Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie mogę znaleźć chłopaka/dziewczyny


peace-b

Rekomendowane odpowiedzi

a przepraszam, bo mam takie nieśmiałe pytanie. nie śmiać się i nie linczować, nawet jeśli zabrzmi naiwnie. czy 7 lat różnicy w relacji 18 - 25 jest nie do przeskoczenia? bo obawiam się, że mimo genialnej nici porozumienia, i wcale nie niecnych planów wobec mojej osoby, ta liczba mnie przerasta.

To zależy tylko od was. U mnie jest podobna relacja (ja 24 ona 17) i jest dobrze, już rok to trwa i nie zapowiada się żeby coś miało być nie tak. Daj sobie szansę, tym bardziej że jak sama piszesz ta nić porozumienia jest. Jedyne co, to musicie nauczyć się ze sobą rozmawiać - przynajmniej u nas są pewne rzeczy, na które jednak trzeba zwracać uwagę (czasem po prostu zapominam że ona jednak jest trochę młodsza i potrzeba więcej cierpliwości, empatii, emocji, czułości niż w przypadku dziewczyny w moim wieku).

 

Zupełnie osobna sprawa to to na czym taka relacja się opiera. Czasem mam wrażenie że gdyby nie zaburzenia (moje i jej) to ani ona nie interesowałaby się dużo starszym kolesiem (który po części zastępuje jej ojca) ani ja młodszą dziewczyną (przy której czuję się ważny). I trochę boję się co będzie jak ona dorośnie, różnica wieku zostanie, ale różnica w dojrzałości się zmieni. Ale nie ma co wyprzedzać faktów, dopóki jesteśmy/jesteście szczęśliwi to nie ma w tym nic złego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, pierwszy raz mam przyjemność wypowiedzenia się na tym forum :)

Kiedyś tu trafiłem szukając wypowiedzi osób z podobnymi problemami jak ja, szczególnie jeśli chodzi o związki, a raczej ich brak. Z tym, że ja zawaliłem cale swoje życie.

Szczerze chciałbym wam podziękować, bo dzięki waszym wypowiedzią, naprawdę dużo sobie uświadomiłem i wreszcie moje życie wskoczyło na dobry tor (przynajmniej tak mi się wydaje:) ). Moja sytuacja z tego co zauważyłem po przebrnięciu przez 1/3 postów z tego wątku, jest podobna do Czlowieka Nerwicy.

Od 8 klasy podstawówki borykam się z trądzikiem. Nigdy nie byłem za specjalnie wyględny, a trądzik to był juz cios w plecy. Na początku się tym nie przejmowałem zbytnio. Zwykła rzecz - dorastanie. Pierwsze nieprzyjemności zaczęły się w liceum, nawet ze strony nauczycieli. Reagowałem na to agresywnie, wiec ludzie raczej śmiali się ze mnie za moimi plecami, bo bali się powiedzieć mi to wprost. Jednak w pewnym momencie juz po prostu nie miałem na to siły i zacząłem się coraz bardziej od wszystkich oddalać. Uciekać w bezpieczna samotność. Stały kontakt utrzymywałem tylko ze znajomymi z osiedli, których znalem od szkraba, bo czułem się miedzy nimi w miarę bezpiecznie. Wiedziałem, ze mimo jakiś konfliktów które zawsze się zdarzają w grupie nikt nie wypomni mojego wygładu. Po skończeniu liceum część poszła na studia, cześć do pracy. Wszyscy zaczęli układać swoje życie i powoli kontakty malały, albo się urywały całkowicie. Ja zamykałem się coraz bardziej w sobie. Poszedłem na studia, ale zawsze trzymałem się na uboczu. Moja twarz to była jedna wielka krosta. Kilku letnie leczenie rozwaliło mi tylko żołądek nie przynosząc najmniejszego efektu. Jednak leczyłem się dalej, bo miałem nadzieje, że jak się wyleczę to moje życie zmieni się na lepsze. Równolegle ze studiami poszedłem do pracy, która wymusiła na mnie duży kontakt z innymi pracownikami, szczególnie z kobietami. Wszystkie kontakty były na stopie służbowej i taki układ zaczął mi pasować. Z jednej strony dużo spotykałem się z ludźmi, a z drugiej nie bałem się, że spotkają mnie jakieś nieprzyjemności związane z wyglądem. Poświęciłem się tak mocno pracy, że zawaliłem studia i zostałem skreślony.

