Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, daablenart napisał:

Chyba pójdę  z tym do doktora bo martwi mnie że to może być nowotwór bo za mocno to boli.

Ale co znaczy za mocno? Znam sporo ludzi z problemami z kręgosłupem, sama jestem jedną z nich. Bóle są takie, ze okresowo się leci na opiatach, czasem na morfinie. U mnie akurat badania wykazały umiarkowane zużycie kręgów piersiowych - zmiany są usytuowane tak pechowo, ze akurat trafiają prosto w nerwy, dają ucisk i bóle, ale tez zaburzenia czucia. Lekarz mówi ze takie same zmiany w trochę innym miejscu mogłyby być bezobjawowe. 
Może warto przejść się do lekarza i np zrobić prześwietlenie kręgosłupa, dostać skierowanie na jakąś rehabilitacje, albo jakieś środki zwiotczające które niwelują bóle pleców. Wątpię, żeby lekarz na podstawie bólu pleców od razu wdrażał diagnostykę nowotworową.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, daablenart napisał:

Mam jeszcze biegunki i bóle brzucha.

To pewnie niezbyt przyjemne. Ale jesteś na nowych lekach, jesteś narażony na duży stres, problemy z brzuchem nie są jakieś zaskakujące w tej sytuacji. 
Mysle, ze powinieneś zaczekać ze 2 tyg z lekarzem (jeśli objawy się nie będą bardzo nasilać). Jeśli pójdziesz teraz do lekarza, to może stwierdzi, ze to skutki uboczne leku, ale ponieważ się tak stresujesz to każe Ci je odstawić. Szkoda by było, bo leki pewnie jeszcze nie miały szansy zadziałać porządnie.

Mi a nawet moim dzieciom zdarzają się różne sensacje żołądkowe po lekach. Nawet po apapie w syropku jak młody idzie do toalety to lepiej tam nie wchodzić 😉 o antybiotykach już nie mówię, a to co bierzesz to tez nie cukierki…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, daablenart napisał:

Mam jeszcze biegunki i bóle brzucha.

Z tego co czytałam jesteś na nowych lekach. Niestety często te leki powodują różne skutki uboczne. Ja jak zaczęłam brać paro to miałam różne bóle plus do tego nudności, wymioty i biegunki które utrzymywały się niemal dwa miesiące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A wiesz ze mój były mąż miał podobne objawy i tez bóle kręgosłupa aż budzące go nad ranem? Okazało się ze ma kość krzyżowa zajęta reumatyzmem i tez jakiś stan zapalny w jelitach prawdopodobnie od nietolerancji laktozy. Czyli ogólnie zespół problemów autoimmunologicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc kochani. 

Chcialam się przywitać... Chcialabym moc napisać cos pozytywnego. Drugi tydzień ponad tkwie w rzucie... Oczywiście wezly. 

Wiecie ze ja bardzo się boje i zrezygnowam z opieki medycznej... Ale odwazylam sie i umówiłam na poniedziałek badanie tarczycy z krwi. Moj lekarz wie co przechodzę i stara sie mnie traktować najdelikatniej jak umie. Zaproponował ze da mi na takie badania skierowanie na jakie czuje sie gotowa i ze dostane wsparcie od personelu... Zapytali czy potrzebuje by przy pobraniu krwi towazyszyla mi health care assistant od nich z przychodni lub dodatkowa pielęgniarka, która pomoże sie wyciszyć i wesprze.

Chcialabym chyba zeby mi wyszlo zle z ta tarczyca, zeby mi dali leki i moze by teoche moich objawow zniknęło. 

Odkad moja mama nagle umarla w zeszłym roku, moj stan sukcesywnie sie pogarsza. Nie mam pomocy ze strony bliskich niestety. 

Bardzk jednak chce podziekowac komus z tego forum - Ju i Nadiee, za okazane wsparcie i zrozumienie takze poza tym forum, pomimo ich osobistych zmagan z nerwica. Tak bardzo Wam dziękuję, ze jesteście ♥️♥️ 

Chcialabym żebyśmy tu sobie wszyscy wchodzili pogadac o jakichś /cenzura/ach, pogodzie, hobby... 

