Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć jestem tu nowa i nie wiem od czego zacząć. Może od początku... Jestem osobą, która znalazła się tu po pomoc. W moim życiu nie zawsze było dobrze i idealnie pewnie jak w większości ludzi chcielibyście coś zmienić. Od kilku tygodni przeżywam duży kryzys emocjonalny... Nie mam znajomych ani przyjaciół, nie wychodzę z domu, spędzam samotnie dnie i noce, czytając książki lub przeglądając "internet". Mam jedną wspaniałą osobę w moim życiu i jest to mój mężczyzna jeżeli jeszcze mogę tak mówić... Wszystko zaczęło się we wrześniu odkąd wróciłam od niego do domu.. Jestem osobą, która przez przeszłość, nękanie, groźby itp musiała zrezygnować z normalnej szkoły, opuścić rok i udać się na zaoczne. Dla mnie była to osobista porażka lecz wspierał mnie w tym jak mógł, przeżyłam to bardzo, że nie mogę być jak "inni". Ze względu na chorobę nie mogę znaleźć pracy, pracowałam jakoś dorywczo ale to potem. Przez te wszystkie miesiące w moim życiu pojawiło się wiele złego, moja matka traktuje mnie jak popychadło, darmozjada, niechciane dziecko, czasami podniesie na mnie rękę co nigdy się wcześniej nie zdarzyło. Wszystko teraz się pogorszyło, z dnia na dzień jest coraz gorzej i nie mogę tego wytrzymać. Dodam, że z moim chłopakiem widziałam się 7 miesięcy temu (mieszka zagranicą) . Jesteśmy już 3 lata ze sobą i nie to nie jest jakiś głupi związek na odległość, widujemy się itp lecz teraz ze względów finansowych nie miał jak a ja zdrowotnych nie mogłam tam polecieć... Wróćmy do tematu. Dostałam wyrok śmierci kilka miesięcy temu co okazało się głupim błędem w laboratorium jakieś człowieka i przez dwa tygodnie żyłam w świadomości, że umieram na raka.. Dodam, że jestem osobą, która wiele w życiu przeszła i dostała w kość., więc dla mnie to było już dosadne. Przez ten okres czasu od listopada do marca moje zachowanie w stosunku do niego było złe. Na początku jeszcze dawałam radę i nie okazywałam jak bardzo załamałam się tym wszystkim. Stopniowo odpychałam Go by nie wiedział jak bardzo jest źle w moim życiu i jak wstyd mi za zachowanie własnej matki (przy nim taka nie jest, raz tylko pokazała co potrafi). Do rzeczy od stycznia tego roku bardzo ale to bardzo źle się w stosunku do niego zachowywałam, mniej czasu dla niego i czułości, słów.. On przez pracę i szkołę także miał mnie czasu dla mnie, chciałam mu pokazać jak to jest gdy druga osoba tak robi i gdy prosi o chwilę rozmowy nie może tego dostać.. Miałam prace dorywczą ale nie spodobała mu się (zdjęcia po klubach, nocna pora itp). Nie trwało to długo jakiś miesiąc tylko. Potem żeby nie myślał, że nie liczę się z jego zdaniem zmieniłam "pracę" na harcerstwo by dostać papier, że pracuje z dziećmi i żeby to służyło jako podstawa do jakieś pracy a wiem, że to się ceni. Dwa razy w tygodniu uczęszczałam na zbiórkę i czasami w weekend musiałam pomagać. Widocznie też mu się to nie spodobało, bo nie było mnie " w domu". Przejdźmy do rzeczy, nastała kłótnia, po której wybuchała wielka awantura. Zarzucał mi, że nie interesuję się nim ani jego zdaniem i myślę tylko o sobie. Bardzo często powtarzałam mu, że nie ma go w ważnych momentach w moim życiu i wygarniałam mu, że Go tu nie ma ( załamanie nerwowe i leki ). Robiłam to tylko po to żeby zmusić Go by rzucił wszystko i był tu tylko dla mnie. Podczas tej kłótni powiedział mi, że nie będzie mnie już nigdy ranił i nie powie do mnie żadnych słów co wcześniej (kocham Cię, potrzebuje itp). I tak jest od miesiąca dostaje tylko ciszę, brak odpowiedzi na pytania i wiele innych spraw. Oczywiście zauważyłam ten błąd jaki ja zrobiłam, dla mnie jestem inna i staram się to naprawić. Ciągle coś zmieniam, rzuciłam wszystkie zajęcia, przebywam w domu, nie wychodzę nawet do sklepu. Nie rozmawiam z nikim, wysyłam mu listy. Piszę jak Go kocham i wiele innych rzeczy. Dla niego nie zmieniłam się w ogóle. Według niego ja tylko mówię jak kocham ale nic nie robię i nie zwracam uwagi na to co on mówi. Bardzo często powtarzam mu, że mi zależy i wiele innych rzeczy, piszę do niego cały czas. Próbuję zachęcić.. lecz dostaję ciszę... zero odpowiedzi, nic. Czuje się bezużyteczna i nie wiem co o tym myśleć. Czy on mnie kocha? Zależy mu? Gdy pytam go czy chce mnie zostawić albo czemu mnie nie rzuciłeś to odpowiada mi " A chcesz?" lub " To zostaw mnie". Zadaje mu mnóstwo pytań, czy chce mnie, czy mnie kocha czy by chciał przylecieć. Dostaję ciszę..Proszę pomóżcie mi, nie radzę sobie i nie wiem co robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

