Nieatrakcyjna kobieta- bardzo mało okazji, ale jak już się trafi to skorzysta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim to nie ma brzydkich kobiet. Zapamiętaj to. Są kobiety, które podobają się tobie mniej, ale dla innego to może być miss świata.

Poza tym jak się kogoś kocha ponad życie, to inni się nie liczą. Nie zwracasz na nich uwagi. Nie ważne czy ma się powodzenie, czy nie.

Myśląc w ten sposób co ty nikt na tym świecie nie byłby szczęśliwy.

Współczuje ci takiego podejścia do kobiet. Chyba ktoś cię mocno zranił. Albo znasz tylko złe kobiety.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

anand22 No masz bardzo dziwne i szowinistyczne podejście do kobiet. Grubo się mylisz.

ma brzydkich kobiet

 

Ja tęż jestem chorobliwie zazdrosny o moją dziewczynę, ale tak czytam od kilku dni wsze posty i dochodzę do wniosku że taka zazdrość to głupota bo jeśli się kogoś kocha to w ogóle się nie myśli o zdradzie. Ja bardzo kocham moją połóweczkę i nie myślę żeby ją zdradzić. Więc przedtem sam się niepotrzebnie nakręcałem i w dodatku bez podstawnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, skrzywdziła mnie kiedyś kobieta i to nie raz. Było to wówczas, gdy byłem takim skrajnym romantykiem jak niektórzy tutaj i właśnie m.in. przez tą moją romantyczną naturę dostawałem od życia po d...e.

 

makanti ja wcale nie mam dziwnego i szowinistycznego podejścia do kobiet. Moje podejście jest po prostu realistyczne w przeciwieństwie do Twoich romantycznych teorii. Nie myślisz o tym, żeby zdradzić dziewczynę, bo nie masz okazji do zdrady. Wyobraź sobie sytuację, że nagle zaczyna się Tobą mocno interesować bardzo ładna, słodka, inteligentna dziewczyna. Co wtedy jej powiesz? Spadaj na drzewo, bo mam już dziewczynę? Albo zupełnie ją "olejesz"? Na pewno będziesz chciał z nią rozmawiać choćby tak po przyjacielsku. Po kilku takich przyjacielskich rozmowach zaczniesz sobie myśleć "ale fajna dziewczyna, taka śliczna, miła, lepsza od mojej w ...(i tutaj sobie wymieniasz w czym jest lepsza), ciekawe jakby z nią było". W jej towarzystwie czujesz się lepiej niż ze swoją dziewczyną i co wtedy zrobisz? Tak się właśnie kończą jedne związki, a zaczynają drugie.

Jak myślicie, z jakiego powodu ludzie się ze sobą rozstają? Odpowiedź jest prosta: bo poznali kogoś innego. Wiadomo, że zawsze każdy wymyśla jakieś głupie wymówki w stylu "już cie nie kocham" ale każdy inteligentny, realnie myślący człowiek wie jaki jest rzeczywisty powód. Nawet jeśli uczucie przeminie, to od razu się drugiej osoby nie rzuca, bo zawsze lepiej kogoś mieć niż siedzieć samemu w domu. Jest się dalej z tą samą osobą, ale szuka się już nowej i dopiero potem zrywa.

 

W każdym związku ludzie wyznają sobie miłość. Skoro tak się kochają to dlaczego 90% związków po pewnym czasie się rozpada? Dlaczego skoro w każdym związku jest tyle miłości, to ludzie niemal nigdy nie biorą ślubu ze swoim pierwszym partnerem/partnerką? Miłość pomiędzy facetem a kobietą to żadna miłość. Dla mnie prawdziwa miłość to miłość rodzicielska. Wiem, że rodzice nigdy mnie nie opuszczą, nie powiedzą magicznych słów "już cie nie kocham i nie chcę się więcej z tobą spotykać".

 

 

A brzydkie kobiety są i pisanie przez grzeczność, że nie ma, to dziecinada.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkoda mi cię. Z takim podejściem nigdy nie będziesz szczęśliwy. Po prostu nie spotkałeś tej jedynej, i chcesz swoją nienawiścią za krzywdy ci wyrządzone zarażać innych. To ci się nie uda. Mój związek trwa już parę lat i nie jedno razem przetrwaliśmy. Momentami było naprawdę źle, ale właśnie dzięki miłości udało nam się. To mój pierwszy i ostatni facet. Zamierzam wyjść za niego, mieć z nim dzieci i być szczęśliwa jak do tej pory.

