Skocz do zawartości
Nerwica.com

syn alkoholika będzie taki sam??


OceanSoul

Rekomendowane odpowiedzi

Tak w temacie głównego wątku - mój ojciec jest DDA, a matka DDD (ich rodzice też). I najgorsze jest to, że nie zdają sobie z tego sprawy. I dzięki temu jestem sobie ja i moja siostra - także z DDD... Czekam tylko aż skończę szkołę, żeby się od nich wyprowadzić i zacząć psychoterapię. Dzięki moim rodzicom w wieku 17 lat mam psychikę zjechaną w stopniu wprost nie do opisania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eura28, bo najgorzej gdy ktoś nie ma świadomości.. Ja stosunkowo niedawno odkryłam ten temat DDA/DDD, toksycznych relacji - ale już widzę, jak sama świadomość tego pomaga mi lepiej nawet rozumieć siebie i sprawia, że widzę nad czym muszę pracować, które zachowania są "obronne" czy wynikające z przeszłości..

Miałam ostatnio takie myśli, czy może moi rodzice też są DDD - ojciec raczej na pewno, sądząc po jego zachowaniu. Sęk w tym, że gdyby powiedzieć mu o tym, to by człowieka w najlepszym wypadku wyśmiał ;)

 

Generalnie to wierzę, że mając świadomość problemu to już połowa sukcesu - a druga to ciężka praca nad sobą, nie ma zmiłuj. Przeszłości nie zmienimy, ale siebie i teraźniejszość można. A rodzin idealnych nie ma..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawe wiec jest zadać się z Tobą, bo można dac poczatek jakiejs nowej galaktycznej linii pokoleniowej ;)

Byłaby to linia beznadziejnych niedorobieńców i dziwolągów, nie ma sensu takiej tworzyć, szkoda Ziemi.

 

Miałam ostatnio takie myśli, czy może moi rodzice też są DDD - ojciec raczej na pewno, sądząc po jego zachowaniu. Sęk w tym, że gdyby powiedzieć mu o tym, to by człowieka w najlepszym wypadku wyśmiał ;)

U mnie mój ojciec chyba jest DDA, a matka może jest DDD, a może nie jest.

 

Generalnie to wierzę, że mając świadomość problemu to już połowa sukcesu - a druga to ciężka praca nad sobą, nie ma zmiłuj

Myślę, że świadomość to 25% sukcesu, a 75% to chęci i praca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie to wierzę, że mając świadomość problemu to już połowa sukcesu - a druga to ciężka praca nad sobą, nie ma zmiłuj

Myślę, że świadomość to 25% sukcesu, a 75% to chęci i praca.

 

To może inaczej - świadomość i samodzielne "poprawianie siebie" to połowa sukcesu :) a druga to ciężka praca i jak trzeba to pomoc kogoś z zewnątrz (co nadal równa się ciągłej pracy nad sobą)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem najbardziej przekichana sprawa, jaka może się zdarzyć to nieświadomość lub problem z przyjęciem do wiadomości informacji o jakimkolwiek zaburzeniu. Z takimi osobami "współpracuje" się najcieżej, bo są przekonane o tym, że tak w sumie nic im nie dolega i to my, którzy staramy się im jakoś pomóc mamy kiełki zamiast mózgu i o co nam w ogóle chodzi. Przerypane.

 

To może inaczej - świadomość i samodzielne "poprawianie siebie" to połowa sukcesu :) a druga to ciężka praca i jak trzeba to pomoc kogoś z zewnątrz (co nadal równa się ciągłej pracy nad sobą)

Wychodzę z założenia, że pracować nad sobą trzeba zawsze. A kiedy już miałam świadomość co tam, jak tam w mojej mózgownicy to tym bardziej. Dlatego świadomość + ciężka praca, tak jak napisałaś.

 

Czekam tylko aż skończę szkołę, żeby się od nich wyprowadzić i zacząć psychoterapię. Dzięki moim rodzicom w wieku 17 lat mam psychikę zjechaną w stopniu wprost nie do opisania.