Czytam sobie dzis rozne strony i szokujace jssy to ilu z nas czuje pewna konkretną rzecz, mianowicie to ze kazdy mysli ze jest tu wyjątkiem i on na prawdę jest chory podczas gdy reszta ma tylko nerwice.... 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Marlenka85 jak ja ci współczuję. Ja aż tak nie mam. Też ogólnie boje się bardzo węzłów, mój tata zmarł bardzo młodo przez raka węzłów szyjnych. I ja jak i moje rodzeństwo mamy od razu jazdy jak tylko nas gardło zacznie boleć, drapać itp itd.

Trzymaj się będzie dobrze. Daj znać jak wyszły badania.

Ja to mam znowu wkretke na raka mózgu, a przynajmniej guza. Ciągle mam takie dziwne uczucie w głowie, nie umiem go opisać. Czasami ucisk, łzawią mi oczy, czasami pulsują. Ja wiem że to też może być na tle nerwicowym bo czym bardziej o tym myślę tym bardziej mi się to nasila i mam wrażenie że się przewróce🤦. Wiem że to też może być od kręgosłupa bo mam sporo zwyrodnień w nim, albo też od ciśnienia. Ale jakoś nie jestem przekonana do tego 😏 mimo że takie objawy w sumie mam od bardzo dawna.

Czy ja nie mogę być w końcu normalna? Czy nie mogę żyć normalnie? Powoli mam dość tego wszystkiego. Walczę codziennie sama z sobą i swoimi dolegliwościami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Szczebiotka oj Ty też widze nie masz latwo.... Sluchaj co do dziwnego uczucia w głowie to mialam i miewam. Fakt, mega ciezko to opisac, ale spróbuję zebys poczula sie troche lepiej ze inni tez maja podobnie i to zaden guz. 

Ja to odczuwam teoche jak ciezka glowe, pełna glowe, ucisk?, takie poczucie zaburzenia realności, takie wszystko inne ale to nie jest derealizacja. I to nie jest bol. 

Skad Ci się wziela wkretka na to? Przez to coś? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Marlenka85 nie znam Twojej historii, ale trzymam kciuki, żebyś odzyskała spokój i równowagę. Tarczyca może dawać wiele nieprzyjemnych objawów psychicznych, a różne zaburzenia jej pracy są częste.

Tez straciłam mamę kilka miesięcy temu 😔 nie pogodziłam się z tym jeszcze.

Zauważyłaś też coś bardzo ciekawego, co ja sama widzę u siebie. Nerwice mam od dziecka, z różnymi etapami. Długo był to lęk przed zjawiskami nadprzyrodzonymi, wyniesiony z takich dziecięcych lęków i był ze mną nawet jak już byłam dorosła i pomimo, że ja wcale nie wierzyłam w duchy czy potwory. To było zupełnie irracjonalne! I tak jak piszesz - za nic nie chciałam iść sama na strych czy do piwnicy, ale jeśli np moja mama po coś tam poszła, to w ogóle nie martwiłam się, że coś jej się stanie, bo niby co może się stać na naszym starym dobrym strychu?

Potem miałam hipochondrię i cokolwiek mi było, to już umierałam. Ale jeśli ktoś inny opowiadał mi, ze coś mu dolega, to zwykle mogłam mu bez problemu wymienić sporo błahych i niegroźnych powodów tego objawu i tez wcale nie myślałam, że ta osoba jest chora.

Potem lęk przed lataniem, tym razem rozszerzony na moje dzieci i tylko na nie. Jeśli ja lub one lecą, to zaraz się boję katastrofy, ciężko mi planować zajęcia na po locie itd. Jeśli leci ktokolwiek inny, to w ogóle nie boję się ze coś mu się stanie i np planuje co będziemy robić jak odbiorę gości z lotniska…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Szczebiotka oj Ty też widze nie masz latwo.... Sluchaj co do dziwnego uczucia w głowie to mialam i miewam. Fakt, mega ciezko to opisac, ale spróbuję zebys poczula sie troche lepiej ze inni tez maja podobnie i to zaden guz. 

