Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość zależna


Bura

Rekomendowane odpowiedzi

Ja ogólnie mam problem z pakowaniem się w toksyczne, tragiczne relacje, które mnie dobijają, unieszczęśliwiają, jednak paradoksalnie w nich trwam bo naiwnie zawsze mi się wydaje, że jak bardziej się postaram i wysilę to na pewno z danej relacji coś uda się sensownego zbudować.
Ja czesto od razu wiem, ze jakas relacja nie ma szans na powodzenie /moja logiczna częśc mi to podpowiada/ natomiast wrecz nie potrafie sie powstrzymać, żeby w nią nie brnąć :hide: jak alkoholik przy butelce ! groza jakaś :? im bardziej toksyczna relacja, tym bardziej mnie fascynuje i intryguje... dobrze wiem, że podświadomie odwzorowuje relację z rodzicami, ale ta wiedza nic mi nie daje :?

Wciąż mam też problem z wyrażaniem gniewu, mówieniem, że coś może mi się nie podobać itp. Zazwyczaj ignoruje w sobie te negatywne emocje gdyż boje się utraty danych relacji, stracenia przychylności, sympatii danych osób.
Postaraj sie może nauczyc asertywności, czyli wyrazania swojego zdania w sposób, który nikogo nie obraża.... mi to b pomogło, czuje sie bezpieczna używając tej techniki, mówię spokojnie i uprzejmie, wiem ze nikogo do siebie nie zrażę, a jednoczesnie powiem, co mi sie nie podoba.
Czy Wy też tak macie, że zawsze Wam się wydaje, że jest nieodpowiednia sytuacja aby coś powiedzieć, zrobić? Czekacie na tą "odpowiednią" sytuację, ale ona nigdy się nie pojawia, a nawet jak teoretycznie się pojawi to i tak nie potraficie o czymś dla Was waznym pogadać z drugą osobą? To taki problem aby wyrażać siebie, być autentycznym?
No niestety jestem mistrzem przeciagania decyzji w nieskończoność, szczególnie kiedy wiem, że kogos poważnie zranię. Jest mi trudno sprawic komus przykrość, nawet jesli to sie odbywa moim kosztem. Wole sprawic przykrośc sobie :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

żeby nauczyć się asertywności trzeba najpierw dać sobie prawa dla siebie,takie jakie mają inni ludzie a poźniej tak jak mówisz próbować wyrażać swoje zdanie, swoje uczucia . Nawet robię sobie tak że zapisuję co dziś np zrobiłam wbrew sobie i próbuję zapisać sobie jak bym mogła wyrazić to w sposób asertywny i jakie miałabym dla siebie z tego korzyści , a jakie mam straty i to mnie motywuje i gdy sobie tak ćwiczę to póxniej pamiętam o tym i wtedy zdarza się że korzystam z tych notatek w podobnych sytuacjach . Z chęcią to bym się zapisała na jakiś nie wiem kurs, albo na jakieś zajęcia grupowe gdzie jest łatwiej to ćwiczyć, gdzie można poznać jesczze lepiej to wszystko i przekonywać się że reakcje innych nie będą takie na jakie zakładam gdy będę mówic wprost co czuję , czego chcę a czego nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ewan74, mam w chałupie fajna ksiązke o asertywności, napisze Ci info jak wróce do domu z m-c, tytuł i autor :P bo teraz nie pamietam.

żeby nauczyć się asertywności trzeba najpierw dać sobie prawa dla siebie
Ja sobie tak to tłumaczę : wolę, żeby inni ludzie byli wobec mnie asertywni, niz cos tam przemilczali albo przełykali, bo od tego prędzej czy później psuje sie atmosfera :arrow: logiczne wiec, że z tego samego powodu inni też by woleli, żebym ja był szczera wobec nich. Dlatego wyrażając swoje zdanie działam dla dobra wszystkich, a nie wyrażając go - szkodze wszystkim, nie tylko sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobowość zależna objawia się:

 

- biernym podporządkowaniem się otoczeniu

- bezwolnym opieraniem się na innych w podejmowaniu mniej lub bardziej ważnych decyzji życiowych, ze skłonnością do częstego przenoszenia na nich odpowiedzialności;

- nadmierną obawą przed porzuceniem przez osoby bliskie i osamotnieniem;

- poczuciem niepewności, bezradności, bezsilności i niekompetencji;