A teraz nie możesz? Nie wiem, na jakim etapie edukacji jesteś, ale u mnie w liceum np. swego czasu zmienili pedagoga na fajną babeczkę, z którą można było pogadać, popłakać i na Twoją prośbę dalej nie chlapała nic. Z drugiej strony mogłaby Ci dać jakieś namiary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

swiadomość niczego nie zmienia. jest tylko preludium do zmiany.ciężko też o obiektywną świadomość. bo czasem nam moze sie wydawac inaczej niz jest. to co moim zdaniem bardziej "zmianogenne" to potrzeba.potrzeba raczej wynika z rozdzwieku pomiedzy tym kim jestesmy a kim chcielibysmy byc. dalej jest intensywnosc potrzeby-jak bardzo chcemy byc inni niz jestesmy. i raczej to co najwazniejsze to swiadomosc tego, czego zmienic nie mozemy, a jesli mozemy to jak duza cene jestesmy skłonni zapłacić...i na ile jestesmy pewni, ze tego wlasnie chcemy, ze to są nasze potrzeby i chcenie, a nie normy jakie naklada otoczenie, innymi slowy czy myslimy swoimi myslami. najwazniejsze pytanie to co chcemy osiagnac.najlepiej konkretnie. i czy zeby to osiagnac musimy aby naprawde zrezygnowac z tego jacy jestesmy czy po prostu powrocic do siebie. potrzeba jesli wynika z naszego dziedzictwa genetycznego jest czyms realnym, ale jesli z wtrętów otoczenia,bądź jest wygenerowana przez traumę, moze nie dać przewidywanej korzysci. ludzie jak nie chca dojść do własnych potrzeb, boja sie ich, uciekają od siebie w alko, dragi i poszukiwanie uniesien. kazdy ma inne potrzeby i DDa nie ma nic do tego poza tym, ze DDa od malego bylo uczone jak nie dochodzić do siebie i poszukiwac ucieczki na miliony sposobow.

moim zdaniem DDA wiążą się ze sobą, bo wydaje im się ze nikt ich lepiej nie zrozumie jak drugie DDA. ale..zrozumienie niczego nie daje, pielegnuje wewnetrzne dziecko, gdyz daje przyzwolenie na powielanie schematów( akceptacja drugiej osoby taką, jaka jest). Jesli DDa jest z kims spoza kregu DDa to ma szanse na mimowolne skorygowanie błędnych schematów i dochodzenie do siebie z pominięciem nurania się w natręctwach z przeszłości. no co wam da dochodzenie do tego dlaczego moj ojciec matka byl taki a nie inny, dlaczego zrobil mi to i tamto. no co? jedyne na co macie wplyw to Wy. po co chcecie uporzadkowac przeszlosc? z niej nie wynika to jacy jesteescie, jesli nie odkryliscie swojego dziedzictwa genetycznego.a to sie robi samemu metoda prob i bledow.

 

wracajac do glownego tematu. pytanie-kim jest jego ojciec/matka, kim dziadkowie. to Ci odpowiem na pytanie czy bedzie taki sam....

 

-- 22 sie 2013, 17:02 --

 

mark123

"Byłaby to linia beznadziejnych niedorobieńców i dziwolągów, nie ma sensu takiej tworzyć, szkoda Ziemi."

 

w takim razie zawojujmy kosmos! :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

wracajac do glownego tematu. pytanie-kim jest jego ojciec/matka, kim dziadkowie. to Ci odpowiem na pytanie czy bedzie taki sam....

 

Nie znam jego rodziny jeszcze, wiem tylko że jego ojciec jest a dziadek był alko.. tyle tylko wiem póki co.

 

Moja babcia od strony mamy była palaczką, potem rzuciła, fanatycznie religijna - moja matka papierosa nigdy nie zapaliła, w ogóle jest zupełnie inna od swojej matki. Brat dziadka był alkoholikiem, pozostali bracia nie.