Ja to odczuwam teoche jak ciezka glowe, pełna glowe, ucisk?, takie poczucie zaburzenia realności, takie wszystko inne ale to nie jest derealizacja. I to nie jest bol. 

Skad Ci się wziela wkretka na to? Przez to coś? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Marlenka85 napisał:

@Szczebiotka oj Ty też widze nie masz latwo.... Sluchaj co do dziwnego uczucia w głowie to mialam i miewam. Fakt, mega ciezko to opisac, ale spróbuję zebys poczula sie troche lepiej ze inni tez maja podobnie i to zaden guz. 

Ja to odczuwam teoche jak ciezka glowe, pełna glowe, ucisk?, takie poczucie zaburzenia realności, takie wszystko inne ale to nie jest derealizacja. I to nie jest bol. 

Skad Ci się wziela wkretka na to? Przez to coś? 

O widzisz ja mam podobnie. Czasami taki ucisk który się nasila jak zacznę o tym bardziej myśleć. Tak jakbym miała zaraz głową uderzyć np w stół bo jakbym nie miała siły jej utrzymać 🤔 albo właśnie tak jak mówisz taka pełna jakby, albo mam uczucie jakbym odpływała chwilami. Bo coś w tym stylu. Ja też mam padaczkę, ale nie taką że mnie rzuca i mam drgawki u mnie ona objawia się całkiem inaczej, czasami zachowuje się tak jakbym gadała o czymś bez sensu trochę jak pijany człowiek bo często mnie wtedy też rzuca na boki, albo mówię że coś widzę, czuję dziwny zapach bądź smak akurat dzięki temu wiem że zbliża się atak. Na początku miałam tak że kiedyś włosy zaczęłam sobie farbować na czarny, i zaczęłam robić ślady dłoni na ścianie🤦 , a farba aż mi zaschła na włosach. Albo chciałam gdzieś iść bo rzekomo ktoś na mnie czekał, albo szłam na jakąś zabawę itp itd. Długo szukano diagnozy. Przechodziłam przez różne badania. Miałam kilka razy rezonans, tomografię, EEG. A jeszcze głupsze jest to że to wszystko zaczęło się od tego że miałam ostre zapalenie ucha, i Później problemy z błędnikiem. Tzn ja to tak powiązuje z tym. Po takich atak przeważnie padałam na twarz i musiałam spać, nikt mnie wtedy nie był w stanie obudzić co ciekawe przeważnie działo się to popołudniu bądź wieczorem. W pewnym momencie podejrzewałam nawet że pewna osoba daje mi jakieś prochy ( nie zdziwiło by mnie to). Na szczęście od kilku lat aż tak już nie mam, tylko w czasie bardzo silnego stresu ale to i tak raz czy dwa razy do roku i już nie tak jak kiedyś, przeważnie jest to dziwny smak w ustach, zawroty głowy bądź chwilowe zawieszenie się. Fakt jestem po tym zmęczona i mój organizm chce wtedy snu.

Skąd mi się to wzięło? To z głową w sumie od lat mam wizję że mam raka bądź guza mózgu. Pierwszy raz jak neurolog wysłał mnie na rezonans bez i z kontrastem wyszło że mam jakąś zmianę w mózgu ale bardzo małą. Neurolog tłumaczył mi że to to może wywoływać u mnie właśnie takie ataki, ale nie jest to niby groźne i prawdopodobnie mogło to powstać w czasie porodu ale dopiero po latach dało o tym znać. Faktycznie mój poród podobno był straszny z tego co mama mówiła. Ale przez to że prowadzę drzewo genealogiczne rodziny odnalazł mnie kuzyn mniej więcej w tym samym wieku, do tego się śmialiśmy bo mamy takiego samego psa, tyle samo dzieci i do tego takie same objawy choroby 🙈 on jest wnukiem mojej babci siostry. Moja rodzina jakoś nie za bardzo utrzymywała kontakt z niektórymi🤪 ogólnie przez prowadzenie drzewa znalazło mnie więcej osób, kuzynostwo bliższe i dalsze i w wymieniamy się informacjami o chorobach. Między innymi chłopak który jest sporo starszy od moich dzieci ale moje dzieci są dla niego wujkiem / ciocią jak się okazało też ma zespół Aspergera czyli to co moi synowie. 

