Skocz do zawartości
Nerwica.com

anty DDA - co o tym sądzicie?


lovely

Rekomendowane odpowiedzi

Ja po grupie DDA mam też uraz, ale to dlatego, że ludzie z grupy byli w terapii np. 10 lat. I to mnie przeraziło. Nie mam ochoty się terapeutyzować całe życie. Większość problemów była tłumaczona właśnie " bo ja jestem DDA" a w terapii nie chodzi o użalanie się nad sobą tylko zrozumienie mechanizmów i zrobienie czegoś z tym.

 

Mądre zdanie terapeutki " z terapii wynosisz tyle ile chcesz wynieść"

 

Wiele osób DDD/A zamiast zmieniać nakręca się jeszcze bardziej w swojej ddatowości i głośno wszystkim oznajmia "wszystko przez to, że jestem DDA" . I to mnie odrzuca i zniechęca.

 

Posiadam cechy DDA, ale pracuję nad nimi a nie się użalam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po grupie DDA mam też uraz, ale to dlatego, że ludzie z grupy byli w terapii np. 10 lat. I to mnie przeraziło. Nie mam ochoty się terapeutyzować całe życie.

Z tego co wiem grupa DDA trwa max 3 lata i naprawde duzo mozna w niej przerobic i zmienic jezeli czlowiek jest nastawiony na pomoc sobie. Zdarzalo sie ze ludzie szli na grupe oczekujac ze zrobi sie samo i rozczarowani opuszczali ja . Byly osoby nie potrafiace zejsc z piedestalu DDA i nie przyjmujace informacji zwrotnych od terapeuty i grupy i te szybko konczyly terapie. Byly tez takie ktore duzo wyniosly i po zakonczeniu terapii swiadome ze nie wszystko udalo im sie przerobic szly na nastepna konkretnie ukierunkowana na problem...np. nieakceptacji swojej kobiecosci. Nie widze nic zlego w tym..czlowiek moze sie rozwijac cale zycie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mi było i nadal jest bardzo ciężko i to, że istnieje takie coś jak DDA, tacy ludzie, mi pomaga, bo fajnie jest wiedzieć, że nie tylko ja mam źle, inni też tak mają, bo każdy ma jakieś problemy. Może to chore, ale czasem lubię usłyszeć, że ktoś miał gorzej (w mojej ocenie), bo to mi dodaje sił, by nie narzekać i by walczyć o lepszy czas, życie.

 

Ale też są upadki. Zdarza mi się nad sobą... rozczulać. Najczęściej jak jestem sama, zwieszam głowę, wspominam, i jest mi smutno, i strasznie jestem zła na cały świat, i na siebie również. Tak bardzo chce mi się płakać, tak bardzo chciałabym cofnąć czas.

I właśnie z tymi momentami nie jestem w stanie sobie pomóc. Po to chcę wybrać się na terapię, ale właśnie boję się tego, o czym wspominacie - że na grupowej zacznę wysłuchiwać historie innych osób, opowiadać swoją, i zacznę się pogrążać, zamiast iść do przodu. Ja tylko chcę się pogodzić ze swoją przeszłością...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co wiem grupa DDA trwa max 3 lata i naprawde duzo mozna w niej przerobic i zmienic jezeli czlowiek jest nastawiony na pomoc sobie. Zdarzalo sie ze ludzie szli na grupe oczekujac ze zrobi sie samo i rozczarowani opuszczali ja . Byly osoby nie potrafiace zejsc z piedestalu DDA i nie przyjmujace informacji zwrotnych od terapeuty i grupy i te szybko konczyly terapie. Byly tez takie ktore duzo wyniosly i po zakonczeniu terapii swiadome ze nie wszystko udalo im sie przerobic szly na nastepna konkretnie ukierunkowana na problem...np. nieakceptacji swojej kobiecosci. Nie widze nic zlego w tym..czlowiek moze sie rozwijac cale zycie

 

Masz całkowitą rację.

Ja nie mogłam się taplać w tym co mi zrobiła przeszłość, tzn przewaliłam to na psychodynamicznej i ulga jest niesamowita.