 

Piszesz, że z przeszłości nie wynika, jakimi jesteśmy - po co więc pytasz, jaką on ma rodzinę? ;)

Przeszłość nas kształtuje, żeby się zmienić najpierw trzeba pogrzebać w przeszłości i ją uporządkować w sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wynika jesli dotarlismy do swojego pierwotnego ja i zdecydowalismy sie go rozwijac. jesli patrzymy na zycie przez pryzmat tego co trauma z nami powyprawiala to jej dziedzictwo nad nami ciąży, a nie to jacy naprawde jestesmy.mało kto decyduje sie dotrzec do swej istoty..

 

alkoholizm jest implikowany genetycznie, zwlaszcza do drugiego pokolenia. oznacza to tyle,ze na taka osobe obciążoną genetycznie alko inaczej wpływa niz na osobę ktora w linii pokoleniowej nie miala takich przypadków.jak sie jest w takim kręgu ryzyka to trzeba umieć ze soba postepować. innymi slowy..znaleźć jakis zamiennik...cos co wypełni życie i zrealizuje potrzebę,ale nie na skróty jak czasem przy alko. spojrzec na swiat innymi oczyma niz zostalismy zaprogramowani przez dziecinstwo.malo kto to chce sie z tym zmierzyc. łatwiej jesli jedno z rodziców nie piło albo był czas przed traumą. gorzej mają Ci ktorzy od malego nie widzieli trzeźwego swiata..chodzi mniej wiecej o to- jaki bylem jako dziecko, jakie mialem cechy charakteru, w czym bylem dobry i po tel linii isc. uznac ze idealnie nie istnieje, uczepic sie swoich mocnych stron i heja do przodu. mężczyźni maja gorzej, gdyż mniej analizują i bardziej idą na zywioł. są bardziej zagrozeni alkoholizmem moim zdaniem.

 

jest bardziej podobny do matki czy do ojca? czy jego matka piła? jego ojciec jest podobny do swego ojca czy do matki raczej?

 

i jeszcze jedno- palenie papierosow a alkoholizm to jak porownywanie picia kawy i zazywania kokainy :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jest bardziej podobny do matki czy do ojca? czy jego matka piła? jego ojciec jest podobny do swego ojca czy do matki raczej?

 

Mówi, że do matki. I ona nie piła.

 

-- 22 sie 2013, 19:59 --

 

Dodaje jeszcze skopiowaną wypowiedź z forum medycznego:

 

"Nie jest to prawda. Dr Musiał pisze tak: „Nie udowodniono wpływu czynników genetycznych jako predyspozycji do alkoholizmu. To jest wybór człowieka, mogą mieć tutaj wpływ czynniki modulujące w postaci środowiska”. A Patronikus tak: „Nikt się nie rodzi alkoholikiem. Aczkolwiek możliwe jest odziedziczenie sekwencji warunkujących wyższą podatność na uzależnienie od etanolu. Czynnik środowiskowy odgrywa tutaj znaczącą rolę. Czynnikiem takim jest oczywiście nadużywanie alkoholu w wieku dorosłym ale również jego częste spożywanie przez matkę podczas ciąży, wtedy dziecko często rodzi się z alkoholowym zespołem płodowym (FAS). Geny jednak o wszystkim nie przesądzają, to że ktoś ma odziedziczone skłonności nie znaczy, że na pewno będzie alkoholikiem. Jeśli będzie stronił od nadużywania etanolu choroba nie rozwinie się” I obaj mają rację.

 

Źródło: Psychiatria w praktyce. Podręcznik dla lekarzy specjalizujących się w psychiatrii i lekarzy innych specjalności. M. Jarema. Medical Education, Warszawa 2011, ISBN: 978-83-62510-06-1; http://emedicine.medscape.com/article/285913-overview#a0199"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A teraz nie możesz? Nie wiem, na jakim etapie edukacji jesteś, ale u mnie w liceum np. swego czasu zmienili pedagoga na fajną babeczkę, z którą można było pogadać, popłakać i na Twoją prośbę dalej nie chlapała nic. Z drugiej strony mogłaby Ci dać jakieś namiary.