Co do węzłów to ja mam tak że szyję oglądam po kilka razy dziennie, głównie szyję bo mój tata tam miał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie zabijaja psychicznie te wezly nad obojczykiem. 😥 Nie zaraz nad koscka ale w tym dolku i cos przeskakujacego pod palcem pod tym samym obojczykiem... 

To jest po prostu straszne uczucie, od którego ucieczka jest tylko sen w moim przypadku... W dodatku wezel ten jeden mam od roku a od dwoxh dni czuje ze kolo niego jest kolejna kulka.... 

Mnie serio zamkna do czubków... Widze wie umierająca juz mysle co zrobi moj syn bez mamy.... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Marlenka85 napisał:

Mnie zabijaja psychicznie te wezly nad obojczykiem. 😥 Nie zaraz nad koscka ale w tym dolku i cos przeskakujacego pod palcem pod tym samym obojczykiem... 

To jest po prostu straszne uczucie, od którego ucieczka jest tylko sen w moim przypadku... W dodatku wezel ten jeden mam od roku a od dwoxh dni czuje ze kolo niego jest kolejna kulka.... 

Mnie serio zamkna do czubków... Widze wie umierająca juz mysle co zrobi moj syn bez mamy.... 

Hej.Ja te jestem hipo.Miałem już kilka takich akcji że coś sobie wymacałem i już umierałem.Pamiętam...to zabrzmi teraz śmiesznie ale wtedy nie było.Wymacałem sobie coś na jądrach i to dopiero był szok,panika,strach i tak jak ty tylko sen bo tam byłem bezpieczny.Szybko lekarz prywatnie i co ...... I nic normalna anatomiczna struktura.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic juz nie wiem... Poza tym, ze mam w sobie tyle bolu i zalu, chcialabym to wszystko z sievie wyrzucic. Dzis cale do południa płacze. Zastanawiam się mi jeszcze sie w ogóle da pomoc? Dwa lata walcze. Przez ten czas opuścili mnie wszyscy, mama umarła...boze nigdy nie bylo mi tak smutno i tak ciężko. Chciałabym, by ktos po prostu mnie przytulił, zrozumiał, pomogl gdy jestem na etapie wegetacji.... Czytam o nerwicy to wszedzie pisze, ze rodzina odgrywa duza role... A moja rodzina? Odsunęła się. Od ukochanej babci uslyszalan, ze jestem nikim innyn jak leniwym wołem ktiry sobie wymyslil depresję... I ze mam o tym nie mówić. Bo ttlko bym leżała i tyla.. Bardzo zabolalo bo ja na prawdę nie daje juz sobie rady. Tak ciężko mi zajmowac się ukochanym dzieckiem.. Ciagle placze lub boje się. Uwierzycie ze odsunęli się ode mnie wszyscy z wyjątkiem przyjaciółki, która mieszka w pl i jeszcze ze mna rozmawia? 

Mowilam im o myślach samobojczych ale uslyszalam ze jakbym schudła i sie pomalowala, to bym ich nie miała... Czijw sie jak w kiepskim filmie.... 😥 😥 😥 Dlaczego oni nie widzą ze to nie jest nasz wymysl? Ze my nie czujemy się tak specjalnie... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, Marlenka85 napisał:

Mnie zabijaja psychicznie te wezly nad obojczykiem. 😥 Nie zaraz nad koscka ale w tym dolku i cos przeskakujacego pod palcem pod tym samym obojczykiem... 

To jest po prostu straszne uczucie, od którego ucieczka jest tylko sen w moim przypadku... W dodatku wezel ten jeden mam od roku a od dwoxh dni czuje ze kolo niego jest kolejna kulka.... 

Mnie serio zamkna do czubków... Widze wie umierająca juz mysle co zrobi moj syn bez mamy.... 