Mając 24 lata udało mi się w końcu wyleczyć trądzik, ale nie przyniosło to ukojenia. Zostały jeszcze mocne blizny na całej twarzy, które może licząc od dzisiaj za rok dopiero będę mógł zacząć usuwać. Praktycznie zero jakichkolwiek doświadczeń z kobietami. Kontakty utrzymuje właściwie tylko z dwóma kolegami i przyjaciółką, którzy nie zdają sobie sprawy co przeżywam i z tego co słyszałem od przyjaciółki to zawsze mnie miała za bardzo silnego. Najgorsze były właśnie czasy po skończeniu liceum. Często w domu zachowywałem się agresywnie, ciągle byłem niewyspany, nie miałem siły na nic. Aż któregoś dnia coś we mnie pękło i rozłożyłem się całkowicie. Z łóżka wstawałem tylko, żeby pójść do pracy, w której i tak nic już nie robiłem poza siedzeniem przy biurku i patrzeniem się bezmyślnie w wybrany punkt.

Po jakimś miesiącu zaczął mnie strasznie wkurwiać mój stan i zacząłem szukać przyczyn.

 

Tak m.in. trafiłem tutaj na forum. Uświadomiliście mi, że takie narcystyczne podejście to jest błędne koło. Nawet niektórymi postami, które wprost atakowały w sposób niezbyt miły Człowieka Nerwice. Bo mówienie, tak jak właśnie Człowiek Nerwica (wcześniej myślałem tak samo), że jak znajdzie kogoś kto go pokocha i zaakceptuje to jego życie się zmieni, że przyczyna depresji i fobii odejdzie. Jest to bzdura. Jeśli nie zmienimy swojego podejścia, to nawet jak znajdziemy tą jedną jedyną, to powstanie jakiś inny problem, który nas zablokuje. Wiem to z własnego doświadczenia. Kiedyś poznałem naprawdę śliczną dziewczynę, która niewiadomo dlaczego zainteresowała się właśnie mną mimo, że na brak powodzenia na pewno nie narzekała. Zdawała sobie sprawę, że czuje się przy niej niepewnie. Często mi to podkreślała, że wybrała właśnie mnie i nikogo innego. Jednak ja cały czas zastanawiałem się dlaczego akurat ja, że to przecież nie możliwe, żebym komukolwiek się tak po prostu spodobał. W końcu nasza znajomość nie potrwała długo i skończyła się zanim w ogóle do czegoś doszło i tylko z mojej winy.

 

Podsumowując, musimy najpierw się wziąć za zmienianie siebie. Teraz mam 25 lat i dopiero zaczynam żyć. Poszedłem do psychiatry. Zapisałem się ponownie na studia, gdzie z poświęceniem staram się zdobywać jak najlepsze oceny. Chodzę na siłownie, po której nie tylko sylwetka się poprawia, ale też samopoczucie i w pewnym sensie uspokaja szalejące hormony, bo w końcu jestem zdrowym i młodym facetem, który jakieś tam potrzeby ma.

Zaczynam skakać na spadochronie, uczę się gry na gitarze, staram się po prostu cieszyć życiem.

Pozostaje jeszcze sfera uczuć. Jej tak łatwo nie da się zaspokoić, ale może kiedyś…

W każdym razie będę nadal próbować szukać tej jednej, jedynej, coraz bardziej otwierać się na ludzi, bo nie tylko trzeba znaleźć siłę, żeby nawiązać przyjaźnie, ale także, żeby tym złym osobą się umieć przeciwstawić (w inny sposób niż agresja, chociaż ta też czasem pomaga).

Prędzej, czy później pewnie znowu mnie dopadnie dół, ale czym dłużej będę się swoim złym myślą przeciwstawiał to tym łatwiej będzie z nimi walczyć.

A jeśli nie znajdę nikogo, kto by mnie pokochał i zostanę choćby 80 letnim prawiczkiem, to przynajmniej będę miał świadomość, że zrobiłem wiele innych rzeczy które przeciętny człowiek nie był w stanie i z których mogę być dumny.