- uległością wobec życzeń i wymagań innych ludzi, zwłaszcza osób starszych lub posiadających autorytet;

- unikaniem trudności oraz łatwym wycofywaniem się z podjętych decyzji i działań;

- nadwrażliwością na stresy psychiczne i somatyczne;

- niedostatecznym wypełnianiem codziennych zadań z powodu braku napędu, aktywności, inicjatywy i samodzielności oraz dużej męczliwości i małej zdolności do odczuwania przyjemności;

U mnie występują w pełni objawy z punktów: 1, 2, 4, 6, 7, oraz częściowo z 5 (bo nie mam wyszczególnienia dla osób starszych) i z 8 (bo mam chyba średnią zdolność do odczuwania przyjemności)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobowość zależna objawia się:

 

- biernym podporządkowaniem się otoczeniu

- bezwolnym opieraniem się na innych w podejmowaniu mniej lub bardziej ważnych decyzji życiowych, ze skłonnością do częstego przenoszenia na nich odpowiedzialności;

- nadmierną obawą przed porzuceniem przez osoby bliskie i osamotnieniem;

- poczuciem niepewności, bezradności, bezsilności i niekompetencji;

- uległością wobec życzeń i wymagań innych ludzi, zwłaszcza osób starszych lub posiadających autorytet;

- unikaniem trudności oraz łatwym wycofywaniem się z podjętych decyzji i działań;

- nadwrażliwością na stresy psychiczne i somatyczne;

- niedostatecznym wypełnianiem codziennych zadań z powodu braku napędu, aktywności, inicjatywy i samodzielności oraz dużej męczliwości i małej zdolności do odczuwania przyjemności;

U mnie występują w pełni objawy z punktów: 1, 2, 4, 6, 7, oraz częściowo z 5 (bo nie mam wyszczególnienia dla osób starszych) i z 8 (bo mam chyba średnią zdolność do odczuwania przyjemności)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz dopiero swoje "miłostki" zaczynam wiązać z osobowością zależną....

Zakochuję się w facetach niedostepnych, często w egoistach niemalże....Jednocześnie przystojnych i inteligentnych....I do tego obłędnie fajny seks....

Tak jak ktoś wcześniej pisał o tej intuicji, odczuciu, że ta znajomość nie zapowiada się dobrze, że coś jest nie tak....że ten facet nie jest dla mnie...że odczuwam po każdym spotkaniu jakąś sztuczność....

Nie potrafię sobie z tym poradzić, nie potrafię być sama.... Mam dosyć życia w takich stanach depresyjnych....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc,

 

Czytam Wasze wypowiedzi i pierwszy raz czuje, ze nie jestem sama w swoich odczuciach. Od dluzszego czasu szukam odpowiedzi na pytanie czego tak naprawde mi brak, czy to ja powoduje te braki, czy podejmuje zle decyzje, czy to ja tworze chore zwiazki poprzez swoje uzaleznienie od partnera?

 

Wszystko zaczelo sie dwa lata temu, gdy moja pierwsza milosc po 3 latach chciala mnie zostawic. Serce mi peklo, bylam zakochana, nie widzialam zycia bez niego. Tak strasznie przezywalam to rozstanie, ze postanowilam udac sie do psychologa. Mialam wtedy 21 lat, a czulam sie jak mala opuszczona dziewczynka. Z drugiej strony bardzo dobrze sobie radze jesli chodzi o prace i studia, od zawsze pracowalam i staralam sie byc samodzielna, sama sobie wszytsko kupowac, byc odpowiedzialna za siebie i swoje zycie. Jesli chodzi o relacje z partnerem niestety nie czuje sie kompletnie samodzielna.

 

Zwiazek z pierwsza miloscia rozpadl sie pol roku po tym, gdy on chcial mnie zostawic, probowalam cos naprawic, nie chcialam zeby takie wielkie uczucie (chyba tylko wg mojej opinii) przepadlo. Po rozstaniu chcialam odbudowac nowa siebie. Zdalam sobie sprawe z tego, jak bardzo bylam uzalzeniona od swojego partnera. Zdawalam sobie sprawe z tego, ze wchodzac w ta relacje bylam mloda i naiwna dziewczyna, ktora niewiele wiedziala o zyciu a tym bardziej o zwiazkach. Poprzedni partner jak sie okazalo, zdradzal mnie i oszukiwal, nie wiedzialam tego na 100 % bedac w zwiazku, mialam podejrzenia, zastanawialam sie czy ze mna jest cos nie tak, chcialam go kontrolowac, nie mialam pewnosci, ze mnie oszukuje, nie chcialam kogos oskarzac bez dowodow, co uczynilo ze mnie wariatke, ktora starala sie kontrolowac i sprawdzac partnera gdy tylko mogla. Podczas terapii Pani doktor wytlumaczyla mi, ze nie jestem chora na zazdrosc, tylko partner spowodowal ze zachowywalam sie tak a nie inaczej.