Hej.Ja cię przytulam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Marlenka85 napisał:

Nic juz nie wiem... Poza tym, ze mam w sobie tyle bolu i zalu, chcialabym to wszystko z sievie wyrzucic. Dzis cale do południa płacze. Zastanawiam się mi jeszcze sie w ogóle da pomoc? Dwa lata walcze. Przez ten czas opuścili mnie wszyscy, mama umarła...boze nigdy nie bylo mi tak smutno i tak ciężko. Chciałabym, by ktos po prostu mnie przytulił, zrozumiał, pomogl gdy jestem na etapie wegetacji.... Czytam o nerwicy to wszedzie pisze, ze rodzina odgrywa duza role... A moja rodzina? Odsunęła się. Od ukochanej babci uslyszalan, ze jestem nikim innyn jak leniwym wołem ktiry sobie wymyslil depresję... I ze mam o tym nie mówić. Bo ttlko bym leżała i tyla.. Bardzo zabolalo bo ja na prawdę nie daje juz sobie rady. Tak ciężko mi zajmowac się ukochanym dzieckiem.. Ciagle placze lub boje się. Uwierzycie ze odsunęli się ode mnie wszyscy z wyjątkiem przyjaciółki, która mieszka w pl i jeszcze ze mna rozmawia? 

Mowilam im o myślach samobojczych ale uslyszalam ze jakbym schudła i sie pomalowala, to bym ich nie miała... Czijw sie jak w kiepskim filmie.... 😥😥😥 Dlaczego oni nie widzą ze to nie jest nasz wymysl? Ze my nie czujemy się tak specjalnie... 

Ja kilka razy opiekowałam się osobami z depresją, nerwicą, paranoją i powiem Ci jedno - po każdej tej akcji byłam wrakiem człowieka. Choć znam całą teorię, wiem co to za choroby, jakie są objawy i dlaczego, to było to straszne. Kochałam te osoby, ale (tutaj mogę to napisać szczerze) od ich urojonych problemów i ciągłego biadolenia po prostu siadła mi psychika. Żadne z nich, choć minęło wiele lat, nigdy ze mną nie porozmawiało o tym okresie, nikt nie podziękował, nikt nie sprostował tych strasznych rzeczy, które mi mówili. Psychiatra mi powiedział, że niestety ale osoba chora psychicznie może zniszczyć psychikę swojej rodzinie i przyjaciołom. 
Dlatego kiedy ja dostałam depresji to za każdym razem natychmiast szlam do lekarza oraz odcinałam się od większości ludzi na czas leczenia. Wiedziałam już z doświadczenia, ze raczej nikt mnie nie zrozumie oprócz psychiatry czy psychologa, a te problemy, które teraz wydają mi się czarną dziurą, po leczeniu znacznie zbledną. Odcięłam się tez od toksycznych osób w otoczeniu - fałszywej przyjaciółki, interesownej kuzyneczki itd.

O nerwicy już nikomu nie mówię. Przy ataku hipochondrii straciłam większość przyjaciół, prace, opinie osoby lubianej i popularnej, zawaliłam jedne studia, a drugich o mało co nie zawaliłam, narzeczony prawie mnie zostawił. Ale ja im się nie dziwię. Ileż można pocieszać kogoś, kto jak tylko wykluczy jedną chorobę, natychmiast szuka sobie innej?
Przykro się to mówi ale osoby chore są bardzo skupione na sobie. Ciagle mówią o sobie, o swoim smutku, o swoich objawach. Nic i nikt ich nie interesuje, nie są w stanie na niczym się skupić, codzienne życie ich obchodzi, rzadko coś z siebie dają. Jednocześnie czesto wykazują duży opór przed leczeniem.
Nie wiem czy to rada uniwersalna, ale moje doświadczenie mi mówi, żeby przede wszystkim odciąć się od wszystkich, którzy ciągną nas w dół (także rodziny!) A tych pozytywnych ludzi, których nie chcemy stracić, trzymać trochę z daleka od swojej rozchwianej psychiki. Całą energię włożyć w leczenie, ile tylko się da.

