Skocz do zawartości
Nerwica.com

eura28

Użytkownik
  • Postów

    113
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia eura28

  1. strasznie mnie korci żeby nabazgrać takie pismo, ale zastanawia mnie, czy nie grożą żadne konsekwencje za poważne oskarżenia bez namacalnych dowodów (oskarżanie nauczyciela o znęcanie psychiczne).
  2. Odświeżę wątek kilkoma z moich ostatnich przemyśleń. Może to jakoś pomoże komuś z podobnym problemem: No więc mija miesiąc odkąd studiuję i okazało się, że taka zupełna zmiana środowiska w moim przypadku bardzo pomogła. Spotkałam tutaj wielu nauczycieli, którzy faktycznie coś reprezentują swoją osobą i naprawdę wzbudzają szacunek. I to chyba doprowadziło do tego, że zaczynam godzić się z tym, co się stało, mając przy tym świadomość, że zaistniałe wydarzenia nie były z mojej winy i nie świadczą źle o mnie, ale właśnie o tych osobach, które mnie poniżały. W moim przypadku okazało się, że nie przejdzie samo z siebie. Męczyłam się przez ~pół roku siedząc w domu i poprawa nastąpiła dopiero wtedy, kiedy poszłam na studia. Tak więc radzę wszystkim osobom z podobnym problemem, aby podjęły jakieś zdecydowane kroki (wizyta u specjalisty, zmiana środowiska), bo raczej samo nie przejdzie.
  3. madeline1111, czasem mam wrażenie, że jedynymi osobami w pełni rozumiejącymi mechanizmy ed są chorzy... a tak swoją drogą to te wszystkie komentarze, że schudłam/fajnie wyglądam/jestem chuda wręcz zachęcały mnie do dalszego głodzenia i były takim utwierdzeniem w przekonaniu, że dobrze robię i chude=lepsze. błędne koło.
  4. Nie chodzi o to, że "nam nie potrzeba", albo nie chcemy. To po prostu daje swego rodzaju poczucie władzy, bo w końcu znalazło się coś, nad czym panujemy i mamy pełną kontrolę, co jest miłą odskocznią od naszego codziennego życia, które nie wygląda zbyt kolorowo. Ten brak energii i mdlenie z głodu jest właśnie wspaniałe, bo ma się świadomość, że to skutek naszej silnej woli (wstrzymanie się od jedzenia + ćwiczenia) i jest to zależne tylko od nas. A jak już człowiek sobie znajdzie taką "przyjaciółeczkę" w formie choćby anoreksji i w końcu będzie miał poczucie, że realnie ma nad czymś kontrolę, to nie będzie chciał wypuścić tego z rąk. To poczucie władzy jest oczywiście złudne, ale to i tak gra warta świeczki dla osoby chorej. Przynajmniej u mnie to działało na takiej zasadzie. Teraz też nachodzi mnie czasem ochota, żeby znowu przestać jeść i robić sobie tygodniowe głodówki, ale nauczyłam się nad tym panować.
  5. miałam dziś pierwsze kolokwium i poszło mi beznadziejnie
  6. Już było lepiej, a dziś się dowiedziałam, że moje byłe liceum (w którym wyśmiewali i obrażali mnie nauczyciele) dostało nagrodę za bycie oparciem dla uczniów i po prostu zbiera mi się na wymioty.
  7. Wielkie dzięki dla osób, które faktycznie napisały coś sensownego. Na tych którzy mnie wyśmiali (i przy okazji poddali wątpliwości zdanie, że można poprowadzić na tym forum dyskusję na poziomie) przymykam oko...
  8. Niektórzy mnie strasznie surowo ocenili, więc napiszę małe sprostowanie - Kiedyś było mi to kompletnie obojętne, ani nie poddawałam tego żadnym głębszym rozmyślaniom. Moje aktualne poglądy i rozterki są po prostu wypadkową tego, na co byłam wystawiona w liceum. A było to choćby nagminne podkreślanie przez nauczycieli, że wykształcenie i wykonywany zawód to podstawa i coś wyznaczającego wartość człowieka (dziwicie się, że miałam opory przed mówieniem o zawodzie ojca, jeśli kilka razy został on wyśmiany na lekcji?)Już nawet nie wspominam o kwestiach finansowych. Jeśli przez długi czas tłucze się coś człowiekowi do głowy, to w pewnym momencie zacznie się zastanawiać "skoro wszyscy mi tak mówią, to może coś w tym jest?", nawet jeśli początkowo się z tym nie zgadzał i uważał to za nielogiczne - tak jest właśnie w moim przypadku....
  9. Jeśli mówimy o sukcesie w znaczeniu zdobycia dobrej pracy i "ustawienia się", to tak. Ale w relacjach z innymi to już nie działa tak prosto i właśnie dlatego założyłam ten wątek...
  10. Pewnie sporo osób oceniło mnie już negatywnie w myślach przez sam tytuł, no ale trudno. Mam nadzieję, że jednak znajdą się tacy, którzy choć w małym stopniu zrozumieją (albo spróbują zrozumieć) moje położenie i podzielą się jakimiś ciekawymi refleksjami, które dadzą mi do myślenia... A więc przechodząc do rzeczy: Mam 18 lat. Nie pochodzę z bogatej, ani wykształconej rodziny. Ojciec - pracownik fizyczny po zawodówce. Matka - pracownik biurowy po technikum. Przełożenie poziomu wykształcenia na zachowanie nie jest regułą, ale akurat w ich przypadku się sprawdza. W domu nie brakuje na żadne podstawowe rzeczy, ale oszczędzanie na czym się da jest na porządku dziennym. Rodzice są usatysfakcjonowani życiem kończącym się na pracy i siedzeniu przed telewizorem... Przejdźmy teraz do mnie - nauka w szkole od zawsze przychodziła mi bardzo łatwo i zaowocowało to tym, że wylądowałam w bardzo dobrym liceum. Wszyscy (oprócz mnie...) w klasie pochodzili z tzn. "dobrych rodzin". Spróbujcie sobie wyobrazić, jak się czułam, kiedy w trakcie rozmowy inni chwalili się, gdzie pracują ich rodzice, jaki doktorat właśnie robią, albo na jak drogie wakacje wyjeżdżają. A czym ja mogę się pochwalić? Małym mieszkaniem w bloku i rodzicami , którzy w sumie niczego się nie dorobili (i nawet im się nie chce). Raz zostałam wyśmiana za stary telefon, nawet nie wspominam o szydzeniu z ludzi bez studiów, albo mniej zamożnych w wykonaniu nauczycieli. Strasznie podobał mi się wtedy pewien kolega (z resztą z wzajemnością...), ale pochodził z bogatej prawniczej rodziny i go "spławiłam", bo stwierdziłam, że to nie ma szans zadziałać. Nie uważam się za lepszą, bo studiuję i jak najbardziej szanuję moich rodziców, bo to dobrzy i uczciwi ludzie. Nie mówię też, że wykształcenie przesądza o tym, co kto sobą reprezentuje. Po prostu jest mi głupio, jak inni się chwalą, że ich rodzice do czegoś doszli w życiu, że im się chce (nawet nie wspominam o pieniądzach), a mi pozostaje milczenie z nadzieją, że nikt mnie nie zapyta o moich. Chciałabym mieć chłopaka, ale kompletnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, kiedy zapraszam go do siebie, albo zapoznaję z rodzicami. Studiuję na "prestiżowym" kierunku, na który bardzo ciężko się dostać (co zawdzięczam swojej ciężkiej pracy), ale i tak będę przez niektórych spostrzegana jako "ta z biednej rodziny".... Po prostu boli mnie to, że często jestem oceniana przez pryzmat mojego pochodzenia, na które nie mam wpływu i naprawdę nie wiem, jak sobie z tym poradzić, pomimo że rozmyślam nad tym od bardzo długiego czasu.
  11. Uważam, że używanie przez rodzica argumentu finansowego "póki co ja cię utrzymuję, więc nie masz nic do gadania!" jako argument na wszystkie dyskusje (nawet kompletnie niezwiązane z aspektem $) z dzieckiem jest żałosne i świadczy o tym, że widocznie bardzo nisko upadł. Jak tutaj walczyć z zaburzeniami odżywiania, kiedy matka mówi, że jeśli będę jeść w nocy, to mi przestanie dawać pieniądze i każe iść do pracy, albo, że w sumie to by nie zaszkodziło, jakbym się pogłodziła kilka dni i trochę schudła....
  12. Ja to raczej szłam w ilość, a nie długość/głębokość i zauważyłam, że robiłam to bardzo równo i symetrycznie. Ah ten pedantyzm....
  13. eura28

