Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przyjaźń z terapeutą


jetodik

Rekomendowane odpowiedzi

Ja nie wiem, mam ogólny problem z zaufaniem ludziom. Jeżeli chodzi o psychologów, terapeutów to z jedną z moich psycholog nie było sposób się zaprzyjaźnić, to były suche spotkania, ona wiedziała o mnie dużo ja o niej nie wiedziałam kompletnie nic, nie czułam do niej nic, nawet mi nie było przykro,że już nie będziemy się widywać i zrezygnowałam z jej usług, bez sensu to było. Z moją terapeutką ze szpitala, ja ją lubię, traktuje jak ważną dla mnie osobę, wie ona o mnie dużo, ja o niej trochę też, mogę do niej zadzwonić o każdej porze i porozmawiać jak się źle czuje. To nie jest taka przyjaźń, ze spotykamy się, chodzimy na imprezy i coś tam ale jest jakaś relacja dzięki temu jej ufam. A z tamtą tego nie było i źle się czułam na jej terapii

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się,że granicy relacji Lekarz-pacjent nie powinno się przełamywać,jednak ciężko opowiadając o swoim życiu,być wiecznie formalnym i oficjalnym,trzeba albo problemów nie mieć,albo mieć na tyle żelazną psyche/wyprany mózg przeżyciami by takie coś utrzymać,także owa granica zostanie przełamana,w ten czy inny sposób,ponieważ Terapeuci to specyficzny rodzaj lekarzy,czy raczej dziedzina którą się zajmują.

Sam przez moją krótką terapię się z terapeutką nie zaprzyjaźniłem,czułem trochę respektu czy szanowałem ją jako 2 człowieka, i obiektywnego obserwatora mojego życia,czy raczej tego,o czym żeśmy tam prawili.

Mimo to,zawsze trzeba pamiętać że to lekarz, i jakoś zbytnio się nie spoufalać.

Bo tam za drzwiami,czeka iluś kolejnych z swoimi problemami i resztą,a Terapeuta jest jeden D: .

No i po drugie,nie idzie tam człowiek by szukać przyjaciół.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja traktuję terapeutę jak lekarza - obcy człowiek, który mnie leczy, a jak mnie wyleczy, to do widzenia. Nie rozumiem Waszych wątpliwości.

 

niejeden lekarz mógłby się obrazić (chyba, że faktycznie jest lekarzem) - oni już kiwają nosem jak porównujesz ich do lekarzy dentystów (z przymrużeniem oka - nie bierzcie tego serio) :D a tak na serio przyjaźń nie jest możliwa, bo to nie wygląda tak jak na terapii, że to Twoje problemy rozwiązujecie - on/ona ma swoje problemy i swoje życie, swoje problemy - nie jest w stanie skupiać się na wyłącznie na Twoim życiu (taka relacja prywatnie nie ma szans)

 

uważam, że przyjaźń z terapeutą po terapii (jeśli nie pracujecie razem) jest nieetyczna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjaźń z terapeutą to konieczność, ale nie mówię tutaj o standardowej przyjaźni,

tylko o czymś w rodzaju dojrzałej przyjażni - takiego poważnego partnerstwa.

Bez tego żadna terapia nie ma sensu, bo człowiek inaczej się nie otworzy

i nie dojdzie do pozytywnych procesów między pacjentem a terapeutą.

 

U mnie udało się to tylko z 2 psychologami na 20 wypróbowanych,

wielu z nich w ogóle nie powinno pracować w tym zawodzie.

 

Jeśli widzicie podczas terapii lub odczuwacie, że nawet nie lubicie

terapeuty/psychologa to darujcie sobie i szukajcie dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjaźń z terapeutą to konieczność, ale nie mówię tutaj o standardowej przyjaźni,

tylko o czymś w rodzaju dojrzałej przyjażni - takiego poważnego partnerstwa.

 

Przyjaźń czy partnerstwo zakłada równość, wzajemność (pomocy, wsparcia, mówienia o sobie, etc.). W większości terapii to pacjent mówi o sobie, a t. jest od udzielania mu pomocy, oparcia. Odwrotna sytuacja (że to terapeuta wypłakuje się pacjentowi czy mówi o swoich problemach) jest w większości terapii nadużyciem. Pomijając już to, że w przyjaźni nie ma odpłatności za "usługi" i spotkania, a w terapii zawsze (choćby NFZ). Więc jaką dojrzałą przyjaźń masz na myśli?

 

Może chodzi Ci o umiejętność wejścia w taką ludzką relację? Gdzie pacjent jest w stanie zobaczyć w t. człowieka, któremu może zaufać i powierzyć swoje emocje i intymność, a terapeuta potrafi podejść podmiotowo do siedzącego naprzeciw go pacjenta i mimo oczywistej koniecznej granicy nawiązuje się między nimi ludzka emocjonalna nić porozumienia - Ty się przede mną otworzysz, ufasz mi, a ja Twojego zaufania nie zawiodę, pomogę Ci na tyle, na ile umiem, uszanuję Twoje emocje, będę Ci towarzyszył w Twoim wprowadzaniu zmian w życiu i w sobie. Jeden od drugiego czegoś się uczy, ale przyjaźń to nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie z Nastia. Pomiedzy pacjentem a terapeuta musi wywiazac sie pewna wiez, ale jest to specyficzna wiez, ktora taka przyjaznia z definicji nie jest. Nie spotkasz sie przeciez z terapeuta na ciastku w kawiarni, bo to byloby przekroczeniem granic i naduzyciem. Jest to relacja w ktorej pewne aspekty sa pomijane i tak powinno byc dla dobra terapii. Oczywiscie, lubienie terapeuty, kwestia zaufania i poczucia bezpieczenstwa to wydaje mi sie koniecznoscia, aby taka terapia przynosila efekty. Bez tego bedzie trudno, ale ta relacja, ta wiez to nie jest przyjazn jako taka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Nastia