Nie ważne, że na ulicy zatrzymuje się facet i zaprasza mnie na kawę, wtedy pokazuje mu rękę z pierścionkiem zaręczynowym, a mój narzeczony ma dużo koleżanek i żadna z nich nie jest w stanie mi dorównać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat to już rzeczywiście dość sporo. Może akurat wam się uda, ja w każdym razie w miłość damsko-męską nie wierzę, już widywałem kilkuletnie związki które się rozpadały z powodu pojawienia się trzeciej osoby. "Miłość" damsko-męska to dla mnie nic innego jak zwykłe zauroczenie. Pewnie byś się nie zakochała w swoim chłopaku gdyby był pryszczatym, rudym kurduplem albo gdyby miał jakieś inne wady.

 

Całkiem szczęśliwy w życiu na pewno nie będę i nie chodzi mi tu tylko o moją niewiarę w miłość. Ogólnie dobijają mnie wszelkie absurdy na tym świecie, system wartości- dla ludzi wartościowy facet to ktoś kto ma mnóstwo kasy, drogi samochód, dobrze wygląda, ma super panienkę przy boku, a nikt nie patrzy na to czy się jest dobrym człowiekiem. Kiedyś jak byłem nieatrakcyjnym fizycznie, sprawiającym wrażenie ubogiego człowiekiem, to laski się mną nie interesowały, przyjaciół tak samo prawie wogóle nie miałem, a teraz jakoś każdy chce się ze mną kumplować mimo iż jestem tą samą osobą tyle że lepiej wyglądam i chodzę w drogich ciuchach :roll: .

Ogólnie żenada to co się dzieje na tym świecie. Niby się z tym pogodziłem, ale denerwuje mnie to wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie, po tym co przeszłam z moim facetem to średnio mu już ufam i w każdym razie moją zazdrość okazuję bardzo brutalnie, z tego co widzę to jest ona bezpodstawna, ale gdy ufałam mu i nie byłam zazdrosna, to on zdradził mnie i rzucił. więc lepiej mieć się na baczności, ale sceny zazdrości zachowywać dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od 2,5 lat męczę się sam ze sobą. Mam nerwicę. Chciałbym iśc do psychologa i korzystać z jego porad, jednak mam problem. Tym razem chodzi o moja dziewczyne. Poprostu nie akceptuje tego. Śmieje się, że odczuwam potrzebe spotkań z psychologiem. Juz kiedys probwałem to ukryć jednak ona dowiedziela sie o tym i poporostu wyśmiala. Boli mnie to ze nie mam wsparcia. Za kazdym razem mowi mi ze to ona moze ze mna porozmawiac a nie ze ja bede sie spowiadal komus ze swoich problemow. Dla mnie to jest złe rozwiązanie poniewaz ja chciałbym moc nie krepowac sie w tym co mowie.

Poradzcie prosze. Czy moze dalej to ukrywać ? czy nie zapisywac sie na psychoterapię ? Co robić ?

P.S. wstyd mi ze potrzebuje pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety, ale Polina ma racje. Takiej bliskiej osoby tylko wspolczuc. Zamiast Cie wspierac, to jeszcze ma pretensje, ze chcesz zyc normalnie. Rozmowa z nia, to nie to samo, co z terapeuta/psychologiem. Sprobuj z nia porozmawiac jeszcze raz, przestawic swoj punkt widzenia, swoje uczucia, mysli. Jesli Cie kocha, to zrozumie to i sama Cie wysle na terapie, a jesli nie to... Nie chce Cie dolowac, bo wiem, ze to trudne, ale taka jest prawda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to nie ma zadnego usprawiedliwienia. Bliska osoba powinna wspierac w KAZDEJ sytuacji. Skoro czegos nie wie, to powinna zapytac, poczytac o tym... Wysmianie takiego stanu bliskiej osoby, to nic innego jak zwykle powiedzialabym nawet chamstwo (nie moge znalezc odpowiedniejszego slowa). U mnie bylo podobnie... tylko, ze z ojcem (na szczescie nie mieszkamy z nim)- nie jest mi zbyt bliski. On ciagle mnie wysmiewal, ze jestem leniwa wariatka. To bylo bardzo przykre, ale ludzie juz tacy sa. Zacofanie i brak odrobiny wyczucia nie zna granic.

 

Tak, jak juz pisalam- porozmawiaj z nia raz jeszcze. Jesli to nic nie da, to pomysl nad tym, czy chcesz zyc z kims takim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie bylo podobnie... tylko, ze z ojcem (.