 

Po zakonczeniu zwiazku myslalam, ze zawsze bede sama. Czulam sie tak potwornie poniewaz mielismy wspolnych znajomych i gdy rozstalam sie z chlopakiem, kontakt urwal sie rowniez z nimi. Musialam odbudowac nowa siebie, poczucie wlasnej wartosci, zreperowac serce i poukladac wszystko w glowie. Nie potrafilam spedzac za duzo czasu samotnie, pilam duzo alkoholu, spedzalam czas z innymi ludzmi gdy tylko moglam, byleby nie zostac sama. W trakcie tego wszytskiego poznalam chlopaka, bardzo zauroczylam sie nim, swietnie nam sie rozmawialo, po czym okazalo sie, ze byl uzalezniony od kokainy. Nie widzialam tego, chcialam mu pomoc, myslalam ze moja milosc go wyleczy, lecz on nie chcial mojej pomocy. Musialam znowu uczyc sie "rozstawiania z kims". W miedzy czasie umawialam sie z paroma facetami, ale po paru spotkaniach stwierdzilam ze to bez sensu, poniewaz ciagle mialam w glowie tego uzaleznionego chlopaka. Stwierdzilam, ze chyba cos ze mna jest nie tak. Zaczelam czytac fora o osobach uzalenionych od narkotykow, po to aby wiedziec z czym mialabym do czynienia gdybym zwiazala sie z taka osoba. W trakcie tej lektury pojawil sie temat osob wspoluzaleznionych, m.in kobiet ktore kochaja za bardzo. Popatrzylam na siebie i stwierdzilam ze niestety ale pasuje do tego opisu... Zaczelam sie tym tematem interesowac, czytac ksiazki i pracowac nad soba. Stwierdzilam, ze nie chce sie z nikim wiazac dopoki nie dojde ze soba do ładu, bez tego bede przyciagac do siebie tylko takich ludzi jak byly partner - kobieciarz lub niedoszly partner narkoman... popukalam sie po glowie, stwierdzilam ze koniec z takim balaganem i biore sie za siebie. Skupilam sie na poszukiwaniu nowej pracy, na sporcie, rodzinie i przyjaciolach. Szlo mi bardzo dobrze. W miedzyczasie byly partner kilkukrotnie chcial sie ze mna zobaczyc, angazowal spotkania w celu powrotow, lecz bylam nieugięta. Mijaja prawie 2 lata i nie mam z nim kontaktu, z czego jestem bardzo dumna.

 

Po 2 miesiacach od podjecia prawdziwej walki o sama siebie poznalam nowego chlopaka. Nie chcialam sie z nim wiazac wiedzac w jakiej sytuacji bylam. Spotykalismy sie, lecz nie chcialam sie angazowac. On czesto zaczynal rozmowy czemu tak sie zachowuje, jestem niedosteona uczuciowo, mowil ze szaleje za mna, ze mnie kocha, lecz ja nie chcialam sie otwierac. Po pierwszej klotni, gdy okazal mi brak szacunku przeklinajac w jakiejs glupie sprawie, stwierdzilam ze nie chce byc z taka osoba i skonczylam zwiazek. On nie chcial odpuscic, walczyl o mnie i wtedy poczulam, ze kurcze moze odrzucalam kogos kto chce dac mi naprawde szczescie? Postanowilam sie zaangazowac. Poczatkowo bylo cudownie, do czasu gdy okazalo sie, ze on moze dostac prace zwiazana z wyjazdem za granice i moze mnie zostawic. Bylam zla i osamotmiona, ze zaufalam mu a on nawet nie mysli o wyjezdzie ze mna. Koniec koncow pracy nie dostal, temat ucichl. Potem jak to w zwiazku zaczely sie problemy. W miare moje zaangazowania, gdzie zauwazylam ze wsyztsko co on mowil, o tym jak kocha jak mu zalezy, to wszytsko gdzies zginelo. Jestesmy ze soba rok, a on wydaje mi sie chlodny i obojetny. Pare lat jego ojciec pil, przestal w momencie gdy poznalam sie z obecnym partnerem. Myslalam, ze moze te zachowania, brak czulosci, czesto brak nawet ochoty na sex wynikaja z faktu, ze jest DDA... Kiedys gdzies rzucil mi haslem, ze ma kompleks piotrusia pana. Czytajac definicje zrozumialam ze taka osoba nie chce sie angazowac, nigdy nie bedzie gotowa aby byc w powaznym zwiazku.