Ja dziś nie pomogłabym już nikomu z zaburzeniami psychicznymi poza moimi dziećmi. Teściową dawno odpuściłam po tym, jak ja łykałam antydepresanty po wielu miesiącach pomagania jej, za to ona dalej uparcie odmawiała wszelkiego leczenia „bo ona nie lubi się czuć zakręcona po lekach”. A bez leków odlatywała…

Pewnie jeśli ma się dużą, zżytą, kochającą i niezaburzoną rodzinę, to ciężar pomocy jednej osobie z problemami się rozkłada i jest dużo łatwiej, ale znam tylko 1 taki przypadek. Większość nie może liczyć na rodzinę, a przyjaciele maja tez swoje życia. Mojej teściowej nikt nie pomagał oprócz mnie - reszta rodziny szybko „znikła” a jej dzieci były po prostu na nią złe, że sobie coś ubzdurała i nie chce szybko się pozbierać z tego…

Takze nie ma co rozpaczać nad rzeczami, na które nie ma się wpływu. Trzeba skupić się na sobie, w sobie szukać siły a nie w innych. Za wszelka cenę leczyć nerwicę i depresję. Powoli budować wokół siebie siatkę przyjaciół, pozytywnych ludzi. Nie zadręczać ich tym, co powinien usłyszeć terapeuta, specjalista, a nie przyjaciel. Przyjaciel tylko się zmartwi, nie będzie wiedział jak pomoc, nie wypisze recepty. Nie mówię tu o nagłych kryzysach (np wypadek, rozwód) czy takich tam codziennych smutkach, ale naszych diagnozach. O tych sprawach można tez rozmawiać np tu na forum, ale w realu, z ludźmi, którzy tego nie przeżyli, lepiej się zastanowić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Marlenka85 napisał:

Mnie zabijaja psychicznie te wezly nad obojczykiem. 😥 Nie zaraz nad koscka ale w tym dolku i cos przeskakujacego pod palcem pod tym samym obojczykiem... 

To jest po prostu straszne uczucie, od którego ucieczka jest tylko sen w moim przypadku... W dodatku wezel ten jeden mam od roku a od dwoxh dni czuje ze kolo niego jest kolejna kulka.... 

Mnie serio zamkna do czubków... Widze wie umierająca juz mysle co zrobi moj syn bez mamy.... 

Słuchaj a może to jakieś takie guzki zapomniałam jak to się nazywa, ale ja mam takie w udzie i to od 20 lat jak nie więcej, nie jest to nic groźnego a też bardzo się bałam. A przeskakuje może ścięgno🤔 

2 godziny temu, maribellcherry napisał:

OMG, ja mam identycznie i zawsze zastanawialam sie skad to? Dobrze zrozumialam, ze masz padaczke?

Tak, zaczęły się napady jakieś 11 lat temu, byłam wtedy w ciąży i nie można było zrobić mi tomografii itp więc czekałam. Diagnoza ogólnie trochę czasu im zajęła bo wykluczali inne choroby, a niekiedy niektórzy lekarze brali takie diagnozy że szok. Poszłam prywatnie do neurologa i skupił się by robić mi badania ( na szczęście na NFZ wszystko miałam robione ale w trybie pilnym), i zrobił wywiad z rodziną gdzie mnie wyprosił z gabinetu 😏 i rozmawiał z nimi o moim zachowaniu. W końcu postawił diagnozę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@minou@minou duzo jest niestety prawdy w tym, co napisałaś. Ja tez uważam, ze zycie ze mna musi byc ciezkie.. Ale mimo wszystko potrzebuje ludzi. Juz nawet nie, żeby gadac o chorobach ale po prostu, żeby czuc, ze ktos jest i pomoze rano zwlec sie z lozka.. Albo chociaz niech nie obwinia, nie dołuje.. Ciezko jest mi zniesc samotnosc, moze dlatego ze pochodze z domu dysfunkcyjnego, jestem ddd i dda.. Nigdy nie zaznalam miłości, bliskosci i tego,ze jestwm dla kogoś ważna. Tez wielu osobom w zyciu pomogłam, pomoge to bylo moje drugie imię bo w ten sposób chcialam sobie zadłużyć na akceptację i milosc.