Hehe, ulubione hasło mojego ojca to: znowu Ci odbija?Trzeba mu przyznać, że ostatnio stara się z nim ograniczać. Używa go za to w stosunku do matki...

matador, co do Twojej dziewczyny...nie chce mi się juz nic dodawać. Sam widzisz, że nie jest w porządku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ojej

Ci tzw. "nieśmiali"

mądra dziewczyna sama podejdzie, juz sie tak nie denerwujcie.

 

miałam kolege, który był w ogóle fajny, zabawny, przystojny, inteligentny, bla bla bla bla

 

ale nie, on uważał, że jest brzydki lub spedalony, że nie umie podchodzić do dziewczyn, że głowa w dół, bo pewnie przez matke albo ojca bo nie umieli wychowac itd itd bla bla.

 

no debil, no

 

TAKą LASKE MA.

sama przyszła.

i to jakie powodzenie miała :P

moja przyjaciólka z resztą :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

P.S. wstyd mi ze potrzebuje pomocy.

ej ej tylko nie wstyd nie szukanie pomocy wtedy kiedy sie jej potrzebuje wtedy kiedy jest ona nam potrzebna bo wszystko się wali cos złego się dzieje to jest dopiero głupota. Moze nie polegająca na tym że nie znajdzie sie rozwiązania własnego problemu bo pewnie się je znajdzie ale po co wybierać w zyciu te drogi dłuższe pod górę i bardziej kręte???? jak można szybciej. Twojej Dziewczyny nie rozumiem nie zrozumiem nigdy wiec nie bede się wypowiadać na jej temat bo nie chce Cię urazić trzymaj się walcz o siebie lecz się dla siebie a ją olej... [no coment]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam zawitać w gronie "osób w związkach".

Niecałe 3 tygodnie, a to dla mnie dużo, zwłaszcza że spotykamy się prawie codziennie. Bo ja nie jestem przyzwyczajona do związków, nie i już.

Trochę jakby dostać coś, o czym się marzyło i zupełnie nie wiedzieć z której strony ugryźć.

Ciekawe ile czasu mi zajmie przyzwyczajenie się, że nie jestem jedna, tylko jest nas dwoje, gramy w tej samej drużynie...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe ile czasu mi zajmie przyzwyczajenie się, że nie jestem jedna, tylko jest nas dwoje, gramy w tej samej drużynie...?

Spokojnie przyzwyczaisz się do tego i pewnie już niedługo nie będziesz musiała się przyzwyczajać bo już będziesz przyzwyczajona ;) >

Swoją drogą też wreszcie chciałbym z kimś grać w tej samej drużynie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się przyzwyczaiłam do bycia nieszczęśliwie zakochaną w jakiejś wyidealizowanej osobie, z którą miałam mały kontakt. To mnie nakręcało, taka masochistyczna euforia. Trudno się przestawić na bycie z kimś prawdziwym, samodzielnie myślącym i czującym, nawet jeśli on spelnia moje oczekiwania.

 

Swoją drogą też wreszcie chciałbym z kimś grać w tej samej drużynie...

Mój kumpel stwierdził, że to sprawiedliwość dziejowa, że wszyscy jego znajomi, którym się do tej pory nie udawało sobie kogoś znaleźli.

 

Próbuję mojego chłopaka przyzwyczaić, że ja marudzę, mogę mieć małpi humor a za minutę być smutna bez powodu i będę się go codziennie pytać czy mnie nie rzuci w przyszłym tygodniu, nie wyjedzie ani nie umrze.

W każdym razie lubimy te same rzeczy, mamy wspólne pomysły, podobne marzenia, dzięki czemu nie muszę rezygnować z tego, co w życiu najbardziej lubię lecz mam w tym towarzysza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się przyzwyczaiłam do bycia nieszczęśliwie zakochaną w jakiejś wyidealizowanej osobie, z którą miałam mały kontakt. To mnie nakręcało, taka masochistyczna euforia. Trudno się przestawić na bycie z kimś prawdziwym, samodzielnie myślącym i czującym, nawet jeśli on spelnia moje oczekiwania.

 

Cholera,mam identycznie i chyba nigdy z tym sobie nie poradzę.Nigdy nie przeżywałam jakoś szczególnie rozstań z partnerami,z którymi miałam częsty,codzienny kontakt.Którzy byli jakoś namacalnie 'tu i teraz'.