 

Odnosze wrazenie, ze najlepiej byloby skonczyc taka relacje, tyle problemow, mam w glowie wielki balagan. Chcialabym wiedziec, ze mu zalezy, a nie czuje tego. Gdy zaczynam rozmowe i mowie o swoich obawach, on mowi, przeciez bylem zajety, o co Ci chodzi, jestem zly a Ty oczekujesz wyznan? Uwaza, ze wszystko musi byc zawsze tak jak ja tego chce. Mysli, ze skoro jest ze mna, to jest jasne ze mu zalezy. Zastanawiam sie, czy znowu tkwie w zwiazku bo jeste zalezna od partnera, bo kocham za bardzo? Wrocilam do psychologa i rozpoczynam terapie. Pani psycholog stwierdzila, ze zaznalam za malo milosci od rodzicow i brakuje mi uczucia. Mam 23 lata, a w kwestii emocjonalnej czuje sie jak 5 latka! Nie moge zaznac spokoju w tej relacji, nie wiem czy pracowac nad soba, czy uciec z tego zwiazku, czuje ze jest w tym tak straszny balagan. Klotnie i ozieblosc sprawiaja, ze nie czuje stabilizacji, martwie sie, nie umiem skupic na innych rzeczach, czuje ze to jest chore i nie tak powinno byc. Jak sobie radzic z napadami paniki emocjonalnej, glupich mysli, dziwna samotnoscia?

 

Wiem, ze moja wypowiedz jest bardzo dluga, ale tez dlugo zastanawialam sie co z tym fantem zrobic. Stwierdzilam, ze najlepiej bedzie wziac sprawy w swoje rece i cos z tym zrobic. Zaczelam od wizyt u psychologa i mam nadzieje, ze wypowiadanie tego co sie dzieje w mojej glowie, pomoze mi to obiektywnie ocenic i sprawi, ze zaczne prace nad soba i odzyskam kontrole nad swoimi emocjami.

 

Bardzo proszę o odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niechce nikogo urazić ale czy osoby z tą osobowością nie są potocznie nazywane "ofiarami losu", "pierdołami życiowymi"?

ja mam6,7,8

to żem się uśmiała :lol: myślę, że może prędzej "kobietami bluszczami" takimi, które opierają całe swoje życie na facecie, a bez niego ani rusz. znam b. dobrze osobę z rysem F 60.7. i nawet zdając sobie sprawę ze specyfiki tego zaburzenia, muszę się przyznać, że jej zachowania doprowadzają mnie do szału :shock: ta totalna bezwolność, poczucie braku wpływu na własne życie, postawy pt: "niech ktoś inny przyjdzie i posprząta mi w życiu" i "wszyscy w koło są winni, ja na nic nie zrobiłam" potrafią zirytować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tydzień temu (po próbie samobójczej i pobycie w szpitalu psychiatrycznym) zdiagnozowano u mnie DPD. Niestety, spora część ,,specyfikacji'' pasuje. Na początku pomyślałem ,,uf, czyli to nie jest «tylko depresja», faktycznie coś jest ze mną nie tak, jest to nazwane, można jakoś sobie z tym radzić''. Jednak im bardziej o tym myślę, tym jest gorzej. Pojawiają się wątpliwości, jakie były już tu wspominane przez innych - ile mnie to tak naprawdę ja, a ile to zaburzenie? Które z moich decyzji były patologicznie powodowane przez DPD? Niektóre własne cechy, które uznawałem za zalety, nagle okazały się być wadami (zdolność do wybaczania - bo przesadna, niezłoszczenie się - bo autoagresywne itp.).

 

Co ciekawe w życiu radzę sobie całkiem nieźle - dobrze płatna praca, żona, mieszkanie, z zewnątrz wszystko wygląda świetnie. Boję się, że po prostu tak przyzwyczaiłem się do grania swojej roli, dostosowywania się, że już nie potrafię inaczej.

