Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Rzeczywiście z tym terapeutą to przeszłaś wiele.

Swoją drogą.....to myślę,że nie superwizował swojej spracy. Bo gdyby to robił, to nie doszłoby to takiej sytuacji.

 

Wiesz co, nie wiem, nie pytałam o to. Do kogoś chyba chodził (chociaż nie wiem, czy akurat w tamtym czasie), bo kiedyś wspomniał, że oni, terapeuci, też chodzą na swoją terapię.

Superwizja wcale nie jest gwarancją zapobiegania takim sytuacjom, gdy terapeuta np. uważa, że jego silne reakcje emocjonalne są adekwatne - wtedy ich może nie wnieść na superwizję. Zwłaszcza, że nie była to psychoterapia w nurcie analitycznym - on też mówił, co czuje i wyrażał swoje emocje, na mój gust nawet zbyt dużą do tego przywiązywał wagę.

 

Ciekawe czy z tym terapeutą wszyscy mają pod górkę? :shock:

 

Hmm. Znam kilka osób, z którymi pracował, w tym jedną, która go bardzo poleca (z tym, że jej odpowiadała terapia polegająca na waleniu młotkiem po głowie - tak twierdziła). Ma też kilka pozytywnych opinii w rankingu lekarzy. Ale zdecydowanie więcej ma negatywów, ludzie wręcz ostrzegają przed nim. Pewien psychiatra radził mi od niego uciekać wręcz, bo szkodzi (rada nie w porę). Moja koleżanka też wpadła w straszny kryzys przez niego, oskarżał ją, niezasłużenie bardzo. Tak, jak go codziennie obserwowałam to on ma problemy (emocjonalne) w kontakcie z pacjentami z określonymi cechami osobowości i wobec nich przejawia gniew i stygmatyzuje, a wobec innych jest szczerze miły (spokojnych, biernych, wręcz potulnych).

 

 

A zastanawiałaś się,, dlaczego ten facet wzbudzał w Tobie tak silne emocje? Może w nawiązaniu do osoby ojca uruchamiał w Tobie tak silne pokłady emocji?

 

Nie, nie bardzo to miało związek z moim ojcem. Generalnie on nasilał moje zaburzenia, często zachowując się w taki sposób jak moja matka: oceniał moje uczucia i zachowania, kazał mi się zachowywać w określony sposób ("niech się Pani uśmiechnie, bo smęci Pani" itd.), straszył mnie okropnymi wizjami, wyrażał gniew i wytykał moje wady (celowo używam słowa "wytykał", bo facetem wręcz trzęsło, gdy mówił, jak go wkurza to, co robię) i bardzo kpił z tego, gdy mówiłam coś "złego" o moich rodzicach. Budziło się we mnie w związku z tym ogromne poczucie winy, nienawiści do siebie, rozdrażnienia...

 

Ja w nim wzbudzałam chyba silniejsze emocje niż on we mnie. Krzyczał, rzucał się, raz mi trzasnął drzwiami ze złości. Na innych pacjentów w szpitalu też tak czasem reagował, w szczególności, gdy ktoś mówił, że ma myśli samobójcze.

 

Zrezygnował z leczenia Ciebie, co wtedy powiedział? Że co? :shock:

 

Najpierw, że mi nie można pomóc, bo nikogo nie słucham i że nie pomoże mi ŻADEN terapeuta, z jakimkolwiek bym nie pracowała, bo nic do siebie nie przyjmuję (mówił to z wyraźną irytacją). (Okazało się to bzdurą, bo znalazła się osoba, z którą potrafiłam się dogadać i słuchać, co mówi i przyjmować to, nawet, gdy było trudne i zrobiłam postępy w krótkim okresie czasu). Na koniec stwierdził, że nie ma poczucia, że mnie leczy i żebym może spróbowała terapii z kimś innym. To akurat stwierdzenie było bardzo uczciwe z jego strony i je doceniam. On ma kilka zalet, ale one i tak nie równoważą tego, jak potrafi zaszkodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znów siedzę sama.

Zastanawiam się jak to będzie jak K się wprowadzi, a przecież to już w piątek.

Będzie mi brakować tej samotności, może nie? Nie mam pojęcia.

Nie mam siły na nic, rozmyślam o bzdurach i układam w głowie historie nie z tego świata. Porażka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwnie się czuję. Nagle zaczęły mi się przypominać wszystkie przykre momenty mojego życia. Czuję się taka... napięta... Pamiętam, że tak się właśnie czułam, jak zaczęłam uzależniać się od Afobamu. :cry: Zaraz sobie zmierzę temperaturę, bo może po prostu mam gorączkę, a myślę, że coś mi się z psychiką dzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

powinno się takie rzeczy mówić, chociażby po to, żeby kogoś zmotywować. ja usłyszałam od mojej byłej terapeutki, że nadaję się najpierw na detox, a dopiero potem na terapię. a ja jej powiedziałam, że się nie zgadzam i chodziłam dalej do niej na terapię. ale to, co mi powiedziała, dało mi sporo do myślenia. i sporo motywacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Linka, dziewczyny! Mnie nie chodzi o słowa, że Kite nie nadaje się teraz na otwartą terapię.