Nie użalajmy się nad sobą tylko starajmy się żyć, a nie przeżyć. Zmieniajmy ile się da, żebyśmy byli szczęśliwi. Wyglądu nie da się zmienić, dlatego staram się w ogóle o tym nie myśleć. Szczególnie kieruje to do Człowieka Nerwica.

 

Przepraszam za ten chaos w tekście ale za dużo myśli, a za mało czasu i umiejętności ich przekazania :) No i w pewnym sensie chciałem się troche wygadać :)

I dzięki wszystkim, którzy pisali w tym temacie, trafne czy mniej trafne uwagi, bo pozwoliły na wyciągnięcie własnych wniosków.

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę dzięki, że mogłem się trochę wygadać :) i mam nadzieje, że może ktoś w podobnej do mojej sytuacji po przeczytaniu tego co starałem się przekazać dojdzie szybciej do swoich właściwych wniosków i nie zmarnuje tylu lat na darmo.

 

I mam do was pytanie. Wiecie jak wygląda terapia grupowa ? Co na niej w ogóle się dzieje ?

Psychiatra mnie cały czas namawia na taką formę leczenia lecz, wstyd przyznać, ale się trochę boje :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jasio25, słuchaj, podziwiam Cię, naprawdę. Też bym się chciała tak pozbierać jak Ty, ale ciągle brakuje mi siły. Wiem, co chciałabym robić w życiu, ale co innego wiedzieć a co innego to naprawdę realizować. Ja w tej chwili robię tylko to co muszę (studia). Pozatym nie wychodzę z domu. A tyle miałam planów i marzeń... Ciągle wierzę że kiedyś "się wezmę", ale na wierze się kończy. Dałeś mi nadzieję swoim przykładem że da się wygrać walkę o siebie i mam nadzieję że kiedyś będę mogła napisać tu coś podobnego co Ty. Ale jak daleka do tego droga...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo mówienie, tak jak właśnie Człowiek Nerwica (wcześniej myślałem tak samo), że jak znajdzie kogoś kto go pokocha i zaakceptuje to jego życie się zmieni, że przyczyna depresji i fobii odejdzie.

Człowiek nerwica stanowczo dementuje jakoby myślał kiedykolwiek w ten sposób ;)>

Dobrze wiem,ze żaden uklad partnerski nie ma sensu jeżeli ma sie problemy .Taki układ by nie przetrwał(no chyba że chodziłoby o zwykłą przyjażń,chociaż i to trudno osiągnąć bojąc sie ludzi)

Aktualnie jestem na etapie pokonywania lęku przed podjęciem albo roboty albo wolontariatu.W poniedziałek sobie wmówiłem,że pójde do urzędu pracy.Chcialbym żeby mi sie udało cos załatwić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze wiem,ze żaden uklad partnerski nie ma sensu jeżeli ma sie problemy .Taki układ by nie przetrwał(no chyba że chodziłoby o zwykłą przyjażń,chociaż i to trudno osiągnąć bojąc sie ludzi)

ze co???

zupelnie sie nie zgadzam

rownie dobrze zwiazek (lub chec zwiazku) moze dawac motywacja do tego by sie zmienic nie mowiac o wsparciu partnera w tym procesie :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda

Ale problem może leżeć w tym że ine kazdy może umiec prosic o pomoc, przyznać się do bezradności etc, przeżywać negatywnych emocji z kimś

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Autodestrukcja, a to już inna strona medalu. poza tym nie każdy jest w stanie poradzić sobie z bagażem emocji, problemów, jakie zaburzona osoba wnosi do związku. czasem chora osoba boi się odrzucenia z powodu swojej 'choroby', i wtedy jest jeszcze gorzej...