 

Chodziłem 3 miesiące na psychoterapię, nie wiem, czy chcę kontynuować ją u tej samej osoby, czy w ogóle jest sens próbować mnie naprawiać. Mam wrażenie, że nie mogę sobie pozwolić na bycie szczęśliwym - z jednej strony już wiem, że to myślenie typowe przy DPD, z drugiej mimo to te myśli są bardzo silne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niechce nikogo urazić ale czy osoby z tą osobowością nie są potocznie nazywane "ofiarami losu", "pierdołami życiowymi"?

ja mam6,7,8

to żem się uśmiała :lol: myślę, że może prędzej "kobietami bluszczami" takimi, które opierają całe swoje życie na facecie, a bez niego ani rusz. znam b. dobrze osobę z rysem F 60.7. i nawet zdając sobie sprawę ze specyfiki tego zaburzenia, muszę się przyznać, że jej zachowania doprowadzają mnie do szału :shock: ta totalna bezwolność, poczucie braku wpływu na własne życie, postawy pt: "niech ktoś inny przyjdzie i posprząta mi w życiu" i "wszyscy w koło są winni, ja na nic nie zrobiłam" potrafią zirytować...

A ja z kolei opieram całe swoje życie głownie na matce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie objawia się to przede wszystkim obawą przed odrzuceniem, przed odizolowaniem od bliskich nie umiem sobie takiej sytuacji nawet wyobrazić bo panicznie się boję co to by było, koniec świata. Wolę też jak ktoś podejmie decyzję za mnie i pokieruje mną ale z drugiej strony nie raz się buntuję i sama siebie nie rozumiem.

 

-- 16 mar 2014, 20:53 --

 

Mam pytanie czy osobowość zależna jest osobowością niedojrzałą jednocześnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podejrzewam u siebie osobowość zależną, tylko że dla faceta to jest przypadłość straszna. Bo o ile w przypadku kobiet, to jeszcze chyba nic dziwnego, że chodzą przyklejone do swoich facetów, to w przypadku mężczyzny to naprawdę porażka i nie wiadomo co o takim mężczyźnie myśleć.

Ja gdy byłem w związku, to ubóstwiałem moją partnerkę. Patrzyłbym ciągle w jej oczy, wtulał się do 5 minut w nią i całował. Nie potrafiłem usiedzieć na jednym łóżku z nią nie przytulając się do niej. Na pierwszy rzut oka romantyczne, ale na dłuższą metę to męczące nawet dla kobiety potrzebującej miłości i chyba między innymi dlatego mnie zostawiła.

No i ta wszechobecna nieporadność, stres, gdy gdziekolwiek szliśmy.

A chyba najbardziej ją odrzuciła ode mnie moja płaczliwość, zrzędliwość w sytuacjach jakiejś choroby, kryzysu, czy większego problemu.

Która kobieta chciałaby być z kimś takim? Chyba jakaś zdesperowana chyba, albo z takim samym zaburzeniem, choć nawet taka potrzebuje partnera silnego, przy którym będzie się czuła bezpiecznie.

Tracę już nadzieję, że stworzę szczęśliwy związek..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym mieć takiego partnera, który by mnie ubóstwiał, bezgranicznie kochał ale jednocześnie podobają mi się mężczyźni męscy, silni, nie zachowujący się jak dziecko. Spróbuj nad sobą pracować, wybierz się na terapię.

 

-- 11 maja 2014, 10:40 --

 

Mam takie pytanie do eksperta: czy osobowość symbiotyczna to osobowość zależna czy borderline? Czy osobowość zależna może posługiwać się takimi mechanizmami obronnymi jak rozszczepienie? Na forum osoby z diagnozą osobowości zależnej opisują się jako potulne, nie umiejące się sprzeciwić krzywdzie itp. U mnie to wygląda inaczej jestem agresywna, impulsywna, nie panuje nad agresją, a jednak mam diagnozę zależna. Trochę mnie to dziwi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja chyba jestem taką osobą... boję się sama załatwiać różne sprawy, często staram się, żeby ktoś inny pomógł mi załatwić jakieś problemy. Jak muszę sama coś załatwić to mam problemy z wysławianiem sie i często i tak zapominam co po kolei mam zrobić...

boję się też samotności... zwłaszcza bez tej najbliższej osoby chyba nie będę mogła żyć....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×