Akurat trafiłam na grupę pt.: kółko wzajemnej adoracji, i babranie się w tym jak mi źle, jak niedobrze. I dokładnie tak jak mówisz, zrobi się samo. Zero kroku do przodu. Godzinami rozprawialiśmy o problemach, użalaliśmy się zamiast szukać rozwiązań i innych dróg. Dobrze, że trafiłam na dobrą terapeutkę, i nie wiem czy chcę do grupy.

Wychodzę z założenia (po moim doświadczeniu) że zawsze jest punkt nr1 czyli jakiś moment w którym wszystko uległo rozpadowi. Ja ten punkt znalazłam, i wszystko inne okazało się być nie ważne. Psychika ludzka jest niesamowita.

 

To prawda, że praca nad sobą to długa droga. Sama chętnie poszłabym na warsztaty albo zajęcia z akceptacji swojej kobiecości, bo z tym akurat mam problem straszny (ale trafiłaś :P).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wychodzę z założenia (po moim doświadczeniu) że zawsze jest punkt nr1 czyli jakiś moment w którym wszystko uległo rozpadowi. Ja ten punkt znalazłam, i wszystko inne okazało się być nie ważne. Psychika ludzka jest niesamowita.

To prawda :) U mnie to byla jedna z sesji. Po niej ruszylam do przodu. Chodzilam wtedy na indywidualna bo absolutnie nie czulam sie gotowa na grupe. Teraz chetnie bym sobie poszla ale nie wiem czy potrzebuje tak naprawde. Radze juz sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie też. Jedna sesja, tzn wcześniej zaczęły mi krążyć różne słowa w głowie i nie miałam pojęcia skąd ja je wzięłam. I bach!!! Na jednej sesji szambo wybiło. A potem z górki.

 

Zaczynam wątpić w ogóle w syndrom DDA czy DDD, bo tak na dobrą sprawę każda rodzina jest dysfunkcyjna.

 

Pomijam ciężkie przypadki bicia, katowania i molestowania seksualnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, to chyba tak każdy miał, a przynajmniej większość.

 

też myślałam, że moja rodzina nie ma problemu, tylko "czasem się kłócimy, a jak się człowiek kłóci, to kocha" bo tak mi mama to tłumaczyła.

wiedziałam jednak, że jest jakiś problem, i zaczęłam szukać tego w sobie.

znalazłam problem -> cięłam się, więc to ZE MNĄ było coś nie tak.

nadal jest, ale już jestem pewna, że nie tylko ze mną, a z całą rodziną.

 

-- 05 cze 2013, 16:55 --

 

najlepsze jest to, że przy nich nie potrafię normalnie już funkcjonować, nie panuję czasem nad nerwami i często się kłócę, a w innym towarzystwie jestem opanowana, i trudno doprowadzić do tego, bym podniosła głos. widzę, jak ten dom mnie wykańcza. wykańcza jeszcze jakąś zdrową cząstkę mnie. nie chcę wydzierać się w przyszłości na wszystkich bez wyjątku. póki co, nie zdarza mi się to, ale to pewnie kwestia czasu. a też nie chcę wydzierać się tu, w domu. wiem, że mam powody. mam prawo być na skraju załamania. ale niekoniecznie dobrym wyjściem jest z tego krzyk. bo krzyk ich + mój krzyk = wojna domowa, która nic nie pomaga, a psuje nawet opinie innych ludzi o mnie. bo nie wiedzą, czemu ja się tak drę, tylko wyciągają jakieś tam wnioski... i ja jestem ta zła w oczach nie tylko rodziny a w oczach nawet sąsiadów. mieszkamy w kamienicy, wszystko słychać 10 razy głośniej niż w bloku. dlatego chcę sobie radzić jakoś z tymi emocjami. zauważyłam, że odkąd nie rozmawiam praktycznie z nikim na bieżąco o swoich problemach, to we mnie coraz bardziej się gotuje! nie chcę krzyczeć, bo wtedy słyszę od ojca, że jestem taka jak matka, że to ja prowokuję i takie tam... czuję się wtedy źle i mam ochotę wiecie na co. i to takie marne błędne koło. krzyczę = jestem zła = chcę się pociąć . potnę się = jestem zła = płaczę, krzyczę, jest mi źle.