    Brzydota

    Goryla Gorillas, Chodziło mi o to, że nawet jeśli ktoś za młodu jest piękny, to jednak od pewnego wieku wejdzie w taką tendencję, że wygląd się już nie polepsza, a wręcz przeciwnie (załóżmy, że 50, 60, 70+). Pewnie chodziło Ci o przypadki, kiedy ktoś jako dziecko/nastolatek nie powala wyglądem, za to potem "wyrabia się" jako osoba dorosła i tu się zgadzam.
  14. Przychodzą Wam do głowy jakieś powody, które mogą skłaniać do robienia tatuaży? Natknęłam się niedawno na pewnej stronie na artykuł sugerujący, że jeśli ktoś robi sobie tatuaż, to prawie na pewno ma jakieś zaburzenia psychiczne? W tym samym artykule wskazano najbardziej prawdopodobne wzory dla kobiet (motywy roślinne, motyle) i dla mężczyzn (dzikie zwierzęta, nie pamiętam reszty) i akurat to wydaje mi się prawdziwe. Z resztą ja sama zamierzam sobie jakieś zrobić w nieodległej przyszłości, bo noszę się z tym pomysłem już jakiś 1,5 roku, więc to chyba nie jest chwilowa zachcianka.
  15. Moja matka przy każdym wyjeździe (na weekend) wysyła mi potem po kilka smsów dziennie "co tam" "co w domu" "co robisz" "śpisz już?" "wstałaś już?". Dziś nie wytrzymałam i napisałam, że jakby coś się działo, to bym napisała i czy jak się kiedyś wyprowadzę, to też zamierza mi wypisywać po kilka razy dziennie, to wyciągnęła swoje argumenty na wszystko, czyli, że: JESTEM NIEMIŁA, PISZĘ TYLKO, JAK COŚ CHCĘ I DOPÓKI NIE JESTEM SAMODZIELNA FINANSOWO, TO NIE MAM NIC DO GADANIA. *Rozumiem, żebym była miała jakieś powody (np. że urządzam dzikie imprezy pod jej nieobecność, upijam się etc), ale nic takiego się nie dzieje.
×