 

Po części tak, chodzi o inteligentną empatię, umiejętność współczucia co daje znacznie

więcej niż taki tradycyjny "robot" - terapeuta, bez mimiki twarzy, bez uczuć,

wyraźnie obok.

Nie potrafię teraz idealnie tego określić bo brakuje mi przymiotników, ale dosyć

dobrze to opisałaś. Kępiński w jednej swoich książek idealnie opisał dobrego

terapeutę ale nie mam teraz tego pod ręką.

No może nie przyjaźń, ale nazwałbym to po prostu "dobrem", ale skoro

tak mało ludzi jest nam to w stanie zapewnić, więc można to potocznie

nazwać przyjaźnią, skoro relacja jest pozytywna.

 

Niestety bardzo wielu terapeutów to kompletne przeciwieństwo,

właśnie takie roboty, ma się wrażenie rozmowy z maszyną a nie

człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) Jeśli widzicie podczas terapii lub odczuwacie, że nawet nie lubicie

terapeuty/psychologa to darujcie sobie i szukajcie dalej.

 

Po pierwsze, terapia i terapeuta nie są od lubienia. Terapeuta ma być kompetentny, a terapia skuteczna. Po drugie, ja mam taki rodzaj terapii, która jest dla mnie koszmarem. Dlatego jej nie lubię i terapeuty też nie lubię. Ale mimo to chodzę i mam nadzieję na wyzdrowienie.

Mój trener sztuk walki powiedział kiedyś, że "trening nie musi być przyjemny, trening ma dawać satysfakcję".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, terapia nie musi być przyjemna, terapia powinna być skuteczna. Ale gdy się nie lubi terapeuty to niestety nie jest skuteczna.

Ja piszę o terapiach długoterminowych.

 

-- 07 maja 2014, 20:25 --

 

sailorka,

Zauważ że my tu piszemy o terapii której podstawą jest kontakt emocjonalny z terapeutą a głownym czynnikiem leczniczym relacja terapeutyczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) Zauważ że my tu piszemy o terapii której podstawą jest kontakt emocjonalny z terapeutą a głownym czynnikiem leczniczym relacja terapeutyczna.

 

To tak nie jest w każdej terapii? To co jest podstawą w CBT albo przedłużonej ekspozycji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze, terapia i terapeuta nie są od lubienia. Terapeuta ma być kompetentny, a terapia skuteczna. Po drugie, ja mam taki rodzaj terapii, która jest dla mnie koszmarem. Dlatego jej nie lubię i terapeuty też nie lubię. Ale mimo to chodzę i mam nadzieję na wyzdrowienie.

 

sailorka, nie wiem jak Ty, ale ja osobie której nie darze sympatią nie powiem nic i nieważne czy jest to terapeuta czy ktokolwiek. Wiadomo bywają trudne momenty, zdarza się, że T. mnie wkurza (ja ją czasami pewnie też 8) ), ale poza tym darze ją wielką sympatią i to też w jakimś stopniu na pewno ułatwia przełamanie się i mówienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Nastia

No może nie przyjaźń, ale nazwałbym to po prostu "dobrem"

 

Agape? :)

 

Czuję to od mojej terapeutki. Bardzo nawet.

Chodzę na psychodynamiczną, zdrowy dystans jest, ale ona zdecydowanie nie jest milczącym chłodnym robotem.

Moja terapia to dialog, zawsze jest odzew na to, co mówię. A jak trzeba to jest i cisza, ale t. się często upewnia, czy ja tej ciszy potrzebuję w danej chwili. Dba, abym nie czuła się wtedy olana przez nią.

Wcześniej byłam w psychoanalitycznej i wiem, co to znaczy "mówić do samej siebie" widząc naprzeciwko zobojętnioną twarz :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobry terapeuta zawsze nieco dopasuje się do pacjenta, tak aby ten czuł się dobrze podczas terapii. Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że jeśli trafimy na takiego, który będzie nadmiernie nas pocieszał, mówił oklepane zwroty "będzie dobrze", "pan/pani sobie poradzi", to nie wyniesiemy wiele z takiej terapii (psychologowie mają głównie takie naleciałości).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co jeśli doszło do nadużycia z obu dwóch stron?I jeśli terapeuta otworzył się i także dzielił się swoimi problemami?I w końcu terapię przerwano z powodu braku obiektywizmu.I pacjent poznaje terapeutę z zupełnie innej strony,poznaje jego wady i widzi że w życiu prywatnym jest zupełnie inny niż na sesjach,ale mimo to ,po długim zastanowieniu się akceptuje tych wad i dalej chcę utrzymywać kontakt z terapeutą? Tak teoretycznie pytam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×