też jestem tu nowy i chcę się wyżalić. Ale nie będę tworzył żadnego eseju, więc napiszę tak w skrócie: straciłem ochotę do życia. Wiem, że to depresja, ale jakoś nie mam ochoty i siły aby z tym walczyć. Żyję (egzystuję) z dnia na dzień. Czasami myślę, że czas pożegnać się ze światem i "palnąć" sobie w łeb.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienawidzę siebie tak bardzo, bardzo brzydze sie sobą. Każde spojrzenie w lustro, każda rozmowa z drugim człowiekiem sprawia, że czuję się jak zero, jak nikt. cokolwiek osiągnę nigdy nie bede z siebie zadowolona. Z kolei strach przed niepowodzeniem i potwierdzeniem moich obaw Sprawia ze uciekam od nowych wyzwań Których przecież pragne.

 

Jestem zmęczona i wykończona sobą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienawidzę siebie tak bardzo, bardzo brzydze sie sobą. Każde spojrzenie w lustro, każda rozmowa z drugim człowiekiem sprawia, że czuję się jak zero, jak nikt. cokolwiek osiągnę nigdy nie bede z siebie zadowolona. Z kolei strach przed niepowodzeniem i potwierdzeniem moich obaw Sprawia ze uciekam od nowych wyzwań Których przecież pragne.

 

Jestem zmęczona i wykończona sobą

 

czuję się podobnie...

powinnam wstać i działać bo jutro to przeklęte wesele...

ale nie mogę...

siedzę i ryczę bez sensu...

chyba jest mi jednak przykro ze mi nie wyszło

ze nie mam przy sobie partnera z ktorym chcialam byc...

ze mnie tak potraktowal ze nie moge sie z tego pozbierac...