Nie wiem, czy jest jakiś sens przy założeniu, że potem i tak bym wróciła do domu i dalej uczestniczyła w tym wszystkim. Zawsze skaczę z radości, jak gdzieś wyjeżdżają i faktycznie o niebo lepiej funkcjonuję bez nich. Myślę, że i tak jestem na dobrej pozycji, bo przestałam obwiniać siebie za to wszystko i zaakceptowałam fakt, że rodzice jednak nie są bez skaz i nie mogę stawiać sobie ich zachowań jako wzór do naśladowania. I chyba dzięki temu jestem w stanie się po prostu ,,wyłączyć" i ignorować, gdy coś odstawiają. Wytrzymałam 17 lat, to niecały rok do zakończenia szkoły nie zrobi dużej różnicy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tak myślisz, to ok :) Tyle, że ten rok może już coś zmienić, zakładając, że zdecydowałabyś się na kontakt z jakimś specjalistą. Ja chyba w Twoim wieku zaczęłam terapię i w sumie też jeszcze mieszkałam w rodzinnym domu, ale czas ten poświęcony pracy nad sobą oceniam jako świetne posunięcie. Później po prostu "ruszyłam z kopyta".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że o podatności na stanie się pijakiem lub alkoholikiem decyduje także rola, jaką przyjmie się w dzieciństwie. Najbardziej podatne są moim zdaniem "kozły ofiarne".

 

Mój eks jest DDA, u niego oboje rodziców było alkoholikami, była też przemoc. W dzieciństwie przyjął rolę "dorosłego dziecka", troszczył się o wszystko. Pozostało mu tu do chwili obecnej. Na takiej standardowej posiadówie pił 2-3 piwa, albo w ogóle i zawsze dbał o to żeby nic złego się nie stało.

Nigdy nie ciągnęło go do picia w większych ilościach, za to miał inną skłonność do autodestrukcji.

Myślę, że świadomość to 25% sukcesu, a 75% to chęci i praca.

A ja myślę, że świadomość jest krokiem, nie dającym opisać się procentowo. I to nie tylko w przypadku DDA/DDD.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój eks jest DDA, u niego oboje rodziców było alkoholikami, była też przemoc. W dzieciństwie przyjął rolę "dorosłego dziecka", troszczył się o wszystko. Pozostało mu tu do chwili obecnej. Na takiej standardowej posiadówie pił 2-3 piwa, albo w ogóle i zawsze dbał o to żeby nic złego się nie stało.

Nigdy nie ciągnęło go do picia w większych ilościach, za to miał inną skłonność do autodestrukcji.

Nie słyszałem o roli "dorosłego dziecka" (może jest taka, tylko że należy do rzadkości). Istnieją przede wszystkim takie role: "bohater rodzinny", "maskotka", "kozioł ofiarny" i "niewidzialne dziecko".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, sory, ale nie posługuję się w tej kwestii fachową nomenklaturą.

Chodzi mi o postawę, w której dziecko przejmuje role dorosłych. Troszczy się, zajmuje obowiązkami, opiekuje się rodzicem. Łapiesz nie?

Pewnie chodziło mi o rolę "bohater rodzinny".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, sory, ale nie posługuję się w tej kwestii fachową nomenklaturą.

Chodzi mi o postawę, w której dziecko przejmuje role dorosłych. Troszczy się, zajmuje obowiązkami, opiekuje się rodzicem. Łapiesz nie?

Pewnie chodziło mi o rolę "bohater rodzinny".

Domyśliłem się, że chodziło o "bohatera rodzinnego", ale czasami zakłuje mnie niefachowe nazewnictwo, tak już mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×