Takze z jednej strony masz sporo racji, ale jest jeszxze właśnie druga, ciemniejsza strona medalu. Mamy myslec by nie wykonczyc innych nasza choroba (nerwica) ale my tez potrzebujemy tego by ta pomoc otrzymać, podobnie jak ktos kto lamie noge j trzeba go wesprzeć. U mnir w rodzinie było tak, że w pewnym momencie zaczelam mowic ze czuje ze nie daje sobie rady... Ale zaczelam słyszeć ze ten psycholog jak widac gowno mi pomaga, ze lekow zebym nie brała bo bede kompletna wariatka-czyli negowanie kazdej formy samopomocy jaka sobie zapewnilam przy jednoczesnym braku pomocy z ich strony (niech ci ten i tamten pomoże, czemu ja). Zwalanie mojego stanu na mój wygląd(gdybys nie byla taka gruba to bys nie miala depresji 🤦‍♀️, albo "lez jak ten wół i tyj..... Gdy mlwie ze nie tyje bo mam zaburzenia odzywniana od wielu miesięcy i praktycznie nie jem, leca teksty" przynajmniej schudniesz ".... 

Nie oczekuje, zeby siedzieli przy mnie i jojali ojjj biedna ty oj... Ale zeby zapytano mnie czy czrgos potrzebuje, jak tam terapia albo czy po prostu chciałabym porozmawiać... Zeby mnie podniesc na duchu ze udalo mi się posprzatac dom i zrobic obiad zamiast mowic ze jestem leniwa. Nie jestsm. Ale coraz częściej nie umiem wstac z lozka (psychicznie), coraz więcej codziennych czynności sprawia mi ogromne trudności. 

Bardzo chcialabym, by ktks mnie wyciągnął na kawe i pogadal o czymkolwiek.. Bo od dziecka pragnelam obecności ludzi ale zawszw zostawałam sama. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Marlenka85 doskonale rozumiem o co Ci chodzi. Dlatego tez napisałam, ze trzeba się odciąć od toksycznych ludzi, nawet jeśli to rodzina. Pewnie łatwiej napisać niż zrobić. I każdy potrzebuje choćby do kogoś buzie otworzyć.
To co piszesz o swojej rodzinie to straszne. Ja nie mówiłam za dużo mojej mamie o moich problemach, bo wiedziałam że ze strachu o mnie zacznie gadać bzdury o tym, ze jak przestane oczekiwać za dużo od życia to sie nie rozczaruje. Mama chciała mnie chronić, ale nie umiała dać mi konstruktywnego wsparcia, także nie tylko rodzic dysfunkcyjny może Ci ryć psychikę. Zmierzam do tego, że żeby pomoc a nie zaszkodzić, trzeba albo mieć profesjonalna wiedzę, albo taką jakąś wrodzoną mądrość życiową i intuicję, także zwierzanie się rodzinie i przyjaciołom może mieć czasem dość nieobliczalne skutki, jeśli ktoś sobie wymyśli, ze może jak Ci nawymyśla, to się zmotywujesz 😏

 

Ponad 7 lat temu zaczęłam swój projekt charytatywny, on był tez powiązany ze studiami wiec dokształciłam się z zakresu pracy z osobami w kryzysie. I okazało się, że robiłam wszystko źle. Przede wszystkim wyręczanie to forma przemocy psychicznej, a ja mam taką tendencje „ok biedaku, nie umiesz to ja to załatwię”. Dalej nie jest idealnie, ale naprawdę udało mi się wyciągnąć kilku ludzi z dołka jednocześnie chroniąc swoją psychikę. W pewnym momencie towarzyszyłam Pani z rakiem płuc w jej ostatnim roku życia i ona wolała moją pomoc niż pomoc swojej własnej córki - bo wiedziała ze córkę to dotknie dużo bardziej, chciała ją chronić.