ze mily i fajny facet chce sie ze mna umowic a ja nie mam sily wejsc w jakakolwek relacje

robie sie coraz starsza i coraz bardziej poj*ebana...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby jest u mnie w porządku, ale napięcie przed maturą sprawia, ze czuje się zakleszczona...od zawsze świetnie się uczylam,pasek od podstawówki na świadectwie, oprócz tego roku,bo wiele się znienilo. Trzecia klasa to byla totalna tragedia, depresja,śmierć ojca, ciagly problem z akceptacja siebie, zamkniecie się na ludzi, tendencje wzrostowe,spadkowe, jak na pieprzonej karuzeli, wszystko wiruje, a ja nie do końca wiem co się dzieje...sa dni, kiedy czuję ze żyję, a sa takie, ze zastanawia się, po co w ogóle jeszcze funkcjonuje. Na dodatek świadomość tego, ze mialabym nie zdać matury, po tylu latach nauki, poświęcenia, stresu szkolnego, tylko przez to,ze ten rok Byl dla mnie fatalny pod względem psychicznym?! Mam dziury w pamięci, ogromne dziury... czasem czuje się jakbym te wszystkie lata w szkole spedzila jedynie w mojej ograniczonej świadomości...zly czas, po prostu nieodpowiedni czas moja psychika wybrala sobie na te wszystkie niepewności i cyrki. Z silnej, niezaleznej, wesolej dziewczyny, stalam się jakąś wyobcowana, pesymistyczna starsza kobietą...czy wrócę kiedyś do mojego "ja"? Czy znowu będę ta samą dziewczyną? Czy wszystko zmienilo się nieodwracalnie i muszę się z tym pogodzić? Wszystko to jedna wielka niewiadoma, która każdego dnia wierci mi dziurę w glowie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tragizujesz, jeden rok gorszej nauki nic nie znaczy i żeby nie zdać matury musiałabyś chyba wejść na nią co najmniej w połowie albo dostać jakiegoś ataku paniki i uciec z sali ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madeline1111, też czuję, że z powodu złej kondycji psychicznej zawalę studia, chociaż już niewiele zostało i zawsze miałem dobre stopnie, chociaż rok temu też mało co nie było to samo, nie mam siły chodzić do pracy o którą tak się starałem. Wszystko może się obrócić w totalny proch. Chyba Cię rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi glownie o ustny polski. Jestem rocznikiem objętym nowa podstawą, co za tym idzie - nowa forma egzaminu. Dużo się zmienilo teraz w tej kwestii. Nawet ludzie z CKE twierdza,ze te reformy maja na celu zmniejszyć ilość osób, które maja dostać się na studia. Ale w sumie to zgadzam się, tragizuję tez w większym stopniu pewnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madeline1111, też czuję, że z powodu złej kondycji psychicznej zawalę studia, chociaż już niewiele zostało i zawsze miałem dobre stopnie, chociaż rok temu też mało co nie było to samo, nie mam siły chodzić do pracy o którą tak się starałem. Wszystko może się obrócić w totalny proch. Chyba Cię rozumiem.

 

Ach...mam nadzieję, ze korzystasz z pomocy psychologicznej, psychiatry? Nie myslales,żeby zrobić sobie np rok przerwy? Chociaż przecież nie zawsze ma się taka możliwość... Dlugo jestes juz w takim stanie?Z ta obojętnością tez Cie w rozumiem. Od października do lutego wszystko,ale to wszystko bylo mi obojętne. Szkola to byla jakas abstrakcja, sprawdziany,matury próbne - przychodzilam i twierdzilam, ze w sumie to obojętne jest mi to czy cos napisze czy nie,walic to. Gdzie przecież jeszcze rok temu, zrobilabym wszystko, żeby napisać jak najlepiej,żeby dostać się do tego liceum tez musialam się nieźle postarać...ludzie - mogliby istnieć dla mnie tylko w sieci, obojętność w różnych stopniach, bez emocji zazwyczaj, po prostu wyje * bongo na dalej linii... ja się dziwnie ze w ogóle te szkole skonczylam.