 

Nie ma innego wyjścia jak wyprowadzka, a jeszcze 4 miesiące.

wiele się jeszcze wydarzy.

a ja chcę milczeć. będę próbować nie być takim samym potworem jak ONI.

nie będę się do nich upodabniać.

 

nie no, nie wierzę, że DDA nie istnieje. ja czuję się innym człowiekiem, niż otaczający mnie ludzie. widzę, że jestem inna, różnię się.

miałam jako dziecko więcej zmartwień niż dziecko mieć powinno, i nadal mam strasznie wielkie problemy a mam dopiero 19 lat, mój ojciec czasem siedzi ze zwieszoną głową i mówi, że nie wytrzyma, a ja co mam dopiero powiedzieć. dopiero wchodzę w świat dorosłych. samo to wchodzenie w ten świat jest stresujące, a co dopiero mieć jeszcze inne problemy na głowie i nie móc sobie z nimi poradzić, bo coś ode mnie nie zależy...

to psuje psychikę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to chyba tak każdy miał, a przynajmniej większość.

Ja zorientowałem się chyba bardzo późno, bo dopiero 3 lata temu po pewnym wydarzeniu.

 

też myślałam, że moja rodzina nie ma problemu, tylko "czasem się kłócimy, a jak się człowiek kłóci, to kocha" bo tak mi mama to tłumaczyła.

Mnie ojciec kiedyś w dzieciństwie powiedział mi, że mam najlepszych rodziców, a wszyscy moi rówieśnicy mają gorszych (wtedy w to uwierzyłem).

 

ja czuję się innym człowiekiem, niż otaczający mnie ludzie. widzę, że jestem inna, różnię się.

Ja w sumie od zawsze byłem inny, wręcz kosmitą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie ojciec kiedyś w dzieciństwie powiedział mi, że mam najlepszych rodziców, a wszyscy moi rówieśnicy mają gorszych (wtedy w to uwierzyłem).

Hehe a ja cały czas słyszę, że mogłam gorzej trafić, np. na taką Waśniewską. Albo leci w wiadomościach, że bliźniaki były przetrzymywane w domu za szafą, nie potrafią funkcjonować w społeczeństwie, potrzebują wieloletniej rehabilitacji, a usłyszałam, że mam się cieszyć, że to mnie nie spotkało, że jednak "nie mam takiej złej matki". ;)

 

-- 06 cze 2013, 22:47 --

 

albo ostatnio usłyszałam, że moja matka miała prawo mnie uderzyć jak byłam mała i ma prawo to teraz zrobić, bo jest moją matką, a ja jestem szczylem. :shock:

 

-- 06 cze 2013, 22:48 --

 

i była akurat po terapii, trzeźwa. takich wniosków po rozmowie z T się nie spodziewałam. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

We wprost jest artykuł właśnie o tym i mówią że jest pełno ludzi zgłaszających sie z syndromem dda na terapie, tylko że ich rodzice nigdy nie pili...że bardzo duża część społeczeństwa mogłaby u siebie zdiagnozować taki syndrom... Rzeczywiście to jest ciekawa sprawa. Bo jeśli ktoś sie zle czuje, z takiego , czy innego powodu to juz sprawa drugorzędna jak to sie nazwie...Jednak z drugiej strony to rzeczywiście świadczy o tym, że ten syndrom nie istnieje... To tak jakbym teraz wymyślił syndrom "tralalala" który sie objawia tym,tym i jeszcze tamtym. To jest raczej wymyślanie, a nie odkrywanie...choć jednocześnie jest możliwa poprawa stanu. Tylko że stanu rzeczywistego, a nie wyleczenie jednostki klinicznej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

