Dla mnie do czasów gimnazjum sprawy wiary były raczej obojętne. Później mając przygotowania do bierzmowania trafił się całkiem spoko ksiądz (zakonnik), przez którego zainteresowałem się bardziej ta tematyką, zacząłem nawet poczytywać Pismo Święte. Generalnie dzisiaj wierzę w Boga, ale raczej niewiele mnie łączy z tym co głosi KK (zwłaszcza, że widzę sporo sprzeczności miedzy tym co jest w Biblii, a tym co głosi Kościół). Oczywiście nie mówię, że wszyscy księża są do bani, sam spotkałem kilku będących na prawdę w porządku. Jeśli ktoś czuje, że spełnia się w wierze uczestnicząc w najróżniejszych nabożeństwach to ok, jego/jej sprawa, nie widzę w tym nic złego. Sam uczęszczam do kościoła nieregularnie, w zależności od duchowej potrzeby, ale nie robią na mnie wrażenia monumentalne budowle, obrazy i takie tam. Wolę kontemplować obecność Boga nad jeziorem czy w lesie. A jak ktoś jest ateistą to nie jest to po prostu moja sprawa. Nie wnikam w powody, nie namawiam do nawrócenia, bo nawet nie czuję się w tym kompetentny. Ale również chciałbym żeby działało to w drugą stronę, czyli żeby żaden ateista nie przekonywał mnie do tego, że nie ma żadnego absolutu, czyli żeby uszanował i nie wyśmiewał tego, że mam takie poglądy. O!