Bo faktycznie tak może być.

Tylko o to, że Kraków to jej "jedyna szansa".

Jak tak można powiedzieć pacjentowi??

Moim zdaniem to kompletny brak i profesjonalizmu, i wyobraźni.

No i - przede wszystkim - jak można się czuć tak wyższościowo, aby orzekać, co jest dla kogoś JEDYNĄ szansą? Skąd ona wie, co jest JEDYNĄ rzeczą, jaka może pomóc Kate?

 

Moja koleżanka kiedyś tak usłyszała, od jakiejś głupie baby, że pomoże jej już tylko Kraków.

A była o kilku terapiach ambulatoryjnie.

W Krakowie jej nie przyjęli.

No to co miała do wyboru, jak autorytet orzekł, że tylko Kraków, a dotychczasowe terapie skutku nie dały?

Straciła nadzieję na pomoc (no bo jak Kraków to "JEDYNA szansa") i zaliczyła próbę samobójczą.

 

Na szczęście opamiętała się, poszła po swój rozum do głowy i inną terapię, i czuje się teraz b.dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, zgadzam się. Głupi psycholog tylko może coś takiego powiedzieć. Jedna pani psychiatra powiedziała kiedyś, przepisując mi HALOPERIDOL ( :roll: którego nie wzięłam...), że "błądzi we mgle". :mrgreen: Postanowiłam poszukać innego lekarza, który nie będzie tak błądził. A w Krakowie na 7F przyjmują jakichś nadludzi, że tam się tak ciężko dostać? Chyba każdy powinien uzyskać pomoc...? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem nadludziem w takim razie ;)

:uklon::uklon::uklon::uklon::uklon::uklon::uklon::uklon::uklon::uklon:

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, z kim przeszłam na "Ty". Moje życie stało się bogatsze i pełniejsze. :mrgreen:

A tak poważnie, to, Kasiu, jakie są kryteria, które trzeba spełniać? Bo nie wiem, czy mi to kiedyś nie będzie potrzebne, zawsze warto się dowiedzieć... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, zgadzam się. Głupi psycholog tylko może coś takiego powiedzieć. Jedna pani psychiatra powiedziała kiedyś, przepisując mi HALOPERIDOL ( :roll: którego nie wzięłam...), że "błądzi we mgle". :mrgreen: Postanowiłam poszukać innego lekarza, który nie będzie tak błądził.

 

Wiesz, pewnie chodziło jej o to, że w sumie dopasowanie leku do kogoś, to zawsze jakaś loteria.

Bo tak jest. Nie do końca wiadomo, jak dany lek na kogo zadziała.

No, ale mogła innych słów użyć, abyś się nie czuł, że jesteś w rękach kogoś, kto sobie eksperymentuje i kompletnie nie przeczuwa, co mu z tego wyjdzie. Lekarz jednak powinien dawać choćby minimalne poczucie bezpieczeństwa, zaufania.

 

A w Krakowie na 7F przyjmują jakichś nadludzi, że tam się tak ciężko dostać? Chyba każdy powinien uzyskać pomoc...? :roll:

 

No, nie uważam, że każdy. W Krakowie jest ok. 30 miejsc na pół roku terapii. A zgłasza się multum osób. Wybierają tych, którzy mają największą motywację do leczenia - ich zdaniem, oczywiście. Oraz osoby względnie stabilne emocjonalnie - gdy ktoś jest w danym momencie totalnie rozedrgany i jakąkolwiek frustrację odreagowuje w sposoby bardzo niebezpieczne dla życia, to z intensywną terapią na oddziale otwartym lepiej się wstrzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monia, w życiu bym tak nie pomyślała! No i jest mi miło, że ktoś zwraca na mnie uwagę...

 

Basiu, tak, sporo przemyśleń..., ale takich zdystansowanych. Czasem one dodają mi siły, czasem sobie popłaczę, ale widzę, że coś się ze mną dzieje, coś przedziwnego, tak jakbym... jakbym rodziła się w bólach... na nowo? Musi to być to, bo kolejnej równi pochyłej nie akceptuję, nie dam rady już mieć tak jak od maja zeszłego roku. Bardzo się boję tego weekendu, bo rok temu właśnie w tym czasie mi się pogorszyło i trwało to cały rok.

Pamiętam, że w zeszłym roku tuż przed weekendem majowym pojechałam po kwiaty i zasadziłam je na balkonie.

Dziś chciałam pojechać po kwiaty, ale jak sobie przypomniałam ten zeszłoroczny układ, to postawiłam pojechać po weekendzie.

Po prostu przeraźliwie się boję najbliższych dni i jestem kurewsko samotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×