We wprost jest artykuł właśnie o tym i mówią że jest pełno ludzi zgłaszających sie z syndromem dda na terapie, tylko że ich rodzice nigdy nie pili...że bardzo duża część społeczeństwa mogłaby u siebie zdiagnozować taki syndrom... Rzeczywiście to jest ciekawa sprawa. Bo jeśli ktoś sie zle czuje, z takiego , czy innego powodu to juz sprawa drugorzędna jak to sie nazwie...Jednak z drugiej strony to rzeczywiście świadczy o tym, że ten syndrom nie istnieje... To tak jakbym teraz wymyślił syndrom "tralalala" który sie objawia tym,tym i jeszcze tamtym. To jest raczej wymyślanie, a nie odkrywanie...choć jednocześnie jest możliwa poprawa stanu. Tylko że stanu rzeczywistego, a nie wyleczenie jednostki klinicznej

Moim zdaniem o syndromach DDA/DDD/DDRR u danej osoby można zdecydowanie mówić, gdy cechy syndromu są przynajmniej w większości spowodowane rodzinnymi problemami w dzieciństwie. Ale czy da się tak zdecydowanie stwierdzić, czy u danej osoby cechy syndromu zostały wywołane przez rodzinę czy przez coś innego, to tego nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie wiadomo...NIE. Nie da sie. Bardzo wiele osób może być w bardzo podobnym stanie i mieć zupełnie inne doświadczenia życiowe... Zupełnie brak styczności z alko. Jest syndrom DDA..to teraz równie dobrze można zrobić DDA1, DDA2, DDA3 i po prostu jeden od drugiego czymś odróżnić i wymyślać stadia, stopnie itd...itp... Tylko że to nie jest chyba coś rzeczywistego, a tylko i wyłącznie inne spojrzenie na coś co było od zawsze. Tak samo jak jest ostatnio z depresją. Depresja powakacyjna, pourlopowa, sezonowa...przeciez to sie pojawia. Tak sie te rzeczy nazywa, a jest to kuriozum. Kiedyś normalne było że jak ci ukradną samochód to twój stan sie pogarsza(złość, rezygnacja, poczucie straty itd...), a nie długo będzie sie to nazywać depresja pokradzieżowa... kiedyś sioe nazywało życia i człowiek w nim, a teraz będzie odpersonalizowany stan emocjonalny, który podlega ocenie pod miarę...Nikt nie mówi, że tacy ludzie mogą nie miec jakichś konkretnych problemów...ale czy to jest jakies DDA?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

We wprost jest artykuł właśnie o tym i mówią że jest pełno ludzi zgłaszających sie z syndromem dda na terapie, tylko że ich rodzice nigdy nie pili..

Dlatego, ze w Polsce innych terapii nie ma. Zeby dostac sie na terapie DDD trzeba miec wiele farta bo bardzo niewiele poradni je organizuje. A problemy DDA i DDD nie roznia sie od siebie tak bardzo. Moja matka zachowywala sie jak rasowy alkoholik tyle ze na trzezwo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cady. Co ty wypisujesz? Co to znaczy zachowywac sie jak rasowy alkoholik? Bo mi sie wydawało, że to znaczy pić...a reszta to już rzeczy wtórne. Teraz sie dowiaduje, że jednak nie? Po prostu brak ci nieładnych określeń na bazie których możesz sie okreslić jako ofiara...i tworzysz tego typu karkołomne konstrukcje...To juz jest lekka przesada... To co piszesz o dostaniu sie na terapie jest także kompromitujące. Czyli na terapie nie można sie dostać z konkretnym osobistym problemem, a tylko wtedy kiedy sie ma jakąkolwiek jednostkę kliniczną? Więc trzeba tych jednostek nawymyślać i sobie coś na siłę zdiagnozować(samemu), a wtedy terapeuta sie zgadza i startujemy z terapią?

 

Może to nie twoja mama zachowywała sie jak rasowy alkoholik, tylko może zachowanie rasowego alkoholika nie jest takie niezwykłe w kontekście innych ludzi? Brzmi grożnie i mocno patologicznie, rasowy alkoholik...tylko co zostaje jak to określenie zniknie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, mozesz sie dostac na terapie jaka chcesz...indywidualna. Grupy sa zazwyczaj DDA bo to najpowszechniejszy problem w Polsce.

Po prostu brak ci nieładnych określeń na bazie których możesz sie okreslić jako ofiara...