i w ogóle, są rozmaite opcje. bo ja np. jak już poczuję nić porozumienia, i wiem, że dana osoba byłaby w stanie zaakceptować mnie taką, jaka jestem, uciekam ile sił w nogach, bo ogarnia mnie irracjonalny strach. i nie wiem, przed czym? ktoś ma pomysł?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Namiestnik-a co zrobić jak ktoś nie ma bliskich?,jak może osiągnąc znajomośc człowiek który jest chory np. tak bardzo że widaćto po jego zachowaniu?Większośc ludzi niestety odrzuca facetów chorych na depresje,bo sobie myślą,że "no sorry ale ja z takim facetem słabym psychicznie nie chce być"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowiek nerwica, myślę, że generalizujesz. czyli że co, mężczyźni też nie chcą 'chorych' kobiet? jeśli ktoś potrafi oddzielić symptomy choroby od wnętrza człowieka, to nie będzie postrzegał go w taki płytki sposób - przez pryzmat choroby, tylko zajrzy głębiej i poszuka człowieka, a nie nerwicy czy depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowiek nerwica, ale wtedy nie są warci zachodu. tak mi się wydaje. tj. jeżeli ktoś szuka partnera tylko, dajmy na to, dla seksu - to wtedy i my (ty) nie czulibyśmy się z nim dobrze, tak jak i on z nami. a jeśli ktoś szuka czegoś głębszego - to wtedy i patrzy głębiej.

 

chociaż ja to mam tak sinusoidalnie idealistyczne i totalnie zgorzkniałe podejście do tych spraw. bo jednego dnia wszyscy ludzie dla mnie szukają w życiu tylko jednego i myślą tylko tym, co mają między nogami (bez względu na płeć), a czasem mam ochotę uwierzyć w prawdziwą miłość. więc dzisiaj wam sprzedaję poglądy pro-love.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tez tak kurde niektorzy pisza, jakby ktos kto mial nerwice czy depresje mial to wypisane na twarzy, albo chodzil i gadal o tym wszedzie, albo poznawal sie z kims nowym i na wstepie mowil ' hej, co u ciebie? bo u mnie lipnie, od 2 lat mam nerwice lekowa'. to nie jest normalne, ze patrzy sie na ta chorobe w ten sposob, ze ona zawladnela juz zyciem, ze to wogole koniec swiata. wg mnie ktos kto juz nie panuje nad swoja depresja, oznacza to ze juz nawet nie chce walczyc z nia w efekcie juz przegral ta walke.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przy czym nerwica wplywa na zachowanie

Na czole nie ma napisu nerwica

ale czoło może przypominac czoło człowieka zmienionego, pod wpływem

Jak dla mnie to MOŻE być tak jak w przypadku nietrzeźwości. Ciężko ocenić człowieka po tym jak się widziało go tylko w stanie nietrzeźwości. W prawdzie przyczyny depresji nerwicy etc są częścią człowieka i jego myśli to jednak pewne skutki o podłożu bardziej biologicznym czy fizycznym, ciągłe zmęczenie etc to taki mało atrakcyjny bonus.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się niestety z autodestrukcją, że są pewnie zachowania, które trudno kontrolować, ale niekoniecznie muszą wskazywać rozmówcy, że jest to coś więcej niż zwykłe zdenerwowanie.

Ciągłe zmęczenie mi na razie odeszło, na początku przez leki, teraz chyba przez ćwiczenia, bo nie czuje się jak wcześniej po lekach.

W rozmowie zazwyczaj staram się być opanowany. Kiedyś jak tylko zaczynałem się denerwować to wolałem szybko zakończyć rozmowę pod jakimś pretekstem i się oddalić.

Teraz już się zmuszam do dłuższej rozmowy. Pustka, albo zamotanie w głowie to normalka. Ale ostatnio np. tak się zdenerwowałem zwykłą rozmową, że aż trzęsły mi się ręce. Chciałem zapalić papierosa, ale nie mogłem trafić w płomień :) W końcu wyjąłem papierosa z ust i z 5 min starałem się uspokoić, ale i tak już było widać po mnie przerażenie. Z jednej strony się z tego śmieje i jestem zadowolony bo potrafię się prędzej, czy później w miarę opanować, a z drugiej strony jest to strasznie wkurzające.

Ale mimo wszystko w życiu codziennym jestem lepiej odbierany jak staram się rozmawiać i wcale pierwsze wrażenie aż tak nie odpycha. Nadal kiepsko, jeśli chodzi o próby zagadania do dziewczyny, która mi się podoba, bo myśl o porażce jeszcze bardziej denerwuje, a mdlejąc to już na pewno dobrego wrażenia nie zrobię :) Póki co się nie poddaje i walczę dalej z samy sobą. Czym więcej będę próbować prowadzić nawet krótkie rozmowy, tym będę bardziej pewny siebie. Przynajmniej mam taką nadzieje :)

25 lat, a zachowuje się jak bym miał 12. Koszmar.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×