Traktowałam to wręcz jako wybawienie,bo lubię mieć maksimum swojego czasu dla siebie i ciężko mi z tego zrezygnować.Zresztą szybko zaczynałam się nudzić.

 

Jeśli chodzi o uczucie do kogoś,kto albo jest daleko,albo mnie nie chce (a często jedno i drugie) i generalnie nie warto zaprzątać sobie głowy,to potrafię cierpieć miesiącami i latami i ciężko mi się z takiej pętli wyrwać.

Zdecydowanie nie umiem stworzyć normalnego związku z drugim człowiekiem.

 

Mnie na dzień dzisiejszy przeraża sama myśl,że mogłabym z kimś być :? .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój kumpel stwierdził, że to sprawiedliwość dziejowa, że wszyscy jego znajomi, którym się do tej pory nie udawało sobie kogoś znaleźli.

 

 

Ja bym to określił w ten sposób, że wreszcie im się "przyfarciło". Dobrze to obrazują 2 powiedzenia: "każda potwora znajdzie swego amatora" i "szukajcie, a znajdziecie". Ci którym się nie udawało szukali, szukali, dostawali ileś razy kosza, aż w końcu im się poszczęściło. Im więcej prób tym większa szansa na sukces.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich ;] Jestem tu nowy (tzn. nowy w sensie aktywnego uczestnictwa w forum-wcześniej przeglądałem je bez wypowiadania się).

Mam ogromny problem, na który nie widzę na razie żadnego sensownego rozwiązania.

Zacznę od tego, że problemy ze sobą zacząłem mieć w III klasie maturalnej. Strasznie się wyalienowałem, ogarnęła mnie niesamowita fobia społeczna itp itd. Ale to jeszcze nic. Kiedy poszedłem na studia, dopiero się zaczęło. Przez moją nieśmiałość i fobię społeczną nie mogłem na studiach normalnie funkcjonować. Nowi ludzie, nowe otoczenie- to wszystko mnie tak przygnębiło że po prostu bałem się jeździć do szkoły. Nie chcę za bardzo się na ten temat rozpisywać bo nie o to mi w tym poście chodzi. W każdym razie po przekopaniu niezliczonej ilości stron www doszedłem do wniosku że mam depresję i postanowiłem wybrać się do psychiatry żeby wypisał mi receptę na jakiś lek który mi pomoże. Było to jakoś na początku 2006 roku. Lekarz zdiagnozował u mnie nerwicę lękowo-depresyjną.Na początku przepisał mi Moklar, po miesiącu nie zauważyłem żadnych zmian więc wybrałem się ponownie z wizytą. Lekarz przepisał mi Velafax. Velafax okazał się strzałem w dziesiątkę- powoli zacząłem być innym człowiekiem, zacząłem normalnie żyć, mieć mnóstwo zainteresowań w które byłem strasznie zaangażowany, życie zaczęło mnie cieszyć, po prostu czerpałem z życia pełnymi garściami ciesząc się że znalazłem lek który wyleczył mnie z tego okropnego stanu. W ostatniego sylwestra poznałem wspaniałą dziewczynę, w marcu poszedłem do pracy a w szkole miałem najwyższą średnią na roku. Jednak Velafax okazał się nie byc lekiem idealnym- wywoływał u mnie ogromny spadek libido i problemy z potencją. W końcu więc postanowiłem go odstawić, myśląc że jestem już wyleczony i go nie potrzebuję. I co sie okazało? Lek odstawiłem w lipcu tego roku, po jakimś niecałym 1,5 roku brania. Ponad dwa miesiące temu zaczęło się- nawrót objawów lękowych i depresyjnych. Czuję się okropnie, nie che mi się żyć i nie widzę w niczym sensu (zresztą nie muszę pisać jak toj est bo większa część użytkowników tego forum doskonale to zna). Postanowiłem pójść miesiąc temu do psychiatry żeby coś z tym zrobić. Powiedziałem mu dlaczego odstawiłem Velafax, więc przepisał mi Moklar. Moklar jednak NIC mi nie pomaga. Wybieram się do lekarza w najbliższy wtorek, ale nie wiem co mi poradzi. Jeżeli Velafax to jedyny lek który może mi pomóc, to czy oznacza to że jestem skazany na problemy z seksem? Czy są inne leki o działaniu takim jak Velafax, tylko bez tego paskudnego efektu ubocznego? Już nie wiem co mam o tym myśleć...Mam wspaniałą, wyrozumiałą dziewczynę ale i tak nie wyobrażam sobie męczenia się w łóżku przez te tabletki..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×