Nie jestem ofiara :) Nie czuje sie jak ofiara. Stwierdzam fakt. Jezeli wiesz co przechodza dzieci z alkoholikiem to bedziesz sobie potrafil wyobrazic. W kazdym razie zazdroscilam dzieciom alkoholikow ze maja nadzieje, ze zdarzaja sie momenty kiedy rodzic jest trzezwy, ze moga na nie czekac. U mnie nic sie nie zmienialo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no jasne, że to jest największy problem w PL. Przecież nazwa brzmi Dorosłe Dziecko Alkoholika, czyli już samo bycie takim dzieckiem sprawia że jesteś chory...a do tego przecież jak sama piszesz rodzic może sie zachowywać jak typowy alkoholik, nie będąc nim...To jest lekkie kuriozum. Musze powiedzieć że troche irytujące jest co co piszesz, bo piszesz zupełne bzdety...a do tego okraszasz je dogmatemtypu jestto najpowazniejszy problem w PL

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, masz jakis problem z alkoholem , ze tak bardzo Cie to wzburzylo?

do tego przecież jak sama piszesz rodzic może sie zachowywać jak typowy alkoholik, nie będąc nim...To jest lekkie kuriozum.

Doprawdy? Wiec jak Twoim zdaniem zachowuje sie alkoholik , ze jest to nie do powtorzenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czemu od razu ktoś ma sie zachowywać jak alkoholik, a nie alkoholik jak ktoś?

 

Alkoholik jest wąską grupą, więc czemu kogoś kogo nijak nie można określić, na siłę podpinać pod "alkoholizm"...Nie wiem juz nawet jak to pisać, bo alkoholizm jest jasno skorelowany z nałogowym piciem alkoholu. Jeśli ja pójdę do sklepu to zachowuje sie jak alkoholik(bo on tez chodzi do sklepu) i mam problem? NIE. Jesli ktoś nie pije alkoholu to nie zachowuje sie jak alkoholik, tylko jak ktoś kto alkoholu nie pije. No przeciez to jest jakiś zupełny zamęt. Nagle alkoholik staje sie punktem odniesienia dla wszystkich...i podpina sie innych pod zachowania alkoholika?

 

Może po prostu napisz jak sie zachowuje alkoholik? Bo ja nie mam zbyt dużej wiedzy w tym zakresie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcę wybrać się na terapię, ale właśnie boję się tego, o czym wspominacie - że na grupowej zacznę wysłuchiwać historie innych osób, opowiadać swoją, i zacznę się pogrążać, zamiast iść do przodu. Ja tylko chcę się pogodzić ze swoją przeszłością...

Kochana ja chodzę na terapię grupową. Nie ważne jak ona się nazywa (wszyscy mamy problemy wywodzące sie z dzieciństwa, lęki, depresjęitp) ważne żeby z niej coś wynosić. Mozna jak ktoś wcześniej napisał chodzić 10 lat i zwalac wszystko na mamusię lub tatusia tylko po co? Też sobie na początku "pozwalałam" na nich ale w pewnym momencie przyszedł czas wziąć swoje życie w swoje ręce. Nauczyłam i zmieniłam się dużo, inaczej reaguję na pewne sytuacje szczególnie te które powodowały we mnie poczucie winy, bądź lęk. Wszystko zależy od Twojego podejścia no i od terapeutów. Na mojej grupie jak ktoś długo siedzi i "miauczy" to zwraca mu sie uwagę. Generalnie wszyscy nastawieni jesteśmy na radzenie sobie z objawami, na samorozwój. Fakt że każdy ma różne tempo jak w życiu ale nikt nie stoi w miejscu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, alkoholik to naduźywający alkoholu, pijący bo to daje mu odprężenie, uwalnia stres (oczywiście to tylko w jego umyśle). Widziałeś kiedyś pijanego żeby zachowywał się normalnie? A pijany i uzależniony?

 

Żeby Ci przybliżyć sytuację: dam Ci wódki i pozbawię jednym cięciem internetu, telefonu, telewizji, znajomych. Ciekawe jaki pomysły Ci do głowy przyjdą i jak wyładujesz frustrację? I czy będziesz w stanie porozmawiać normalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×