Bardzo, ale to bardzo dużo refleksji mam wobec tych sytuacji. Jak bardzo mogą zmienić się priorytety czlowieka w tak krótkim czasie...zamienić wszystkie przyjemności na sen ? Spanie to bylo pewnego czasu jak jakiś nalog, bylo najważniejsze na świecie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi glownie o ustny polski. Jestem rocznikiem objętym nowa podstawą, co za tym idzie - nowa forma egzaminu. Dużo się zmienilo teraz w tej kwestii. Nawet ludzie z CKE twierdza,ze te reformy maja na celu zmniejszyć ilość osób, które maja dostać się na studia. Ale w sumie to zgadzam się, tragizuję tez w większym stopniu pewnie...

 

Myślę, że za bardzo się przejmujesz maturą i za dużo o tym myślisz. Jestem pewny, że poradzisz sobie bez większego problemu. Trzymam kciuki! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madeline1111, myslalem o roku przerwy, ale to jest juz ostateczne poddanie sie, czuje ze juz bym nie wrocil. Ten stan? Pojawia sie i znika co jakis czas. Teraz najchetniej bym przespał to wszystko.

To tak jak ja myslalam o pisaniu matury za rok,wiem ze to nie to samo,ale jakas zbieżność jednak jest. Tyle ze wmawialam sobie ze podejde, ze przez rok trochę się podbuduje psychicznie i wrócę silniejsza pod wieloma względami. Wiem,latwo się mówi,gdyba, a w rzeczywistości zazwyczaj wygląda to inaczej. Podziwiam ludzi,którzy podejmują takie decyzję i jednak wracają do swoich obowiązków w lepszej kondycji, a co ważniejsze, z nadzieją na lepsze jutro...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jęczarnia, to sobie pojęczę,

moja rodzinka wybrała się dziś na termy uniejowskie wraz z moją znienawidzoną teściową, mnie zostawili. Jestem sama. Czy mój Tż, nie rozumie, że jest mi przykro kiedy jedzie z dzieciakami , a ja zostaję sama? Przecież nie wybiorę się z tą małpą czyt. teściową, która przyczyniła się do mojego obecnego stanu zdrowia.

Dodatkowo, moje najmłodsze nie dostało się do szkoły baletowej, dziś były wyniki.

 

To chlam sobie teraz w samotności piwsko i chuj mnie wszystko obchodzi...

biorę leki, ale jest dobrze.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam na próbnym dniu w pracy. Generalnie czegoś podobnego chciałam. Stała praca, normalne zarobki, umowa o pracę, porządne zajęcie a nie jakiś telemarketing czy stanie na kasie. Teraz pracowałabym w sekretariacie. I okazuje się, że chyba jednak nie odpowiada mi ta praca :( No bo jestem na totalnym widoku. Jak ktoś coś chce (kawa, ksero, skan, poczta, cokolwiek)-przychodzi do mnie. W pewnym momencie jest kolejka ludzi którzy czegoś chcą, a jeszcze jakiś gbur się 5 razy upomina o jakąś durną kawę kiedy ja robię 10 innych rzeczy. Jakby zrobił ją sobie sam to zdążyłby już ją w tym czasie wypić, no ale po co... Ciągle dzwoni telefon, ciągle bieganina podczas gdy inni pracownicy siedzą z nogami wyłożonymi na swoich biurkach, wychodzą kiedy chcą, robią co chcą i tylko żądają. A dodam, że byłam tam z dziewczyną którą mam zastąpić, później będę sama... Wiem, że początki w nowej pracy są zawsze ciężkie, ale na prawdę mam spore wątpliwości czy dam sobie radę :/ Zanosiłam na zebranie szklanki wody i myślałam, że je roztrzaskam bo tak mi się ręce trzęsły. A przecież to tylko część obowiązków, które na mnie czekają. Wolałabym pracę bardziej w samotności, a nie w głównym punkcie firmy, narażona na stres i narzekania innych pracowników. Jestem osobą bardzo wrażliwą i też nie chciałabym wychodzić z pracy i płakać w drodze do domu :/ Tylko co mam zrobić jak kolejna okazja na normalną pracę trafi mi się za nie wiadomo jak ogromny okres czasu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×