 

Mam niestety wrażenie, ze dopóki będziesz pragnąć tego wsparcia od swojej rodziny, dopóty będziesz cierpieć. Z tego co piszesz, wątpię zeby ci ludzie stanęli na wysokości zadania. Ale są różne grupy wsparcia, inicjatywy charytatywne, albo zwykle grupy hobbystyczne, gdzie można wyjść i zaznać trochę normalności. Czasem obcy ludzie bardziej Ci pomogą i wyciągną rękę, niż rodzina, niestety. No i budowanie tego mocnego punktu oparcia w sobie, zamiast szukania go u innych sprawia, ze jesteś niezależna tak bardzo od innych i od tego czy chce im się być miłym, czy akurat chcą Ci dokopać. Zauważyłam tez po sobie, ze jak przestałam się przejmować tak bardzo, co inni o mnie myślą, to ludzie sami tez zaczęli zabiegać o kontakt ze mną. Długa historia ale jako dziecko często byłam odtrącana przez rówieśników - teraz wiem ze to przez adhd i cechy autyzmu, ale wtedy nie wiedziałam co ja robię nie tak i mi wmawiano, że to moja wina i mam się zmienić? No jak? Czary-mary? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny a tak w ogóle przepraszam ze spytam, tak może trochę to pytanie o objawy ale takie nie fizyczne... Od dłuższego czasu mam napady takiej wewnętrznej agresji, gniewu i smutku jednocześnie. Ze ranie wtedy słowami.... Nie mam fizycznej agresji w sensie ze kogos uderze tylko taka słowna.... Przeze mnie wczoraj poplakal sie moj ukochany synek.... 

Szczególnie rano to jest nasilone, budze soe płacze wszystko mnie tak bardzo wku.... Ale to az strasznie po prostu. Nigdy nie bylam agrwsywna osoba, przeraza mnie to... 😥 

Czy mial ktos tak albo macie na to sposoby? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez tak miewam i potem czuję się okropnie.

Pomaga mi pare rzeczy: jeśli czuje się bardzo poirytowana, to zdarza mi się prosić ludzi, żeby do mnie nie mówili i dali mi chwile. Jeśli już na kogoś warknę bez powodu to nauczyłam się przepraszać i mówić: to nie Twoja wina, jestem zdenerwowana, nie powinnam była. Poza tym odwracanie uwagi, robienie przyjemnych rzeczy, czytanie książki, oglądanie czegoś śmiesznego.
Ale u mnie te reakcje są bezpośrednio związane z adhd, wiec jedyna opcja to stale używać technik, żeby to kontrolować. U Ciebie to chyba to życie pod presja. Masz zajechany układ nerwowy ciągłym stresem i stąd „krótki lont”… przynajmniej masz dużą szansę, że to przejdzie jak poczujesz się lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, minou napisał:

Tez tak miewam i potem czuję się okropnie.

Pomaga mi pare rzeczy: jeśli czuje się bardzo poirytowana, to zdarza mi się prosić ludzi, żeby do mnie nie mówili i dali mi chwile. Jeśli już na kogoś warknę bez powodu to nauczyłam się przepraszać i mówić: to nie Twoja wina, jestem zdenerwowana, nie powinnam była. Poza tym odwracanie uwagi, robienie przyjemnych rzeczy, czytanie książki, oglądanie czegoś śmiesznego.
Ale u mnie te reakcje są bezpośrednio związane z adhd, wiec jedyna opcja to stale używać technik, żeby to kontrolować. U Ciebie to chyba to życie pod presja. Masz zajechany układ nerwowy ciągłym stresem i stąd „krótki lont”… przynajmniej masz dużą szansę, że to przejdzie jak poczujesz się lepiej.

Tak zdecydowanie to przez nerwice. Ja nigdy nie mialam problemu z przeproszeniem. 

Musze cos ze sobą zrobić bez jaj... Jakos sie sama chyba "wyleczyć" bo to nie można tak zyc.. Znalezc jakis sposób. 

Bardzo się cieszę ze tu jestescie i ze padaja tu takie madre rozmowy na poziomie. Przywraca to wiare w ludzi 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×